Zastanawiając się przed wyjazdem do Dżendżejowa nad odwiecznym problemem co by tu wziąć do czytania, sięgnęłam w głąb jednego z regałów czyli do drugiego rzędu. Już się nie pamięta, co tam stoi... Patrzcie na te francuskie książki po prawej - w Instytucie Francuskim kiedyś sprzedawali za złotówkę czy coś w tym rodzaju, ze zbiorów. Ale tym razem nie miałam ochoty na francuszczyznę, choć poniekąd - wybór padł na rzecz opublikowaną w 1986 roku przez Editions Spotkania w Paryżu.
Trochę się obawiałam, że to będzie jakieś nudne, że to nie moje klimaty.
Tyle lat czekało! I niesłusznie, bo to świetna opowieść! Może zreprodukuję tu posłowie i będzie wszystko jasne:
Więc oczywiście tematyka ciężka - ale czyta się to jednym tchem, podziwiając ludzką wytrzymałość (człowiek wszystko zniesie) i jednocześnie matczyną odwagę. Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono, ale wydaje mi się, że NIGDY PRZENIGDY nie byłabym zdolna do takiego kurażu, bohaterstwa wręcz, porwać się na ucieczkę z małym dzieckiem przez tysiące kilometrów obcego kraju.
Początek:
Koniec:
Kiedyś to się kupowało... 271 to numer książki zakupionej od początku roku... jak wiadomo, to se nevrati.
Wyd. Editions Spotkania, Paris 1986, 170 stron
Z własnej półki (kupione 23 listopada 1988 roku za 1300 zł)
Przeczytałam 12 kwietnia 2023 roku
Jest już późno, ale chciałam dziś jeszcze zapostować, bo mam za dużo zaległych książek, a w weekend znów do Dżendżejowa. Wczorajszy dzień był dla mnie EPOKOWY, ale o tym następnym razem, bo nie mogę się znowu na noc denerwować, wystarczy, że wczoraj nie mogłam zasnąć z emocji 😂
Więc tylko donoszę, że wreszcie udało się zgrać termin z panem monterem od żaluzji (która była gotowa jeszcze przed świętami) i oto ręczników w łazience już nie widać! Oczywiście, jak naprzeciwko montowali mi żaluzję zasłaniającą wymuszony przez spółdzielnię otwór wentylacyjny nad drzwiami - a było to siedem czy osiem lat temu - to już historia: w sensie, że takiej samej już NI MO I NIE BYDZIE. Stara jest matowa, a ta nowa niestety trochę się błyszczy, zwłaszcza w sztucznym świetle (a innego w łazience nie ma). No, ale co począć. Cieszę się i tak, że trochę zaprowadziłam porządku wizualnego.
Oraz nadszedł dziś zakupiony na allegro czajnik. Straciłam nadzieję, że upoluję taki, jaki chciałam na gaz i w rezultacie kupiłam elektryczny, tyle że ceramiczny. Nieduży (1,2 l) i na 1200 W.
Nalepki czerwonej nie odkleiłam przed zrobieniem zdjęcia 😏 Gorsza sprawa, że w instrukcji wyczytałam, iż nie można zagotować wody i zaraz wlać następną porcję ZIMNEJ. Trzeba odczekać, aż czajnik wystygnie. No ładne kwiatki! Dobrze, że nie przyjmuję hord gości!
A w kąciku japońskim przedstawiam tym razem artystowską parę Hige i Watashi. Ci robią wszystko ekscentrycznie: czasem, gdy oglądam ich ubrania, jak się wystroją na wyjście, to jestem pełna podziwu (nigdy bym takich nie założyła, ale chapeau bas za odwagę).
Kupione 23 listopada 1988 - to se książka trochę poczekała w kolejce do lektury :D
OdpowiedzUsuńCo się odwlecze, to nie uciecze 😂 marne 35 lat!
