Ta druga część ma już całkiem sensowną okładkę. A w ogóle było tak, że pożyczyłam ją raz sąsiadce z góry, która się skarżyła, że ma półpaśca i że to bolesne świństwo. No to niech się rozerwie.
Potem nie oddawała, nie oddawała, aż się w końcu upomniałam. Wtedy się okazało, że ona sobie nie przypomina, a w domu na pewno nic takiego nie ma.
Cóż było robić, odkupiłam sobie za 5,50 zł na allegro, ale od tej pory żadne półpaśce mnie nie interesują, nie mam litości.
Początek:
Koniec:
Te dwie Jacksonowe nie mogą stać koło siebie, bo są różnej wysokości, no i co począć. Jak już będę bogata i kupię sobie duże mieszkanie, to tam pięknie poustawiam wszystkie książki w należytym porządku, tak?
A skąd nagle będę bogata? No jak to? Przecież mój Ojczasty całe życie gra w totolotka! To może nawet zdąży wygrać? Opowiadał, że już mu się ostatnio trochę znudziło chodzenie ciągle "do miasta" w tej sprawie (ściemnia!), ale we wtorek miał trójkę, więc go to ponownie zmotywowało.
Zadałam oczywiście pytanie, czy wygrana (szóstki) coś zmieni w jego życiu. Raczej nie, twierdzi.
W moim by jeszcze zmieniła 😎 Oprócz tego większego mieszkania na jeszcze większą ilość książek i płyt i filmów dałaby mi możliwość częstszych wyjazdów do Pragi 😍 Natychmiast po przejściu na emeryturę rzuciłabym robotę w pierony i poświęciła się swej namiętności.
A Wy? Co byście zrobili/zmienili?
Wyd. Czytelnik, Warszawa 1980, 271 stron
Tytuł oryginalny: Raising Demons
Przełożyła: Mira Michałowska
Z własnej półki (kupione 5 maja 2010 roku)
Przeczytałam 13 marca 2021 roku
Zabrałam do Dżendżejowa toboły, a w rezultacie przeczytałam jedynie dwie książki, nie obejrzałam ani jednego filmu, nie wysłuchałam żadnej audycji po czesku, no nic. Trochę było co sprzątać (uwaga! kibel raz zapuszczony pozostaje już taki na zawsze), było co prać i potem prasować, trochę się odkułam w lekturze zaległych Polityk - ale, co ważne, odpoczęłam od internetu, czyt. od bieżących wiadomości. To było w gruncie rzeczy bardzo miłe. I okazuje się, że DA SIĘ.
Fakt, że raptem dwa dni...
W styczniu zmarł sąsiad z trzeciego bloku, potem jego sąsiadka przez ścianę, to wszystko była generacja moich rodziców, odchodzą, odchodzą, coraz mniej ich w tych blokach. Mój brat był we wtorek na dwóch pogrzebach - zmarł jednak Andrzej Kukuczka, jakoś mi umknęła ta informacja, ostatni raz czytałam o nim w zeszłym roku, gdy Radio Kraków zbierało środki na jego leczenie.
Również w tym tygodniu zmarł znajomy kolegi z pracy - na to samo czyli glejaka. Z powodu glejaka odszedł dwadzieścia kilka lat temu nasz przyjaciel, najukochańszy przyszywany wujek mojej córki. Nawet jeszcze nie zdążył skończyć studiów. To jest naprawdę okropne, że tyle wynalazków, takie postępy w samej medycynie - a z tym ciągle nic 😓
Zadziwił mnie opowiadając coś o czytanej ostatnio książce, autorstwa Mario Vargasa Llosy. Mianowicie powiedział ljosy. Skąd wiedział, że tak się wymawia? Pozostaje to dla mnie tajemnicą, naprawdę.
Poza tym uszczęśliwił mnie egzemplarzem biografii Cervantesa sprzed kilkudziesięciu lat, absolutnie tego nie zamierzam czytać i nie mam miejsca, no ale co miałam zrobić 😋
Ooo... Geranium na parapecie! Ja swoje (dwie duże donice) w zimę muszę trzymać na klatce schodowej, bo w domu mają za ciepło.
OdpowiedzUsuńTwój ojciec dobrze wygląda. Jak jeszcze trochę pohoduję brodę będzie z niego Lao Tzu :)
Co do książek - "Dobry zwyczaj nie pożyczaj". A kasę z Totka pewnie też bym wydał na większe mieszkanie, w którym mógłbym się swobodnie rozłożyć ze swoją biblioteczką i płytami. Innych zmian raczej bym w życie nie wprowadził.
