Zastanawiałam się wtedy, jaką następną książkę pan Jakubowski napisze. Wydaje mi się, że nic nowego od tej pory nie wydał, ale już się tak cracovianami nie interesuję, jak kiedyś, więc nie jest to informacja potwierdzona. Przy okazji ujrzałam, że wtedy jeszcze nie opatrywałam postów tagami (a przynajmniej ten ich nie ma). Gdybym to miała dziś uzupełnić, byłaby fajna robótka, tak akurat na siódmą falę pandemii albo co.
Ówczesny post pisałam po drugim pobycie w Pradze - mój Boże, co prawda planowałam kolejne wyjazdy, ale czy zdawałam sobie sprawę, że ta Praga będzie już taka... taka nieodwołalna? Że mi tak uwarunkuje resztę życia?
To się bezpośrednio z Kotem nie wiąże, ale mi się przypomniało... Kot w przedsionku kościoła od tyłu zaatakował nożem klęczącą kobietę. Otóż ja miałam przez dłuższy czas taki strach w tramwaju, że gdy siedzę, za mną usiądzie jakiś psychopata i wbije mi nóż w szyję czy kark, no, co tam wystaje znad siedzenia. Wieczorem oczywiście 😐
Gdyby mi się chciało tak na serio wrócić do photobloga, ta książka byłaby pomocna: w końcu nawet w pandemii można wyskoczyć w parę miejsc, zrobić zdjęcia etc. Ale nie można wrócić do tej samej rzeki, nie mając pewności, że się w niej znów trochę postoi...
Te wydawnictwa AGORY są naprawdę warte polecenia, ciekawie napisane i opatrzone mnóstwem materiału ikonograficznego, bardzo staranne. Spacerowniki, Kraków na starych widokówkach, kawiarnie...
Wyd. AGORA Warszawa 2016, 232 strony
Z własnej półki
Przeczytałam 13 kwietnia 2021 roku
Ostatnie trzy dni przesiedziałam co prawda w domu, nie wychyliwszy nawet czubka nosa, ale na ostatnim spacerze zauważyłam to.
Tak sobie pomyślałam, co za oryginalność, ulica Kowalskiego. Że tego zwykłego, przysłowiowego Kowalskiego?
/wiem, że nie ma przysłowia z Kowalskim/
Ale na końcu ulicy była tabliczka również z imieniem - Franciszka Kowalskiego.
W domu sprawdziłam:
Kim więc był ten Aleksander Kowalski, którego trzeba było zastąpić po przemianie ustrojowej?
I tu znalazłam ciekawostkę. Było dwóch Aleksandrów Kowalskich. Jeden, przedwojenny robotnik, komunista, PPR-owiec, uczestnik powstania warszawskiego zresztą, po wojnie działacz, poseł, w gruncie rzeczy wykończony przez swoich (dostał pomieszania zmysłów po serii przesłuchań, gdy chciano go zmusić do złożenia zeznań obciążających Gomułkę). To wszystko można znaleźć tu.
Ale teraz ten drugi Aleksander Kowalski. Hokeista, olimpijczyk, zmobilizowany we wrześniu, zamordowany w Katyniu. Info tutaj.
Czyli ulica pierwotnie była imienia komunisty Aleksandra Kowalskiego. Można było ją przemianować na Aleksandra Kowalskiego hokeisty i zaoszczędzić kłopotów z wymianą dokumentów wszystkim mieszkańcom, skoro się już musimy bawić w ten chocholi taniec. Tak zresztą zrobiono w Warszawie na Bródnie.
Tyle że wtedy, w 1991 roku, być może nikt nie słyszał jeszcze o hokeiście. Albo chcieliśmy mieć w Krakowie własnego Kowalskiego, a nie warszawskiego? Choć ten Franciszek taki mało krakowski... No ale z Galicji.
Teraz jeszcze tak. Zapisuję dla pamięci, że wykluwa się kolejny liść monstery z odpowiednimi dziurkami. Tak trzymać. Plus wsadziłam dziś do skrzynki na parapecie kuchennym bazylię, ale nie wiem, czy nie za zimno jej jeszcze będzie.
