Tego ostatniego Macdonalda tłumaczył Michał Ronikier. Wiadomo, kojarzy się (i to dość niesławnie, po rewelacjach IPN) z Piwnicą pod Baranami, więc sięgnęłam po jeden z tomów traktujących o słynnym krakowskim kabarecie.
Nie oceniam, sprawy zresztą bliżej nie znam, a i daleka jestem od wydawania wyroków, skoro tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono.
Sama Piwnica ma już dość sporą bibliografię, i to mówię tylko o tej w moim posiadaniu. Nawet chciałam wyszukać na półkach, zebrać i zrobić zdjęcie, ale ciemno jest, jakiś ponury dzień wstaje, nie chce mi się, może następnym razem 😄
W Piwnicy byłam raz jeden jedyny, jeszcze za czasów Skrzyneckiego z dzwoneczkiem. To kompletnie nie miejsce dla mnie - w dymie papierosowym można było zawiesić siekierę. Żadna rozrywka nie jest w stanie tego zrównoważyć dla mnie 😞 No, teraz, jak się właśnie dowiedziałam z książki, już się nie pali. Ale teraz to już nie jest ta Piwnica i tego nic nie zmieni.
A jej najlepsze czasy i tak były wtedy, kiedy mnie tu nie było. Za Dymnego, który zmarł w 1978 roku. O którym się tu w pewnym miejscu wręcz mówi, że to był (bywał) ZAKAPIOR 😉 Zaprzyjaźniony z Piwnicą konsul francuski przestał przychodzić, bo Dymny uznał, że przystawia się do jego żony i obiecał go zabić.
Nawiasem mówiąc, mam gdzieś jakiś jego tom (nieczytany) i chyba powinnam go poszukać.
Na Piwniczne głowy składają się teksty drukowane niegdyś w Dzienniku Polskim (Krupiński jest znanym krakowskim dziennikarzem zajmującym się kulturą), a poświęcone 25 artystom związanym z Piwnicą. Rozmowy z nimi, wspomnienia, anegdotki, rozważania, jak było kiedyś, a jak jest dzisiaj i czy ma sens kontynuowanie działalności w nowych czasach i przede wszystkim bez Skrzyneckiego.
A' propos tych ostatnich. Piwnica dostała się na audiencję u JPII. Tenże powiedział do Skrzyneckiego:
- Pamiętam pana z Krakowa, bardzo mi miło.
A Skrzynecki w tym całym rozentuzjazmowaniu (którego ja nie rozumiem, ale swego czasu zdaje się wszyscy uważali spotkanie z papieżem za najważniejsze wydarzenie w swoim życiu):
- Ja też pana pamiętam z Krakowa.
Po czym zabrał się za przedstawianie "swoich" artystów i szeptem zwrócił się do Anny Szałapak:
- Jak ty się nazywasz?
Bardziej jednak mnie bawi historyjka z tego samego pobytu we Włoszech. Po długiej podróży pociągiem dotarli do Arezzo i poszli spać do hotelu. Ale nie wszyscy. Oto na ulicach miasta ukazał się pochód, na którego czele kroczył Dymny, a za nim Włosi, skandujący za nim:
- Niente niente pierdolniente.
Ten potrafił porwać za sobą wszystkich 😂😂😂😂😂
A Jacek Wójcicki opowiada, że za pracę na planie Listy Schindlera (30 dni zdjęciowych) kupił sobie mieszkanie. No proszę proszę, jak to się w tym filmie jednak zarabia (hamerykańskim)!
Półka
Ha ha - chciał Hebius w pionie, jest w pionie. Na życzenie raz można! Na tym regale akurat książki są nieraz przetykane filmami, które gdzie indziej się nie mieszczą. Ot, porządeczki 😏 No to co, znamy coś? Cokolwiek? Wybór niewielki.
Wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016, 296 stron
Z własnej półki (kupione w Bonito 19 kwietnia 2016 roku za 29,93 zł)
Przeczytałam 21 maja 2021 roku
Więc tak. Najpierw z frontu biegania. No udało się jak cholera. Założyłam czarne getry, różowy (a co!) polarek i wio. Wyszłam z klatki, do końca bloku podeszłam, bo jeszcze było widno i co ma ktoś widzieć, jak się wygłupiam. Za rogiem skręciłam i rozpoczęłam truchcik.
