Dziś, prąpaństwa, siedzimy w kuchni.
Z półki z nowościami wzięłam te kasze, ale dopiero podczas czytania - tak, całe przeczytałam, każdy przepis - dotarło do mnie, że pan autor jest weganinem i stosuje zamienniki. Czyli na przykład gdy w oryginalnym regionalnym przepisie jest twaróg, on daje tofu jakieś zakwaszane. I ja teraz głupia jestem czy to używać jeden do jednego (w sensie zwykłego białego sera: tyle ile on daje tofu) czy jak? Parę przepisów sobie w każdym razie obfociłam z myślą o bliżej nieokreślonej przyszłości, może kukurydziane ciasto cytrynowe... zobaczymy. Gość pasjonat, owszem. Jeździ po różnych festiwalach smaku (ani nie wiedziałam, że tyle się tego odbywa), konferuje z gospodyniami wiejskimi, dokumentuje się, robi risercz. No no. Brawo. Wiecie, że z kaszy można zrobić budyń albo krem czekoladowy? Podaje przepis na kaszę kukurydzianą do bulionu (wegańskiego oczywiście) i przypomniało mi się, jak mama robiła od święta kaszę mannę do rosołu: wlewała do głębokich talerzy, zostawiała do zastygnięcia, a potem kroiła w kostkę.
Wyd. Marginesy, Warszawa 2022, 254 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 1 listopada 2024 roku
Kto rano wstaje, temu wystawka daje
Ponieważ o 6:50 udałam się do Lidla (nie pytajcie, dlaczego) - ale opłotkami, a nie najkrótszą drogą - znalazłam na wystawce różne kuchenne utensylia i trzy z nich już schną po umyciu 😁 No czyż nie piękne białe ceramiczne naczynie? Lubię takie właśnie proste formy 😍
I szklana forma na pasztet i dzbanek 😀
Z okazji Nowego Życia na Emeryturze nabyłam też niedawno gęsiarkę... czy też po prostu duże masakrycznie ciężkie, bo żeliwne, naczynie do duszenia i pieczenia. Bo mam taki żeliwny ruski rondel - mama mi kupiła przed x laty gdzieś na targu chyba - ale gdy robię duszone ziemniaki z cukinią, cebulą, pomidorami etc. to zmieści się tam tego towaru akurat na nas dwie, a ekonomika gospodarstwa domowego wskazuje, że lepiej byłoby od razu na cztery osoby, byłby obiad i na następny dzień 😁
Z powodu różowości tego rondla nie mogę się powstrzymać przed udostępnieniem filmiku, który wczoraj widziałam na YT. Dziewczyna ma pastelową kuchnię i aczkolwiek wydaje się to na pierwszy rzut oka dość infantylne, to jednak kibicuję jej - jak długo utrzyma taki wystrój? Czy coraz bardziej doroślejąc nie zechce zmienić kuchni na bardziej elegancką, stonowaną? Ma to póki co swój urok 😍
Nowe Życie na Emeryturze ogłaszałam już chyba parę razy, jak mnie napomina córka. Ale moment! Z końcem października podpisałam na Fabryce papiór, zgodnie z którym mam zapłacić jeszcze daninę Skarbówce i zostawiłam mojej następczyni (której ani słychu ani widu, procedury trwają) święty zeszyt ze wszystkimi notatkami. Więc SZLUS, SZLUS, SZLUS!
Po czym Nowe Życie zaczęło się wczoraj - globusem. Jak że by nie. Ale bądźmy Pollyanną: nigdzie nie musiałam jechać w związku ze Świętem, niczym się martwić, więc...
Pod wieczór przeszło, toteż zaczęłam myśleć o planach i zasadach 😂 Wśród planów, jak już wspominałam, nieco luźniejszy stosunek do knig, powydawać tego trochę w cholerę. Hm. Wśród zasad - 5 minut. Bo jak mi coś przyjdzie do głowy, że trzeba zrobić, obojętnie co, to zamiast to zaraz zrobić, wciągam na listę i zostawiam na potem. Oczywiście to są różne rzeczy, nie wszystko można od razu, ale będę wdrażać zasadę, że jeśli wykonanie nie zajmie więcej niż 5 minut, mam to zrobić natychmiast. Dość tej prokrastynacji!!!
Wracam jeszcze do rondla czyli tzw. cocotte. Pochwaliłam się Psiapsióle z Daleka nabytkiem, a ona na to:
- U nas 200 ojrosów kosztuje taki mały.
