Tak trochę nic mi się nie chce. Czekam na piątek. Bo w czwartek idę ostatni dzień do pracy, a w piątek zaczynam nowe życie.
No dobrze, trochę chrzanię głupoty. Nowe życie zaczynają tylko w filmach. Ale pozwólcie mi w to wierzyć, choć przez pierwszy miesiąc.
Tak naprawdę jeszcze nie wiadomo, co będzie (po wakacjach), ale gdzieś tam w głębi zdaję sobie sprawę, że tym razem nie przejdzie, że nie podpiszę kolejnej umowy. Córka co prawda twierdzi, że najlepiej za dużo o tym nie myśleć, nadzieję po cichu mieć, a co będzie, to będzie. Wyliczyłam, że za te pieniądze, które teraz jeszcze wezmę oraz za emeryturę (decyzji wyglądam jak kania dżdżu, jutro miną dwa tygodnie od moich urodzin, chyba czas najwyższy) przeżyję cztery miesiące nie sięgając do skarpety - a cztery miesiące to sporo czasu, także na szukanie innej roboty.
Więc lipiec ma być wakacyjny, mam nie myśleć o niczym, poświęcać się swoim zainteresowaniom (i trochę kwestii schudnięcia, takie małe marzenie) oraz wyprawom do sklepów z meblami kuchennymi, fuj. No, ale kiedy, jak nie teraz?
A teraz powiem coś, co napawa zgrozą. O czytaniu za dużo nie myślę w najbliższej przyszłości 😏 Teraz ściągnęłam z półki sławetną Pollyannę, żeby się nafaszerować pozytywnym myśleniem 😂 Czeka jeszcze w kolejce Kajś pożyczony z biblioteki. Co dalej? Jak wspomniałam na początku - nic mi się nie chce. Mimo całego założenia, żeby nie myśleć o sytuacji, myśli się. Źle się śpi. Dziś obudziłam się po trzeciej i szlus. W końcu po czwartej wstałam. A z kolei w poprzedni piątek nie mogłam zasnąć i poszłyśmy po pierwszej w nocy na spacer po osiedlu z córką. Drogę przebiegł nam wypasiony szczur, a w piekarni wrzała praca, mieli otwarte drzwi, bo gorąco. Jak by to było pracować na nocki? Kiedyś, w studenckich czasach, przez miesiąc czy dwa byłam portierką w akademiku i nocna zmiana była koszmarem, ale pewnie dlatego, że się głównie spało od którejś godziny i najgorsze było właśnie wyrwanie ze snu, gdy ktoś się dobijał do drzwi.
Więc fakt, że przeczytałam Ulicką, należy docenić 😁 I powiem tak: owszem, dobra to powieść (źle przetłumaczona, pomijając inne kwiatki - jak bez prawa korespondowania zamiast bez prawa do korespondencji) - tłumaczka pisze o Milesie Daviesie i Johnie Coltrainie, w dobie internetu! - i nie mówcie mi, że to jedynie zadanie korekty), więc dobra to powieść, szkoda tylko, że środkowa, dość długa część jest dla mnie niezjadliwa, bo tak trochę w stylu fantasy: żona głównego bohatera pogrąża się mianowicie w swoim świecie, odpływa z rzeczywistości i w tym swoim półśnie, półjawie wędruje przez jakieś pustynie w towarzystwie innych dziwnych osób; na to nie, nie mam cierpliwości ani wrażliwości, najwyraźniej jeśli coś tylko odbiega od normy, od tego, co codzienne i zwyczajne, to ja mówię pas.
No, chyba, że to Bułhakow 😏
Poza tym, cóż, Związek Radziecki w całej krasie. Ginekolog i położnik Kukocki walczy o prawo kobiet do aborcji, więc przy okazji mamy nawiązanie do tego, co dzisiaj u nas i nie tylko u nas. A zobaczcie tylko na drugiej stronie poniżej, do czego się kobiety uciekały!
Początek:
Koniec:
Półka:
Wyd. Philip Wilson 2006, 487 stron
Tytuł oryginalny: Казус Кукоцкого
Przełożyła: Barbara Reszko
Z własnej półki (kupiona 22 września 2010 roku za 9,50 zł - więc chyba w Taniej Jatce)
Przeczytałam 25 czerwca 2022 roku
Ja tu kiedyś, już za wojennych czasów, udostępniałam rozmowę z Ulicką, która po 24 lutego wyjechała z Rosji do Niemiec. Na You Tube są też inne wywiady, wcześniejsze. Też ich chcę posłuchać, więc je tu sobie zapisuję. No i oczywiście jest serial o doktorze Kukockim i jego rodzinie, tylko ciężko mi nawet pomyśleć o dwunastu odcinkach do obejrzenia...
A w pracy - w pracy mam całe szafki pełne książek, które niby to są moje, jakieś nagromadzone przez te wszystkie lata i przecież ani miejsca na nie w domu. Dziś przytargałam siatkę i doprawdy nie wiem, co robić z kolejnymi. A przecież kiedyś ten dzień musiał nadejść... gromadziłam, jak bym tam miała spędzić całe życie.
