Zerknę też przy okazji na biogram tej żony-pisarki, której raczej nie kojarzę. To znaczy na pewno nie kojarzę, nie wiem, czy była u nas tłumaczona i co pisała.
Wszystko to pieśń przyszłości, tymczasem melduję tylko wykonanie zadania, nieśmiało zdradzę, że zaraz po kryminale przeczytałam cienką książkę dla dzieci, a teraz się biedzę nad bynajmniej nie cienką książką dla dorosłych, która mi się wcale nie podoba, ale skoro przywlokłam z biblioteki i zaczęłam, to ciągnę 😐
Początek:
Koniec:
Teoretycznie mogłabym ustalić, ile mi Macdonalda zostało do przeczytania oglądając jedynie to zdjęcie półki, ale guzik tam. Nie w każdym przypadku napisali na grzbiecie nazwisko autora, co jest skandalem. W ten oto sposób Chandlery mieszają się z Macdonaldami i Gardnerami, a gdzieś z boku pcha się jeszcze Asimov (którego nie czytałam).
Aha, okazuje się, że jakieś paskudne plamki są na tej górnej półce widoczne, chciałam poprosić córkę, żeby mi je zlikwidowała - oczywiście na fotce jedynie - ale co będę pudrować rzeczywistość! Półka jaka jest każdy widzi!
Wyd. Iskry, Warszawa 1978, 314 stron
Tytuł oryginalny: The Far Side of the Dollar
Przełożyła: Kalina Wojciechowska
Z własnej półki (kupione 29 grudnia 2014 roku - pewnie na allegro)
Przeczytałam 12 czerwca 2021 roku
Do ubiegłego piątku do godziny 20.00 mieliśmy napisać test online, wieńczący kolejny semestr na kursie czeskiego. Chyba mnie coś natchnęło, że w środę wieczór usiadłam i napisałam, bo potem to już by czasu nie było. Ale drugą częścią testu było wypracowanie, i to sobie obiecywałam skrobnąć i posłać do Naszej Pani w piątek po pracy. Tyle że w piątek wróciłam z roboty o 19.55 i to kompletnie wymiśkowana, zadzwoniłam więc i powiedziałam, że doślę w weekend.
No i sobota od rana była zepsuta, bo oczywiście nie chciało mi się usiąść i wyprodukować. W końcu powiedziałam sobie, że dość tego, nie zepsuję sobie przecież i niedzieli, napisałam i posłałam, aczkolwiek dodając, że naprawdę bardzo, ale to bardzo mnie kusiło, żeby raczej umyć okno i to z żaluzją. Nasza Pani w odpowiedzi przysłała mi mema.
Córka mówi, że to suchar, ale ja nie znałam 😂😂😂 Ale za to wiem, jak jest suchar po czesku!
No, a wieczorem poszłam chodzić i odwiedziłam dziki. To znaczy poszłam w tę stronę, gdzie one mieszkają, jak przeczytałam w necie. Jakieś dobre dziecko nawet powiesiło ogłoszenie na drzewie 😍
Na szczęście żadnego nie spotkałam. Ale oczywiście wszystko przede mną, bo coraz później na te spacery chodzę.
Jednakże ma się ku lepszemu, gdyż wczoraj ogłosiliśmy zwycięzcę konkursu, uprzątnęliśmy wszystkie papierzyska (chyba tonę) i o 16.00 wyszliśmy z roboty. Co za ulga 😜
Oczywiście nie wiadomo, ile to potrwa, zanim dziewczynę przyjmą do pracy. Kolega z najdłuższym stażem (od początku istnienia Fabryki) mówił dziś, że czekał... 2,5 roku! I że już zaczynał myśleć, że ten wygrany konkurs mu się tylko przyśnił. Drugi kolega grzebał na moją prośbę w swoim segregatorze, nie dogrzebał się, ale twierdzi, że rok chyba upłynął od konkursu do podpisania umowy.
No, ale to były czasy przedinternetowe, teraz chyba pójdzie szybciej. Ja na wszelki wypadek poradziłam zwyciężczyni, żeby się jeszcze nie zwalniała z poprzedniej pracy.
