poniedziałek, 13 stycznia 2025

Elżbieta Strzałkowska, Grażyna Latos - Jak złodziej przyszła. Reportaże i rozmowy o starości


 

Starość, jak ogólnie wiadomo, Panu Bogu się nie udała. Toteż mało tutaj pozytywnych historii. Oczywiście z największą uwagą przeczytałam rozdział Mandarynki o DPS-ie. Dwie rzeczy zrobiły na mnie największe wrażenie: w jadalni osoby na wózkach, zwiezione na śniadanie, siedzą i czekają na obiad; i rząd krzeseł ustawionych w korytarzu przed windą - zawsze zajętych, to miejscowe kino czy teatr.


 Choć... różnie bywa. Weźmy taką panią Wacławę.


Wacława pisała w dzienniku, co tam u niej i jak stoi finansowo, w końcu stan konta warunkuje prawie wszystko. Ale pod datą 30 grudnia mnie zaskoczyła.


Kurde balans, toż ja jestem Wacława! Też rozkładam dzień na części, to, tamto, siamto, byle nie zmarnować tego czasu. Jak by to miało jakieś znaczenie... Zazdroszczę jej jednak, że mogła 9-10 godzin spać 😁 

Ogólnie za mało było starych ludzi, a za dużo rozmów ze specjalistami. Jakby zapełnianie ram. Niedosyt.

Początek:

Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Poznańskie, 2024, 237 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 7 stycznia 2025 roku



Stwierdzam, że gdy się nie chodzi do pracy, zima jest fajna 😁 Tym bardziej, że - uwaga! - po raz pierwszy od 44 lat założyłam czapkę! To jest jedna z tych pierwszych rzeczy na emeryturze 🤣 No bo co, w końcu mogę. Wrócę do domu, ściągnę i nikt nie widzi, jak wyglądają moje włosy 🤣 Przy okazji powspominałyśmy na Fabryce, o którą dziś zahaczyłam, dawne czasy, gdy panie nauczycielki albo urzędniczki jak przyszły do roboty w futrzanej czapie, tak w niej siedziały. No, a co miały zrobić, jak po zdjęciu kołpaka włosy im stawały dęba, albo na odwrót, przyklejały się do czaszki.


Bałwany wszędzie rządzą, a mnie córka zmusza, żeby iść na sanki. Twierdzi przy tym, że obok górki ktoś zbudował igloo, więc muszę zobaczyć. 

Skoro o zamarzniętej wodzie mowa, to: gdzieś byłam ze Śmieciarki i takie coś zobaczyłam. Niech mi ktoś wytłumaczy jak 3-letniemu dziecku, o co tutaj kaman. W jakim celu ta miska pod rynną?


Z okazji spaceru w niedzielne południe w pięknych śnieżnych okolicznościach przyrody wspomniałam film nakręcony według pewnej rosyjskiej powieści. Bo tam wśród bezkresnej równiny pokrytej śniegiem ten drewniany ni to dom ni to pałac... Wszystko pamiętałam, że główne role grali Omar Shariff i Julie Christie, że żoną była Geraldine Chaplin... tylko za cholerę nie wiedziałam ani tytułu ani nazwiska pisarza. Szłam, szłam przez 10 minut i intensywnie myślałam - i nic. 

I niech mi ktoś powie, że to nie są początki Alzheimera, pliz!

W domu okazało się, że film trwa 192 minuty, więc obejrzałam go na dwa razy, właśnie skończyłam i może teraz serial? 

Tymczasem nie wiem, na co się wybrać do kina w styczniu, chciałabym na Emilię Pérez, ale na razie nie grają w moim 12-złotowym kinie, za to leci Agent szczęścia, tyle że o głupiej godzinie, jak się ma obowiązki służebne (14.30), ale może jakoś się wyrobię?