Oraz donoszę, że widziałam film, który mi się bardzo podobał. Nazywa się Nomadland, USA 2020, reż. Chloé Zhao
Film drogi, o kobiecie, która po stracie męża i pracy kupuje kamper i rusza w Amerykę, zatrzymując się wszędzie, gdzie uda się znaleźć tymczasową pracę, poznając innych współczesnych nomadów.
Przez moment pomyślałam - czymże jest to nasze życie, czy warto się tak czymkolwiek przejmować, może trzeba pozwolić mu płynąć. Ale jednak film to film, a życie to życie, jakkolwiek autentycznie by nie wyglądała Frances McDormand...
Zapomniałabym, co mi się wczoraj przydarzyło. Mieliśmy otóż do godz. 24.00 napisać test online z kursu. Byłam po piątkowej migrenie dość wykończona, ale zwlokłam się do biurka i napisałam. A problem z tym jest taki, że trzeba wpisywać te literki z czeskimi znakami. Mam skopiowany alfabet w notatniku i cały czas się muszę przełączać i pojedyncze literki kopiować. A są takie wyrazy, że nawet ich pięć potrafią zawierać! I otóż napisałam już wszystko, namęczywszy się cholernie, chciałam tylko zerknąć na samą górę testu przed zamknięciem i... postawiłam niechcący kursor poza obrębem testu. Wyszłam z niego!
Błyskawicznie wróciłam... ale nic tam już nie było. Carta blanca.
Matko, dawno się tak nie wkurw...
Żeby system nie potrafił zapytać w takim przypadku HALO, IDZIESZ SOBIE? CHCESZ ZAPISAĆ?
O nie, powiedziałam. Drugi raz ani myślę się tak męczyć.
I poszłam precz.
Zobaczymy, co teraz Nasza Pani zrobi.
No bo jednak test muszę zaliczyć 😏
I WEŹ SIĘ TU CZŁOWIEKU NIE PRZEJMUJ.
Co do filmu - jest i książka, ale nie wiem co było pierwsze: https://www.poczytaj.pl/ksiazka/nomadland-w-drodze-za-praca-bruder-jessica,492488 choć na okładce jest widać napis "filmowa adaptacja".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i cierpliwości w pisaniu - ja juz mam nawyk, że co jakiś czas sama naciskam 'zapisz'. Jak ucieknie, to już nie cały tekst.
Jest to nawet w bibliotece, dałam na półkę, ale czy pożyczę, nie wiem - czasem lepiej sobie nie psuć wrażenia z filmu książką (i na odwrót: z książki filmem) :)
UsuńW tym programie nie ma opcji zapisywania po drodze, niestety.
To prawda :)
UsuńMam zapisany w ulubionych, ja z kolei polecam francuski CZUŁOŚC z 2017
OdpowiedzUsuńTesty, ankiety online bywają wredne, przetestowałam na sobie.
Migreny współczuję szczerze, znam ten ból...
Czułość z 2017 znalazłam tylko włoski, nie francuski? Oglądałam go zresztą kiedyś i nie oceniłam zbyt wysoko :(
UsuńAle wiesz, jak to jest, jednemu się podoba to, drugiemu inne :)
Pod tym tytułem jest wiele filmów, sprawdzałam
Usuńhttps://www.netflix.com/pl/title/81234001
jotka
Faktycznie włoski, nie wiem czemu napisałam francuski i oczywiście każdy lubi co innego:-)
Usuńjotka
Migreny współczuję,że też tak przyczepila się do Ciebie i nie odpuszcza.Poza tym nie miałaś /masz żadnych dolegliwości poszczepiennych?
OdpowiedzUsuńRzadko zdarza się, by tak samo odbierać książkę i adaptację filmową na jej podstawie. W każdym razie nie mam tego problemu z Okruchami dnia. Zarówno książkę jak i film uważam za równorzędne, cudowne historie.
Monstera rośnie, ale żeby znała granice. Też się cieszylam na początku, teraz porosla taka duża, że jest z nią kłopot i do tego się przewraca.
No,ale Twoja może będzie bardziej zdyscyplinowana. Teresa.
Poza tym żadnych, aczkolwiek dziś, kiedy pierwszy raz wyszłam z domu, jakoś słabo się czuję :) Chyba mi się nie chciało wracać do pracy...
UsuńU mnie to chyba żadnej roślinie nie grozi, żeby się aż tak rozrosła. Każda wcześniej lub później polegnie. Teraz zauważyłam przy niektórych takie pajęczynki.
