wtorek, 30 kwietnia 2024

Daria Doncowa - Słodki padalec

Doncową znalazłam kiedyś na półce w Jordanówce i zadowolona zabrałam się teraz za lekturę (ponowną, czytałam przed dekadą pożyczoną z biblioteki), gdy okazało się, że to nie jakiś czytelnik zostawił ją na półce z darmochą, tylko... no, kto, skoro wyrwana kartka tytułowa i wycięty fragment ostatniej kartki? Już wiecie? Nie mam siły do tej kobiety... Co za mania.

Teraz, gdy przeczytałam Słodkiego padalca po raz drugi, przypomniałam sobie po raz setny, jak to się stało, że wróciłam do rosyjskiego - czyli, że ktoś gdzieś na jakimś forum napisał, że Doncową o wiele lepiej czyta się w oryginale i postanowiłam spróbować. Istotnie czytana w polskim tłumaczeniu wiele traci (choć oczywiście tak czy siak jest to lekka, wręcz bardzo lekka lektura).

Początek:

Koniec:


Wyd. NIE MA DANYCH Z POWODU WYRWANEJ KARTKI...

Z własnej półki

Przeczytałam 27 kwietnia 2024 roku

 

NAJNOWSZE NABYTKI

One nie są wcale najnowsze, tylko zapomniane. Zweiga znalazłam w biblioteczce plenerowej, którą się opiekuję - zawiozłam inne, a przywiozłam tę. Przyznam się, że zawsze myślałam, że 24 godziny z życia kobiety to powieść... A Centkiewiczów z kolei znalazła gdzieś moja córka.


Timura (z lewej) wzięłam, bo takie stare wydanie 😉 Ten z prawej to mój wcześniejszy egzemplarz, żadnego się nie pozbędę!

Gajdara jeszcze mam te dwie poniżej oraz Dym w lesie i Czuk i Hek, ale te ostatnie gdziesik schowane.

A dwie młodzieżówki po niemiecku znalazłam wczoraj na półce w Jordanówce i z triumfem przyniosłam do domu, no bo przecież na emeryturze będę się uczyć języków!

 

Miałam dziś wolny dzień, więc spędziłam go bardzo pracowicie.

Mianowicie pojechałam do ZUS-u. Bowiem mianowicie skarbówka robi w bolo emerytów o niższych dochodach w ten sposób, że pobiera podatek, gdy jest trzynastka i czternastka dodana do emerytury - nie zlicza w stosunku rocznym, tylko miesięcznym wówczas. Potem ZUS przysyła PIT 11A, gdzie sugeruje, że jest rozliczone na zero - gdy tymczasem skarbówka jest winna podatnikowi pieniądze. Jeśli podatnik się nie zorientuje, to jego strata.

Na nasz krakowski adres żaden PIT 11A Ojczastego nie przyszedł, więc monitowałam brata, żeby sprawdzał skrzynkę na starym mieszkaniu. Mówił, że nic nie ma. W końcu wczoraj pojechał do dżendżejowskiego ZUS-u i tam mu powiedzieli, że owszem, wysłali ten PIT, ale nie dowie się nawet na jaki adres, nie mówiąc o otrzymaniu kopii, bo nie jest upoważniony.

Tak więc ja dzisiaj udałam się do naszego ZUS-u z wypełnionym pełnomocnictwem na siebie. Bardzo miła i pomocna pani wszystko wyszukała i oto:

- ZUS dżendżejowski od 24 maja zeszłego roku nie zebrał się w sobie, żeby wysłać akta do Krakowa, więc oni nic nie mają

- brat od tegoż 24 maja 2023 jest upoważniony, tyle że zapisali to pod Peselem Ojczastego, a nie brata i pewnie dlatego wczoraj uznali, że takiego pełnomocnictwa nie ma

- i clou: ten zaginiony PIT 11A został wysłany na adres... brata właśnie. To, że nie doszedł, to inna sprawa, ale przecież to są IDIOCI. Stoi przed nimi facet, do którego wysłali PIT i mówią mu, że nie mogą mu nic zdradzić 🤣

No nic, miła pani podyktowała mi kwoty (nie mogła wydrukować, tylko podejrzeć, no bo to nie z jej oddziału ciągle). Kurcgalopkiem do domu, bo przecież dziś ostatni dzień składania zeznań rocznych. Sprawdzam w internecie, który to PIT (jakoś ich nie odróżniam) - oczywiście PIT 37, którego nie mam. No, ale załatwiam po sąsiedzku jeden egzemplarz, wypełniam - i 306 zł do zwrotu. Byłoby przepadło! 

