poniedziałek, 21 kwietnia 2025

Maj Sjöwall, Per Wahlöö - Muž, který se vypařil

Gdy skończyłam Zielono w głowie postanowiłam, że należy mi się teraz nagroda. Czytelnicza znaczy. A najlepszą nagrodą jest kryminał, drugą najlepszą nagrodą jest po czesku, a trzecią twórczość szwedzkiej pary Maj Sjöwall i Per Wahlöö, więc wybór był oczywisty. 

Znaczy nie do końca, bo nie pamiętam, co już czytałam, czego jeszcze nie, co ewentualnie czytałam w miarę niedawno po polsku... a wbrew niektórym pogłoskom o mojej systematyczności w książkach (i katalogu) ciągle panuje bałagan. Muszę sobie chyba spisać, co mam po jakiemu i co już jest przeczytane... Po czesku na pewno nie mam jednej jedynej - Roseanny. Tę sobie przywiozę z Pragi, jeśli gdzieś na nią natrafię.

Dzisiejszej na pewno nie czytałam wcześniej. Muž, který se vypařil przełożyłam wstępnie i kolokwialnie, jako Mężczyzna, który wyparował, a tu się okazuje, że po polsku wyszło (wszystko chyba wyszło) i nosi tytuł Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu. Faktycznie - wszelki ślad po dziennikarzu specjalizującym się w tematyce wschodnioeuropejskiej zaginął. Wyjechał służbowo do Pragi, spędził noc w podrzędnym hotelu, następnego ranka przeniósł się do bardziej luksusowego, pobył w pokoju pół godziny i wyszedł, zostawiając cały bagaż, pieniądze i dokumenty. I tyle go widzieli. Martin Beck zostaje więc odwołany z urlopu - jest sierpień - zostawia z żalem łódkę i z nieco mniejszym żalem żonę z dziećmi na wyspie 😂 i też leci do Budapesztu...

Gdybym kiedyś tam była, chętnie bym prześledziła jego wędrówki po stolicy Węgier (w latach 60-tych). No, ale nie byłam i już nie będę, szkoda.

Początek:


 Koniec:


Wyd. Svoboda, Praha 1986, 158 stron

Tytuł oryginalny: Mannen som gick upp i rök

Przełożył na czeski: František Fröhlich

Z własnej półki (kupiona 4 sierpnia 2023 roku za 9 koron w Ulubionym Antykwariacie 11 w Pradze)

Przeczytałam 16 kwietnia 2025 roku



Świąteczna przerwa - nic się nie dzieje. W sensie nie chodzę po lekarzach i nie daję sobie upuszczać krwi czyli nie uprawiam ulubionego zajęcia emerytek 😂 Ale wszystko przede mną już jutro, albowiem czwartkowa wizyta w ZOL-u była nieudana. Otóż mianowicie nie przyjęto mi papiórów, a to dlatego, że pani doktor na pierwszym miejscu wpisała otępienie, co jest błędem, błędem i jeszcze raz błędem. Otępienie na pierwszym miejscu oznacza bowiem, że staramy się o oddział psychiatryczny, a to nie wchodzi w grę w przypadku pacjenta leżącego i 96-letniego - w dodatku wtedy idzie się li i jedynie przez sąd. Pani w ZOL-u była tak miła, że doradziła, aby dochtórka nadpisała nad tym otępieniem jakąś normalną chorobę (ślepotę, miażdżycę, bo na pewno ma) i wtedy mogę po świętach wrócić z tymi samymi papierami i złożyć. Jednakże i tak nie wiadomo, co z tego będzie, bo w badaniu skali Barthel ma 40 punktów, a to jest na granicy. Na granicy czego? Między ZOL-em a DPS-em 😢

Tak więc jutro po szóstej znów planuję udać się w kolejkę pod przychodnię, coby zdobyć numerek i zobaczymy, czy pani doktor spełni pokładane w niej nadzieje... Potem pozostaje znów jechać ten kawał świata, zostawić papierologię i czekać na kwalifikację. Ze strachem, że Ojczasty odpadnie.

Wyjaśniam kolosalną różnicę między ZOL-em a DPS-em: ZOL pobiera 70% emerytury i na tym się zatrzymuje, DPS toż samo, ale reszty kosztów pobytu mieszkańca domaga się od rodziny. Mój brat deklaruje, że może dopłacać 2,5 tys. + z emerytury Ojczastego jakieś 2 tys. = 4,5 tys. Ja oczywiście NIC. Za te pieniądze DPS-u się tutaj chyba nie znajdzie. No, ale o to będziemy się martwić, gdy nas z tego ZOL-u odrzucą (jako za mało chorego hm hm).