Chyba sobie "Okruchy dnia" muszę przypomnieć. W ogóle widzę, że ciągle chcę do czegoś wracać, a kiedy nowe?
No tak Aleksander K. ulicę już stracił, a teraz chcą go wykopać nawet z miejscówki na Powązkach Wojskowych. Smutne.
OdpowiedzUsuńTo0 zdaje się nowy pomysł Antoniego, co? Godny, jak wszystko, co wymyślą.
UsuńI jeśli utrzymają się dłużej u władzy pewnie wprowadza to w życie. Błeee....
UsuńSłuchaj no, człowiecze! Gdzie Ty teraz jesteś, bo przecież tak jakby Cię nie było???
UsuńAaa... to ty na mój blog nie możesz wejść, czy jakoś tak :D
UsuńProponuję na początek ciasteczka z przeglądarki skasować, powinno pomóc.
Moja ulica prof. Kulczyńskiego na Ursynowie odzyskała swego patrona, sąd przyznał rację mieszkańcom, którzy nie zgodzili się na dyskredytację twórcy Pienińskiego Parku Narodowego, mającego mnóstwo innych zasług.
OdpowiedzUsuńI jak to było w tym przypadku? Zmienili nazwę, mieszkańcy zmienili dokumenty, a potem wrócono do starej nazwy i apiać dokumenty zmieniać?
UsuńNikt niczego nie zmieniał poza spółdzielnią, która tablice na blokach nowe powiesiła. Ale mieszkańcy mówili "po normalnemu", jak ktoś powiedział po nowemu od razu był "prostowany". Sąd był po naszej stronie i dobrze się skończyło.
UsuńNo, to szczęście, że tak się skończyło ;)
UsuńPamiętam te nerwówkę, kiedy Kot chodził po Krakowie, to moja podstawówka.
OdpowiedzUsuńCzy mozesz napisać, gdzie oglądałaś Nomadland, nie widzę go nigdzie, a też bym chciała.
Hm, nie mogę... ;)
UsuńJak chcesz, napisz na maila na poczta.onet.pl - malgorzataka
Usuńmessengera nie uzywasz?
UsuńNapisałam.
UsuńMessengera używałam, gdy byłam na FB... Mail dotarł :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWłaściwie jestem monotematyczny i tak myślę, że trzeba z tym coś zrobić. Jest problem, gdyż moje ulubione książki też zahaczają o moją ulubiona tematykę. Przyglądam się temu blogowi szukając inspiracji i dochodzę do wniosku, że może recenzje? Trudna sprawa, bo praktycznie nie mam doświadczenia w takich tekstach.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie ta ul. Kowalskiego. Zastanawia dlatego, że rodzi się pytanie, czy my musimy znać szczegóły dotyczące patronów ulic? Mam tu mieszane uczucia. Nazwanie ulic czemuś służy, ale czy na pewno ma to nas pobudzać do znajomości historii, skoro ta krętymi drogami chodzi? Raz ktoś jest bohaterem, raz złoczyńcą.
Aha, jeszcze o tym automatycznym zapisywaniu. Kiedyś mój ulubiony Word nie miał takiej opcji, więc sam od siebie wyrobiłem nawyk częstego zapisywania wersji roboczej (po każdym akapicie). W końcu to tylko klik na ikonkę.
Chyba nic złego w monotematyczności nie ma? Masz po prostu blog wyspecjalizowany :) Trudno na siłę coś do niego dodawać. Inna sprawa, jeśli rzeczywiście chcesz pójść w coś nowego - wszyscy tak od czasu do czasu mamy.
UsuńZ nazwami ulic najłatwiej jest w małych miejscowościach, zwłaszcza tych, które się jakoś specjalnie nie rozbudowują - ulice mają tam tradycyjne, ustalone od wielu lat nazwy i nikogo nie korci, by je zmieniać: Kościelna, Klasztorna, Rynkowa, Sołecka, Mysia, Zamkowa, Jasna, Wschodnia, Boczna, Wolności, Piastowska. Et caetera.