Pozostało dać go Ojczastemu do podpisania* i na pocztę. Znalazłam kopertę A4, więc złożyłam ją na pół, pozaklejałam taśmą boki, nakleiłam znalezione dwa znaczki po 3,30 zł (że resztę za polecony dopłacę na miejscu), odstałam swoje w kolejce - żeby się dowiedzieć, że znaczki mi się zmarnują, albowiem za polecony nie można nimi zapłacić 🥴 A więc kupiłam nową kopertę, przeadresowałam, a starą pan w okienku mi poradził wykorzystać klasycznym sposobem: "odkleić znaczki nad parą i potem przykleić na inny list klejem". W międzyczasie za mną kolejka przestępowała z nogi na nogę.

* A to nie takie proste. Nie mógł odczytać, co to jest, ubzdurał sobie, że UBEZPIECZENIE NA ŻYCIE i teraz mnie męczy cały wieczór pytaniami, na ile go ubezpieczyłam 🤣🤣🤣🤣🤣


Żeby odreagować te urzędastwa, MUSIAŁAM obejrzeć ruski film 😁 Ba, w sumie trzy obejrzałam ostatnio. I wszystkie na You Tube (są napisy angielskie, jak by co), bo jak kiedyś wspominałam, mam obecnie ciężki dostęp do płyt w szufladzie pod łóżkiem.

1/ "Gdie nachoditsia nofelet" - historia o tym, jak energiczny kuzyn postanawia pomóc staremu kawalerowi znaleźć dziewczynę. Najlepszy sposób to zaczepiać na ulicy tytułowym pytaniem, każda wtedy dopytuje się, co to jest ten nofelet, bo nigdy nie słyszała. A nofelet to telefon, tyle że od końca 😁

2/ "Żenatyj chołostiak" - tu z kolei młody szofer miejskiego autobusu Sierioża spotyka w pociągu Tamarę, która ma synka, ale nigdy nie zaprezentowała jego ojca swoim rodzicom. Sierioża podaje się za niego, rodzice zachwyceni, Tamara mniej. Do czasu oczywiście 😁

A trzeci to już następnym razem, bo mnie córka pogania z laptopem 😉

A jeszcze po filmie pojechałam do Castoramy kupić tę lampkę ledową na baterie, do piwnicy. Nie mają, nie prowadzą, oni tylko na prąd 😢 W d... was mam, pomyślałam, kupię sobie na allegro. Ale zajrzałam jeszcze do Auchana obok. I znalazłam sobie bluzkę. Przewiesiłam ją przez poręcz wózka, w którym była reszta zakupów (cztery kwiatki do skrzynek i jakieś duperela), odstałam swoje w ogromnej kolejce, a gdy już szłam na autobus, nagle:

- A gdzie jest moja bluzka?

Przecież w ogóle za nią nie płaciłam! Musiała się ześliznąć w tej kolejce i upaść na podłogę - ale że nikt z tyłu mi nie zwrócił uwagi? 😠 

Chyba pojadę znowu  w czwartek... Ale jak by co - nie cierpię sklepów! 

***********************

Dopisek 3 maja

Słuchajcie, to jest jakaś masakra! Chciałam wreszcie wypróbować tego frajera, toteż nabyłam jakąś karkówkę już zamarynowaną w bardzo przyzwoitej cenie w Lidlu 😂 Teraz umyłam maszynę, wyciągnęłam z opakowania mięso... i co. I to nie jest kawałek do pieczenia, jak myślałam (prawie 70 dag), tylko cztery kotleciory. Raz, że się nie zmieszczą oczywiście, dwa, że przecież tego Ojczasty nie zmamle, nie wiem, co ja myślałam 🤣 Z tym, że to akurat nie jest wielki problem, zaraz mu nastawię zupę i będzie. Ale co z nami i z tym mięsem? Gdybym go nie wyciągnęła z folii, to mogłoby sobie poczekać jeszcze, ale teraz trzeba je przyrządzić dziś, nie? Kurka wodna!

RATUNKU!