Poprzysięgłam sobie ostatnio, że jak przywlokę do domu coś znowu związanego z kuchnią, to obowiązkowo zaraz zrobię. Padło na pisemko Mój przepis zostawione przez kogoś w knihobudce, rok 2009, nr 6, cena 0,95 zł 😁 Było wszystko w domu, więc... No i tak: córka nie omieszkała użyć swojej ulubionej frazy dobre, ale więcej tego nie rób 🤣 A ja uważam, że wręcz przeciwnie, zwłaszcza, że mam duże parcie na kaszę. I na zimno też dobre, zjadłam resztę na kolację 😁 Tylko z tym podanym niżej sposobem gotowania kaszy to nie bardzo miałam zaufanie. Znaczy pamiętam, że mama tak robiła, ale chyba jednak najpierw gotowała, a nie tak surowe w sumie do poduszki?


Ponieważ kaszy ugotowałam więcej (lubię na przykład z mlekiem, podobnie jak ryż czy makaron) dziś dokonałam odkrycia - dla Ojczastego miałam resztę pomidorowej i nie chciało mi się gotować makaronu, więc mu dałam z tą kaszą, wcześniej sprawdziwszy w internetach, że STOSUJE SIĘ 😁 Tak więc od teraz już wiem, że pomidorową można i z kaszą; popatrzcie tylko, jaka uniwersalna zupa: z makaronem, z ryżem, z kaszą, z lanymi kluskami, z ziemniakami też przecież można. Nawet z naleśnikiem pokrojonym, ale tego to już by Ojczasty nie zmamlał 😂

Ciężką pracą dochrapałam się kolejnej porcji wydanych książek moich. Oczywiście w tym samym czasie w domu pojawiły się nowe z budki, ale oj tam.


Chodząc co najmniej cztery razy dziennie ustawiać i poprawiać znajduję rozmaite pozycje. Powiem jednak, że mnie zadziwiła ta tutaj. Za moich czasów (znaczy w PRL-U) dzieła czy to wybrane czy zebrane wydawano uznanym autorom: Mickiewicz, Słowacki, Sienkiewicz, Prus, Żeromski, no takie wiecie.


Szybko ktoś zabrał zresztą. Może nawet tomy 1-20 były na półce, zanim się tam pojawiłam i ktoś wziął tyle, ile udźwignął, a potem przyszedł po resztę. 

A teraz trzymajcie za mnie kciuki, żebym sobie nic nie złamała na tych sankach!


Czwartek 9 stycznia: 7.490 kroków - 4,4 km

Piątek 10 stycznia: 8.305 kroków - 4,7 km

Sobota 11 stycznia: 3.143 kroki - 1,9 km

Niedziela 12 stycznia: 10.441 kroków - 6,3 km

24 komentarze:

  1. A sprawdzasz, czy ktoś zabiera książki z domowego księgozbioru, które wynosisz do budki?

    Olga Rudnicka wygląda na kioskową kolekcję - w takich wydawnictwach lubią dzielić powieści na dwie części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdzam w tym sensie, że codziennie te książki tam porządkuję, więc widzę, co ubywa 😁

      Masz rację z tym dzieleniem powieści na pół, zetknęłam się z taką praktyką co prawda na gruncie rosyjskim - mam w oryginale jakieś Marininy, które są 2-tomowe.

      Usuń
    2. U nas też tak wydawali jakieś kryminały - Mankella chyba, czy cos innego skandynawskiego. Wiem, że się zastanawiałem nad zakupem, ale pomyślałem, że to się przecież zwyczajnie nie kalkuluje, bo taki podzielony tom kosztował więcej niż normalne wydanie powieści w twardej oprawie nawet.

      Usuń
    3. Plus jeszcze więcej miejsca zajętego...