Przy okazji wyszło na jaw, że gdybym startowała w tym konkursie, nie dostałabym ani pół punktu za pracę - mimo 22-letniego stażu w tej instytucji. Bo nie jestem tam zatrudniona. Spędzam tam codziennie 7 godzin od 22 lat i nic, nie liczy się w konkursie, bo to tylko współpraca, a nie praca, wedle Zwierzchności. Należy zaznaczyć, że wymuszona przez instytucję, a nie wybrana przeze mnie (sławetna jednoosobowa DG). Jeden z kandydatów miał papiery na 10 lat współpracy z jedną TV i nie zaliczono mu, bo nie na etacie.
Jak bardzo trzeba być odległym od rzeczywistości na rynku pracy, żeby nie rozumieć, że dziś rzadko kto ma etat. Dyrekcja chyba i dział księgowości (sprzątaczki już nie, bo usługę zapewnia firma zewnętrzna, podobnie jak ochronę). Prekariat kwitnie, a oni sadzą takie kwiatki 😬😬😬
A się zastanawiałem przez chwilę czemu nie bierzesz udziału w konkursie.
OdpowiedzUsuńNa ten konkurs czekałam 20 lat... a dokładnie nie na ten do sekretariatu, tylko na moje stanowisko. Każdy kolejny dyrektor obiecywał, że będzie się starał o nowy etat, ale żadnemu się to nie udało.
UsuńGdy w zeszłym roku odeszła na emeryturę koleżanka z sekretariatu, dla mnie już było za późno. Według przepisów mogłabym popracować NA ETACIE jeszcze tylko kilka lat - logiczne jest, że przyjmą kogoś młodszego, bo inaczej za chwilę znów by musieli przeprowadzać ten nieszczęsny konkurs... Więc nawet nie składałam papierów.
Tymczasem ze względu na minimalną emeryturę (przez tę zakichaną DG) będę musiała pracować, dopóki nie padnę. Na szczęście na DG wiek nie ma znaczenia - oczywiście dopóki będą mnie chcieli na Fabryce 😉 Jak nie będą chcieli, trzeba będzie szukać czegoś innego.
Nie zmuszam się do czytania książek, które mnie męczą, szkoda życia...
OdpowiedzUsuńMój syn kiedyś chodził na rozmowy o pracę i ciekawa jestem, kto układał pytania do kandydatów, bo na psychiatryk wyglądało!
Zostało mi 14 miesięcy pracy zawodowej i ani chwili dłużej!
jotka
Och, 14 miesięcy i ani chwili dłużej! Takiej to dobrze 😉
UsuńJa niby cały czas odliczam do lipca przyszłego roku, ale to złudne, to tylko znaczy, że nieco mi się poprawi finansowo (czytaj: może co zaoszczędzę), skoro emerytura pokryje mi opłaty 🤣 trza będzie jednak robić dalej.
No, ale dobrze - jeszcze 12 miesięcy 😉
Emerytura niska, przynajmniej moja, ale może zdrowia więcej zachowam, będę mieć ocean czasu, to na gotowaniu oszczędzę i ciuchach, w końcu głównie do pracy się stroimy ;-)
UsuńJest różnica między NISKĄ emeryturą, a TYSIĄCEM zet 🤣🤣🤣 W moim wypadku niewątpliwie zaoszczędziłabym na wszystkim... ale musiałabym zostać tą, jak im tam, freeganką czy czym 😁
UsuńSą książki, które czytają się "same". Wczoraj właśnie taką pożyczyłem z biblioteki. Jest to książka Piotra Bratkowskiego pt. Mieszkam w domu, w którym wszyscy umarli. Autor jest synem Anny Bratkowskiej i reżysera J. Bratkowskiego.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze się czyta, bo i bohaterowie przecież znani, niektórzy z pierwszych stron gazet.
Zla jestem na siebie, że zaczęłam ją czytać przed gotowaniem obiadu,miotam się pomiędzy książką a knedlami z truskawkami, koniecznie podanymi z młodą kapustą i duszona wołowiną. To taki regionalny sposób serwowania knedle. Może to nie brzmi zbyt apetycznie, ale smakuje dobrze.
