No i właśnie gdy medytowałam, po co teraz sięgnąć, padło na Świętego Ludwika. Czyli monografię szpitala pediatrycznego. Ukazała się pięć lat temu, z okazji niekoniecznie okrągłej, bo 140. rocznicy powstania placówki.
Autorka jest córką Mieczysława Czumy i już od pewnego czasu stanowi część tego tercetu czy tria komponującego kolejne książki o Krakowie: Czuma - Mazan - Siwiec. Zwłaszcza Leszek Mazan często gęsto dostaje zamówienia na monografie rozmaitych zakładów czy instytucji, no a w tym przypadku takie zamówienie złożono u Katarzyny Siwiec. Chyba już miała trochę materiałów gotowych, bo kilka lat wcześniej wydali wspólnie Madame, wkładamy dziecko z powrotem! o dziejach krakowskiej medycyny, napisane dokładnie w takim samym stylu - czyli kalendarium, opatrzonym licznymi ilustracjami i z tą manierą, która mnie, nie powiem, lekko irytuje, mianowicie pisaniem w czasie przyszłym (profesor będzie prekursorem badań nad gośćcem u dzieci, zapisze się w pamięci zespołu jako człowiek niezwykle pracowity itd.).
W dodatku od początku miałam nerw, bo autorka zaczyna od postaci twórcy szpitala czyli Jakubowskiego i w ogóle nie podaje jego daty urodzin. Pisze, że młody lekarz. No przecież by mnie interesowało, jak młody, skoro się pokusił o tak wielkie dzieło - pierwszy szpital pediatryczny! Kilka stron dalej jest przedstawiona szerzej jego sylwetka i co? I też nie ma ani daty urodzin ani śmierci. Studia, staże zagraniczne - zero dat. Wreszcie pod rokiem 1915 w kalendarium dostajemy informację, że Jakubowski w wieku 78 lat przegrywa walkę z rakiem żołądka. To sobie dopiero czytelnik może obliczyć...
Co jeszcze? Już wspomniałam, książka powstała na zamówienie i to niestety widać, słychać i czuć. Dopóki mowa jest o dawnych czasach, o XIX-wiecznych dziejach szpitala czy nawet początku XX wieku, bywa interesująco. Bo też udało się wykorzystać fragmenty wspomnień pracowników. Natomiast potem jest zgroza czyli wyliczanie kolejnych zmian nazw i reorganizacji, kolejnych zakupionych czy ofiarowanych sprzętów, a im dalej (czy bliżej naszych czasów) tym gorzej, opisy imprez charytatywnych na rzecz, seminariów i bankietów w dworze w Tomaszowicach (dla uczczenia sponsora) i nagród dla talentów menedżerskich obecnej dyrekcji. Uf. Ciężko się to czyta, jak można sobie wyobrazić 😕
Przy okazji prezentów dla hospitalizowanych dzieci: Joe Alex ufundował telewizor. I mamy takie zdanie: Przecież to czasy wspaniałych dobranocek z Jackiem i Agatką, Gąską Balbinką i Bolkiem i Lolkiem. Halo, jest rok 1978! Jaki Jacek i Agatka, jaka Balbinka??? Zgoda jedynie na Bolka i Lolka!
Wyd. ANABASIS, Kraków 2016, 189 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 10 kwietnia 2021 roku
A, i jeszcze coś! W stopce adres wydawnictwa - ul. Sereno Fenn'a. No szlag mnie dosłownie trafia, jak widzę taką ortografię. Fenn'a! Przecież Fenna. Dlaczego ten apostrof? Zaczęłam za tym szperać, a tu co się okazuje. Cytat z Wikipedii:
Nazwa ulicy zapisywana jest z apostrofem, a więc niezgodnie z zasadami ortografii.
Co znaczy zapisywana jest? Kto zapisuje i dlaczego błędnie?
Alfabetyczny wykaz ulic miasta Krakowa. Aktualizacja 2005 rok. Ja chyba muszę zrobić jakiś raban w tej sprawie!
Zaraz zaraz. Czy ja się nudzę?
