Niewątpliwie na okładce książki jest więcej informacji o autorze, niż można znaleźć w internecie. Namęczyłam się, żeby cokolwiek wygrzebać na bułgarskiej Wikipedii i jest to nędza z bidą, tyle że wiem, już, iż Karasimeonow zmarł w 1991 roku. Jest tam przedstawiony jako scenarzysta tylko i wyłącznie. A jeśli chodzi o bułgarską kinematografię, to jest u mnie jeszcze gorzej przecież. Filmu nakręconego na podstawie tej krótkiej powieści nie widziałam - chyba że był wyświetlany również w telewizji w zamierzchłych czasach Dżendżejowa. Tyle że filmami z KDL-u się gardziło... ino innych było mało 😉
Na powieść się dosyć napaliłam: pisana w formie dziennika młodej dziewczyny, która nie dostała się na medycynę, więc na razie robi kursy pielęgniarskie, bo sobie nabije punktów, a która ucieka z domu z niejasnych póki co powodów (nieszczęśliwa miłość? konflikt pokoleniowy z rodzicami?). Więc zaciekawienie, co się stało, dlaczego i dokąd ucieka. Najpierw jednak dowiadujemy się, że ojciec zawraca ją już z pociągu i namawia na pobyt w domu wczasowym w górach, gdzie jest jedynie kilku pensjonariuszy, sami mężczyźni - no to oczywiście snuję przypuszczenie, że nawiąże miłosną relację z jednym z nich i powstanie jeszcze większy problem, bo to przecież nie są jej rówieśnicy...
Nic z tego. Za to wychodzi na jaw, że jedynym autorytetem dla bohaterki (ma na imię Maria) jest jej ciotka Irina, która dwadzieścia lat wcześniej brała udział w ruchu oporu i poznała pewnego Stefana i co z tego wynikło. I potem jeszcze cała historia, powiązana z ucieczką z domu Marii. Ale wszystko to szybko przestało jakoś bardzo interesować i w rezultacie międliłam te 190 stron przez pięć dni 🤔
Chętnie bym jednak zobaczyła, co z tego zostało w filmie. No, ale nie ma gdzie, tak że przygoda z panem Karasimeonowem chyba na tym się kończy.
Pamiętajcie: w wieku 45 lat kobieta powinna przejść raz na zawsze ku cichym radościom starości 😂
Tupet i pewność siebie wyklucza wysoki poziom umysłowy?
Koniec:
Wyd. PIW, Warszawa 1975 (wydanie drugie), 194 strony
Seria KIK
Tytuł oryginalny: Obicz
Przełożyła: Hanna Karpińska
Z własnej półki
Przeczytałam 5 października 2024 roku
Takie były tytuły KIK w 1975 roku. Czytałam chyba tylko Ostatnią przystań. Cudowna pora na podróż mi się podoba (z nazwy), ale nie mam.
Tydzień temu zaglądam ci ja rano podczas przebieżki do "swojej" biblioteczki, a tam cała kopa. Plus dwie siatki obok. W jednej z siatek były Dzieła Zapolskiej i łyknęłabym z miejsca, gdybym na nie miała... no właśnie, miejsce. W bardzo dobrym stanie. Nie wiem, czy były wszystkie, teraz sprawdziłam, że ta edycja liczyła 16 tomów.
W dodatku ktoś się zlitował i przyniósł ze sklepu pudło na czasopisma - a ja już myślałam kupić na nie jakiś plastikowy pojemnik w Pepco i wstrzymywało mnie jedynie przypuszczenie, że zaraz ukradną 😂 A karton ze sklepu w ogóle mi nie przyszedł do tej pustej głowy 🤣
Po tym wydarzeniu i kolejnych doładowaniach biblioteczki przez nieznanych sprawców zaczęłam snuć dywagacje na temat a może by zamówić nowe regały do sypialni, takie głębokie, na porządne dwa rzędy. Całe szczęście, że nie ma u kogo ich zamówić! Bo jak wiadomo z panem Wojtkiem od kuchni jest jedna wielka droga przez mękę. Ale gwóźdź w głowie ciągle tkwi. Chciałam ostatnio poupychać nowe nabytki gdzieś tam z tyłu i okazuje się, że takie miejsca też już są zajęte...
