sobota, 19 października 2024

László Gyurkó - W cieniu śmierci

Cieniutki taki jamnik, pobrany gdziesik z budki do kolekcji. Węgierski, a tegośmy nie przerabiali. I nie wiem, czy będziemy w przyszłości przerabiać, bo nic więcej nie słyszałam o węgierskich kryminałach.

Ten tutaj był troszeczkę mulący, przynajmniej na początku, potem się to jakoś rozkręciło, ale jako intryga kryminalna nic specjalnego. Facet z przeszłością wojenną - wojna ciągle wraca w literaturze komunizmu - więc odciśnięte piętno, trochę ambicji psychologicznych u autora, nie chcę się wdawać w szczegóły, gdyby ktoś miał zamiar przeczytać - ale generalnie nie ma co polecać. 

Na Lubimy czytać jest jeszcze jedna jego powieść w serii KIK - Błogosławione piekłowędrowanie Doktora Faustusa, ale tu mnie już sam tytuł przeraża 🤣

Początek:


Koniec:


Wyd. Czytelnik, Warszawa 1987, 111 stron

Seria z jamnikiem

Tytuł oryginalny: A halál árnyéka

Przełożył: Tadeusz Olszański

Z własnej półki

Przeczytałam 14 października 2024 roku


W ramach czyszczenia przestrzeni (zagracanej przez książki 😂) wydałam fikusa na Śmieciarce. Coś go żarło, liście żółkły i brązowiały, więc z Bogiem, są tacy, którzy lubią likwidować pasożyty. Kolega z Fabryki rozmnażał fikusy przed wakacjami, więc pewnie jakiegoś młodego na to miejsce przywiozę, a tymczasem mam więcej światła w te coraz krótsze dni. I Mongoł znalazł tymczasowy kawałek parapetu 😉


 

Załatwiałam Sprawy Urzędowe. Sąsiadka przynosi mi gazetki kolorowe, straszne tam głupoty są, ale przeglądam przepisy i różne porady, toteż dowiedziałam się, że jak najbardziej kwalifikuję się na dodatek mieszkaniowy.

  • W globusową środę miła pani z Urzędu telefonicznie poinstruowała mnie, jakie papiery dostarczyć
  • W czwartek pojechałam do ZUS-u i od ręki dostałam zaświadczenie o wypłaconych świadczeniach w miesiącach lipiec-wrzesień, następnie udałam się do Urzędu po formularze
  • W piątek z wypełnionym wnioskiem podyrdałam do Spółdzielni w celu tegoż podbicia i uzyskania załącznika w postaci detalicznego wyliczenia czynszu za wrzesień. I tu nastąpił zonk: myślałam mianowicie po obiedzie pojechać znów do Urzędu i złożyć całą tę papierologię, a tymczasem guzik z tego wyszło, bowiem w Spółdzielni załącznik właśnie za wrzesień złośliwie drukował się z podwójnie naliczoną opłatą za śmieci, a więc kwoty się nie zgadzały. I nie masz ratunku. Będą po niedzieli ściągać informatyka, bo to jest jakiś błąd w systemie. W sierpniu nie, w październiku nie, a we wrześniu akurat tak. W konkursie na pechowca miesiąca plasuję się na podium chyba. No bo chodzi o to, żeby złożyć to jeszcze w październiku, nie?

Tak mi to rozwaliło zaplanowany dzień, że nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc poszłam w pierony na miasto, dzięki czemu zrobiłam prawie 9 kilometrów, odwiedziłam 9 knihobudek, a że nie było nic interesującego, wstąpiłam również do 3 bibliotek i z każdej coś przywlokłam do przeczytania (kryminał z akcją na Kreuzbergu, autobiograficzną opowieść Tadeusza Olszańskiego i "Czas wolny w PRL"), przyjrzałam się też budowie Parku Kolejowego (trzeba tam wybrać się na wiosnę zobaczyć rezultat),  a także podziwiałam inwencję mieszkańca (mieszkańców?) pewnej kamienicy na Krowodrzy, który własnoręcznie ogrodził kawałek trawnika czym tam Bozia dała 😂