Aha
OdpowiedzUsuń(nadal mam w mieszkaniu tak ciepło, że przeczytałem ten tekst i chyba nawet zrozumiałem, ale nie potrafię go skomentować)
To z cebulą - ciekawe czy prawda, czy tylko literacka fikcja.
Nawet mi nie przyszło do głowy, że mogłaby być fikcja. Wierzę na 100 procent.
UsuńTeż bym wierzył, gdybym wcześniej gdzieś o tym usłyszał czy przeczytał :D
UsuńPrzeczytałem ten kawałek z cebulą drugi raz i coraz mocniej na fantastykę mi to wygląda.
UsuńA ja, jeśli chodzi o metody przerywania ciąży chałupnicze, jestem w stanie uwierzyć we wszystko, zwłaszcza tam.
Usuń"W starożytnym Egipcie kobiety, które chciały pozbyć się niechcianej ciąży, wierzyły, że z pomocą przyjdą im odchody krokodyla. Łajno tego zwierzęcia umieszczano w krążku ciasta, a następnie wprowadzano do pochwy. W rzeczywistości sposób ten działał bardziej jako antykoncepcja (łajno zawiera substancje plemnikobójcze), niż metoda przerwania ciąży."
UsuńNie bede nic doradzac odnosnie nowego zycia, bo nasza aborcyjno-polityczna sytuacja wykonczyla mnie psychicznie, a czwarta szczepionka fizycznie wiec depresyjnie u mnie. Kilka dni temu zdecydowalam otworzyc sklepik na Amazon I sprzedawac ksiazki, do ktorych nigdy nie zajrze, ale jak na razie mysle nad nazwa wiec pewnie sie pomysl jak wiele innych nigdy nie zrealizuje. Wypoczywaj, czytaj, co do reszty jakos to bedzie, nie ma co zamartwiac sie na zapas.
OdpowiedzUsuńHa ha, sklepik na Amazonie. Właśnie też myślę o sprzedawaniu książek "zbędnych" (jeśli takie istnieją), ale po partyzancku raczej. I nie teraz, to na potem.
UsuńOgólnie już mam lepszy humor. Pollyanna pomaga.
Czwarta szczepionka? Nawet nie słyszałam - w sensie u nas - ale może mnie coś ominęło?
W przeciwieństwie do Waszej sytuacji aborcyjnej, o tej już wszyscy chyba słyszeli 😢 Ja, jak zwykle, najpierw w czeskich wiadomościach. A' propos, aborcja po czesku to 'potrat'.
Fakt, że gdzie indziej na świecie też się próbują cofać do średniowiecza, nie pomaga w ocenie sytuacji w Polsce.
Dla mnie średniowieczem jest aborcja. Przecież w XXI wieku są różne inne metody uprawiania bezpiecznego seksu. W średniowieczu tego nie było.
OdpowiedzUsuńAborcja to zabieg medyczny. Następny krok wobec tego to odmawiać operacji, leczenia czy jakichkolwiek medycznych procedur osobom z czerniakiem, bo w XXI wieku są różne metody chronienia się przed nadmiernym słońcem. W średniowieczu ich nie było (poza nieprzebywaniem na słońcu).
UsuńCzyli jesteś bardziej zaawansowana nawet w załatwianiu spraw, bo wniosek dopiero zaniosę, mam nadzieję, że nie każą mi wracać do pracy! Wiele książek zostawiła w pracy dla koleżanek, by poczytały, one tez przyniosły swoje, taka wymiana, bo szafy w domu nie sa z gumy.
OdpowiedzUsuńJa na szczęście lepiej śpię, od kiedy wiem, że wszystko zakończyłam, dziś zwiozłam z mężem resztę rzeczy.
Może mnie się też poprawi ze snem, gdy zacznę to nowe życie 😁
UsuńZaawansowana nie zaawansowana, ale złożyłam papiery w pierwszym dniu, gdy to było możliwe, czekać nie ma na co! Matko, kiedy wreszcie przyjdzie ta decyzja? Mogliby to szybciej załatwiać 😂
Bardzo lubię te zadziwienia, kiedy okazuje się, że ludzie czytają książki, o których nigdy nie słyszałam lub nie znam ich autorów. Uświadamia mi to ogrom różnorodności świata książki i ludzi...
OdpowiedzUsuń🥰 Serpentyna często o tym wspomina - czyta kompletnie inne książki, których w znakomitej większości u nas nie ma. Żyjemy w światach równoległych!
UsuńPo co ten stres.
UsuńNapisałaś, że pensja i emerytura starczy na cztery miesiące. Można wnioskować, że emerytura starczy Ci na dwa miesiące. Czyli za sześć emerytur masz cały rok z głowy. A pozostałe sześć do skarpety.
Chyba że coś pokręciłam.
Ale oczywiście życzę Ci pracy po wakacjach. Teresa.
Ha ha, Teresa, jesteś równie dobra z rachunków jak i ja 😁
UsuńChodzi mi o to, że z pensji, którą teraz wezmę, będę mogła dołożyć jedną czwartą do każdej emerytury - i w ten sposób przeżyję cztery miesiące. Z samej emerytury NIEDASIE i potem albo wyjmować ze skarpety (co jest rozwiązaniem na krótką metę) albo dorabiać. Tertium non datur.