W lipcu byłam u rodzinnej z bolącym łokciem (co to niby jak po powrocie z Pragi i wysiłku walizkowym, ale ten ból został nabyty później), najpierw miałam RTG i przeciwzapalny Nimesil, ale nie pomógł, więc skierowanie do chirurga-ortopedy (ja już Pani nie pomogę). Z podejrzeniem łokcia tenisisty. Pilne, więc dostałam termin już na 30 września 😂
Tak więc w poniedziałek się stawiłam i odsiedziałam godzinę w poczekalni (wyznaczają miedzy 14.00 a 15.00 na przykład, ale gdy się zjawisz, zajmujesz sobie kolejkę po ostatniej osobie czyli na uja pana te godziny, każdy przychodzi jak chce i zasiada). Pan doktor bardzo młody, obmacał, ponaciskał, zrobił USG w pokoju obok, oznajmił, że to żaden łokieć tenisisty (całe szczęście!), tylko stan zapalny, coś bąknął o zastrzykach (ojejciu), po czym wróciliśmy do gabinetu i ja zabrałam się za zakładanie z powrotem bluzki, gdy nagle:
- Proszę tu podejść.
Podchodzę i co widzę! Strzykawka w ręku pana doktora! Cože??? Tak bez gry wstępnej, od razu???
Szok i niedowierzanie! Że to tak można... w łokieć...
Pan doktor wręczył mi jeszcze receptę, cobym raz dwa odkupiła ampułkę w aptece i przyniosła do gabinetu z powrotem oraz zalecenie jak nie pomoże to proszę przyjść znowu. Też za trzy miesiące?
Ale na dziś czyli po sześciu dniach jest dobrze. Może się obejdzie. Unoszona na skrzydłach wróciłam do domu piechty i to z zakrętasami, dzięki czemu odwaliłam prawie 7 km 😍 I jeszcze sobie kupiłam w nagrodę za dzielność z wystawki za 2 zł w pobliskim antykwariacie "Koty to dranie" Jerzego Janickiego, teksty słuchowisk.
Niedziela: 7.945 kroków - 4,4 km
Poniedziałek: 11.731 kroków - 6,9 km
Wtorek: 8.114 kroków - 4,6 km
Środa: 2.693 kroki - 1,5 km (był plan, że z pracy wrócę idąc, ale oczywiście się rozpadało)
Czwartek: 11.345 kroków - 6 km (spotkałam znajomą, szłam z nią spory kawał)
Piątek: 4.706 kroków - 2,5 km
Sobota: 2.176 kroków - 1,2 km (tylko chwila po osiedlu, po obsłudze soboty gospodarczej nic mi się już nie chciało)
A dziś? Dziś gotuję ogórkową dla Ojczastego na najbliższe dni plus będę robić obiad dla nas dwóch plus kolejne pranie i suszenie + kolejny chociaż jeden odcinek "Schodów" - skończyłyśmy osiemnasty sezon" Chirurgów" i córka zaproponowała, żeby zrobić przerwę przed następnym sezonem tym właśnie serialem z Colinem Firthem - i muszę przyznać, że tak się wciągnęłam, że wczoraj obejrzałam trzy odcinki i jestem ciekawa, co dalej.
Ale może wyskoczę na chwilę do biblioteczki na Galla?
Skoro o Bułgarii mowa - znalezione dziś na FB:
Cóż, w chwili pisania tej powieści takie właśnie były standardy. Moja babka - rocznik 1924 - w wieku 45 lat miała już dwójkę wnuków.
OdpowiedzUsuńPierwsza przeczytana powieść bułgarska? Ale pamiętam, że pisaliśmy już tu (w komentarzach) o literaturze bułgarskiej przy jakiejś okazji. Może gdy coś przytargałaś z jakiejś wystawki?