 

Pechowy piątek zakończył się imprezą urodzinową Ojczastego, który poprzewracał świeczki na torciku, mało nie spalił podkładki, za Chiny nie pojął, że ma dmuchać i w ogóle nie kumał absolutnie nic, chyba nie zrozumiał, że tam są świeczki, a o tym, że ma 95. urodziny, to ani dudu. Za to łapy mu się wręcz trzęsły, żeby dorwać się do słodkiego*. Więcej się w takie głupoty nie będę bawić,  ale wiecie - przykro człowiekowi, że się postarał o te perły...  

* Jak jest deser, to nie można go od razu postawić na stole, trzeba czekać, aż zje obiad czy tam kolację i wtedy dopiero podsunąć, bo inaczej zacznie od słodkiego, nie ma innej opcji. Tyle że jeśli będę siedzieć przy nim i czekać, aż skończy, to ciemno się zrobi... więc mam już to gdzieś, stawiam razem, wychodzę i niech się dzieje co chce (czytaj: obiadu po tym słodkim nie zje w całości, zostawi do wyrzucenia - a odkąd sama gotuję, mam alergię na wyrzucanie).


 

Środa: 3.475 kroków - 1,8 km

Czwartek: 12.934 kroki - 7,2 km

Piątek: 15.954 kroki - 8,7 km

38 komentarzy:

  1. Interesujące wykorzystanie choinek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam jest wykorzystanie wielu różnych materiałów, to tylko fragment 😁

      Usuń
  2. ..." poszłam w pierony na miasto". Cudne okreslenie! Plot. Na pierona mu ten plot?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że z racji bliskości placu targowego lumpy się tam walały 😂

      Usuń
  3. Moja mama opiekowała się kiedyś swoją dużo starszą siostrą, zaniosłam im ciasto, zrobiłam kawę, ciocia zjadła wszystko, na szczęście nic jej nie było...
    Poszłaś w pierony czyli w diabły:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mocno starszymi osobami chyba jest tak, że albo jedzą jak ptaszek albo bez umiaru, zwłaszcza jeśli chodzi o słodkości. Mam wrażenie, że interesują je jedynie - jedzenie i wydalanie. Hm, jak noworodki?

      Tak jest, poszłam w pierony czyli w diabły 🤣

      Usuń
  4. Jakiś czas po śmierci & pogrzebie 90+ letniego ojca mojej znajomej, zorganizowała w restauracji tzw. „celebration of life” (świętowanie życia) i zaprosiła kilkadziesiąt osób (znajomych i członków rodziny), które znały jej ojca. Wspominano różne epizody z jego życia i pokazywano rodzinne zdjęcia. Jedną z uczestniczek, była jego kuzynka, już po osiemdziesiątce, ale nawet dobrze funkcjonująca i samodzielna. Gdy impreza dobiegała końca, kuzynka nagle się głośno zapytała: „A właściwie z jakiej okazji jest to przyjęcie?”

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak...
      Okropnie się cofamy na koniec życia. Nie wszyscy oczywiście, bo widuję (w mediach) przypadki osób nawet stuletnich, które są w fenomenalnej kondycji intelektualnej. Ale to wyjątki potwierdzające jedynie regułę. Cóż, człowiek się najpierw rozwija, a potem zwija...

      Usuń
    2. Niektórzy ludzie mają specyficzne geny i nawet, gdy ich styl życia jest niezdrowy (źle się odżywiają, palą, piją, nie gimnastykują się), to mimo wszystko dożywają w całkiem dobrym zdrowiu sędziwego wieku. Ale to są wyjątki.