A w tle babeczki, które jakoś tak nie wyrosły za bardzo (choć i tak smaczne) 😂

39 komentarzy:

  1. A ja dzisiaj widziałem, jak pan z Tezeusza (antykwariat) wynosił pudła z książkami z mojej biblioteki. To już tak lepiej niż gdyby mieli rozdawać za darmo z powyrywanymi kartkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz na allegro książki są chyba* dokładnie opisywane, że zawierają pieczątki i tak dalej. Kiedyś niekoniecznie i mam sporo egzemplarzy z rozmaitych bibliotek 😁 Czasem się można było domyślić ze zdjęcia, czasem nie.
      *chyba, bo przecież nie kupuję, nie szukam 🤣

      Usuń
    2. Tak, przy większości ofert antykwarycznych jest teraz dokładny opis z informacja o ewentualnym bibliotecznym pochodzeniu.

      Usuń
  2. Na szczęście u mnie takiej podlej barbarzyńskiej praktyki wyrywania kartek nie zaobserwowałam. Btw ostatnio pozbyłam się kilku nietrafionych książkowych zdobyczy w akcji "kawa za książkę" w Green Caffe Nero (nie widzialam w Krakowie tej sieci kawiarni, może jest tylko w stolycy). Córka maturzystka z 7 wyniosła, dla siebie i koleżanek, póki co bardziej świętują po kawiarniach zakończenie edukacji szkolnej niz się uczą😅 Co prawda te książki w kawiarniach to raczej ozdoba.

    Doncową chyba od Ciebie podłapałam kilkanaście (?) lat temu, byłam zachwycona, niestety powrót po latach był porażką (ale mi w ogóle bardzo się gusta czytelnicze zmieniły. Z nielicznymi wyjątkami nie czytam już kryminałów, które niegdyś wręcz połykałam). Może kiedyś (jak Ty z niemieckim czy norweskim😅) spróbuję w oryginale, w końcu w liceum czytałam książki po rosyjsku bez problemu.
    Miłego długieeeeego weekendu!
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz córkę maturzystkę? Ojojojojoj! To będą emocje! A na co się potem wybiera? Jakie ma zainteresowania?
      Nie znam tej sieci, ale na ichniej mapce widzę, że mamy w Krakowie siedem sztuk 😂 W tym na Karmelickiej, którą przecież codziennie przejeżdżam... Właśnie, ciekawe, jak funkcjonują książki w kawiarniach, czy one są do przeglądania przez znudzonych klientów? Bo nawet ja, która nigdzie nie chodzę, zauważam taki trend, żeby półki z książkami w takich miejscach były.

      Najpierw się nastawiam na angielski, a potem zobaczymy 🤣 Może w międzyczasie przekonam się do telefonu i różnych aplikacji? Nie tylko językowych. Dowiedziałam się na przykład, że istnieje coś o nazwie Super Cook bodajże, że wpisujesz, co tam masz w lodówce i dostajesz przepisy z tych składników. Pomyśleć, że planowałam zrobić sama coś takiego w katalogu takim, jak używam do książek czy filmów 🤣 Ubiegli mnie!

      Usuń
    2. Ta, no u mnie emocje większe niż u niej😁 co do zainteresowań to nie ma niestety konkretnych (ale kto ma w wieku 19 lat? Niewielu). Ja namawiam w związku z tym na studia międzywydziałowe, sama bym chętnie na takie poszła, gdyby kiedyś były. Coś tam powynajdywala od Sasa do lasa, zobaczymy jak jej pójdzie matura. Teraz jest dziwny system dostawania się na studia. Rozszerzenia, procenty - chyba egzaminy wstępne były sensowniejsze.

      Ja smartfon kupiłam stosunkowo późno, tez mialam obiekcje. Jest to pożeracz czasu, ale i ułatwia wiele spraw. Dużo nadal robię analogowo w notesikach, ale nie wyobrażam sobie już zakupów bez apki, kroki mi liczy, przypomina o różnych sprawach, autobusy śledzę, wydatki kontroluję itd.itp. No i z domownikami mam kontakt. Mam też takich znajomych, z którymi tylko piszę na komunikatorach, namiastka prawdziwych kontaktów, ale lepszy rydz niż nic.
      Książkę w kawiarni kiedyś nawet zaczęłam czytać i potem co, miałam codziennie przychodzić? Czy ją świsnąć? Bez sensu i moim zdaniem to tylko wystrój wnętrza "uprzytulnienie". Nie widzialam, żeby ktoś czytał (swoje rzecz jasna dużo ludzi czyta, ja też, ale nie te kawiarniane). Album można by przejrzeć, o.
      Agata

      Usuń
    3. Studia międzywydziałowe???? Nawet nie wiem, co to znaczy... Że jakieś przedmioty robisz tu, inne tam? Matko, do czego to doszło 🤣 Dla mnie już nie do pojęcia jest, że można robić 3-letnie studia licencjackie jedne, a potem 2-letnie magisterskie inne. I jesteś magistrem tego drugiego kierunku, choć się go uczyłeś ledwie dwa lata. Tego nie pojmę.