Dziś kuchennie. Rozmawialiśmy w pracy z kolegą o rozmiarach posiadanych patelni, ja narzekałam, że mam starą kuchenkę (i w ogóle starą kuchnię), ale że przecież nie wymienia się samej kuchenki, tylko by już trzeba wszystko, nową kuchnię zrobić, a to straszne koszty, a w dodatku nie mam koncepcji. On mówi, że jednak, skoro lubię gotować, to może powinnam się zdobyć...
Że ja lubię gotować??? Sama nie wiem. Nie umiem do tej pory 😏 Ale chyba rzeczywiście lubię coś upichcić (jeśli jest proste), zwłaszcza nowego.
No to dzisiaj zrobiłam właśnie coś nowego. Nazywa się to CHŁOPSKIE ZIEMNIACZKI Z PIECZARKAMI. Bo w Lidlu były pieczarki na promocji 😁 Przepis jest tutaj. Nie dałam sera, bo córka cały czas stęka, że niezdrowo. Fakt, niezdrowo - ale byłoby jeszcze smaczniejsze... Dorzuciłam za to jajka sadzone i sałatę. Szybki to był obiad, tyle, że rano przed pracą ugotowałam ziemniaki - i poczułam się jak moja mama, która zasuwając na siódmą do biura już miała zupę ugotowaną i coś tam jeszcze przyszykowane do obiadu. Wtedy uważaliśmy to za normalne, dziś myślę o tym w kategoriach stachanowszczyzny. Nawet próbowałam córce tłumaczyć, jak bardzo różniło się życie kobiety-pani domu od dzisiejszego. Jak przynosiło się z piwnicy (bo w łazience nie było na nią miejsca) pralkę Franię na tzw. wielkie pranie, a na co dzień wszystko w rękach. Jak trzeba było odstać swoje w kolejce, i to właściwie codziennie, w nadziei, że rzucą to czy tamto, i to mówię jedynie o jedzeniu. Jak ubrania szyło się u krawcowej, więc najpierw polowanie na materiał, potem przymiarki, proszenie się, żeby było gotowe na imieniny... A jeszcze nieraz niezadowolenie z rezultatu. Sama pamiętam jakieś ohydne spodnie, które znienawidziłam od pierwszego wejrzenia, a to już byłam na studiach.
Oraz przypominam, że jeśli już mięso (no, kurczak konkretnie), to koniecznie KOTLECIKI SZU SZU, które też zrobiłam ponownie, delikatniutkie, soczyste, naprawdę dobre. I szybkie (tylko trzeba wcześniej zamarynować). Przepis - tu.
W tym tygodniu nowych dań już nie będzie, w sobotę - jeśli samopoczucie po szczepieniu pozwoli - planuję wrócić do omuraisu, ale gdyby ktoś przypadkiem przechodził z książką kucharską to niech się podzieli jakimś zgrabnym przepisikiem - w weekend zawsze układam plan na następny tydzień, może się przydać. Jak widać, już myślę o końcu tygodnia, ale tak: jeszcze tylko środa i czwartek, potem po pracy szczepienie, w piątek już założyłam, że do pracy nie pójdę, więc... 😎
Drugi kolega, ten, co w grudniu przeszedł covida, poleciał dziś do Islandii (na Islandię?). Jak go wpuszczą, ha ha. Dostał zaświadczenie o poziomie przeciwciał, po polsku, zanosił do tłumacza przysięgłego.
Smakowitości aż zęby bolą i odruch Pawłowa się włącza.
OdpowiedzUsuńZęby bolą? Ej, tam nic twardego nie ma ;)
UsuńNie jest fajnie, jeżeli książka którą chcemy przeczytać z przyjemnością,włącza nam nerw.Tak ostatnio miałam z Białym mazurem.
OdpowiedzUsuńNatomiast samych przyjemności dotarczylo Tobie gotowanie i jedzenie ziemniaczkow z pieczarkami.Szybkie, smaczne i proste. Muszę to zrobić, ale nie dam tymianku,albowiem nie lubię.
