Odhaczam kolejną książkę, ale od razu mówię, że do niczego nie mam głowy. Od poniedziałku żyję w jakimś innym świecie. Zadzwonił mianowicie mój brat, że - ponieważ on chce podróżować (co najpierw mu zabrała pandemia, a teraz stan Ojczastego) - ma propozycję, że kupi większe mieszkanie i tam się przeniesiemy, znaczy Ojczasty, moja córka i ja.
Opcja 1
Opcję, że gdy Ojczastego nie stanie, my z córką zostaniemy w tym większym mieszkaniu, musiałam odrzucić (bo nie będzie mnie stać na wyższy czynsz). Choć oczywiście zawsze chciałam mieć jeszcze jeden pokój. Pomyślcie, ile książek bym mogła jeszcze zmieścić 😂
Czyli że przenosimy się tam tylko na tyle czasu, ile go zostało Ojczastemu, a potem wracamy do siebie. A więc nasze mieszkanie musimy wynająć, no bo kto będzie za nie płacił.
To ja się namordowałam, zrobiłam nową kuchnię, a teraz mam komuś obcemu ją dać w urzędowanie??? No nie!
Opcja 2
Więc jednocześnie przeczesujemy internety w poszukiwaniu mieszkania niewiele większego, do którego byśmy się przeniosły już na zawsze. Potrzebujemy jednak czterech pokoi, żeby każde z nas miało swój (zazwyczaj czwarty pokój czyli salon zawiera aneks kuchenny, więc raczej jest taki ogólny). Musi to być nowe budownictwo, gdzie winda jest na poziomie wejścia - żadnych schodów.
Opcja 3
Ja miałam swój własny pomysł - odkupić mieszkanie od sąsiadki, przebić drzwi w ścianie między nimi, a kiedyś potem z powrotem zamurować i sprzedać. To było zresztą moje marzenie od 30 lat, tyle że ograniczałam się w nim do odkupienia tego jednego sąsiedniego pokoju 😂
Brat najpierw kręcił nosem, dał się jednak przekonać, że w razie potrzeby będzie można zrobić takie wyjście z tego pokoju w miejscu okna z platformą dla wózka inwalidzkiego (bo jest takie rozwiązanie w parterowym mieszkaniu w innej klatce u nas; mieszkania na parterze są na półpiętrze) i że tak by było najprościej, bez żadnych wyprowadzek.
No wiecie co, na stare lata mam zmieniać miejsce zamieszkania? Ja już nie chcę takich przygód! A jeszcze - wyobraźcie sobie przeprowadzkę 5,5 tysiąca książek! To nie Korea, gdzie przyjeżdża firma, pakuje wszystko, przewozi, a na miejscu docelowym układa ubrania na półkach w szafie, jak to widzieliśmy u Wioli...
No to napisałam do spółdzielni (bo przez telefon mi nie chcieli nic powiedzieć, trzeba złożyć pismo), jakie są warunki techniczne. Pewnie jakiś podciąg czy inne nadproże trzeba dać.
W międzyczasie poszłam do sąsiadki zapytać z głupia frant, co myśli o wyprowadzce 😁 I kto wie, może by nawet była chętna (tylko by też chciała na naszym osiedlu). Mieszka z wnuczką, a córka z zięciem planują kiedyś wrócić z zagranicy i będzie im tam ciasno, więc nieco większe mieszkanie na zamianę by się przydało.
Już się napaliłam, gdy przyszła odpowiedź ze spółdzielni. Niedasie.
Przedmiotowe łączenie mieszkań wiąże się z ingerencją w część wspólną budynku wielorodzinnego mieszkalnego. W związku z powyższym Spółdzielnia nie wyraża zgody na takie działania, gdyż ingerencja taka wykracza poza zakres zwykłego zarządu powierzonego tutejszej Spółdzielni.
Z ciekawości zapytałam jeszcze, która to część wspólna wymaga ingerencji. Że co, ta ściana między nami to jest część wspólna budynku czy o co chodzi? Zobaczymy, czy odpowiedzą, no ale to już nieistotne. Ciekawe, nawiasem mówiąc, że nieraz widziałam w pismach wnętrzarskich połączone mieszkania...
W każdym razie ten pomysł najwyraźniej upadł. Co dalej?