      Ach, telefon. Na razie używam go do aplikacji lidlowskiej, li i jedynie. Znaczy generalnie był mi potrzebny tylko dlatego, że bank przestał przysyłać papierowe kody do potwierdzania transakcji 😂 On i tak w większości przypadków zostaje w domu, bo niby po kiego mam go nosić. Wczoraj chciałam być jeszcze chytrzejszą babą z Radomia i ściągnęłam aplikację z Auchana. No i za cholerę nie wiem, co z tym teraz zrobić, jak to działa.
      Może w ramach emerytury powinnam też zrobić jakiś kurs obsługi smartfona dla seniorów?

      Usuń
    4. Tak, wybierasz sobie sama przedmioty, dla mnie bomba - tylko tam jest rozmowa a la dawny egzamin wstępny, czarno to widzę. Też tych licencjatów nie ogarniam, podobnie jak dziwnych studiów "gotowania na gazie" na prywatnych uczelniach.

      Z Biedry apkę załóż, tam codziennie są takie fajne promocje, że stukasz palcem i wyskakujo😁

      Agata

      Usuń
    5. "Tak, wybierasz sobie sama przedmioty, dla mnie bomba."

      W Kanadzie tak jest, właściwie nie trzeba precyzować na początku, jaki się obiera kierunek. O ile się nie mylę, można sobie nawet zaliczyć kusy (przedmioty) kompletnie nie związane z kierunkiem. Właściwie kierunek nawet można byłoby wybrać w środku 2 roku (zakładam program 4 letni). Poza tym niektóre przedmioty spełniają warunki kilku kierunków.

      A co do studiów magisterskich, to rzeczywiście, mogą być one nieraz kompletnie nie związane z kierunkiem licencjackim. Na przykład na studiach magisterskich biznesowych byli studenci z licencjatami z filozofii, teologii, języka angielskiego, biologii, chemii czy fizyki, chociaż większość z nich już brała przedtem przedmioty związane z biznesem-matematyka, calculus, algebra, ekonomia.

      Następny przykład-studia magisterskie fizjoterapii. Aby na nie się dostać, trzeba mieć studia licencjackie, niekoniecznie z fizjoterapii--ale również wymagane jest, aby zaliczyć podczas tych studiów licencjackich (lub później) kilka specyficznych przedmiotów, jak fizjologię kręgowców człowieka, anatomie człowieka, nauki przyrodnicze, nauki fizyczne; nauki społeczne i/lub humanistyczne i/lub języki obce oraz statystyki lub metody badawcze.

      Usuń
    6. Cieszę się, ze i u nas to wprowadzono, bo większość maturzystów (co tu dużo gadać, jeszcze dzieciaków) nie ma zielonego pojęcia, co chciałoby robić w życiu. Rozbicie studiów na licencjackie i magusterskie też daje możliwość korekty planów. Ja np. już po roku wiedziałam, że wybrałam źle, ale zabrakło mi jaj, żeby się gdzieś przenieść - i też nie miałam pomysłu, gdzie. Więc skończyłam i potem poszłam na pomagisterskie, już wybrane z głową
      Agata

      Usuń
    7. Jest to dla mnie taka dosyć czarna magia. Kiedyś trzeba było się czegoś uczyć pięć lat - a teraz wystarczą trzy...

      Usuń
  3. BBM: Nie cierpię urzędów. Żadnych!😡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba!
      Próbowałam wymyślić jakiś przyjemny, ale nie udało mi się 😉

      Usuń
    2. To ja z kolei nie to, że aż lubię, ale jednak doceniam zmiany. Kiedyś to była makabra, sfochowane pokrzykujące urzędniczki i skulony potulny petent. Jak u Barei. I koooolejki. Teraz miło, czysto i numerki.
      Agata

      Usuń
    3. Gdzie to ja niedawno byłam, że jak za komuny kolejki żywcem... Żadnych numerków...
      Ale u siebie w ZUS-ie mam porządnie, takoż w Urzędzie Miasta, gdy tam jeszcze chadzałam, zamiast załatwiać sprawy działalności gospodarczej online.