Ale u nich tylko markowe - na filmach z YT widuję, Staub się nazywają - a ja mam no name (Ernesto?) z Lidla za 119 zł. A już myślała, że zaszalałam 😂 Miejsce, o dziwo, znalazłam w jednej z szuflad po lekkiej reorganizacji, ale instrukcji jeszcze nie przeczytałam i gdy teraz wyciągnęłam rondel do zdjęcia, zobaczyłam w środku tęże, ale w obcych językach. Co oznacza, że pewnie drugą, gdzie musiało przecież być po polsku, wyrzuciłam razem z pudełkiem 🤣 Brawo ja!
Teraz jeszcze pozostając w kuchennych klimatach donoszę, iż stosując zasadę wlewania do słoika gorącej zupy i odwracania go do góry nogami (coby mieć w lodówce zapas dla Ojczastego na wszelki wypadek) już parę razy zdarzyło mi się, że źle przy tej operacji zakręciłam zakrętkę... Całe szczęście, że ZAWSZE przewidująco słoik stawiam w misce 😁
Córka moja natomiast jako pomysłowy Dobromir dostając zlecenie na starcie marchwi na surówkę mówi, że nie będzie się nadmiernie męczyć.
Ja natomiast byłam taka chytra, że najpierw kupiłam na Temu taką zawieszkę do zlewu na gąbkę do zmywania (samoprzylepną, w ogóle nie wierzę, żeby to się utrzymało, ale na YT niby mają...), po czym z następnym zamówieniem gąbki, bo ładne, brązowe, w kuchni będą lepiej wyglądać i pasować niż te ordynarne zielono-niebieskie, co u nas w każdym sklepie i które mam całe życie 🤣 Gąbki przyszły, ale są za szerokie do zawieszki 😂 W sumie wszystko jedno, bo zawieszka ciągle leży w szufladzie!
Tyle tego pisarstwa na dziś, żegnam Was błękitnym niebem za oknem - ale wczorajszym, kiedy z globusem siedziałam w domu, dziś złośliwie szaro i mżawka, ale nie damy się!
Nowe zasłony 😜
Czwartek: 10.827 kroków - 6,5 km
Piątek: 731 kroków - 0,48 km (wyskoczyłam jedynie rano skontrolować moją biblioteczkę)
Zapomniałam, a to przecież też kuchenne! Otóż w Pepco rzucili blaszane pojemniki za grosze i nabyłam trzy w celu sprezentowania w nich ciasteczek moim eks-kolegom z Fabryki w okolicy Bożego Narodzenia. Ergo - teraz co tydzień będę wypróbowywać jakiś przepis 😂 Jak macie jakiś sprawdzony, to się podzielcie! Tylko nie pierniczki!
Rondle marki Staub - to słowo znaczy po niemiecku - pył, kurz. Znaczy rondel chroni przed kurzem?
OdpowiedzUsuńA kasza, wiadomo...
Nasza kasza,
pański barszcz.
No właśnie, myślałam, że to niemiecka firma, a tymczasem - francuska. Powstała w Alzacji, stad niemieckie nazwisko twórcy 😁 Te rondle mają takie wypustki na wewnętrznej stronie pokrywy, co ma sprzyjać nawilżaniu potrawy podczas gotowania. Mój rondel też ma, choć taki tani 😁 Bo wrzuciłam Staub do internetu i ceny są ciekawe: 1690 zł na przykład.
UsuńNa książki blogerów to ja juz sie nie nabiorę😁 zawsze szybciej odnoszę niż przynioslam. Najgorsza była o kaszy jaglanej, autor, ortodoksyjny katolik przedziwnie łączył treści kulinarne z Bogiem. Kasze uwielbiam, swoją drogą. Często robię różne kaszotta.
OdpowiedzUsuńFajne ŁUPY z wystawki. Pastelowa kuchnia hmm no cóż, ja bym zwariowała po tygodniu, ale młoda dziewczyna i to Azjatka może być zachwycona.
Fajne te puchy z Pepco, nie chce mi się już wychodzić, ale może będą jeszcze w poniedziałek. Ciasteczka świąteczne, które zawsze były przebojem w szkole u dzieci to Lebkuchen z mojewypieki.com (z tym że to są pierniczki). Basler Läckerli też pycha.
Ale fajnie, że aż trzy dni laby! W Wawce słonko, tylko dosyć zimno.
Agata
Blogi generalnie nie zdają egzaminu w wersjach książkowych, ale kulinarne nie powinny mieć tego problemu. No, chyba że jakieś boskie przepisy 🤣
UsuńKaszy jaglanej, swoją drogą, to ja chyba nigdy nie jadłam, nie kojarzę w każdym razie.