Koty to dranie - dobre - słuchałem kiedyś na Dwójce (PR2). A teraz widzę, że i film jest z 1978 roku.
Sąsiadka przy bolących stawach brała jakieś zastrzyki, które miały jej pomagać na pół roku.
Też tak kojarzę, że coś bułgarskiego (ale innego) przywlokłam z wystawki, myśląc, że to rosyjskie/radzieckie 😁
UsuńW Kotach jest tych słuchowisk trzynaście, a pamiętam, że na YT jest profil z radiowymi teatrami etc., więc sobie obiecuję prawdziwą ucztę 😎
Może to ta blokada, o której coś słyszałam, ale że to ponad trzeba już brać (na stałe?).
Fujara! Trzeba się było dopytać lekarza o ten zastrzyk. Ale z drugiej strony może to był lekarz jak w "Kotach to dranie" - bo obejrzałem sobie początek filmu po napisaniu poprzedniego komentarza - Bronisław Pawlik w roli doktora bardzo wiarygodny :D
UsuńNo coś Ty - przecież piszę, że młody, doktor w filmie już zęby zjadł na leczeniu 🤣 diagnoza "sześć i cztery" = to już chwila moment 😂
UsuńA jakie to są ciche radości starości? Z tym czekaniem do specjalisty u nas jeszcze gorzej, bo każą przyjść na 9.00 ale to godzina rozpoczęcia pracy lekarza w gabinecie. Gdy zobaczyłam tłum ludzi, poszłam do domu, kpiny i tyle!
OdpowiedzUsuńNo nieźle Cię zaskoczył, oby pomogło!
jotka
Nie odpowiem Ci na to pytanie, bo chyba ich jeszcze nie zaznałam. Ale są już coraz bliżej 🤣 Zastanawiam się, czy kończę pracę za tydzień czy jednak jeszcze nie.
UsuńOrtopeda (bynajmniej nie ze szpitala na peryferiach) zażył mnie kompletnie. Ale to lepiej w sumie, niż bym się miała nastawiać, że gdzieś trzeba będzie chodzić na zastrzyki, bać się już naprzód trzy dni albo i tydzień 😁
Może trzeba przyjść na 9.00, zameldować się i iść za swoimi sprawami, a wrócić po kilku godzinach, jak się tłum przewali?
Po pierwsze ciesze sie ze lakarz tak skutecznie i szybko wyleczyl Ci lokiec. Ja zaraz po covidowych szczepieniach dostalam cos co sie nazywa lokciowa kaletka i tez wyleczyli ale do dzis mnie pobolewa. Dobrze ze Twoje bylo czym innym i zniknelo bez sladu.
OdpowiedzUsuńDrugie - biblioteczka funkcjonuje wspaniale! Mialas cudowny pomysl i nie pozwol by administracja go skancelowala.
Trzecie - pisze anonimowo majac stary laptop w serwisie gdzie mi przeladowywuja zawartosc do nowo kupionego. Stad anonimowosc bo uzywam pozyczonego od corki - to ja, Serpentyna.
Czwarte - mam do czynienia z CZECHAMI ! co zaraz przywidlo mi na mysl Ciebie. Zgubilam ukochana parasolke, jeszcze w starym miejscu a byla tak sliczna ze nie moglam jej przebolec mimo iz mam inne. Nigdzie nie moglam znalezc podobnej do odkupiennia az internet podal mi miejsce z podobna . Nazywa sie KRAFTIKA i miesci w Czechach. Zamowilam i jest w drodze, od reki wyslali, moze otrzymam dzis bo takie sa przewidzenia. Mam nadzieje ze mimo tylko podobienstwa zaspokoi moj bol po zgubie.
Moim mlodym, czyli corce i zieciowi co jakis czas gotuje 2-3 zupy by mieli wybor na pare dni bo kochaja te mojego wyrobu i na ta niedziele ugotowalam ogorkowa co jest nastepnym zbiegiem okolicznosci.