      Usuń
  4. Ale starocie wygrzebałaś, no i przebój nad przeboje - Dziennik Cwaniaczka, ale po niemiecku?!!!
    Wizyty na poczcie to tez ciekawy temat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Poczta, ten nasz skansen narodowy 😂
      Dziennik Cwaniaczka czyta moja córka z biblioteki ha ha ha! Toteż się zdziwiła, gdy to zobaczyła po niemiecku!

      Usuń
  5. Nie musisz składać pitu ojca, każdy obywatel ma zrobiony PIT na podatki.gov, można go zmienić, dopisać np darowizny czy coś, ale ten PIT na gov robiony jest na podstawie dokumentów spływających do us, i te dokumenty tam są, można je obejrzeć, ściągnąć, wydrukować - co sobie panna życzy. Można oczywiście wypełnić i złożyć PIT samemu, ale jeśli się tego nie zrobi, to jako złożony traktuje się ten na gov - jako niezakwestionowany przez obywatela. To bardzo proste i naprawdę dobrze działa. Bez wychodzenia z domu. W każdym razie nie ma niebezpieczeństwa że się pitu nie złoży na czas, bo każdy obywatel z peselem ma takiż sporządzony. Małżeństwa, jeśli chcą się opodatkować wspólnie, muszą to sami zrobić, ale też można na tej platformie. Buźka, Viva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Viva, małe pytanko. Jak można coś zrobić na gov.pl, skoro Ojczasty nie ma profilu zaufanego, nie ma konta w banku, za pomocą którego miałby się zalogować, nie ma M-obywatela, nie ma e-dowodu, nie ma NIC?

      Usuń
    2. Załóż mu profil zaufany, bo to się jednak czasem przydaje, ułatwia sporo spraw, choćby właśnie to rozliczanie podatków. Dowiedz się tylko gdzie masz najbliższy punkt, w którym będzie mógł profil potwierdzić i zawieź go tam kiedyś w ramach spaceru.

      Usuń
    3. Małgosiu, dokładnie tak jak pisze Dariusz, są tzw. punkty potwierdzające i tam stacjonarnie bez kont bankowych się załatwia. Trzeba tam z Tatą podjechać. Widzę, że w Krakowie jest ich 28.
      https://obywatel.gov.pl/zaloz-profil-zaufany

      https://pz.gov.pl/pz/confirmationPointAddressesList

      Agata

      Usuń
    4. Tak jak piszą powyżej - załóż mu profil, to pewna hm, może nie mitręga, no ale trochę zachodu, ale potem jaka wygoda, nie tylko podatki, ale przecież też choćby recepty

      Usuń
    5. Znaczy ja napisałam to o mitrędze -Viva

      Usuń
    6. Dzięki za podpowiedzi - nie wiedziałam, że można tak. Choć przypomniałam sobie, że córka zakładała profil zaufany w czasie pandemii, miała wtedy wyznaczone spotkanie online w celu potwierdzenia tożsamości.
      Natomiast co do Ojczastego to jednak nie widzę sensu na przyszłość: kod na jego recepty dostaję z przychodni esemesem, a co do podatku - było to jednorazowe niedopatrzenie świętokrzyskiego ZUS-u, brat dopilnuje, żeby przesłali wreszcie te akta do Krakowa i spadać na drzewo 😁 Innych pożytków w jego wieku i sytuacji nie ma.
      A po prawdzie - nie chce mi się z nim targać gdziekolwiek...