Nie wiem, gdzie umieszczę biały łup, bo ma spore rozmiary. Ale za to może się skuszę na jakiś pasztet w tej szklanej formie, bo dawno nie robiłam. Oczywiście roślinny 😉
Poszukam tych przepisów, choć same niemieckie nazwy 🤣🤣🤣
U nas też słonko wyszło, a prognoza na jutro jest... brrr już minusowe temperatury wcześnie rano! Czy mam okręcić kaloryfery? Przynajmniej u Ojczastego 😂 Właśnie odpoczywam po jego kąpieli i czekam, aż podłoga w łazience wyschnie po potopie, żeby nastawić pranie. Ciągle jeszcze nie dociera do mnie tak do końca, że żaden budzik i żadna praca i że jestem wolny człowiek (w granicach rozsądku).
Czytam sobie znalezione w knihobudce "Jeden z miliona", powstanie warszawskie.
Kasza jaglana tak jak tatarka (kasza gryczana) czy kvinoa naleza do kasz bezglutenowych. Calkiem dobre choc maja swoje specyficzne smaki.
UsuńMnie akurat gluten nie szkodzi, więc nawet nie myślę o takich rozgraniczeniach. Quinoa to pamiętam, że był kiedyś szał na blogach kulinarnych, strasznie drogie to było.
UsuńWiesz, co to jest oksymoron? Na przykład "ładne brązowe" 🤣 🤣 🤣 🤣 🤣 🤣 🤣 🤣 🤣.
OdpowiedzUsuńE no! Są brązowe i brązowe 🤣
UsuńBBM: Ja pasztety robię w starym spodzie od prodiża. Kiedyś niczego się nie wyrzucało, no chyba że już zupełnie do niczego nie mogło się przydać. ;)
OdpowiedzUsuńAle to masz taki wąski a długi, tak? Pamiętam, że mama miała zwykły okrągły (z oczkiem pośrodku pokrywy) i właśnie taki prostokątny. Piekła w nim m.in. ciasto drożdżowe bez niczego, takie mało słodkie - to się jadło przed Wielkanocą 😀 Dla mnie ważne wspomnienie, bo łączy się z Proustem, którego wtedy czytałam po raz pierwszy.
UsuńTeż się zastanawiam, czemu ktoś to wyniósł. Bo co innego, jak mocno zużyte. Był tam też kielich od blendera, a czy sam blender, nie wiem, bo nie grzebałam w tym wszystkim.
BBM: Też mam zwykły, okrągły, tylko bez pokrywy, bo nie dało się jej naprawić. Ale dół cały czas się przydaje- do pieczenia pasztetu albo robienia przecieru pomidorowego czy powideł. Stare dobre aluminium.👍🏻😉
UsuńTo mnie zdziwiłaś, bo pasztety kojarzę w jednym jedynym kształcie, nie takie duże i okrągłe 😁
UsuńProdiża się pozbyłam przy okazji remontu kuchni, bo nigdy go nie użyłam. Szkoda, żeśmy się wtedy nie zgadały, mogłam Ci tę pokrywę wysłać 😐
Mam culinary etap, pozyczylam kolejnych piec ksiazek, ale u mnie na ogladaniu sie konczy. Kasze lubilam, mam gdzie proso i gryczana w spizarce, ale kupiona kata temu wiec pewnie lepiej nie gotowac. Kostki bywaly w domu, ale to byla jedyna zupa matulki, ktorej nie lubilam. Zdecydowanie wole makaron. Garnek marking kupilam z 10 lat temu i uzywalam ze dwa razy tylko w piecyku, bo na palnik za duzy. No i wydalo sie jaka "dobra" gospodyni ze mnie. Dla obrony dodam, ze uzywam tych brazowych, u nas to ekologiczne o dodatkowo przecinam je na pol i jest bardzo ekonomiczna. Trzeba miec jakies zalety :)
OdpowiedzUsuńKulinarny
UsuńNie znoszę zapachu gryczanej - więc nigdy się nie skusiłam spróbować smaku 😂
UsuńDo rosołu też wolę makaron, ale to było takie świąteczne danie, bardzo rzadko. Czasem, gdy rosół był na wołowinie, jedliśmy go z ziemniakami i to też wspominam z sentymentem. dziś, gdy ktoś słyszy rosół z ziemniakami, to się krzywi 😂
Myślę i myślę, co Ty przecinasz na pół i wreszcie doszłam - gąbki 😁 Te chińskie są faktycznie duże.
U nas odwrotnie, kostki byly codzienne, makaron swiateczny, a z ziemniakami babka robila, lubilam. Tak to gabki, to moj sposob, mowie tylko polowe tego co mysle i dziwie sie, ze mam klopoty komunikacyjne.
OdpowiedzUsuńMakaron był domowy, ale czy zawsze? Pamiętam, jak się podsuszał na stolnicy, a my z bratem go podkradaliśmy.
