sobota, 26 października 2024

F. Scott Fitzgerald - Wielki Gatsby (w nowym tłumaczeniu)

Jednak się skusiłam i pożyczyłam z biblioteki nowe tłumaczenie Gatsby'ego. Obłożone w folię, fuj!


W sumie zaraz na początku doszłam do wniosku, że powinnam czytać jednocześnie, strona po stronie, oba tłumaczenia, żeby widzieć różnice 😂 No, ale nie przesadzajmy, wszak tu nie chodzi o komparatystykę 🤣 tylko o ponowną lekturę jednej z najukochańszych powieści - więc sobie na nowo przeczytałam starając się nie wybrzydzać jako osoba przyzwyczajona od dekad do tłumaczenia Demkowskiej. Dehnel w posłowiu trochę nawybrzydzał na tamto stare tłumaczenie (choć niby docenia, że dobre było i że język się broni), ale sprowadza się to głównie do tego, że kiedyś nie było internetów i pewne rzeczy Demkowska pomijała bez uświadomienia czytelnikowi, o co kaman, a pewne dodawała właśnie po to, żeby przybliżyć. Dehnel zrobił dużo przypisów z informacjami z Google'a, czego absolutnie nie potępiam 😁 

Jedyne, co mi NADAL nie pasuje, to powiedzonko Gatsby'ego tłumaczone jako stary druhu. Nie, bo nie, zostanę przy mój drogi. Lubimy tylko te piosenki, które znamy!

 Początek (nowa wersja kontra stara wersja)


Koniec:


Wyd. Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2013, 219 stron

Tytuł oryginalny: The Great Gatsby

Przełożył: Jacek Dehnel

Z biblioteki

Przeczytałam 24 października 2024 roku

 

Moje wypady na miasto powiązane ze Śmieciarką czy knihobudkami na razie jako jedyne. Coś tam sobie rezerwuję i w dogodnej dla obu stron chwili jadę. Odrywam się od wiadomo czego, a czasem przy okazji odkrywam. Na przykład, że komuś nie wystarczyły siedzenia w parku i doniósł dodatkowe z domu (albo spod śmietnika).



 

Albo że w luksuśnym apartamentowcu mają w holu wejściowym pisuary 🤣 no chyba że macie inne skojarzenia?



 Moja różowa siatka zawiera część łupu (reszta na plecach): wielki słownik polsko-niemiecki i niemiecko-polski, w sumie cztery tomiszcza. Nie wiem, czy to ma sens, bo przecież nigdy nie osiągnę takiego poziomu w niemieckim, żeby go potrzebować 😂

Uparłam się, że dzisiaj na obiad ma być brukselka z boczkiem - miałam w oczach przepis ze zdjęciem (nigdy nie wykorzystany). Brukselka jest, boczek jest. Wczoraj wieczorem zaczęłam szukać przepisu. Mam SZEŚĆ zeszytów A4, gdzie niegdyś wklejałam przepisy wycięte z Poradnika Domowego czy innych czasopism. Im dłużej je kartkowałam, tym częściej córka komentowała, że chyba mam za dużo czasu na tej emeryturze, żeby go tak marnować*. No, ale wiecie - jak się człowiek zaweźmie... Zresztą, przecież sobie obiecywałam, że raz w tygodniu zrobię jakiś eksperyment kulinarny 😂 W szóstym zeszycie znalazłam to:


Jak jednak widać, nie ma tu brukselki z boczkiem, choć tej z marchewką można spróbować, bo marchew też w domu jest. I wtedy! A nie było to czasem w tej wielkiej angielskiej księdze?

Było. Mam taką knigę, nabytą w 1988 roku za 6 tys. zł (cokolwiek to wtedy znaczyło), nazywa się Good Cooking Made Easy. Była kupiona w księgarni, a nie gdzieś z drugiej ręki, może dlatego, że printed in Czechoslovakia? I stamtąd właśnie pamiętałam zdjęcie.


