No więc tak.
Ja tu całkiem niedawno na blogu narzekałam, że nie posiadam na własność mojej ulubionej książki Modiano i że nie mam do niej dostępu, bo nie zamierzam płacić rocznego wpisowego do biblioteki Instytutu Francuskiego (z której ją niegdyś pożyczałam). Życzliwy czytelnik (czytelniczka?) bloga mi w komentarzu podsunął myśl o bibliotece na Rajskiej, z jej oddziałem obcojęzycznym. Tamże się udałam, w lutym bodaj, książkę przywlokłam, a teraz, gdy nastał czas jej zwrotu, zabrałam się za czytanie.
Lektura to na pewno trzecia, jeśli nie czwarta. Nie, chyba trzecia.
I znów pełna zaangażowania.
No naprawdę podoba mi się ta powieść, jak mało która.
Ale ponieważ zdaję sobie sprawę, że dość często mam tak, iż gdy czytam coś w oryginale, ma to dla mnie o wiele większy urok, niż gdy poznaję tłumaczenie - dopuszczam myśl, że nie wszyscy mogą być zachwyceni. Jakaś dziecinna satysfakcja płynie z tej możliwości czytania po francusku czy chińsku :)
Więc - nie mam absolutnie nigdy zamiaru przeczytać tej książki po polsku! Jamais!
Teraz. Patrzę ci ja w hasztagi po prawej stronie, a tam PO FRANCUSKU - 41 sztuk, PO CZESKU - 41 sztuk. A przecież po czesku czytam w sumie od niedawna, a po francusku całe życie (całe dorosłe życie). Wynika to z tego, że gdy czytałam masę książek wypożyczanych z Instytutu Francuskiego, nie miałam jeszcze bloga :) Było to głównie w czasach, gdy "siedziałam" w domu z dzieckiem. Co trzy tygodnie (tak dziwnie mieli, nie na miesiąc pożyczali) jechałyśmy do miasta, brałam coś dla córki (głównie dużo ilustracji, mało tekstu - ten tekst jej potem czytałam od razu po polsku, nie że moje dziecko się francuskiego nauczyło) i oczywiście zapas dla siebie.
Dobrze. Wrócę na chwilę do Rue des Boutiques Obscures. Jest tam klimat tajemniczości tego rodzaju, że trzyma w nieustannym napięciu. Dla kogoś, kto lubi kryminały, miód na serce, bo cały czas śledzimy usiłowania bohatera, który chce za wszelką cenę ustalić swoją tożsamość. I jest to po trosze tak, jak by szukać wyjaśnienia jakiejś kryminalnej historii.
Początek:
Koniec:
A gdy przeczytałam to ostatnie zdanie - to było jak magdalenka. NO SKĄD TO ZNAM? Czy to możliwe, żebym je zapamiętała z lektury przed (powiedzmy) dwudziestu laty? Czy kojarzy mi się z czymś innym?
Ba! Wręcz mi taka myśl przemknęła przez głowę, że to w stylu Saganki... Przepraszam :)
A jednocześnie łzy same mi się cisną do oczu (znowu przepraszam). Nasze życie - jakież ono pozostawia po sobie ślad?
Wyd. Gallimard 2004, 250 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 8 czerwca 2020 roku
A w niedzielny poranek, jeszcze w trakcie czytania, już miałam gotowy plan. Pojadę do Paryża śladami bohatera. On w roku 1965 szuka swoich śladów z okresu przed II wojną światową - ja w 2025 (na przykład) będę szukać jego śladów z 1965 roku :)
To jest plan wyłącznie na emeryturę, bo wcześniej nie dam rady ze względu na Pragę (albo albo w końcu). A ta emerytura będzie diabli wiedzą kiedy. Lubię co prawda powtarzać, że mi do niej zostały dwa lata, ale tak naprawdę za dwa lata zacznę ją pobierać, ale pracować będę musiała dalej...
W każdym razie - założę bloga i tam udokumentuję swoje wędrówki. Mam oczywiście zamiar wyżebrać gdzieś jakieś fundusze na ten cel, bo jednak Paryż to nie Praga i trochę więcej kasy będzie potrzebne.
Projekt już wdrożyłam. Mianowicie zamówiłam książkę we francuskiej księgarni, ma nadejść w przyszłym tygodniu :) Tutaj nie było zmiłuj się, muszę przecież mieć własny egzemplarz. Co prawda wolałabym jakieś starsze wydanie i w sumie byłoby to możliwe, wyszukać we francuskim antykwariacie i sprowadzić, ale znam się trochę i wiem, że "przy okazji" i dla "rozłożenia kosztów przesyłki" zaraz bym nakupiła co najmniej pięć innych. Jeśli nie dziesięć. A na to nie mogę sobie pozwolić - mimo wszystko moje ściany nie rozszerzają się.
A dlaczego tutaj żadnych komentarzy nie ma? To wpis importowany z jakiegoś innego bloga?
OdpowiedzUsuń