      Usuń
  2. Tak, starość bywa różna, czasami sami sobie robimy pod górkę.
    Może ktoś zbiera wodę do mycia schodów, zawsze na kranowej zaoszczędzi...
    Za ciężka ta zapiekanka jak dla mnie.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że pani sprzątająca w bloku tak bardzo pragnie oszczędzić lokatorom wydatków... zwłaszcza, że przelanie wody z miski do wiadra jest męczące 😁

      Usuń
    2. U mnie coś podobnego funkcjonowało, gdy za blokiem ludzie mieli ogródki. Łatwiej podlać kwiaty taką deszczówką prosto spod rynny, niż znosić wodę, tak jak w przypadku naszego mieszkania, z drugiego pietra,

      Usuń
    3. Owszem, to ma sens. Nie wiem, jak robią u nas na osiedlu ci, co sobie taki ogródek założyli. Ale to chyba są zawsze lokatorzy z parteru, więc w teorii mogą podać przez okno/balkon konewkę z wodą.
      Ba! W lecie widuję za jednym blokiem na trawniku suszarki dwie z rozwieszonym praniem i jestem bardzo ciekawa, jak to ktoś załatwia - czy ktoś dyrda naokoło bloku czy też w mieszkaniu jest druga osoba, która podaje to mokre pranie przez okno...

      Usuń
  3. Film z Omarem - zastanowiłem się i... czary-mary... też nie mogłem przypomnieć sobie tytułu, przypomniało się przypadkowo po kilku godzinach - dobry test.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jednak sam sobie przypomniałeś, a ja dopiero musiałam w domu sięgnąć po film...

      Usuń
    2. Czytałam tę książkę, w ogóle lubię czytać o starości, nieczęsto jest tematem w literaturze (akurat zaczęłam "Półmordercę" mojego ukochanego Håkana Nessera, bohater ma 73 lata i dużo monologuje na ten temat). Natomiast ta "Jak złodziej przyszła" nie podobała mi się. Skusił mnie podtytuł REPORTAŻE, a to, co tam autorki umieściły raczej obok reportaży nawet nie stało. I za dużo grzybów w barszcz, jakby na siłę zapełniały, byle książka wyszła grubsza (widzę, że i Ty odniosłaś takie wrażenie). Z drugiej strony, dobrze, że powstają książki na ten temat (mam jeszcze w bibliotecznym koszyku "Starzy ludzie nie istnieją ", ale boję się kolejnej kaszany).
      O Oldze Rudnickiej pierwsze słyszę, znam Halinę od "Uczniów Spartakusa" - bardzo lubiłam jej "Szeryfa w spódnicy ".
      Ja dziś przytargałam 4 książki z knihobudki, więc no cóż😂

      Ee zaraz, to Ty nawet w trzaskające mrozy nie nosisz czapki?? Ja to zmarźluch jestem, nawet w liceum, kiedy obciachem było nosić, to nosiłam, bo zaraz zatoki, katar🥶 tzn. nosiłam nauszniki i modne wtedy kominy, ale jednak. Włosy mam krótkie, więc czapka nie bardzo im służy, ale trudno.
      W czapce moja mama siedziała np.w kawiarni (w pracy nie😁) dopiero na starość przekonała się do kapeluszy (też nie zdejmowala, ale lepiej to wyglądalo).
      Agata

      Usuń
    3. No właśnie - jeszcze piszą na okładce, że SERIA REPORTERSKA, nieprawdaż?
      "Starych ludzi..." wyszukałam w bibliotecznym katalogu... i okazało się, że mam ich na wirtualnej półce 😁 Mam tam też taką pozycję: "Nie ma się czego bać. Rozmowy z mistrzami" oraz "Minuty. Reportaże o starości".

      Halinę Rudnicką znam od "Chłopców ze Starówki". "Szeryfa" nie czytałam CHYBA nigdy, a "Uczniów" NA PEWNO NIE, bo mnie zawsze odstraszał antyk 😁 Nawet widuję tych "Uczniów" w budkach. Ostatnio przy katalogowaniu coś jeszcze odkryłam tej autorki.