Teraz powstaje pytanie, czy się to będzie nadawało do kopytek, które też czekają zaplanowane na dziś w lodówce - ale w sumie czemu nie? 

Dla Ojczastego gotuje się pomidorowa, zaraz się zabieram za jego ablucje sobotnie, a pod wieczór mam pojechać na Prądnik po zielistkę 😍 Jutro zmiana czasu, dzień skróci się niemożebnie, chyba po obiedzie już nie będę nigdzie jeździć, bo zaraz będzie ciemno. Może trzeba by przestawić godzinę obiadu?

 

* Kolejny plan na zimowe wieczory: spisać jakoś te przepisy z zeszytów - indeks zrobić. Najlepiej alfabetyczny, czyli w komputerze 😟

 

 

Środa: 15.277 kroków - 8,4 km

Czwartek: 9.101 kroków - 5,1 km

Piątek: 8.809 kroków - 4,9 km

64 komentarze:

  1. Poszlam na latwizne, zamiast wklejac przepusy wkladalam dwa do plastykowych przekladek/kopert w teczkach na akta. Pozniej wpisywalam w dokumenciw w Word i robilam spis tresci, latwo jest znalezc. Teraz sciagam Pdfy z internetu I nie wiem co mam. Mam tysiace przepisow, a gotuje na okraglo z piec potraw, wczoraj zrobilam lasagne pierwszy raz w tym roku.brukselke lubie i jadam sama, ale najprostsza, gotowana. Kiedys smazylam zszatkowana, z boczkiem bylaby pewnie lepsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też próbowałam różnych metod w gromadzeniu przepisów 😁 Między innymi z blogów kulinarnych kopiowałam do Worda (wtedy nie było opcji ściągania od razu w PDF), tak że w kompie też mam trochę.
      Prawda jest taka, że jak ktoś jest dobry w kuchni to tego wszystkiego nie potrzebuje, kurka wodna.

      I tak jak Ty mam określony stały zestaw, dość ubogi. Ale ambicję też mam - żeby to choć trochę zmienić.

      Usuń
  2. A co jest nie tak z książkami obłożonymi w folię? Bo ja niektóre swoje też tak okładam.

    Z daleka przez moment może i trochę pisuary, ale jak podejść bliżej (drugie zdjęcie na zbliżeniu) to zupełnie nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ohydne są i niemiłe w dotyku 😂
      Jedne biblioteki mają gołe książki, inne pakują je w tę folię, nie wiem, od czego to zależy.
      Książek obłożonych to chyba nie mam żadnych... Trafiają się zeszyty - takie z przepisami właśnie - ale ostatnio je doprowadziłam do nudyzmu. I tak zresztą nie były w folii, tylko w jakichś papierach. O, przypomniało mi się, jeden był w papierze prezentowym na pewno 😁

      Usuń
  3. Kopytka nadają się do wszystkiego, ja mogę i bez dodatków!
    W dobie Internetu nucącego nie kolekcjonuję, zresztą i tak mam sprawdzone dania, które lubimy, inne jadamy poza domem.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kopytka bez dodatku to chyba przysmażone? Zdaje się, że w dzieciństwie jadało się takie z cukrem!

      Usuń
    2. Bez dodatków, w sensie, że bez mięsa, gulaszu itd...
      jotka

      Usuń
  4. powiem tak- brukselkę z boczkiem to bez przepisu można zrobić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak - nie ze mną te numery Brunner 😂 Ja muszę mieć przepis na wszystko. Albo prawie wszystko.
      Pewnie, że jak przeczytałam w końcu ten przepis, to nic tam nie było skomplikowanego. Ale jeszcze dodajmy, iż była to kwestia honoru - odnaleźć to, co miałam przed oczami 🤣 Jak mówię: zawzięłam się.