Opcja 4
Rano w tramwaju (już nie czytam książek w drodze do pracy, tylko rozglądam się, gdzie tu jakaś inwestycja, gdzie mieszkanie do sprzedaży) wymyśliłam, że najlepiej będzie (i bez zbędnych nakładów), gdy po prostu Ojczasty zamieszka na miejscu mojej córki, a ta przeniesie się do mojego pokoju i będziemy tak sobie koczować te parę lat (Ojczasty w tym roku skończy 94).
Dla kogo najlepiej? W sumie nie wiem, chyba dla mnie, bo naprawdę nie chce mi się nigdzie wyprowadzać i może plusy bycia u siebie zrównoważą minusy ciasnoty? Ale gdy oglądam te mieszkania, a spędzam tak teraz całe dnie, to były zaledwie dwa, które mi się podobały (rozkład, prysznic w łazience, winda na poziomie przyziemia, balkon lub taras) - ale co z tego, skoro lokalizacja już mniej. Dobre dla ludzi z samochodem. A ja też młodsza nie będę i dźwiganie siat z odległego sklepu albo co gorsza przywożenie ich autobusem, nie, na to się nie piszę.
No i tak to, prąpaństwa. A to dopiero cztery dni szukania. Zamiast układać plany na Pragę, w głowie myśli: halo, nie ma sensu wieszać tych luster, skoro nie wiadomo, czy tu będę mieszkać oraz po co ja zamawiałam tę żaluzję w łazience, szkoda było kasy😉
A teraz odbębniam post o przeczytanej książce - Secesyjną Pragą. To żadne kompendium wiedzy na ten temat - a secesji w Pradze nie brak - tylko wydawnictwo takie bardziej albumowe czyli spory wstęp merytoryczny, a potem zdjęcia poszczególnych obiektów z krótkim tekstem towarzyszącym. Znam skądś nazwisko autora, pomyślałam. I przypomniałam sobie - przecież mam taką księgę jego autorstwa, zatytułowaną Secesja, sztuka i życie. Wydaną przez WAiF w 1987 roku. Ach, kupiłam ją w tym samym roku, więc czeka na przeczytanie o rok dłużej niż czekała Ucieczka z zesłania 🤣
Wyd. Karolinum, Praha 2007, 135 stron
Z własnej półki (kupione 19 września 2017 roku w wydawnictwie - online - za 257 koron, ależ kiedyś były ceny, a to ledwie 6 lat różnicy...)
Przeczytałam 15 kwietnia 2023 roku
Żeby jednak nie było, że zapominam z tych emocji o kąciku japońskim, proszbardzo - vlog z profilu pana Buru, który zazwyczaj podpiera się dobrą muzyką:
Bardzo niefajna sytuacja.
OdpowiedzUsuńWspółczuję.
Alfonsa Muchy też możemy Czechom zazdrościć.
UsuńMożemy, ale zazdrość i tak nic nam nie da 😁
UsuńMamy Wyspiańskiego... tyle że znanego jedynie lokalnie, podczas gdy Mucha to gwiazda światowego formatu...
Gdyby objawiła się przede mną możliwość zmiany mieszkania i przeprowadzki ze 30 lat temu, pewnie bym przebierała nogami z niecierpliwości. Dziś słabo mi się robi na samą myśl 😉 Zero chęci przygody!
W Polsce jest wiele firm przeprowadzkowych, które pakują wszystko, od marnej dupereli. Przychodzi człowiek, ogląda mieszkanie, ocenia ile to metrów sześciennych, ile potrzeba kartonów, materiałów zabezpieczających,itp. Nie musisz palcem dotykać. I jeśli sobie życzysz, i oczywiście zapłacisz, poustawiają w nowym mieszkaniu tam gdzie chcesz.
OdpowiedzUsuńTak sobie po cichutku myślałam, że pewnie są wyspecjalizowane firmy, które to robią już "po zachodniemu".
UsuńAle też wyobrażam sobie koszty... W tej Korei też za darmo nie jest, ale zakładam, że skoro większość ludzi przeprowadza się tam co dwa lata, to ceny są konkurencyjne i jakoś tam wliczane w koszty zamiany.
Ciekawa jestem, czy przyszedłby ktoś teraz do mnie i wycenił mi przeprowadzkę, ale tak bez zobowiązań...
U mnie na wsi ludzie często sprzedają mieszkania razem ze wszystkimi meblami. Bo przy dalszej przeprowadzce koszty przewozu wychodzą wyższe niż zakup nowego umeblowania.
UsuńZ meblami tak może być... póki nie masz antyków, to faktycznie możesz się ich pozbyć... zresztą często na nowym mieszkaniu chcesz i nowe meble, nie?