Udało się minąć następny blok i skręciwszy wzdłuż kolejnego dobiec do jego połowy.
Dalej już nie szło.
Raz, że serce mi chciało wyskoczyć z piersi... a dwa - te piersi właśnie.
Otóż - jakoś wcześniej nie przyszło mi to do głowy - nie da się biegać z cyckami. Nie da się też zostawić ich w domu.
Tak że wiecie - jakieś sto metrów może osiągnęłam (mniejsza o czas). I to by było na tyle.
Wstydziłam się wrócić od razu do domu, bo córka umrze ze śmiechu... więc poszłam na spacer, taki szybkim krokiem, żeby cokolwiek 😏 Wtedy okazało się, że w moim stroju trochę chłodno, nawet jak ten krok niby szybki. Pół godziny i już byłam w domu, ze śpikiem pod nosem.
Ale nie poddaję się. Następnego wieczora znów ruszyłam na pół godzinki - no bo chociaż spróbuję chodzić, tak? - tyle, że zaopatrzona w kurtkę. To znowu trochę za ciepło. Ech. Ale na końcu zbadałam sprawę: tak mi się wydawało, że na osiedlu są te takie sprzęty do ćwiczeń na świeżym powietrzu, no i faktycznie są, cztery sztuki, wszystkie wypróbowałam, jedno nawet dłużej (takie kółko, które człowiekiem kręci w prawo i w lewo), na pozostałych się siada i ciągnie za uchwyty (mam wrażenie, że to ma mi wyrobić mięśnie rąk, a tego wcale nie chcę - ale pewnie się mylę, nie ma żadnych opisów).
O, przypomniało mi się. Zdjęcie z czasów zarówno mojej bytności w Piwnicy, jak i BEZ CYCKÓW (ze 20 kilo mniej) 😂 Ulica w centrum miasta, pora obiadowa. Patrzcie tylko, jaki ruch samochodowy 😂
No. To biegać nie będę, ale może mi się uda zmusić do tych spacerów? Zważyłam się, punkt wyjściowy znam, wyznaczam sobie dwa miesiące na... no właśnie: na ile kilo? Też dwa? To mi różnicy wielkiej nie zrobi 😟 Derechcja na Fabryce namawia na kijki. E no, kijki! Kijki to za 10 lat!
A skoro już jesteśmy przy Fabryce. Sytuacja jest taka, że od listopada zastępuję koleżankę z sekretariatu, która przeszła na emeryturę. I dzięki temu mam normalne zarobki (siódmy miesiąc). Bo gdyby nie to, diabli wiedzą, przez pandemię oczywiście. Jeszcze w październiku byłam na granicy utrzymania się, no bo mój dział właściwie prawie zamknięty, nie mieli mi za co płacić (a ZUS chce swoje). Na miejsce koleżanki rozpisano konkurs, ale ciągle się nie odbywał, no bo wiadomo, korona. Ja się cieszyłam, bo mam pracę, prawda?
A tu grom z jasnego nieba - będzie w czerwcu!
Oczywiście zależy jeszcze, czy osoba, która go wygra, może od razu przystąpić do pracy, czy też musi gdzieś się zwolnić, odczekać. A i samo załatwienie formalności z przyjęciem do nas gdzieś tam na górze potrwa. Ale kto wie, może od września już będzie pracować?
W związku z tym trochę się martwię, co ze mną. W lipcu i sierpniu i tak nie pracuję, uważają, że sobie dadzą radę sami w wakacje . Ale czy będę miała do czego wrócić we wrześniu? Czy sytuacja pandemiczna się na tyle unormuje, że mój dział znów zacznie funkcjonować? Jedni mówią, że będzie kolejna fala. Inni, że to już końcówka pandemii. Na dwoje babka wróżyła. Wpływu na to wszystko nie mam żadnego i powinnam o tym po prostu nie myśleć, co będzie to będzie - ale da się to tak, nie myśleć?
Tymczasem nasz pan z ochrony dał mi torebeczkę z nasionami, że niby ŁĄKA KWIETNA (rozdawali). Wysiałam. Na razie jest taka. Ale czy ja dobrze rozumiem, że łąka kwietna oznacza kwiatki? Tu coś jeszcze będzie czy tylko zielone?
Zielistka z tyłu to taki eksperyment - czy się utrzyma na zewnątrz. No nie wybujała póki co.
