Jednakże znaleźć warzywa czy mięso na wsi to marzenie ściętej głowy (gospodynie jeżdżą się zaopatrywać do sklepów w mieście), mimo wielu uskutecznianych wycieczek w bliższe i dalsze okolice Warszawy. Wszystko jest obficie sypane trującymi środkami, kurczaki karmione antybiotykami i pozostaje założyć sobie własny ogródek, a w celu pozyskania zwierzęcego białka - wybrać się na polowanie na dzika (z siatką na hamaki oraz kosą i lassem). Będzie to właśnie tytułowe dzikie białko.
Odrębny problem to panoszenie się partyjnych bonzów i próby ukrócenia ich paskudnego procederu (na przykład kłusownictwa w celu odsprzedaży łopat łososia, tfu, pardon - łosia, za ciężkie zielone).
Dodatkowo Lesio, Barbara, Janusz, Włodek i inni muszą rozwiązać problem usytuowania szpitalnej pralni za pomocą nocnej akcji przesuwania ogrodzenia oraz myślą, że muszą odwdzięczyć się Ameryce za zrzuconą u nas stonkę - wręczając pudełko z nazbieraną na kartoflisku tąże wylatującemu do Stanów panu doktorowi. Pan doktor ma ją rozsypać na polu w Kansas. Elementarna sprawiedliwość, rozumiecie. I to był jedyny fragment, kiedy nie tylko się roześmiałam, ale nawet popłakałam ze śmiechu. Bo pan doktor był psychiatrą, a Karolek, znajomy znajomego, dorwał go w aucie już jadącym na lotnisko i mętnie tłumaczył, że zawartość pudełka ma być rozsypana na polu, nie mówiąc, co to jest. Ze względów zawodowych doktor był coraz bardziej zainteresowany sprawą i obiecywał sobie, że po powrocie do kraju dokładnie zbada Karolka. Wreszcie nastąpiło otwarcie pudełka. W środku leżały lakierki (w których jeden z kolegów wybierał się na ślub, no oj tam, pomylili pudełka).
Doktor Filipowski z racji zawodu przyzwyczajony był do Napoleonów i Cezarów, nie robiły na nim wrażenia ciągnione na sznurku guziki i termometry, mające reprezentować żywe pieski [...]. Mimo wieloletniej praktyki jednakże latające obuwie, zrzucone przez Amerykanów i przeznaczone do rozsypywania w kartoflach, spotykał pierwszy raz [...].
- No, tak - rzekł uprzejmie. - Wezmę po prostu całość. [...] Wszystko można wysypać w kartofle.
No, ta półka już była przy okazji Zaczarowanej plebanii, ale teraz przesuwamy się nieco w prawo. Tak że można znowu się zgłaszać, co znacie!
Wyd. Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1990, 239 stron
Z własnej półki (kupione 2 kwietnia 1990 za 15.000 zł)
Przeczytałam 2 maja 2021 roku
Przy niedzieli kuchennie.
I nie spierajcie się, że jest poniedziałek. Jak się nie idzie na fabrykę, znaczy jest niedziela.
Mały przegląd tygodnia. Nic nowego właściwie nie było. Oprócz brukselki, bośmy daaawno nie jadły.
Nieśmiertelne kopytka ciecierzycowe (ale dawno już nie było).
Placuszki twarogowe, makaron z warzywami z patelni, cebula duszona z kiełbasą (zdjęć tych wyszukanych potraw brak). To ostatnie okazało się hitem nad hity (mama często robiła i sobie przypomniałam, teraz córka domaga się, żeby co tydzień robić).
Placki z cukinii. Robiłam według tego przepisu, a że mam w zeszycie jakiś swój dawny, z marchewką i nie pamiętam czym jeszcze, myślałam, żeby w następnym tygodniu zrobić jeszcze raz (cukinia była na promocji w Lidlu 😀, wzięłam więcej).
Aż tu ci wpadłam przed chwilą na ten przepis, więc może się go wypróbuje, zwłaszcza, że taką formę mamy, bo córka kiedyś miała fazę na muffiny.
I tydzień z głowy.
Literacko-Dikiego białka nie czytałam i chyba się nie skuszę. Mam wrażenie, że ciągnie się za nim lekki odorek dydaktyczno - ekologiczny.
OdpowiedzUsuńZ półki czytałam:Mity,Lesia, Szamana,Grodzienska, Sławomira Kopcia. Tak że szału nie ma.
