środa, 18 czerwca 2025

Lidia Winniczuk - Zawód, który nie sprawił zawodu

 

Nazwisko Lidia Winniczuk jest mi znane od szkolnych czasów, kiedy to w liceum zaczęłam się uczyć łaciny i najwyraźniej podręcznik szkolny mi nie wystarczał (jakiż on był zresztą beznadziejny!), skoro naciągnęłam rodzicielstwo na kolejny 😁 Poznajecie autora okładki? 

 
 

Książka Zawód, który nie sprawił zawodu trafiła do "mojej" budki z dostawy Szyszkodara. Ten Zbrucz wspomniany na okładce coś mi mówił i myślałam, że to mam, ale okazało się, że pomyliłam z Wzdłuż Wisły, Dniestru i Zbrucza Stanisława Grodziskiego 😂 Tak że - pierwszego tomu wspomnień Lidii Winniczuk nie mam, ale może się gdzieś kiedyś trafi.

 

Książka ma dedykację z 1993 roku. Prof. Marian Plezia też był filologiem klasycznym, a zmarł w 1996, więc oczywiście zastanawia mnie, czy dopiero teraz, po 30 latach, ktoś likwidował jego księgozbiór. 


Ciekawostka taka: między stronice książki była włożona karteczka, zapisana obustronnie przez autorkę, a wyjaśniająca, co jest na okładce. 



Wspomnienia czyta się gładko (choć trochę za dużo tu jest cytowanych prac uczennic, nawet z gazetki szkolnej). Ale przede wszystkim uderza pasja autorki, pasja filologa klasycznego i jednocześnie nauczyciela. Tak, zawód nauczyciela to było kiedyś powołanie. Poczucie misji. Nadal bywa, ale gorzej z szacunkiem dla tej profesji wśród społeczeństwa. 

Dla mnie jednak bardziej interesujące były sprawy osobiste i rodzinne. Gdy czytałam o tym, co się działo w bliższej i dalszej rodzinie, jak wyglądały stosunki autorki z rodzicami, znów chciało mi się płakać (wieczne wyrzuty sumienia, że nie umiałam dojść do ładu z mamą; inna sprawa, że wyszłam z domu na tyle wcześnie, iż w dorosłym życiu widywałyśmy się rzadko, głównie z okazji świąt, i nie było właściwie okazji do naprawienia relacji). To takie piękne, gdy żyje się z rodzicami tak blisko 💚 Lidia Winniczuk nigdy nie wyszła za mąż, nie założyła rodziny, nie wyprowadziła się z rodzinnego domu, twierdząc, że poślubiła pracę. 

 

Początek: 


Koniec:

Wyd. Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1992, 208 stron

Z własnej półki

Przeczytałam 14 czerwca 2025 roku
 


Pierwsza w życiu wyprzedaż garażowa za mną. Była w niedzielę od 10.00, ja stawiłam się już o 9.45 (bo chciałam jak najwcześniej wrócić i dać śniadanie Ojczastemu), byłam pierwsza, więc na dobry początek dla tej młodej pary sprzedającej MUSIAŁAM coś kupić 😂 Było dużo kartonów z książkami, ale nie starociami, które by mnie bardziej interesowały, tylko powieści z XXI wieku, tak że to olałam i w końcu wybrałam jedynie grubaśne tomiszcze Kuchnia polska. Ramki na zdjęcie za 2 zł nie mogłam nie wziąć 😉 a literki moje i córki na uj mi potrzebne, ale też wzięłam 🤣 Jeszcze nie wiem, co sobie w ten sposób oznaczymy. Tak że takie nabytki.


 

Open House ogłosiło przyszłoroczny termin, więc pędem rzuciłam się rezerwować hotel. Znaczy do tych sióstr z maja. I cóż - mój pokój nie był dostępny, ktoś mnie ubiegł. Będę więc w pokoju 4-osobowym, co oznacza, że będzie więcej miejsca na rozkładanie wszystkiego na łóżkach 🤣 Książek i w ogóle... Czy Wy też jesteście w stanie zagospodarować wszelkie powierzchnie płaskie?

Natomiast rezerwacja na sierpień - bo od razu chciałam - nie wypaliła. Jeszcze za wcześnie, pod koniec roku się zgłosić. Znowu będę się bała, że mnie ktoś ubiegnie.