Łąki kwietne są ostatnio bardzo propagowane. Jest mnóstwo orędowników tego pomysłu. Niewątpliwie sporo plusów, ale - tak po mojemu- nie każde miejsce się do tego nadaje.
OdpowiedzUsuńA zbiór piwnicznych anegdot musi być bardzo fajny do czytania!
No, zobaczymy, czy można mieć łąkę kwietną w skrzynce na parapecie 😂
UsuńJak to jest, że książek nigdy nie jest za wiele, tylko często miejsca brakuje :-) Łąka kwietna to chyba wszystko z kwiatami włącznie :-) Przede wszystkim coś co pszczoły zachęci :-)
OdpowiedzUsuńCiiiiii... bo jak moja córka o tych pszczołach usłyszy, to pod moją nieobecność łąkę kwietną powyrywa 🤣
UsuńCzyżby nie lubiła pszczół? :-)
UsuńDziwne, co nie 😏
Usuń"Głowy" - znane, kochane, zapamiętane, odtwarzane na you tube.
OdpowiedzUsuńPiwnicę znają całe pokolenia, prawda?
UsuńJaka śliczna Małgosia! I trabant! "Głowy" nie do zapomnienia są :)
OdpowiedzUsuńZ kijkami chodzą młode dziewczyny, widzę jak idę z psami ulicą. Zasuwają aż miło patrzeć. Nie wloką się jak stare babcie tylko pędzą i to jest słuszna decyzja. Jak się nie ma psa to trzeba latać z kijkami. Dawno temu latało się z pogrzebaczem za kółkiem, ale teraz nie przejdzie, hi hi ;)
Zielistka na słońcu mi wyblakła i zdechła jak ją na balkon wyniosłam, to samo z sansewerią (czy jak jej tam), z długimi szablami w każdym razie. Ciekawe co Ci urośnie z tej łąki.
Mówisz? Młode? Hm, muszę się przyjrzeć ulicom 🤣
UsuńTrabi się tam trafił przypadkiem,a został świadectwem czasu. Mój brat miał jako pierwszy chyba samochód. Wiózł nas na wakacje do Dżendżejowa, z malutką córką, i był łaskaw się rozkraczyć (trabant, nie brat) zaraz za Krakowem 😁 Do dziś pamiętam, w którym miejscu...
Jak zdechnie mi ta zielistka, to płakać specjalnie nie będę, bo tego towaru trochę mam w domu, ot, eksperyment.
Ronikier kojarzy mi się tylko z Joanną Olczak. To jej mąż?
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak inni, ale mnie to zdjęcie w pionie pasuje. Nawet tytuły filmów odczytałem bez kręcenia głową, chociaż były do góry nogami :D
Tak, mąż Olczakowej, której "Wtedy" stoi na tej samej półce. A "W ogrodzie pamięci" gdzie indziej, bo ma większy format.
UsuńCo do zdjęcia w pionie, zobaczymy, jak to będzie przy następnym (czyli czy tytuły na grzbietach będą w jedną stronę) 😄
Wiesz, zawsze możesz przed zrobieniem zdjęcia poprzestawiać książki :P
UsuńTo je ale nápad!
Usuń😂😂😂😂😂
W Piwnicy niestety nie byłam, nie udało się, bliżej mi było do poznańskich, warszawskich, bydgoskich, toruńskich teatrów czy filharmonii.
OdpowiedzUsuńSiłownie na powietrzu mam nawet blisko, obiecuję sobie na emeryturze tam zaglądać.
Swoją droga, tyle sobie obiecujemy robić na emeryturze, a potem niewiele z tego wychodzi.
No to i tak masz piękny zasięg teatralno-filharmoniczny 😍
UsuńWłaśnie, z tą emeryturą... obiecanki-cacanki.
Z książek nie znam pierwszej, ostatniej i Czartoryskiej. Uwielbiam Cię czytać! To o bieganiu-:))))))) A zdjęcie. Entuzjazm aż bije po oczach:))). Co to za ulica?
OdpowiedzUsuńPierwszej w sensie Tadaniera? Z ostatnią mnie zaskoczyłaś... bo pamiętam, że odradzałaś kolejną tego autora - i dlatego jej nie kupiłam.