UsuńAle w moim przypadku największy problem to nie tyle meble, co masa książek. Pamiętam, ile było pudeł, gdy się tu sprowadzaliśmy - a od tej pory przybyło nie drugie tyle, tylko o wiele wiele więcej 😁
A może zrezygnować z łączenia mieszkań? Miałam taką sytuację u siebie w kamienicy. Syn mojej sąsiadki, kiedy ta już wymagała stałej opieki, wykupił mieszkanie obok niej i tak mieszkali po sąsiedzku. Trwało to parę lat, syn cały czas był pod ręką a jednocześnie miał własne lokum. Wszyscy byli zadowoleni.
OdpowiedzUsuńZastanowiłam się nad tym i pomysł wydaje mi się w miarę sensowny, o ile te mieszkania znajdują się na jakimś wyższym piętrze. Ale my mieszkamy na parterze, gdzie jest bezustanny ruch - ludzie z pozostałych dziesięciu kondygnacji czekają na windę, wysiadają z windy. Wyżej jest cisza i spokój, stoją nieraz kwiaty (spółdzielnia kiedyś wywiesiła ogłoszenie, żeby pousuwać z powodów p-p; nie wiem, czy posłuchali) i tam faktycznie między dwoma mieszkaniami można się przemieszczać w kapciach i piżamie 😂 zostawiając otwarte drzwi. Tu nie za bardzo.
UsuńRozumiem. W Pani sytuacji myślałam raczej, że to drugie mieszkanie może spełniać role "sypialni" dla córki (domyślam się, że sytuacja i w tej kwestii jest delikatna). Córka przenosi się do mieszkania obok, Ojczasty do jej pokoju. Córka jest więc pod ręką i w czasie Pani nieobecności zajmuje się dziadkiem. Do "siebie" chodzi spać. Piszę, bo przez parę lat opiekowałam się mamą i sprawa nie jest mi obca (przerabiałam różne warianty). Pozdrawiam i życzę pomyślnego rozwiązania sprawy. TD
UsuńP.s. Też mam parę tysięcy książek i nie wyobrażam sobie przeprowadzki. A życie bez nich tym bardziej nie wchodzi w rachubę :) TD
O pomyśle wyprowadzenia córki może w następnym poście będzie 😉
UsuńWreszcie ktoś, kto mnie rozumie z tymi książkami! No nie oddam, no!
🤣🤣🤣
Trudna sytuacja. Rzeczywiście, przeprowadzka to spora rewolucja, ale gdyby się trafiło jakieś fajne mieszkanie w dobrej okolicy... A ta "część wspólna" to może ściana nośna i dlatego nie zgadzają się na wykucie w niej otworu.
OdpowiedzUsuńTak, pan odpowiedział, że ściana nośna jest częścią wspólną i koniec pieśni.
UsuńBBM: Sugestia Anonimowej, że można mieszkać obok- bardzo do mnie przemawia. Kwestia, czy sąsiadka zechce sprzedać mieszkanie...
OdpowiedzUsuńJest tu też kwestia, żeby być pod ręką, w zasięgu głosu, żeby Ojczasty mógł zawołać w razie potrzeby. Czy żeby można było usłyszeć, że wstaje z łóżka i przyjść go asekurować. Albo usłyszeć, ze przewrócił kubek z herbatą i lecieć szybko likwidować katastrofę 😉
UsuńA ile lat ma córka? Jeśli jest juz pelnoletnia, to moze lepiej byłoby jej coś kupić, a tata by zamieszkał z Tobą? I tak pewnie lada chwila będzie się usamodzielniała
OdpowiedzUsuńPo pierwsze nie, nie będzie się usamodzielniać, a po drugie cały pomysł z przeprowadzką Ojczastego do nas polega właśnie na tym, że jest nas dwie, dzięki czemu możemy zapewnić całodobową opiekę. Ja przecież ciągle jeszcze pracuję, więc w czasie, gdy będę w pracy, na miejscu będzie córka.
UsuńW tej chwili wygląda to tak, że do Ojczastego codziennie przychodzą trzy osoby (pani płatna na 2h rano, brat przyjeżdża dać mu obiad, sąsiadka przychodzi wieczorem dać kolację), a w rezultacie większość dnia jest i tak sam. Wstaje choćby do toalety, a wydarzyć się może wszystko...