UsuńKto wie, może kiedyś przeczytam nawet [tu myślę, co by to mogło być, co czeka jeszcze dłużej] aaaaaa nie wiem, ale na pewno mam sporo jeszcze starszych 🤣
Ładny czajnik. Nie wiedziałam, że są ceramiczne elektryczne. Szkoda tylko z tą wodą :(
OdpowiedzUsuńI znowu wtrącę swoje trzy grosze do kącika japońskiego ;-) Przejrzałam kilka filmików i powiem Ci, że ubierają się normalnie. No, on może trochę mniej normalnie, ale tutaj to nie robi wrażenia i takich typów ludzi jest dużo. Spodziewałam się czegoś bardziej ekscentrycznego. A, i można ich przetłumaczyć na: Broda i ja. (Hige to zarost, broda, wąsy, a watashi to zaimek 1. os. l. poj.)
Ba, kiedyś przecież, w początkach elektrycznych czajników u nas, były tylko ceramiczne! Pamiętam, że to było stałe wyposażenie biur 😁
UsuńPowiem Ci, że dla mnie te ich szerokaśne spodnie i płaszcze są wystarczająco ekscentryczne 😁 Gdzieś się zetknęłam z tym, że istotnie watashi to 'ja', ale zasugerowałam się jednym z komentarzy pod którymś filmikiem, gdzie ktoś pisał "droga watashi" czy jakoś tak.
O, to jest klasyka peerelowska:
Usuńhttps://allegrolokalnie.pl/oferta/czajnik-elektryczny-mirostowice-predom-54501-prl
Kurcze, zupełnie nie pamiętam tych czajników. Dzięki za link. Ale one chyba bardziej w biurach były używane niż w prywatnych domach, więc pewnie dlatego wyleciały mi z pamięci.
UsuńPewnie ten ktoś nie znał japońskiego, albo uznał, że tak lepiej się zwracać do kobiecej części duetu :-)
Bardzo możliwe z tymi biurami 😀 w domu używało się ciągle czajnika na gaz.
UsuńBBM: Z uwagą przeczytałam fragmenty Twojej lektury i- mocno mnie poruszyła. Straszny czas. Straszny los. I pomyślałam, że taki straszny czas jest chyba zawsze tyle że w różnych miejscach na świecie.Czy nic nie jest w stanie uśpić czy choć osłabić ludzkiego okrucieństwa?…
OdpowiedzUsuńNic...
UsuńWłaśnie skończyłam czytać "Dziennik Anny Frank". Ta 14-letnia dziewczynka też się nad tym zastanawia i ma nadzieję, że po wojnie (której końca nie doczekała) świat się zmieni na lepsze. Akurat...
Ciekawa jestem czy oni faktycznie ze sobą żyli po tych 20 latach, praktycznie obcy już sobie i zapewne po innych związkach (pan na bank)...
OdpowiedzUsuńNic nie jest na bank.
UsuńNatomiast warto wziąć pod uwagę, że to było inne pokolenie, inna generacja ludzi, inaczej wychowanych i wyznających inne wartości... mogę uwierzyć w to, że na siebie czekali.
Mnie tez niejeden raz przydala sie taka ksiazka czekajaca kolejki.
OdpowiedzUsuńSzalenie spodobal mi sie Twoj pomysl z zaluzja - nie tylko spelnia swa role ale wyglada ladnie tez.
No popatrz - ja tez musze wymienic czajnik, taki typowy do gotowania wody na kuchence, bo maz pomylkowo zalaczyl zly palnik pod nim gdy byl pusty i przypalil tak ze teraz lakier luszczy sie z dna. Ale nawet mnie to ucieszylo bo nigdy go nie lubilam, odkupie sobie .
Mąż Ci zrobił przysługę w sumie 😁
UsuńJa chciałam właśnie taki na kuchenkę biały, ale w komentarzach wyczytałam, że bardzo szybko lakier żółknie albo właśnie wręcz zaczyna się łuszczyć, więc zrezygnowałam z marzenia.
Chętnie bym przeczytała o tej ucieczce, bo kiedyś w Szymbarku wysłuchałam ciekawej opowieści o ucieczce Kaszubów z zesłania...
OdpowiedzUsuńCzajnik śliczny, ale czekać, za wystygnie, dziwne!
jotka
Spróbuj poszukać w bibliotekach, może będzie (zdaje się miało kilka wydań, w tym nie pod nazwiskiem Byrska ale Ewa Kurek). Naprawdę warto.
UsuńHerbata z nowego czajnika ma jeszcze taki posmak, ale liczę, że już niedługo.