UsuńWłaśnie mnie córka pyta, a' propos biegania, co z tą sójką. Ja jak zwykle nie rozumiem, o co jej chodzi.
A tu o moje wybieranie się na spacer dziś. No, już chyba można, ciemno jest 😂
Co do ulicy, to faktycznie trudno rozpoznać, ale najedź kursorem (czy nie wiem czym na telefonie) na zdjęcie...
Tak, nie znam Tadaniera, Czartoryskiej i Gutowskiego. I tu mam dylemat. Hm...ja odradzałam Gutowskiego? Kompletnie nie pamiętam w takim razie mojej z nim znajomości:)
UsuńBohaterów Stalingradu...musiałam sprawdzić co to będzie teraz:)))
A może ja coś pomieszałam? Może to chodziło o innego autora i inną książkę? Ale na siecher cracovianum jakieś.
UsuńChyba muszę wstać i spojrzeć na półki 😏 Bo tego, no, nigdzie nie poszłam, ponieważ szczęśliwie dla mnie lunęło 😄
:))) Psa sobie kup. Spacer obowiązkowy będzie. Nawet możecie razem biegać;)))
UsuńOczywiście, że pomerdoliłam... Chodziło o pana Leśnickiego:
Usuńhttp://toprzeczytalam.blogspot.com/2015/10/zbigniew-lesnicki-krakow-historie.html
który to po tej zalinkowanej wyżej książce sprokurował kolejną i o tej kolejnej właśnie się wyrażałaś 😁
Gutowski to nie mógł być, choćby z tego względu, że był już, jak mówią Czesi, po smrti.
Ja i psa? W sensie obowiązek?
UsuńCzłowieku !!!!!
W życiu!!!!
Dziecko wychowałam i wystarczy.
:))) no...tak...ja wolę psa;)))
UsuńO tak,Leśnicki był straszny.
I ja to rozumiem - dobrze wychowany pies nawet Ci tę szklankę wody poda 🤣 a dziecko pójdzie w świat (nie moje) i tyleś szklankę widziała!
Usuń:))) no ba! I jeszcze się przytuli, to i ciepło będzie:)
UsuńOlczakowej czytałam W ogrodzie pamięci. Jest to książka do której jeszcze wrócę.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że M.Oblonskijest z J-owa. Natomiast wiem,że Ludwik Pak-aktor urodził się blisko J-owa i tam chodził do liceum. Podobno należał do najzdolniejszych studentów na swoim roku, jednak alkoholizm zniszczył mu życie.
Małgosiu,Ty cudna i zdjęcie cudne.
Moja lobelia, z którą meczylam się od początku lutego zaczyna powoli kwitnąć. Ale czy wyrośnie Ci łąka w skrzynce, to nie wiem. Choć pojedyncze jakieś kwiatki powinny zakwitnac.Kto wie, może zalapiesz się na kwietne sianokosy? T.
Ja pewnie też do Olczakowej kiedyś wrócę.
UsuńA Paka kojarzę, aczkolwiek nie wiedziałam, że miał problem alkoholowy. A o tym, że chodził do naszego liceum to już w ogóle.
Gratulacje z powodu kwitnącej lobelii 😍 Ja cierpliwie codziennie podlewam tę skrzynkę, zobaczymy. Tak czy siak, kwiatki już tam mam - trzy plastikowe irysy, które moja córka przed laty skądyś przywlokła i nie pozwalała wyrzucić 😄
Czyli emerytura nie taka zła, póki jeszcze Zus płaci, ha ha ha. Masz plan B?
OdpowiedzUsuńNigdy nie biegałam, chodzić lubię i na rowerze jeździć, ale pewnie w górki to jeszcze dlugo nie pójdę. Z dzisiejszego stosiku tylko Olczakową mam, zaczętą, ale czuję sie zachęcona do lektury o Piwnicy, tylko pytanie, czy jest osiągalna. A, i Kuźniak w legimi. Cos ostatnio mniej czytam, wiecej oglądam.
ZUS płaci... mnie konkretnie będzie płacił tysionc zeta (tak to jest przy DA), więc tak czy siak będę musiała zaiwaniać do roboty 🤔 A jak już mnie jakaś niemoc złoży, to zostanę klientką pomocy społecznej. Która mi pewnie zasugeruje, żebym zamieniła mieszkanie - bo mam o pół metra za dużo, żeby się ubiegać w przyszłości o dopłatę do czynszu na przykład (już sprawdzałam).