Pozdrawiam i i czytam dalej. Teresa.
Dodałam do koszyka w bibliotece, aczkolwiek na razie chyba zamawiać nie będę, muszę się w weekend zastanowić nad najbliższymi lekturami, może się rzucę na Pragę przed wyjazdem?
UsuńSzczęka mi opadła nad knedlami z truskawkami podanymi z kapustą i wołowiną 😂 Powiedz, że to taki prima-aprilis był spóźniony 😂😂😂
A poza zestawieniem to podziwiam pracowitość (i umiejętności)! Tyle na raz przyrządzić, ło matko... ja tam, jeśli przy jednym mam się narobić (co u mnie oznacza choć 15 minut), to już reszta musi być najprostsza w świecie (na przykład sałata) 😄😄😄
Mam trochę książek ze srebrnym kluczem na półkach :-) Tego autora też z pewnością mam, ale co dokładnie to sobie w tym momencie nie przypomnę :-)Nie wiem czy to dobry pomysł chodzić tam gdzie są dziki :-) Jak trafisz na takiego w złym humorze to lepiej byś miała drzewo w pobliżu :-)
OdpowiedzUsuńDrzew tam nie brakuje, ale gdy próbuję sobie wyobrazić, jak się w trybie pilnym na nie wspinam, to... coś mi się nie udaje... widać wyobraźnia szwankuje 🤣🤣🤣
UsuńZakładam, że one wtedy śpią. Mówię sobie, że sprawdzę w domu, jaki tryb życia prowadzą takie dziki, ale potem zapominam.
Nie, to nie żart. Taki sposób podania knedli jest częsty w Łodzi i okolicach. Nie dam głowy, czy zawsze z wołowiną, ale tak podawała moja teściowa ��, ja również tak podaję. Tyle tylko, że jej wołowina to była poezja nam taka nie wychodzi.
OdpowiedzUsuńTeż bym nie dała rady na raz to wszystko przygotować (i czytać). Wołowina wczoraj, kapusta rano itd. Teresa.
Aż dopytam psiapsióły, która pochodzi ze Zgierza, czy też w domu stosowali 😁 Ja osobiście wszystko, co wymieniłaś, zjadłabym z wielkim smakiem, tylko może osobno 😉
UsuńŻe też nie kupiłam kapusty na weekend, mogłam zrobić... ech.
Dziki łażą i w dzień. Parę lat temu byłam w Krynicy Morskiej. Dziki chodziły tam po ulicach jak po swoim. Nie był to miły widok...
OdpowiedzUsuń;(
No pięknie 🙄 Chyba trzeba wykreślić to miejsce ze spacerów 😉
UsuńU nas też łaziły, chyba je wytłukli, żadnego od dawna nie ma. Żal mi zwierzaków, ludzie wepchali się w ich świat i biedne nie mają się gdzie podziać, są spychane coraz bardziej.
OdpowiedzUsuńPatrząc na Twoje półki cofam się w czasie....
Nie wyobrażam sobie knedli z kapustą, ale np MS patrzy z niechęcią, że ja uwielbiam jajka na twardo z maggi :)
To prawda, wycinają lasy i bidoki przenoszą się do krzaków w mieście...
UsuńJajka z maggi??? Ale że co, kroisz sobie na ćwiartki i polewasz?
🤔
Obieram całe jajko, polewam sobie i gryzę. I jeszcze się spieszę, bo takie pyszne, że hej! 😁😁😁 Uwielbiam od dziecka, jajecznicy bez maggi też nie lubię 😀😀😀, zjem, ale wolę z "magim" jak mówiłam w dzieciństwie.
UsuńHa ha, dobre! Ja we Włoszech będąc w gościnie patrzyłam ze zgrozą na przedstawicielkę młodego pokolenia, która smażyła sobie jajecznicę z koncentratem pomidorowym. A może z keczupem? Już nie pamiętam 😂
UsuńCzyta się dobrze post i komentarze. Ale jajka z "magi"!
OdpowiedzUsuńRóżne "dziwne" upodobania kulinarne często są przedmiotem zaciekłych sporów an różnych forach 😂😂😂
Usuń