Kurczę, chyba powinnam sobie sprawić takie składane krzesełeczko, jak wędkarze mają - bardzo by się przydało do tych kolejek pod przychodnią. Mówiłam do córki, że jak w Pradze gdzieś się zmęczę, a nie będzie na czym usiąść, to siądę na ziemi/chodniku i co by tu sobie pod tyłek podkładać. Córka mówi, żebym zabrała jakąś starą ścierkę kuchenną - i chyba tak zrobię 🤣 Starość nie radość!

 

Zadanie na dziś - okropne - zrobić PIT-a, bo jak nie teraz, to kiedy. Innym porobiłam, a mój czeka. Obawiam się, że będzie to droga przez mękę okrutną, ale już naprawdę muszę. Zmarnowane będę miała popołudnie!

13 komentarzy:

  1. PiTy wypełnione, były zrobione w Internecie, sprawdziliśmy i gotowe. To chyba jesteś jak Balcerowicz, że PiT taki skomplikowany masz ;-)
    Krzesełko widziałam w Decathlonie, nawet niedrogie.
    Oj te doktory, to pani nie wie, co ma wpisać?
    Powodzenia we wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to był taki wyjątkowy rok - sześć miesięcy działalność, potem umowa o dzieło, no i emerytura...

      Usuń
  2. Ojejej - źle wypełniony formularz, i to tuż przed świętami :(
    Życzę żeby tym razem poszło dobrze.
    Kłopoty z PIT-em - oh what a pit-y.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chce Cie dobijac ale powiadomie jak u mnie latwo o wizyte lekarska i nigdy w ich poczekalniach nie ma kolejek (oczywiscie dzieki temu, czesciowo przynajmniej, ze nie mamy calkiem darmowego leczenia wiec zanim ktos leci do doktora to sie dobrze zastanawia czy ma dobry powod) - zmusilam sie do odwiedzenia tych ktorych powinnam. Najpierw dermatolog - dal mi wizyte na dwa dni po odwiedzeniu go by sie zapisac. Nastepnie dentysta - tam pytali na kiedy chce i jeszcze czy rano czy pozniej. I tak jest u kazdego, moze poza jakims wyjatkowym specjalista. Takze doktory przyjmuja dokladnie o wyznaczonym czasie, niemal co do minuty co tez nie tworzy kolejek. Jest ich duzo, wybralam sobie miejsce bliziutko domu a okazalo sie ze to taki doktorski plac, mam trzech ktorych potrzebuje w jednym budynku a okuliste niby gdzie indziej a jeszcze blizej domu.
    Zycze by doktorka naprawila blad a caly proces z umieszczeniem ojca poszedl szybko i po Twej mysli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dobijasz mnie, tym bardziej, że zdaję sobie sprawę, że to wszystko, gdy masz dobre ubezpieczenie. Co do uwagi, że z byle czym się do lekarza nie leci, skoro się za to płaci - fakt. Nie wiem, jak jest u nas z tym wysiadywaniem w przychodniach, bo przecież nie mam pojęcia, z czym kto przyszedł i zakładam, że jednak innym też coś dolega, skoro siedzi. Ale często słyszy się głosy, że powinno się wprowadzić jakąś odpłatność, nawet niewysoką, ale że to odstraszy "zawracaczy czterech liter". No może tak, jeśli tacy są. Z drugiej strony ile jest starszych ludzi, których nie stać na wykupienie recepty potem...

      Usuń
  4. "Muz ktery se wyparil" - fajnie jest nie znać czeskiego. Można sobie wtedy tłumaczyć dowolnie. Myślałam, że to o jakimś mężu, który porzucił żonę - wyparł się, wypiął i wyparował. :-D
    Józefina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! A ja najpierw myślałam, że facet poszedł w tango, zapił się na śmierć, bo jest podobne słowo, które oznacza chlać, żłopać 🤣

      Usuń
  5. Zamiast ścierki kup lepiej tzw. siedzisko trekkingowe, czyli małą karimatę :) Z pewnością mniej poręczne, ale jeśli lubisz swoje nerki i korzonki, to izolację od betonu, ziemi czy kamienia da lepszą niż kawałek szmatki :D
    Ja używam takiej - https://www.decathlon.pl/p/siedzisko-trekkingowe-piankowe-forclaz-mt500/_/R-p-189397

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz! I to jest dobra rada! Z tym, że w międzyczasie już się dowiedziałam i mam 😍

      Usuń
    2. To ja tylko dodam, że u mnie w chałupie wołamy na toto "poddupnik", ale jak wpisałem w googla, to się okazało, że ta nazwa jest już przypisana do tej części fotelika samochodowego dla dzieci, na której spoczywa koniec pleców wyżej wymienionych :D

      Usuń
    3. Bardzo dobra i adekwatna nazwa, a skoro nie mam fotelika dla dzieci, a mam matę, to BIERĘ jak swoją 😂

      Usuń