Tak się nabuzowałam tymi rezerwacjami, że dziś spędziłam cały poranek w czeskim internecie, robiąc plany - na ten sierpień oczywiście. I odkrywając miejsca, gdzie byłam dosłownie o parę metrów, ale jako że nie wiedziałam, że czegoś tam mam szukać, to i nie szukałam 😁 Cały ten poranek zaowocował... jedną zaplanowaną wyprawą. Czasem mam wrażenie, że dłużej się planuje niż potem trwa wyjście 😂


15 komentarzy:

  1. A skąd ta wyprzedaż garażowa? Bo w wcześniejszych wpisach, albo czytałem bez dostatecznej uwagi, albo nie wspomniałaś o tym ani słowa.
    Marek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyprzedaż garażowa wyświetliła się mojej córce na FB i mnie namówiła, żeby iść, bo to było niedaleko, na Rydla. Tylko wspomniałam o tym, że się wybieram w komentarzu pod poprzednim postem 😉

      Usuń
  2. Takie smaczki , dedykacje i didaskalia to opowieść sama w sobie!
    Po piśmie widać wiek autorki...na studiach miałam zajęcia z 85- letnim profesorem, nikt go nie umiał odczytać.
    Nie słyszałam u nas o podobnych wyprzedażach, jest jakiś targ staroci, ale jeszcze nie byłam.
    Takie literki ładnie wyglądają miedzy donicami na parapecie lub na regałach z książkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorszy wzrok, gorsze pismo...
      Moją babcię też było trudno odczytać.
      Literkami pewnie oznaczymy sobie właśnie półki z książkami 😁

      Usuń
  3. Lingua latina!!! No oczywiście też miałam, bo też się uczyłam łaciny. Ba, maturę zdawalam😂
    Nawet kilka lat temu chciałam sobie przypomnieć na Duolinguo, a tam zonk, bo restytuta ("kło" vadis, caesar to "kejzar" itp.), nie do przebrnięcia dla mnie.

    Literki też moje i córki, tylko odwrotnie niż u Was. Może na jakieś szafki czy cuś.

    Dedykacja boiska, świetne post scriptum do naszej rozmowy o "pomazanych" książkach.

    No i gratki, że się udało z rezerwacją. A cena tej czwórki jak się na do jedynki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maturę zdawałaś!!! No widzisz - ja chciałam, ale byłam jedyna i prof od łaciny się wykręcił, że on nie filolog klasyczny, tylko polski (tak było). No kto by dla jednej osoby się męczył 😉
      Nie rozumiem, co Ty do mnie mówisz z tym Duolingo?

      No właśnie tak się złożyło z tą dedykacją... podobnie jak z Nowolipiem wcześniej!

      Jedynki tam nie ma, ja byłam teraz w trójce. Cena jest taka sama od osobodoby, nie ma różnicy. Na plus uznaję, że ta czwórka jest w tym małym hallu, gdzie stoi lodówka z mikrofalą, więc będę miała mniej chodzenia z podgrzanym mlekiem 😂

      Usuń
  4. Ha, wciąż mam tą książkę Język Łaciński i do dziś nie wiem skąd, bo nigdy nie uczyłam się łaciny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nauczyciele... szkołę zacząłem we wczesnych latach PRL, wszyscy moi nauczyciele byli "przedwojenni". Nauczyciel historii całkiem zgrabnie potrafił przekazać wiedzę o wojnie 1920 r i ataku ZSRR na Polskę we wrześniu 1939.
    Nauczycieli języków - rosyjskiego, niemieckiego i angielskiego - wspominam do dziś w dużym sentymentem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje się, że nie miałam żadnych przedwojennych nauczycieli, ale nic dziwnego, to już była kolejna generacja. I nawet nie wiem, czy profesorka od historii w liceum coś napomykała - bo historia była dla mnie kulą u bogi jedynie :(

      Usuń
  6. Też mam tę książkę! U mnie w szkole nie było łaciny, a ja bardzo chciałam, więc chodziłam na prywatne lekcje, jedyne w życiu moim, dwa lata. Zaprocentowało mi na studiach - mieliśmy bardzo surowego łacinnika, wszyscy drżeli, a ja na luziku :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prywatne lekcje łaciny, ho ho. W moim miasteczku - gdyby ktoś miał taką zachciankę - nawet by nie znalazł łacinnika 😂
      Z racji czterech lat łaciny w liceum nie musiałam juź chodzić na studiach na lektorat, ale pamiętam narzekania koleżanek...

      Usuń
  7. Aprops podejścia...Lot do Sztokholmu trwa ponad godzinę a My już od 6 na lotnisku a jest 9.30...I jeszcze nie mamy info. O której polecimy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yyy... uroki latania 🤔 i pierwsze plany biorą w łeb...

      Usuń