UsuńFajne gąbki, faktycznie u nas jest jeden rodzaj i brzydkie. Jeszcze żółte z zielonym są i czerwone
OdpowiedzUsuńAgata
Tak jest, wszystkie te kolory zaliczyłam 😂
UsuńGabki. Widzialam przedwczoraj halloweenowe gabki w kolorze fioletowym. Do tego szczotki do garnkow - tez fioletowe. Byly tez w kolorze dyni. Szkoda, ze nie mam osmolonych garnkow spalonych na amen.
OdpowiedzUsuńCzyli halloweenowe wszystko już jest 😁
UsuńGarnków osmolonych to już chyba nikt nie ma... może na wsi przy piecu węglowym?
Ale jak to, jajek nie trzyma w lodówce? no i niezła z niej gadżeciara!
OdpowiedzUsuńTakie puszki na ciasteczka i cukierasy uwielbiam!
Pogoda dziś piękna u nas, kroków a kroków wydreptałam!
jotka
Tak, gadżeciara niezła, ja jeszcze z rozpędu obejrzałam inny jej filmik, jak rozpakowuje kolejne nabytki, wszystkie w tym samym stylu.
UsuńZ racji soboty gospodarczej u mnie ekscesów krokowych nie było 🤣 Na jutro muszę chyba zaplanować ciepły przyodziewek!
Oj - przypomnialas mi prodiz choc nie pamietam do czego go Mama uzywala.
OdpowiedzUsuńU nas sa kuchenne sklepy i czego tam nie ma!!!! Plus online oferuje doslownie tysiace, czesc z tego nawet nie wiedzialam ze istnieje. Wszystko bardzo kolorowe, do wyboru.
W moim rodzicielskim domu bylo tak ze znajomy mysliwy zaopatrywal nas w zajaca a przewaznie na Swieta Bozego Narodzenia. Mama sama go "obrabiala " co bylo niemila robota i z jego miesa robila pasztet. Nie piekla go tylko gotowala w podwojnym garnku by pieczenie nie wysuszalo go. Ale byl pyszny! Nigdy pozniej takich smacznych pasztetow nie spotkalam.
Lubie kasze, zwlaszcza podana z gulaszem.
Jestem zwlenniczka tradycyjnej kuchni i gdy jeszcze codziennie gotowalam to wspomagala mnie ksiazka kuchenna wydana przed wojna. Kazdy jej przepis sie sprawdzal a zawieral przepisy potraw bardzo podobnych do Mamy wiec tym bardziej ja cenilam i trzymam ta ksiazke do dzisiaj bo otrzymalam od Mamy - choc juz nie gotuje. Nie lubilam gotowac, zawsze mowilam ze wole myc garnki po posilkach niz je gotowac - a poza dniami gdy mialam gosci i duza ich ilosc i mylam w zmywarce , to na codzien mylam i myje recznie.
Z tym zającem to mi z kolei przypomniałaś, jak raz - byłyśmy wtedy z małą córką w domu na wakacjach - mama kupiła kurę. Żywą. Najpierw Ojczasty ją w piwnicy zabijał, a potem było skubanie na miednicy nad wanną. Boże, jaki to był smród - bo trzeba było polewać wrzątkiem. Oczywiście w samym środku tej paskudnej roboty przyszedł ktoś w gości 🤣 Tak, to były czasy, kiedy wpadało się bez zapowiedzi...
UsuńU nas "to" do rosołu nazywało się "grysik w kostkę", babcia i mama na niedzielę robiły, bardzo lubiłam. Z ziemniakami rosół też lubiłam. Garnek żeliwny, taką gęsiarkę, miałam w domu (został na Ursynowie, Mały używa w dalszym ciągu) chłopcy określili jako "kopnięty garnek" i tak zostało 😃 Puszek mi się uzbierało w ciągu życia, po różnych ciastkach, czekoladkach, trzymam w nich różne różności. Biedna kura... też pamiętam jak babcia sprawiała biedne zwłoki kurze... Teraz się cieszę, że już nie jem...
OdpowiedzUsuńNo właśnie - czy grysik to to samo co kasza manna? Pewnie tak.
UsuńGarnek żeliwny stoi dziewiczy, póki co 😁 Ale na pewno nadejdzie jego Wielki Dzień 😂
Też mam różne puszki: a to nici a to śrubki a to przydasie.
Grysik to po naszemu 😃czyli po krakowsku, gdzie indziej mówią kasza manna. Hi hi, jak jadę do Szczawnicy to się przestawiam i wychodzę na pole, a nie na dwór, akcent sam wskakuje itd. Koleżanka się śmieje, że jestem dwujęzyczna 😃
Usuń