      Jednym z takich osób była Hazel McCallion (https://en.wikipedia.org/wiki/Hazel_McCallion). Przez 36 lat piastowała urząd burmistrza miasta Mississauga (w którym mieszkam—posiada ono 720 tysięcy mieszkańców, graniczy z Toronto i jest 7 największym miastem w Kanadzie), najdłużej w jego historii. Przeszła na emeryturę dopiero w wieku 93 (!) lat. Gdy moja mama była na spotkaniu z nią (miała wtedy już 97 lat), to McCallion dawała różne rady i z pamięci wymieniała nazwiska różnych osób, adresy i numery telefonów. Zmarła w 2023 roku i jej pogrzeb odbył się 14 lutego 2023 roku, w Walentynki—i dokładnie w jej 103 urodziny!

      I jeszcze dla ciekawości… Po Hazel McCallion burmistrzem Mississauga została Bonnie Crombie, panieńskie nazwisko Sawarna—tak, pochodzenia polskiego! Zresztą razem chodziliśmy na studia. Na początku 2024 r. zrezygnowała z urzędu i wygrała wybory na przywódczynię Partii Liberalnej w Ontario—jeżeli w następnych wyborach do parlamentu prowincji Ontario wygra jej Partia Liberalna, ona zostanie Premierem Ontario.

      Po Bonnie Crombie wygrała wybory na burmistrza Mississauga następna kobieta—Carolyn Parrish, której imię i nazwisko przy urodzenia było… Karolina Janoszewska—oczywiście, również pochodzenia polskiego!

      Usuń
    3. Myślę, że u nas taka długa praca na stanowisku burmistrza byłaby niemożliwa. Raz, że pewnie są dwie albo trzy kadencje, a potem już nie wolno się ponownie ubiegać, dwa, że są też limity wiekowe.

      [Dodam po cichutku, że ja nie pamiętam nawet SWOJEGO numeru telefonu... znaczy ten stacjonarny tak, pewnie dlatego, że to już tyle lat. Ale komórki za nic. W dodatku nie potrafię odszukać tego numeru w samym telefonie i muszę sprawdzać w kalendarzyku, jak potrzebuję go gdzieś podać 🤣]

      Usuń
  5. BBM: Mam do czynienia z kilkoma starymi kobietami /sama zresztą też jestem stara/ i powiem Ci, że mocno przygnębiające są takie kontakty. Rozumiem Twoją sytuację i bardzo Ci współczuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo współczuję tym, którzy się opiekują członkiem rodziny chorym na Alzheimera, ale Alzheimer czy demencja - widzę, że się zbliżamy do tego...

      Usuń
  6. Ciezkie sytuacje, trudne do wybrniecia w sposob cierpliwy i godny tym bardziej ze powtarzajacy sie dzien w dzien a reagujesz bardzo odpowiednio.
    Pojscie w pierony to dobry sposob na ochloniecie, na uspokojenie sie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, brak cierpliwości. Gdy się nic nie dzieje, powtarzasz sobie, że przecież to stary człowiek etc., ale w konkretnej sytuacji chce cię szlag trafić.

      Usuń
  7. precel mnie rozśmieszył. Oraz jak będę miała 95 lat to będę żarła TYLKO słodycze, nareszcie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakem od dziecka wielbicielka tzw. kryminałów milicyjnych, tak nie lubiłam tych z demoludów, przeważnie były toporne. Chociaż w enerdowskich (kilka czytałam w oryginale, nie wiem czy tlumaczono te zberezieństwa) nieco mnie szokowała swoboda obyczajowa, ciągle latali na golasa i się bzykali😆

    Ja teraz czytam o żonach nazistów, zaskakująco zręcznie napisane. Te to dopiero miały życie - KKK, rodzić dzieci i wielbic Adolfa 😬

    Smutno czytać o Twoim tacie. Ja tego uniknęłam, choć pod koniec życia mamy było kilka sytuacji, które mnie przestraszyły. No bo rodzic to opoka, opiekun, jak to tak...

    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niecałe 2 lata temu przeczytałem książkę o kobietach w Trzeciej Rzeszy, niezmiernie pouczająca! Generalnie ich rola była taka, jaką opisujesz, ale niektóre "wybiły" się, m. in. sprawując niesławne funkcje okrutnych strażniczek w obozach koncentracyjnych. Co do swobody obyczajowej, to pamiętam, że jeszcze przed wojną w Niemczech był dość powszechny nudyzm-ale nie miałem pojęcia, że NRD kontynuowało te tradycje.