Nie choruj i miej sie dobrze, mocno Cie pozdrawiam.
Odpukać! Byle nie wróciło 😁
UsuńO, kupiony nowy laptop 😍 wreszcie wrócisz ze zdjęciami!
Kraftika to widzę jakaś firma z różnymi dodatkami. Ale żeby sprowadzać parasolkę z Czech do USA 😎 Masz fantazję!
Szkoda, że nie jestem Twoją córką i nie mogę liczyć na pyszne zupki. Chciałabym, żeby ktoś mi ugotował i podał, chociaż raz 😂
😅
UsuńA w sumie to😪 (też tak mam)
Agata
Nie brakuje w USA parasolek ale jesli sie chce dokladnie taka jak zgubiona to wyszlo ze tylko Czechy maja takowa. Jeszcze nie nadeszla, jeszcze nie wiem czy mnie zadowoli.Przypomnialo mi sie ze gdy jednego razu szukalam odpowiedniego przyrzadnika do manicure dla ziecia czyli meskiego to zakupilam w Niemczech bo wszystkie inne tu dostepne nie podobaly mi sie. Innego razu sprowadzalam buty z Chin bo chcialam kolor dokladnie taki jak majaca im towarzyszyc suknia o dosc niespotykanym kolorze. Moze zabrzmi dziecinnie ale strasznie mnie cieszy gdy posiadajac taki nietypowy przedmiot slysze od ludzi komplementy i zapytania gdzie kupione?
UsuńSerpentyna
Chciałam najpierw się odnieść do zagranicznych zakupów - niezbyt entuzjastycznie - gdy sobie przypomniałam, że sama też z Chin kupuję 🤣
UsuńKsiążka bułgarskiego autora... ze wstydem stwierdzam, że o Bułgarii, bratnim demoludzie, nie wiedziałem nic :(
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, że był uważany za ubogiego, prymitywnego, krewnego w ludowej rodzinie.
Nawet Albania błysnęła na kinowych ekranach filmem Skanderberg a jedyna książka o Bułgarii jaką czytałem to napisana przez Anglika, J. Barnesa - The Procurpine (Jeżozwierz) - o procesie komunistyczne przywódcy - Todora Żivkova.
No to się wygadałem nie na temat.|
A na temat... wyznam, że te torby z książkami nieco mnie wystraszyły, moje australijskie doświadczenie to że większość ludzi chce pozbyć się książek, sklepy charytatywne nie przyjmują książek. Obawiam się, ze spółdzielnia może użyć to jako argumentu żeby biblioteczkę zlikwidować.
Na szczęście rozepchnęłaś łokciem te negatywne myśli - cieszę się, że lekarz zadziałał energicznie i efektywnie.
Ja o Bułgarii też nic nie wiem. Za PRL-u jeździło się tam na handlowe wczasy 😉 ale myśmy nigdzie za granicę nie jeździli.
UsuńPrzypadkiem trafiłam przed chwilą na ciekawy post na FB na temat sofijskich skrzynek pocztowych w ... tramwajach i zaraz go skopiuję, bo wart przeczytania.
Kiedy zobaczyłam wydanie z serii KIK, od razu przypomniała mi się świetna książka Marlen Haushofer zatytułowana "Ściana". Podobno pojawiło się jakieś nowe jej tłumaczenie, ale ja jestem przywiązana do tej pierwszej wersji, z KIK-u właśnie.
OdpowiedzUsuńAja! Nie tylko nie mam, ale nawet nie znam!
UsuńSzukaj! Natychmiast!
UsuńNic nie będę szukać, bo wiesz co? Książka sama do mnie przyjdzie 😂 Nie dziś, nie jutro, to pojutrze!