Przypomnialas, jak nasze mamy musiały się nabiegac i naglowkowac, żeby wszystko było jak trzeba. Ale popatrz, miały jeszcze czas i ochotę, by często organizować spotkania rodzinne, bądź chodzić w tzw. "gości". Jednak kontakty, nawet z bliską rodziną, są teraz dużo, dużo rzadsze. I akurat pandemia nie ma nic do rzeczy, wcześniej też tak było.Moze nie wszędzie, ale ja tak to widzę po sobie.
Acha, kotleciki szu szu świetne.
Pozdrawiam. Teresa.
No właśnie, w końcu przecież cieszymy się na przeczytanie książki, przystępujemy do tego z jak najlepszymi intencjami, a potem tak. Mały zawód.
UsuńTymianku dałam tylko troszeczkę suszonego. Właśnie się zastanawiam, co z ziół w doniczkach dokupić (na razie tylko bazylię wzięłam) i wsadzić do skrzynki na kuchennym oknie. Byłam zaskoczona, bo z zeszłego roku została tam w ziemi cebula i teraz rośnie szczypior, nie przypuszczałabym, że potrafi przetrwać zimę.
Masz rację z tymi spotkaniami towarzyskimi! Pamiętam imieniny obowiązkowe (urodzin się nie obchodziło) i inne spędy, a nawet przyjazdy znajomych z całą rodziną, poznanych na wczasach. Z nocowaniem! My dzieci spaliśmy wtedy na złączonych fotelach, co było wielką atrakcją :)
W jednym z zeszytów z przepisami mam wklejony wycinek z jakiegoś czasopisma sprzed lat, gdzie pewna pani domu opowiada właśnie, jak uwielbia przyjmować gości i co dla nich przygotowuje. Pewnie, że i dziś są osoby bardzo towarzyskie i gościnne, ale to faktycznie już coraz rzadziej się spotyka. Wszyscy jesteśmy zagonieni, zalatani, po pracy chcemy już tylko odpocząć :(
Podziwiam uważność czytania. Ja czasem zauważam błąd albo nieścisłość, ale rzadko mi się to zdarza, nie skupiam się pod tym kątem.
OdpowiedzUsuńNawyk zawodowy ;) Wydajemy katalogi i takie tam, więc ciągle jakieś korekty.
UsuńTo na prędko Bauernfrühstück 😊 ugotowne ziemniaki podsmażamy w plasterkach, osobno jajka na patelni, jak na omlet (same, bez mąki) i gdy zetną sie od spodu wrzucamy na nie (te jajka) usmażone ziemniaki, przykrywamy, aż białko sie zetnie, przekładamy na talerz i skladamy na pół (albo nie). Mozna posypac zielenina, mozna do tego dodac, co się chce, np, kapustę kiszoną i masz pełnoprawny obiad.
OdpowiedzUsuńNo, to mi bardzo przypomina hiszpańską tortillę, która u mnie jest jedną z najstarszych potraw. Taka podstawowa wersja to właśnie podsmażone ziemniaki z cebulą, potem wrzucone do miski z rozbitymi jajkami i wylane z powrotem na patelnię.
UsuńW wersji bogatszej z szynką, groszkiem, papryką czy co tam mamy. Jak na więcej osób, to gruba nawet na 3 cm.
No bo to podstawowe jedzenie, proste a sycące:)
UsuńA jeśli chodzi o cracoviana - masz Krygowskiego "W moim Krakowie nad wczorajszą Wisłą"?
OdpowiedzUsuńNo i co z Tobą zrobić?! wrzucam hasło do netu, a google mi na to:
Usuńhttp://toprzeczytalam.blogspot.com/2013/05/wadysaw-krygowski-w-moim-krakowie-nad.html
😊
No co ja poradzę :) W końcu to już ładnych parę lat tego bloga, nazbierało się :)
UsuńZainspirowana, poszukałam wczoraj na półkach i znalazłam perełkę, kupioną w Krakowie kilka lat temu (2012), Seweryna Udzieli "Krakowiacy" - znasz? Coś pięknego i niedrogo:)
UsuńCo to, to nie - nie mam... Wiem, że istnieje, ale tak sobie zakładałam, że to rzecz jedynie dla etnografów.