      Usuń
  6. A co ja mam powiedziec na temat ZUS-u mieszkajac w USA i tylko kolekcjonujac co mi przysylaja a nie rozumiem z ich pism ani slowka! Tzn slowa znam ale sens dokumentow to dla mnie magia. I nigdy, przenigdy nie udalo mi sie do nich zadzwonic co zmuszalo mnie prosic znajomych mieszkajacych w Polsce o pomoc. Obecnie tez znajomi musieli ZUS zawiadomic o smierci meza i tym ze wybieram zostac z moja emerytura - ale tak naprawde to nie wiem czy dobrze mnie zalatwili, czy nie oszukuja.
    Nie ma nic bardziej frustrujacego niz zalatwienia z instytucjami - ale musze dodac ze jednak u mnie mniejsza biurokracja, zalatwia sie latwiej i szybciej, o czym nieraz sie przekonalam a teraz po smierci meza jeszcze wyrazniej. Kazda instytucja byla szybka i dosc prosta. I kazda pozniej przysylala email z pytaniem czy jestem zadowolona, czy moga jeszcze w czyms pomoc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urzędowy język to masakra. W czeskich wiadomościach widziałam, że jest duży nacisk właśnie na zmianę języka, żeby był bardziej przystępny dla "zwykłego" człowieka. No, ale u nich wszystko jest dla ludzi, u nas dla instytucji.
      Na przykład z banku przysyłają informację, że są zmiany w regulaminie, podają link do nowej wersji - ale niekoniecznie napiszą, w których punktach i co się zmieniło. Jak by co - są kryci, zawiadomili. A że takie zawiadomienie gówno warte, to już inna sprawa.

      Usuń
  7. Czekaj, czekaj, ale chyba przy rozliczeniu zwrócą tę nadpłatę "z urzędu"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiem to?
      Znaczy teraz przynajmniej wiem - z tego, co napisała Ziuta poniżej - że w teorii mogę czekać na pieniądze dajmy na to do września, a jak nie przyjdą zabierać się za pisanie korekty.
      A jeszcze jedno: gdy mu wypełniałam ten PIT chciałam wpisać swoje konto do zwrotu. I otóż nie wolno! To może być jedynie rachunek tego podatnika. Czyli przysyłają pocztą. Znaczy się: odliczają od należnego zwrotu opłatę za przekaz. Oraz listonoszowi tradycyjnie trzeba dać dychę.

      Usuń
  8. Zawsze można złożyć korektę PIT - jest na to 5 lat. Ziuta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ziuta - to jest wiadomość roku! Myślałam, że korektę składa się, jeśli był błąd w poprzednim rozliczeniu - ale ciągle w terminie do 30 kwietnia 😂

      Usuń
  9. Dzień pełen wrażeń i zaskoczeń. Rosyjskie historyczne dla młodzieży - przypomnienie doskonałe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodzież chyba średnio zainteresowana 🤣 Moja córka stanowczo odmówiła oglądania ze mną.

      Usuń
  10. Nie trzeba mieć profilu zaufanego, można na stronie ministerstwa zalogować się danymi z pitu za poprzedni rok czyli 2022.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, na podstawie 😉 A ja nie mam nic. Gdy się Ojczasty sprowadzał, przywiózł świętą teczkę (tę, z którą jeszcze przed 30 laty do pracy chodził), a w niej swoją korespondencję miłosną. A nie że jakieś głupie papiery! Gdy przyszła do niego pierwszy raz lekarka, domagała się dokumentacji wcześniejszej. NI MO.

      Usuń
  11. Ile spraw w jednym wpisie :)
    Doncowa, okazuje się, że jej dziadek to Polak, współpracownik Dzierżyńskiego, skazany na katorgę podczas stalinowskiej czystki w 1937. Naprawdę na imię ma Agrypina.
    A propos imion - tekst na okładce książki podaje "detektyw Eulampia..." - dalej używa już imienia Lampa - ciekaw jestem czy po rosyjsku to tak samo.
    Jeśli chodzi o film Żenatyj chołostiak, to zapowiada się obiecująco. Główny bohater przypomina mi nieco Putina i chyba w podobnej roli występuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezłe imię ta Agrypina, może ojciec Doncowej był historykiem albo filologiem klasycznym 😁 Co do Lampy, to nie wiem, czy takie zdrobnienie wymyśliła autorka czy też rzeczywiście istnieje.

      Usuń
  12. Oh z ta biurokracja, nie zazdroszcze, calkowicie zmarnowany dzien, ale dobrze, ze oddali co sie nalezalo. A na tej poczcie to jakies dziwactwo. Ja nie potrafie zaczynac niczego od malych rzeczy, postanowilam ostatnio wrocic do rosyjskuego I jak myslisz od czego zaczynam? ... od zbrodni I kary !!! Zapisalam sie do internetowego klubu ksiazkowego I oczywiscie jestem niezle opozniona, ale mam czas do grudnia wiec kto wie moze skoncze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wysokiego konia 🤣
      No ale racja, co tam się będziesz skupiać na byle czym!
      Zbrodni i kary nie mam po rosyjsku, więc Ci nie będę towarzyszyć w tej lekturze 😉

      Usuń