Aaa... jeszcze na przyszłość: pasta sama daję radę nawet zapuszczonym muszlom.
UsuńOjczasty metodycznie pracuje nad uśmierceniem wszystkich kwiatków, jakie jeszcze się ostały po mamie. Czyli to geranium ma niesamowitą wolę przeżycia. Ale i na nie przyjdzie czas ;)
UsuńWschodni wygląd zawsze mu przypisywano, gdy wstawiałam jego zdjęcia na FB. Może coś w tym jest? Nazwisko mamy takie bardziej jak zza Uralu...
A pastę Sama to kojarzę z czasów chyba jeszcze komuny - nawet nie wiedziałam, że przetrwała :)
Że Sama nadal istnieje też się zdziwiłem. Ale brat któregoś roku wymieniał mi baterię nad wanną, popuszczającą od dłuższego czasu, przez co się zrobił paskudny zaciek. No i przy okazji tej wymiany kupił pastę (normalnie w społemowskim sklepie z art. gospodarstwa domowego) i ten zaciek zlikwidował :D
UsuńGeranium ma tak małe wymagania, że ojciec może mu nie dać rady. Chyba, że już całkiem zapomni o podlewaniu, wtedy nie ma zmiłuj się, każdy kwiatek padnie, nawet kaktus :)
Widzę, ze masz "Wojnę domową" Zientarowej (Michałowskiej). "Drobne ustroje" też?
Usuń"Drobne ustroje" też i właśnie myślę, dlaczego osobno, skoro są też małego formatu, chyba je muszę przestawić :)
UsuńA w dodatku może je znów przeczytać?
;)
Mały format? To chyba masz inne wydanie, niż ja.
UsuńAch, nie da się przełożyć, bo półce zabrakło 2-3 mm na wysokości :)
UsuńMimo wszystko jednak jest to ciągle mały format. To właściwie dziwna sprawa - wydanie w serii z jamnikiem. Dlaczego?
W ogóle Michałowska u mnie rozrzucona jak jakaś głupia. Tu "Wojna domowa", tam "Drobne ustroje", gdzie indziej jeszcze "Przez kuchnię i od frontu", a w kuchni jeszcze "Nie tylko o hamburgerze"...
Ja mam wydanie z rysunkami Lengrena na okładce. Tych dwóch ostatnich tytułów jeszcze sobie nie kupiłem. Ale mam za to dwie (z trzech) książeczki o Ani, Ewie i Marianie okupione kilka lat temu na Allegro (bo niestety te z dzieciństwa ktoś pożyczył... i już do mnie nie wróciły). Poluje nadal na pierwszą z tego cyklu (Ania i Ewa i Marian i Rusak i inni...) bo bardzo ciężko trafić tu na niezaczytany egzemplarz pobiblioteczny.
UsuńTo ja z kolei tych książeczek w ogóle nie znam...
UsuńA Twoje wydanie "Drobnych ustrojów" pewnie jest pierwsze?
Tak, ale też z Allegro, więc za jakieś niewielkie pieniądze.
Usuńhttps://jarmila09.wordpress.com/2015/02/23/ania-i-ewa-i-marian-i-rusak-i-inni/
Fajny blog, szkoda, że umarł...
UsuńBlogiem o podobnym charakterze jest nadal żywy Garaż ilustracji książkowych
Usuńhttp://garazilustracji.blogspot.com
Super jest!
UsuńPrzez takie pożyczki straciłam wiele książek. Dobry zwyczaj - nie pożyczaj. Podobnie jest w bibliotekach, przynajmniej szkolnych, nie ma siły nacisku, uczeń i rodzic to święte krowy.
OdpowiedzUsuńZeszyt z pięknym charakterem pisma. Czytałam kiedyś wspomnienia starszego pana okraszone wierszami, cudo!
A człowiek głupi czasem sam się wyrwie z propozycją w ogóle nie proszony... Teraz co prawda już rzadziej - może coraz więcej czytelników preferuje ebooki?
UsuńKiedyś różne rzeczy pisali w zeszytach: piosenki, wiersze, tzw złote myśli. Też miałam zeszyty z piosenkami. Teraz to już tylko wspomnienie.