      Nawet w trzaskające mrozy. Nigdy nigdy nigdy. Kaptur zarzucałam. Też jestem straszny zmarzluch, ale tego nie mogłam przeskoczyć. A teraz - jak cudownie 🤣 A na Fabryce w ogóle zrobiłam sensację, gdy mnie w czapce zobaczyli. Jedna z koleżanek wyznała przy tym, że w domu mają dość zimno i ona w czapce siedzi cały wieczór, a bywa, że i śpi...

      Usuń
    4. Moja mama też na starość w kapeluszu chodziła. I mam tu sąsiadkę jedną kapeluszową. Ostatnio ktoś wystawił na schodach siatkę pełną letnich kapeluszy - może ona - ale na taki numer mnie nie wezmą 😂 Jeszcze w leciem bym sobie miała przyklejać włosy do czaszki?!

      Usuń
    5. Ja to bym chętnie jakiś fajny kapelusz nosiła, kiedyś miałam i to nawet kilka, w latach 80./89., jeszcze na studiach byłam. Muszę popatrzeć gdzie są, bo wtedy to się w pawilonach kupowało u prywaciarzy. Kapelut tak włosów nie gniecie.

      Sprawdzę, czy u mnie są te książki, o których piszesz.
      Agata

      Usuń
    6. Może nie gniecie, ale w lecie włosy pod kapeluszem pocą się jak cholera!

      Usuń
  4. Anna Karenina.
    natomiast nie wiem po co sie dobijać i czytać straszne książki o starości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. albo doktor Żiwago ?? ;-)

      Usuń
    2. Żiwago 😂
      Z tymi lekturami nie chodzi wcale o dobijanie się. Aktualnie chętnie się dowiaduję, jak inni sobie radzą (lub nie radzą) z opieką nad starszymi osobami. A poza tym zaczyna do mnie docierać, żem i ja już na tym progu.
      Wczoraj stałam przed lustrem i zastanawiałam się - jak to możliwe i kiedy to życie minęło...

      Usuń
    3. Oj też tak mam, w środku młoda, nawet dzieci jeszcze malutkie (maturzysta i srudentka), a zaraz sześćdziesiątka i ulgi senioralne w PKP😱
      Agata

      Usuń
    4. A idź mi! Jakie ulgi senioralne w PKP? Jeszcze w Regionalnych to może... 😂 Prędzej w komunikacji miejskiej, ale jak przejdziesz na emeryturę, a nie z racji sześćdziesiątki - przynajmniej u nas.

      Usuń
    5. Bilet dla Seniora w PKP - Intercity, Express Intercity Premium czyli Pendolino, TLK - ze zniżką 30 % - dotyczy każdego biletu. Nie trzeba być emerytką. Wystarczy data urodzenia. Ziuta - miłośniczka opery

      Usuń
    6. Ziiuta - dzięki za wyjaśnienie 😁 To się chyba zmieniło, bo pamiętam, że przed laty mama musiała wykupić coś tam na rok, żeby RAZ skorzystać ze zniżki!

      Usuń
  5. Potwierdzilo sie, od zawsze bylam odmieniec. Moje wlosiny byly i sa marne wiec nigdy nie siedzialam w czapce, bo nie robilo to roznicy. kapelusze nosilam od czasow liceum tzn jeden rodzaj taki w stylu lat 1920tych, w Danii tez kupowalam takie, i dodatkowo meloniki, natomiast tutaj przestalam, sa calkowicie zbyteczne. Film pamietam bo z dwa lata temu czytalismy ksiazke w naszym book-club, o starosci czytalam tylko ten slynny pamietnik H.Groena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komu mówisz o marnych włosinach!?! Więc jak ja je rano po umyciu jakoś tak doprowadzę do porządku (na ile się da), a potem włożę czapkę - różnica jednak jest. Tyle że teraz nie muszę się tym już przejmować 😁 chyba że idę gdzieś, gdzie będę dłuższą chwilę i w czapce po prostu się ugotuję.
      O tym Groenie wspominałaś już, pamiętam.

      Usuń