UsuńAle ciekawe:)
UsuńJeszcze do klimatów kulinarnych. Już kilka razy nastawiam nasionka rzodkiewki i brokula na kiełki. Nie mam specjalnego naczynka do kielkowania, robię to w słoiku i wychodzą ok. Świetnie smakują na kanapkach, też daję je na ziemniaki. Ostre i chrupiące,do tego zdrowe.T.
OdpowiedzUsuńKiełków to nie tylko nie robiłam, ale nawet nie jadłam... A skąd bierzesz te nasionka? Chcesz powiedzieć, że kupujesz takie w torebce?
UsuńA miałem nie jeść dziś kolacji! Ale tak sobie pobudziłem ślinianki przy lekturze tego wpisu, że nie ma rady, muszę iść do kuchni i zrobić przynajmniej dwie kanapki :D
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNastępnym razem będzie o... wizytach i badaniach lekarskich. Ciekawe, jak zareagujesz :)
Reakcji się nie obawiam. Bylem nie trafił na to przy śniadaniu, czy innym posiłku :D
UsuńFajne to sombrero!
OdpowiedzUsuńRegionalna bywają ciekawe, sama czasami zaglądam, ale te pisane na zamówienie jakby najmniej ciekawe, nie ma to, jak pasja poszukiwacza.
Kulinaria zawsze jakieś w domu goszczą, wszak człek jadać musi, ale zależnie od nastroju lub pogody wymyślam to i owo, aczkolwiek chęci coraz mniej.
jotka
Ja na brak chęci nie narzekam ostatnio, w pandemii więcej czasu ;)
UsuńTak sobie myślę, jak się ten czas skurczy, gdy wrócimy do normalności i my na przykład do pracy do 16.00... Byle mnie w ogóle nie wywalili :)
Właśnie tak - kupuję nasiona na kiełki. W sumie są ogólnie dostępne w sklepach ogrodniczych. Te nasionka,z których hodujemy kiełki różnią się od zwykłych nasion tym, że nie zawierają w sobie żadnych środków chemicznych.T.
OdpowiedzUsuńA, specjalne na kiełki! Myślałam, że takie zwykłe :)
UsuńOrtografia i gramatyka w sferze publicznej - życzę powodzenia, kciuki trzymam. Ja interweniowałam w sprawie strony internetowej Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego (https://www.gdansk.uw.gov.pl/), która zamieszcza daty w zapisie: 14 kwiecień (!). Mnie zęby bolą, więc piszę, najpierw grzecznie, potem wyśmiewam, interweniuję w lokalnych mediach, ktoś nawet mi odpowiada, ze może spróbują... Zgadnij koteczku, z jakim skutkiem?
OdpowiedzUsuńMałgosiu, został mi makaron z poprzedniego dnia, miałam też pieczarki, dwa jajka na twardo. Usmażyłam kilka cebul, usmażyłam osobno pokrojone pieczarki (nie za cienko), rozpuściłam ostatnią kostkę grzybową w odrobinie wody, dodałam śmietanę. W naczyniu żaroodpornym ułożyłam na dnie makaron, część cebulki, pieczarki, jajka pokrojone, resztę cebulki, makaron i zalałam to sosem. Posypałam po wierzchu pieprzem. Zapiekłam przykryte folią (teściowa rozbiła przykrycie), pod koniec folę zdjęłam, sypnęłam trochę sera żółtego. Dobre było! Taka moja propozycja do wypróbowania w razie awarii :)))
OdpowiedzUsuńTakie zapiekanki z gatunku "czyścimy lodówkę" to dobra i praktyczna sprawa :) Dzięki!
UsuńWłaśnie zobaczyłam w gazetce Lidla, że będą jutro na promocji boczniaki - a ja jeszcze nigdy ich nie smażyłam, więc spróbuję ;)
Usuń