Jeślibym teraz zrezygnowała z pracy (bo z emeryturą Ojczastego byśmy dali finansowo radę wspólnie), to potem już nie będę miała do niej powrotu, bo przecież będą musieli znaleźć kogoś na moje miejsce w międzyczasie... A ja teraz zarabiam na przyszłość i o tej przyszłości muszę myśleć.
Myślałam o "usamodzielnieniu" córki po sąsiedzku, niekoniecznie przez ścianę - gdyby mieszkała w pobliżu mogłaby pomagać w opiece nad dziadkiem.
UsuńTak jak już ktoś napisal - firma przeprowadzkowa przeniosłaby ci książki, ja bym kisztami obarczyła brata xd
Znaleźliśmy kawalerkę, nie na samym osiedlu, ale niby niedaleko. Jednak sam pomysł nadal mi się nie widzi, bo moje założenie jest, że córka nie ma pomagać w opiece, ale opiekować się na pełen etat, że tak powiem. A nie na dochodząco. Nawet myślę o ustanowieniu jej oficjalnym opiekunem dziadka.
UsuńPrzepraszam, ale nasuwa mi się taki komentarz- bez tych wszystkich książek byłoby łatwiej podjąć decyzję,minimaliści to w ogóle mają łatwiej w takich sytuacjach.
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie!
UsuńAle to jest taka sytuacja, że nie potrafiłabym z nich zrezygnować...
Niewykluczone też, że minimalista w takiej sytuacji ani chwili by się nie zastanawiał, tylko oddał niesamodzielnego ojca do jakiegoś zakładu opieki. Podejrzewam, że jesteśmy zbyt ograniczeni przez to nasze przywiązanie do makulatury, by być w stanie wejść w umysł minimalisty :D
UsuńMyślisz?
UsuńW sensie, że minimalista ma również minimum uczuć rodzinnych?
😁😂
Masz sytuacje wielkiej wagi. Ani mysle doradzac bo widze ze bardzo skrupulatnie przemyslalas opcje a przy tym juz z przeszlosci wiem ze umiesz planowac i panowac nad wydarzeniami - jednym slowem wybierzesz co najlepsze dla wszystkich.
OdpowiedzUsuńW moim 75letnim zyciu przyszlo mi mieszkac samiutkiej przez dwa lata - w duzym 100 metrowym apartamencie z dwoma lazienkami i pralnia - i powiem Ci w sekrecie ktorego nikomu nie przekazuj - ze wtedy najlepiej mi sie mieszkalo i zylo. To nie tyczy Ciebie i Twej sytuacji tylko mi sie przypomnialo.......A najgorzej tuz po urodzeniu blizniat gdy mieszkalismy z moimi rodzicami a przed otrzymaniem swego mieszkania, trzy pokolenia w dwoch pokojach - koszmar!
5 i pol tysiaca ksiazek !!!!!!!!! Nic dziwnego ze brak juz miejsca - jednak wiem ze kochasz i ze daja Ci szczescie bedac z Toba.
Bede z niecierpliwoscia oczekiwac decyzji.
Jestem w stanie Ci uwierzyć - choć może 100 metrów to bym aż nie wymagała 😁 Ani dwóch łazienek! Pralnia mogłaby być...
UsuńNa takie historie jak trzy pokolenia w jednym małym mieszkaniu to się napatrzyłam i to nie tylko w filmach, jak ktoś mógłby przypuszczać. W sąsiedniej klatce mieszkali znajomi, młode (wówczas) małżeństwo - u teściów. Zanim się wyprowadzili na swoje, zdążyli się dochować właśnie dwójki dzieci. Dochować i wychować...
Zresztą podobnie było i u innych sąsiadów.
A na przykład w moim mieszkaniu, zanim je kupiliśmy, byli: rodzice, pięcioro dzieci, duży pies i... w jednym pokoju lokator 🤣🤣 Da się? Da się!
Nie zazdroszczę, nawet nie wiem co napisać, bo to decyzje nie do wyobrażenia.
OdpowiedzUsuńKoleżanka była w podobnej sytuacji rodzinnej, na szczęście rodzina była w lepszej sytuacji finansowej.
Secesję bardzo lubię w każdej postaci!
jotka
A przy tym wszystkim okazuje się, że pracę należy zacząć u podstaw... bowiem zainteresowany jest mało zainteresowany, jak się okazało (byłam w weekend w Dżendżejowie). Jeśli zdążę dziś to wszystko opisać, to... zdążę 😁 A teraz pójdę do roboty odetchnąć trochę!
Usuń