UsuńPlan B jest taki, żeby wcześniej umrzeć 😂
U mnie Kuźniak jeszcze nie tknięta. Ale trend mam teraz odwrotny, mniej oglądam.
O, też mam pomysł, żeby nie dożyć wieku mojej mamy, bo to straszne być świadomym własnej niedołężności:( Poszperałam i w legimi są rozmowy Krupińskiego z różnymi artystami, zaczęłam wczoraj wieczorem; książka o Piwnicy niedostępna, niestety:(
UsuńNiedołężność to jeszcze insza inszość. Nie wiadomo, co gorsze 🤔 No, ale jak patrzę na Ojczastego, który dziarsko kroczy w 92. roku życia, to widzę, że można...
UsuńPolecam długie spacery - po pierwsze dlatego, ze sama uprawiam od lat i widzę efekty, po drugie na spacerze fajne myśli przychodzą do głowy, po trzecie - nikt jak widzi w głowę sie nie stuka (co prawda, jak się stuka to w końcu jego głowa, ale nie każdy lubi być ostukany, ja nie lubię). A poważnie - myśle, ze warto znaleźć coś, co się lubi, taki rodzaj aktywności, i myśleć dlugodystansowo :-))
OdpowiedzUsuńPs. 1 nie możesz sama zastartować na to stanowisko sekretarki, skoro praca Ci odpowiada?
Ps. 2 również zasiałam łąkę kwietną, wyglada podobnie jak Twoja. E tam, zielone tez ładne
Aktualnie po półgodzinnym szybkim spacerze jestem trochę zmęczona. Myślę, że będę wydłużać z czasem, jak się rozchodzę.
UsuńStartować na sekretarkę mogłam, ale to bez sensu. Bo skoro już robią konkurs, to chcą mieć spokój na 20 lat. A ja za rok będę miała prawo do emerytury, a za parę kolejnych lat obowiązek przejścia na nią.
A dodatkowo składając papiery poznają mój wiek. Póki co, pracując dla nich w formie firmy wystawiającej fakturę, nigdy żadnym wiekiem się nie okazywałam i nie wiedzą. Na umowach nie ma Pesel, tylko NIP. Dowiedziawszy się, mogą zacząć mieć różne głupie myśli (na przykład, kim by tu mnie zastąpić w najbliższym czasie). A ja mam zamiar jeszcze długo dla nich pracować, bo przy DG wiek nie ma znaczenia 😉
Zacznę od końca. Zielistki na balkonie rosną bardzo dobrze, Co roku kilka takich przesadzam z doniczki do skrzynki i szaleją że hej!!!
OdpowiedzUsuńW Piwnicy pod Baranami teżnie byłam, ale jak tylko jestem w Krakowie to lecę na Rynek żeby usiąść koło Skrzyneckiego ....
Z Piwnicy natomiast uwielbiałam wszystkich - a najbardziej chyba Annę Szałapak - szkoda że już jej nie ma. No ale dołączyła do swoich przyjaciół.
Ksiązkę musowo przeczytam ale najpierw kupię....
Dzięki serdeczne :-)
Byłoby fajnie, gdyby rzeczywiście mi się rozrosła ta zielistka i cieszyła, choć za szybą 😉
UsuńNigdy nie usiadłam przed słynnym Zwisem - to nie moje środowisko, źle bym się tam czuła. Jakoś tak nie na swoim miejscu. Myślę, że łatwiej, gdy się jest turystą, przechodniem.
W Piwnicy nie byłam, niestety, książkę z pewnością nabędę i przeczytam.
OdpowiedzUsuńJa jestem chodziarzem, bieganie zupełnie mnie nie pociąga, ale dużo szybkiego chodzenia swoje też robi :). Co do zielistki też potwierdzam, na dworze rośnie fantastycznie, byle nie za bardzo na palącym słońcu. Łąka na razie nie wygląda, ale to dopiero łąkowy żłobek :).
Właśnie się nastawiałam na spacerowe wyjście koło 21.00, gdy znowu widzę prognozę, że będzie padać. To już nudne normalnie jest! Cóż, trzeba chyba iść wcześniej. Szkoda, bo zauważyłam, że gdy pochodzę wieczorem, to lepiej mi się zasypia.
UsuńPozdrawiam 😊