Kulinarnie.Moja mama również robiła duszona cebulę z kiełbasą. Lata tego nie robiłam, aż kiedyś sobie przypomniałam o tej cebuli. Zrobiłam, zjadłam. Dzwoni córka i pyta co miałam na obiad. Zanim jej odpowiedziałam ona mówi że może cebulę duszona. Byłam w lekkim szoku, bo skąd po tylu latach przypomniała jej się ta cebula i żebym kiedyś jej zrobiła. Zresztą cebula gotowana lub duszona jest lekkostrawna i zdrowa a niestety trochę zapomniana.Pozdrawiam. Teresa.
E no, kochana, pięć sztuk! PIĘĆ!
UsuńTo na razie rekord :)
Szał jest:)
A co teraz czytasz, po Bator?
Faktycznie tajemniczo/fantastyczna sprawa z tą cebulą nagle, a tak a' propos, przypomnianą przez córkę :)
Moja mówi, że nawet może być bez kiełbasy. Wygląda na to, że kilogramy cebuli trzeba będzie nosić do domu.
Spojrzałam na półkę i cos tam czytałam lub przeglądałam: Grodzieńska, Koper, Znaczy kapitan, Obyczaje staropolskie, Lesio...musiałabym odświeżyć treść niektórych, bo dawno to było.
OdpowiedzUsuńJedzonko apetyczne i szybkie, co dla mnie ważne. Parówki u nas z cielęciny można dostać, więc całkiem spoko!
jotka
Jakaś dobra półka, bo też PIĘĆ:)
UsuńDla mnie też ważne, że szybkie. W weekend to jeszcze można sobie pozwolić na dłuższe stanie w kuchni, ale w tygodniu po pracy nie za bardzo.
Mitów nie pisałam, bo to chyba każdy czytał, a Szaman morski jest, ale mąż czytał.
UsuńNo to SZEŚĆ :)
UsuńA ja zachodzę w głowę, czy czytałam "Szamana" czy "Znaczy Kapitana", ale to w gruncie rzeczy wszystko jedno, bo mam zamiar oblecieć obie, w monografii Batorego często gęsto się Borchardta wspominało :)
To będę musiała zrobić córce bez kiełbasy, bo oni nie jedzą mięsa.
OdpowiedzUsuńPo Gorzko, gorzko czytałam Lesia, ale tak na szybko. Teraz czytam Kobiety 44 Agnieszki Cubaly. Nie wiedziałam do teraz ile kobiet znanych mi z książek i filmów brało czynny udział w powstaniu,miedzy innymi moja ukochana aktorka Małgorzata Lorentowicz, której rola w obu częściach komedii Kogel - mogel to perełki. T.
O tak, Lorentowicz w Koglu-moglu genialna :)
UsuńSama jestem ciekawa, jak będzie smakować taka SAMA cebula, ale zobaczymy.
Bardzo lubię brukselkę ❤
OdpowiedzUsuńO dziwo, moja córka też :)
Usuń/o mnie nie wspominając/
Pamiętam tylko z lektury sprzed lat, że po świetnym "Lesiu" "Dzikim białkiem" byłem bardzo mocno rozczarowany.
OdpowiedzUsuńZawartość talerzy bardzo apetyczna.
Z tytułów na półce: "Znaczy Kapitan" i "Szaman morski" - zaczytywałem się kiedyś (oba tytuły w domowej biblioteczce kupione chyba przez ojca). O tej Grudzińskiej nawet myślałem, ale nie kupiłem. Swoją drogą widziałem kiedyś autorkę na żywo (z córka chyba była i Emilią Krakowską, ale taka krucha mi się wydała, że zabrakło mi śmiałości by poprosić o autograf. Zwłaszcza, że nie miałem przy sobie żadnej z jej książek, tylko powieść z Latarnika, w której reklamowano jej "Kłania się PRL" (albo "Nie ma z czego się śmiać").
A co to jest powieść z Latarnika?
Usuń:D
UsuńPowieść z Latarnika to powieść wydana przez Instytut Wydawniczy Latarnik im. Zygmunta Kałużyńskieg, założony przez panów Tomasza Raczka i Marcina Szczygielskiego. Grodzieńska pod koniec życia publikowała właśnie u nich i chyba się z nimi przyjaźniła. Przyszła w każdym razie na spotkanie z okazji premiery "Berka" Marcina Szczygielskiego. Tak teraz sprawdziłem - w 2007 to było, czyli miała 93 lata.