      Kryminałów ogólnie czytałem mało, ale kilka z nich było "milicyjnych". Trochę czasem się śmiałem z przestawienia w nich milicjantów--byli to ludzie oczytani, wykształceni, inteligentni, świetnie znający się na literaturze, sztuce i malarstwie i ich obraz kompletnie odbiegał od przeciętnego milicjanta. Również lubiłem komiksy z kapitanem Żbikiem!

      Mi też się udało tego uniknąć...

      Usuń
    2. => Agata
      No, ja z zagranicznych to chyba tylko radzieckie plus jakiś właśnie enerdowski, który przywiozłam z Pragi. Zastanawiam się, czy swoboda obyczajowa w NRD nie wynika(ła) ze świeckiego państwa, że tak to określę 😂 To samo zresztą dotyczyłoby Czechosłowacji.

      Usuń
    3. => Jack
      Tak, milicjanci w tych kryminałach rzeczywiście jakoś nie byli podobni do tych prawdziwych. Zresztą obraz kulturalnego, wykształconego milicjanta lansowała też Chmielewska, nieprawdaż?

      Nie chciałabym żyć w tamtych czasach, to jest pewne. W czasach, gdy niewiele zależy od Twoich indywidualnych wyborów (chyba że życie), bo najgorsza jest właśnie indywidualność...

      Usuń
    4. Jack, jako dziecko z podstawówki dwa razy byłam na koloniach w NRD i my polskie dziewczynki a niemieckie rówieśniczka to był zupełnie inny poziom jeśli chodzi o pruderię, swobodę w stosunku do chłopców, alkohol, papierosy (wtedy w wieku 12 lat nie przyszłoby nam to do głowy, żeby pić i palić). Naturyzm też był popularny w obu państwach niemieckich o wiele bardziej niż u nas (lata 70., 80.).

      Małgosia, ja do dziś pamiętam jak do nas przyszedł dzielnicowy (chyba w ramach chodzenia po bloku i poznawania, kto mieszka). To było jakoś w połowie lat 70., chyba jeszcze nie chodziłam do szkoły. Kulturalny, elegancki, grzeczny i rozmawial z rodzicami o książkach (których faktycznie było w domu mnóstwo). Byłam nim zachwycona, bo i ze mną milutko pogadał😅
      Tak że później czytając o takim na przykład majorze Downarze wcale nie byłam zdziwiona, bo byłam przekonana, że wszyscy są tacy.
      Agata

      Usuń
    5. To były czasy! Dzielnicowy chodził po mieszkaniach i ludzie go wpuszczali! 😁
      To mi przypomniało, jak w podstawówce były jakieś trójki klasowe (złożone z rodziców) i one chodziły po domach uczniów sprawdzać warunki. W liceum nie wiem, nie pamiętam, ale może już nie.

      Usuń
    6. Trójki to tylko z "Wojny domowej" znam, a dzielnicowego nie wpuścić? Oj!🤣
      Agata

      Usuń
    7. =>> To przeczytałam: Chyba żadnych książek Chmielewskiej nie czytałem. A milicjanci, z którymi (na szczęście rzadko) miałem kontakt to były straszne miernoty.

      W szkole podstawowej, szczególnie w pierwszych klasach (1969 +), rzeczywiście nauczycielka chodziła po domach, odwiedzając uczniów i zapoznając się z ich warunkami—niektórzy mieszkali w raczej nieciekawych, przedwojennych budynkach, gdzie zawsze było dużo „wesołego” towarzystwa i raczej nikt nie miał dużo prywatności. Przypominam sobie, że nawet zaaranżowała dla jednego takiego biednego ucznia bezpłatne śniadania/lunche w szkole.