OdpowiedzUsuńA dziewczyńskie pamiętniki spaliłam- zbyt infantylne były!;(
Tato wygląda bardzo dostojnie. Ciekawe miał zainteresowania . Taki zeszyty z ariami to piękna pamiątka.
Mnie jeszcze został jeden czy dwa zeszyty z tych pamiętnikowych - jest to owszem, straszne, ale jednak nie wyrzucam. Kiedyś na pewno przeczytam w całości jeszcze raz.
UsuńW domu w czasach mojego dzieciństwa były jeszcze takie tatowe płyty tłukące się z muzyką operową czy jakąś taką w każdym razie, która nam wtedy w ogóle nie leżała - rozprawiliśmy się z nimi razem z bratem, szkoda.
W szkołach do których chodzili nasi rodzice uczono kaligrafii, stąd tak piękne,czytelne pismo Twojego taty.
OdpowiedzUsuńMiło, że miałaś czas na przeczytanie zaległych gazet. Czyli nie taki diabeł straszny, jak go malują ��. Teresa.
Przede wszystkim było dużo czasu, prawie 48 godzin - trudno, żebym tyle sprzątała :)
UsuńJa jestem leniuch, to tak godzinkę porobię, a potem odpoczywam, ze dwie :)
Chciałam przetrzeć półki w segmencie, te takie tradycyjnie wypełnione kryształami i filiżankami, w ogóle już nie używanymi, białe od kurzu. Ale spełzło na (prawie) niczym, bo tam są te przesuwne w rowkach szyby (słynny segment Kozienice) i w większości nie dawałam rady ich przesunąć, a bałam się szarpać, żeby nie stłuc. No nic, będzie na następny raz, bóg wie kiedy.
Małgosiu, pisałam listy do moich dziadków, przynajmniej jeden w tygodniu, żeby im smutno nie było, że mieszkamy daleko. Odpisywali zawsze, przy tym babcia pisała list, a dziadek adresował kopertę takim ładnym pismem. Tak mi się przypomniało... Zeszyty z piosenkami też miałam, siostra ze zdjęciami aktorów, dawno to było...
OdpowiedzUsuńMiłego tygodnia, zdrowego!
Piękne wspomnienie!
UsuńJa mam jeszcze listy mamy i babci pisane do mnie, gdy byłam na koloniach. I całą kupę korespondencji ze szkolnych czasów, zawsze to bardzo lubiłam. Muszę chyba kiedyś do tego zajrzeć i coś tu na ten temat napisać.
Pozdrawiam i odwzajemniam :)
Grałem w totka parę ładnych razy, ale ani grosza nie wygrałem :-) Nawet nie chcę sobie wyobrażać co bym zrobił z taką kasą... Na pewno część przeznaczyłbym na książki, co do tego nie mam wątpliwości :-) To powoli staje się nałogiem. Ja obecnie szukam wolnych chwil by zabrać sie za "Święty Wrocław" Orbitowskiego :-) Miłego dnia życzę :-)
OdpowiedzUsuńOrbitowskiego czytałam tylko "Tracę ciepło", och, dawne to, prawie starożytne czasy :)
UsuńJa nie grałam w Totka nigdy, nie dałam szansy panu Bogu ("ty kup los").
Takie ręcznie pisane zapiski wszelakie to według mnie naprawdę cenna pamiątka. Wiele mówi o zainteresowaniach ludzi dawniej, o charakterach, podejściu do wielu spraw. A dla jakiegoś badacza, raj. :)
OdpowiedzUsuńMówiąc szczerze, to teraz mam takie chwile, o których jakoś nie mam zamiaru mówić i myśleć. Ciężkie i dziwne czasy nastały.
Pozdrawiam!
Tak, raj dla badacza... tyle że czasy mamy takie, iż tego typu raje lądują na śmietniku, jak to można bardzo często widzieć na osiedlach, niestety.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki!
Nie pozyczam plyt ani ksiazek. Kiedys duzo pozyczalam i wiele.osob mi nie oddawalo. Cervantesa bardzo lubie. Do egzaminu na studiach czytalam Don Kichota. Swietna ksiazka.
OdpowiedzUsuńJa w młodości też czytałam. Dziś nie wiem, czy by mi się chciało wrócić ;) Ale stoi na półce, ze może kiedyś jednak...
UsuńAle tej biografii to mi się na pewno nie chce!
Źle biedak wymawia. "Josa".
OdpowiedzUsuń