UsuńJa byłam z 5-6 razy w Bułgarii na wczasach w Złotych Piaskach, między 6 a w7 rokiem życia i super wspominam. Q tym nasztm osridku byli ludzie ze wszystkich demoludów, ale dziennikarze i literaci, więc handelkow tam nie bylo, nic takiego nie pamiętam😅Wtedy Bułgaria wcale mi się nie wydawała obciachowa, wręcz przeciwnie - w sklepach dobre zaopatrzenie, dużo turystów z zachodu, wielkie hotele, wieczorami koncerty i dansingi, do tego pyszne jedzonko i dużo słońca. Morze z muszlami (i meduzami), nawet delfiny czasem się pokazywały. Dla dziecka wymarzone wakacje. Na dodatek jechało się tam 3 dni pociągiem sypialnym, z postojem w ZSRR na zmianę kół😁 nie wiem jak moim rodzicom podobała się taka podróż, ale dzieciaki miały radochę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję kiedyś tam wrócić, bo naprawdę mam mnóstwo pięknych wspomnień. Pamiętam też Warnę, cerkwie i mauzoleum naszego Władysława Warneńczyka.
Literatury i kinematografii niestety nie znam, nie kojarzę żadnych nazwisk.
Agata
5 a 17 rokiem życia, nie ze przez jeden rok sześć wyjazdów 😇
UsuńCzyli prawie trochę Zachodu 😉
UsuńTrzy dni pociągiem - toż to umrzeć można!!! Pewnie, że dzieciakom w to graj. Ale jako dorosła nie dałabym rady. Dlatego zawsze mnie zadziwiają osoby, które się decydują na podróż koleją transsyberyjską.
No ja kiedyś jechałam 3 dni autokarem na Costa Brava, to dopiero był hardcore! Bez noclegu, z króciutkimi postojami , człowiek był młody, to jakoś przeżył, ale teraz to bym chyba padła. Jeszcze jakieś zwiedzania kurcgalopkiem po drodze😅
UsuńTo był jakiś circa 1991 rok.
W tym pociągu do Warny to były łóżka (w przedziale 3), umywaleczka, można było iść do Warsu, pobiegać😆 a dorośli z tego co pamiętam to się integrowali przy koniaczku Słoneczny Brzeg, więc mogło im się też podobać hehe
Agata
W Bułgarii byłem 2 razy w pierwszej połowie lat 70. XX wieku, wtedy była tam ogromna liczba Polaków i mieszkaliśmy na kwaterach prywatnych. Jechaliśmy pociągiem przez ZSRS i Rumunię, do tej pory pamiętam odprawy celne w ZSRS, szokujące, jak też sam przejazd przez ten kraj-koszmarna nędza, półnagie i bose dzieci, zastraszeni ludzie, przy nich Polacy to wyglądali jak bogaci przybysze z Ameryki!
UsuńSama Bułgaria była OK, ludzie przyjemni, ogólnie wszędzie skromnie. Przywoziło się na handel m. in. plusz. Z tego, co nam mówili, nie było w ogóle filmów zachodnich, jedynie te z demoludów. Warnę i Warneńczyka też pamiętam! Złote Piaski natomiast były drogie i pełne Niemców.
Ja pamiętam biedę z Rumunii, obdarte dzieci, którym rzucaliśmy z okien pociągu cukierki...
UsuńNatomiast Ruscy (chociaż to chyba musiała być Ukraina?) nagabywali, żeby im dżinsy sprzedawać. Ale raczej bezskutecznie
Agata
Hm... też kiedyś jechałam przez Europę autostopem, raz pamiętam rozbiliśmy namiot na trawniku między pasami ruchu 🤣🤣🤣 Dziś - abstrakcja!
UsuńBędąc w Austrii, pamiętam, że autobusy (te nie-miejskie/lokalne) posiadały wbudowane skrzynki pocztowe, sam nawet raz korzystałem.
OdpowiedzUsuńNo proszę, czyli to niekoniecznie bułgarski wynalazek 😁
UsuńKsiążka "Języczni. Co język robi naszej głowie" brzmi fascynująco! 📚✨ Temat wpływu języka na nasz sposób myślenia to coś, co zawsze mnie intrygowało. Czy uważasz, że rzeczywiście nasze słowa mogą kształtować naszą rzeczywistość?
OdpowiedzUsuń