:)
UsuńA na to spotkanie pojechałeś do Warszawy, czy u Was było?
W stolicy było. U siebie z ogólnokrajowych sław to tylko Artura Andrusa spotkałem.
UsuńChmielewska swego czasu ( mlodzienczego) sporo czytalam. Potem zaniechalam, a szkoda, bo humor ma nieprzecietny:) !Lesio" nie znam -jest co nadrobic:)
OdpowiedzUsuńZ ksiazek z polki znam: Rolleczek, ale nie "Zaczarowana plebianie". Czytalam Stefanie Grodzienska. Slawomira Kopra, ale nie "Afery i skandale... ". Oczywiscie Chmielewska, ale nie "Lesio" i "Dzikie bialko". "Mity greckie"-jeszcze w szkole. Reszty chyba nigdy na oczy nie widzialam.
A jedzenie- no nie moge! Wyglada smakowicie.
Kopra mam tylko to i nawet jeszcze nie czytane. W sumie jakimś dziwnym przypadkiem kupione, zdaje się jeszcze w czasach, gdy wydawało się, że miejsce w domu jest nieskończone... Dziś byłabym znacznie ostrożniejsza z zakupami.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń:)) A juz mi sie wydawalo, ze to tylko ja mam ksiazki na polkach, ktore zakupilam i jeszcze nie udalo mi sie przeczytac:))
UsuńOd pieciu lat przerzucilam sie na elektroniczny czytnik. Wiem, ze to nie to samo co ksiazka- taka prawdziwa, pachnaca drukarnia, ale wlasnie ze wzgledu na sprzatanie ( odkurzanie) owych polek z ksiazkami i mijesce trzeba bylo to zrobic. Wymog, wygoda...
Takich kupionych i odłożonych na zaś to mam na kopy... a jeśli będę ciągle wracać do innych, już przeczytanych, to marne ich szanse ;)
UsuńA o czytniku to pewnie pomyślę dopiero, gdy wzrok zacznie mi wysiadać (bardziej).
Już jednak wyrosłem z Chmielewskiej.
OdpowiedzUsuńBywa :)
UsuńZresztą ją tak czy siak wolą kobiety...
A ja Chmielewskiej nic nie czytałam.
OdpowiedzUsuńChyba, że tylko jedną, ale nie pamiętam jaką. No to tak po prawdzie jakbym nie czyta
Ominęła Cię jakimś sposobem :)
UsuńZnowu ulubiona autorka mojej matki :-) Ja nawet nie zaglądam do jej książek. Co do brukselki, to jedno z niewielu warzyw których nie cierpię :-)
OdpowiedzUsuńPewnie przez ten lekko gorzkawy smak :)
UsuńChmielewską kocham,nawet wyścigi jej daruję, których nie znoszę, ale miłość musi umieć wybaczać ;)))
OdpowiedzUsuńCebulka jest idealna do wszystkiego. Wczoraj tofu zalałam sosem sojowym, usmażyłam cebulkę, potem tofu na patelnie (masło klarowane dla odmiany) i jak się podsmażyło to cebulkę usmażoną dałam. Palce lizać :)))Następne wrzucę w jakąś panierkę.
O, to jest dobry pomysł, muszę znów wrzucić tofu na listę zakupów w przyszłym tygodniu. Ja tymczasem znalazłam przepis na 'kluski ruskie', też okraszone usmażoną cebulką. A kupiłam jej ponad półtora kilo, bo oczywiście córka znowu chce tę duszoną :)
UsuńMiałem zrobić sobie maraton Chmielewskiej, ale ugrzęzłem już na "Krokodylu ...". Pani Joanna jako pisarka ma swój specyficzny styl, a jako postać literacka pewne cechy. Od obydwu, okazuje się, trzeba po pewnym czasie odpoczywać :P
OdpowiedzUsuń"Znaczy kapitan" zawsze na propsie. Do tego stopnia, że nawet z moją sklerozą pamiętam historię z handszpakami :D
Ha ha ha - też mi się wydaje, że za dużo Chmielewskiej na raz to... za dużo.
UsuńA moja skleroza jest lepsza/większa od Twojej, bo handszpaków nie pamiętam!
No jak to? Pałami!!!
Usuń