      ==>> Agata: W Polsce miałem raz tylko kontakt z Niemcami z NRD w ośrodku wypoczynkowym na Mazurach (wymiana pomiędzy krajami). Dzieciaki niemieckie były bardzo pewne siebie i nic sobie z niczego sobie nie robiły.

      W końcu lat osiemdziesiątych XX wieku mój kolega-Kanadyjczyk poznał we Francji dziewczynę z Niemiec, która następnie odwiedziła go w Kanadzie (chyba się potem pobrali). Opowiadał, jak poszli na plażę nad jezioro Ontario w Kanadzie, ona po prostu ściągnęła górę i była topless, co było kompletnie szokujące (i wówczas nielegalne w Ontario—później zmieniono prawa i to zalegalizowano).

      Usuń
    8. U nas w klasie były dwie dziewczyny pochodzące z tzw. nizin społecznych: jedna z rodziny romskiej, druga z patologii. Byłabym ciekawa, jak im się życie ułożyło i czy coś udało się odmienić w losie...

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. No tak 😂
      Nawiasem mówiąc, precel nie jest krakowski (raczej nowojorski), u nas to przecież obwarzanek!

      Usuń
    2. Nowojorski to bajgiel🇺🇲

      Usuń
    3. O kurde, racja, oczywiście! To co z tym preclem?

      Usuń
    4. Dla mnie warszawianki precel to jest taki "w kształcie litery B". Tu cytat z "Antka" Prusa via Wikipedia:

      — Tę literę — mówił — zapamiętać jeszcze łatwiej, bo wygląda jak precel. Widzieliście precel?
      — Wojtek widział, ale my to chyba nie… — odezwał się jeden.
      — No, to pamiętajcie sobie, że precel jest podobny do tej litery, która nazywa się B. Wołajcie: be! be!

      Natomiast bajgiel to duże coś okrągłe, a obwarzanki to małe kółko nanizane na sznurek (kupowało się np. na odpustach i pod cmentarzami). Moje dzieci dziwiły się, że w Krakowie to są obwarzanki.

      Agata

      Usuń
    5. "Antek" Prusa! Ileż to lat minęło, odkąd czytałem tą książkę! Ale do tej pory ją świetnie pamiętam, szczególnie gdy nauczyciel napisał na tablicy "Dom", a Antek widział tylko trochę kredy, a nie żaden dom.

      Usuń
    6. O raju, chyba powinnam sobie Antka odświeżyć 😁

      Usuń
  10. Ostatnia strona tej książki dobiła mnie - "Ręce do góry! I nie ruszać się bo..." Odpowiedź - "Jovan Kiss uśmiecha się, jak podnieść ręce do góry jak nie wolno mu się ruszać".
    Toż rozkaz był wyraźny - ręce do góry i dopiero potem - nie ruszać się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To "i" może również sugerować równoczesność działań, niekoniecznie następstwo 😂

      Usuń
  11. Sytuacja z Ojczastym bardzo smutna.
    A czy Pomoc Społeczna nie organizuje jakieś pomocy typu - osoba do towarzystwa, albo posiłki czy coś podobnego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sytuacji, gdy zrezygnowałam z pracy i jestem w domu - nie ma powodu do pomocy.
      Zresztą pomyśl - po co osoba do towarzystwa komuś, kto jest głuchy i prawie ślepy. Gdyby mieszkał sam, to pewnie by mu przywozili obiady z MOPS-u, bo pamiętam, że jednej lumpiarze-pijaczce mieszkającej w pobliżu osiedla świadczono taką usługę.

      Usuń
    2. A ja myślę, że warto byłoby zapytać w MOPS lub PCPR, czy przysługuje jakaś pomoc dla Ojczastego z racji wieku, np. pomoc w kąpieli raz lub dwa razy w tygodniu. Wizyta w MOPS nic nie kosztuje.... Ziuta

      Usuń
    3. Ja się i tak tam wybiorę, bo chcę zacząć starania o grupę dla niego. Dowiedzieć się, co z tego by mogło wyniknąć - jakie bonusy :)

      Usuń