W dużych miastach jest o wiele gorzej. Nie dość, że w czasach PRL powstała masa nowych osiedli i ulic, którym niekoniecznie dawano nazwy w rodzaju Fiołkowa, bo przecież trzeba było uczcić bohaterów ruchu robotniczego oraz naszych sojuszników, to jeszcze zmieniano nazwy stare. W Krakowie na przykład ze Starowiślnej o 400-letniej tradycji trzeba było zrobić Bohaterów Stalingradu. W takich wypadkach rozumne jest przywrócenie pierwotnej nazwy.
Ale takie hece jak z tymi Kowalskimi?
O! A u mnie plac Wolności okazał się trefny i trzeba mu było zmienić nazwę :P
UsuńTo powiedz, na jaką :)
UsuńNa Marszałka Piłsudskiego.
UsuńNawet Wolność przeszkadza... U nas zresztą też zmienili, ale był to powrót do przedwojennej nazwy.
UsuńZmiany ulic to chyba nasza polska obsesja. A problemów z tym mnóstwo. Wystarczyło dać nazwę : ul. Kowalskiego a każdy mógłby swojego Kowalskiego pod tę nazwę podciągnąć!;)
OdpowiedzUsuńKiedyś zdarzyło mi się film dwukrotnie obejrzeć i dopiero pod koniec zorientowałam się, że już ten film widziałam. Przyznam, że nieco mnie to zaniepokoiło, ale pocieszałam się , że pamięć mam dobrą tylko krótką. ;))
Z filmami też tak mogę mieć, nie to, że książki mają monopol :) Cierpimy więc na tę samą przypadłość :)
UsuńKrakusy to mają dobrze, gdzie rzucą okiem, gdzie postawią nogę tam zabytek i historie polskie i Polaków się pokazują. Olsztyn ma nieco gorzej, bo wszystko co "stare" to poniemieckie, Pruskie.
OdpowiedzUsuńI takie podejście mnie zmraża. W czym gorsze poniemieckie od polskiego? Wszystko to świadectwo przeszłości i tyle :)
UsuńZwłaszcza, że w takim Krakowie często to stare jak poskrobać też jest często poniemieckie, jak ołtarz Wita Stwosza na przykład i sam kościół mariacki, spolszczony dopiero w XVI wieku :)
UsuńJasne, Krakau alte deutsche Stadt :)
UsuńI nie ma co się o to obrażać :) Polska, a już zwłaszcza polska kultura bardzo dużo zawdzięcza obcym. Wyobrażasz sobie naszą literaturę bez tych wszystkich Leśmianów, Brzechw, Tuwimów? Chciałabyś w dzieciństwie czytać samego Jachowicza? :D
UsuńMasz bardzo rozlegle menu tematyczne czytanych ksiazek, bardzo rozlegla ciekawosc i wiedze - pozazdroscic.
OdpowiedzUsuńNiezmiernie wspolczuje migreny - miewam wiec wiem jak potrafi zepsuc caly dzien.
Ha ha, Serpentyno, właśnie myślałam w tych dniach, że u mnie straszliwy jest misz-masz i żadnej specjalizacji :)
UsuńAle chyba by mnie nudziło cały czas siedzieć w tej samej tematyce.
Dzięki za wyrazy współczucia. Tylko ktoś, kto sam miewa, potrafi pojąć, co to jest. Wczoraj rozmawiałam z koleżanką, która tak mimochodem, przy omawianiu szczepienia, wspomniała o lekkim bólu głowy - "a mnie nigdy głowa nie boli". Mój Boże, jak ja bym tak chciała! Całe moje życie wyglądałoby inaczej! No, ale tego się już nie zmieni...
My wieśniacy mamy problem z ulicami z głowy, a zmieniać nazwy (neutralnej, choć dziś to kto tam wie) miejscowości, chyba nikt nie będzie. Z tym pisaniem, to miałem podobnie wczoraj, kiedy przy dodawaniu zdjęcia do sążnistego maila do instytucji zawiesił mi się całkowicie telefon. Całe szczęście Gmail jest mądrzejszy ode mnie i sam pilnuje autozapisu :)
OdpowiedzUsuńAch, Wy wieśniacy to macie dobrze :) :) :)
UsuńDostałam test w wordzie, mam go sobie dziś wydrukować i wypełnić ręcznie, następnie sfotografować i odesłać :)
Tak postępują ze zdemenciałymi staruszkami! I tak trzymać!