      Usuń
  5. Oj, pamietam dyskusje na blogu Lektury Lirael w 2013 https://lekturylirael.blogspot.com/2013/04/wielki-gatsby-w-nowej-odsonie_29.html. Znasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam, pomijając fragmenty Conradowskie 😉 Jak dla mnie to dyskusje znawców tak trochę. I - osób, które nie uległy urokowi pierwszej lektury Gatsby'ego przed 50 laty, więc mają inne spojrzenie 😂
      Ale przypomniałam sobie o blogu Lirael... tyle jest blogów, gdzie kiedyś się zaglądało, ale przy kolejnych zmianach komputerów gdzieś się zagubiły... Chciałam nawet dać sobie od razu do linków, gdy zobaczyłam, że od 10 lat blog pozostaje martwy, wielka szkoda 😟
      A, może i tak go sobie tutaj zapiszę!

      Usuń
    2. Ja wciąż tam coś odkrywam, tak jak i u Kaliny, bardzo "moje" lektury
      Agata

      Usuń
    3. Lirael zamilkla przynajmniej na blogu Lektur. Szkoda. Ciekawi ludzie tam komentowali. Szkoda. Ale takie sa koleje losu.

      Usuń
    4. Tak, tej Kaliny
      Agata

      Usuń
    5. Chyba też Kalinę dodam "na pamiątkę" i do szperania w wolnym czasie, bo ja jej nie czytałam od początku...

      Usuń
    6. Ja kiedyś cały blog przeczytałam od deski do deski, tak mnie jej przemyślenia o książkach (i nie tylko, fajnie pisała o filmach, teatrze, sporo podróżowała) zafrapowały. Bardzo ciekawa osoba
      A.

      Usuń
    7. Tak, pamiętam, że gdy na nią trafiłam, to mnie zafascynowała - brała tak aktywny udział w życiu kulturalnym! Co za złośliwość losu, że gdy wreszcie przeszła na emeryturę i mogła to robić na pełny etat - przyszło nieszczęście.

      Usuń
    8. Czy wspominacie Kalinin-grad?

      Usuń
    9. Ależ to były blogi, ależ to były dyskusje! Sam tłumacz nawet przybył i głos zabrał. Piękne czasy :)

      Usuń
    10. Masz rację, Bazylu! Jak mawia zgryźliwie moja córka:
      - Kiedyś to było... Dziś już nie ma 🤣

      Usuń
  6. To w bibliotece są książki NIE obłożone w plastik? U nas wszystkie w plastiku, lepsze to niz szary papier z dawnych lat. Bo gołe to by się zaraz zniszczyły.
    A knihobudka jest na parterze apartamentowca?

    Brukselka w boczku robiłam taką: zblanszować, owinąć plasterkiem, można spiąć wykałaczką i na 15 minut do air fryera😋

    Co do ukochanych książek, to ja zbieram różne tłumaczenia Mistrza i Małgorzaty❤️, niestety większość mam jako ebooki. Dosyć znacząco się różnią między sobą. Oczywiście też jestem przywiązana do tego pierwszego, które wielokrotnie czytałam. https://stl.org.pl/co-wyczytali-tlumacze-w-najnowszych-przekladach-mistrza-i-malgorzaty/
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mojego doświadczenia wynika, że na Królewskiej są w folii. Może - jako główna filia w rejonie - mają większy przerób i dlatego? Generalnie mam wrażenie, że biblioteki tak szybko wymieniają księgozbiór, że nie zdąży się on zniszczyć 😁

      W apartamentowcu odbierałam osobiście słownik niemiecki ze Śmieciarki, żadnej knohibudki w okolicy tam nie ma.

      Dobry przepis, z tym, że trzeba mieć boczek w plasterkach oczywiście, ja miałam taki z Lidla już pokrojony 😁

      Zaskoczyłaś mnie tą kolekcją MiM! Jak kocham tę powieść, tak mam jedno jedyne polskie wydanie, to kanoniczne. Plus oryginał. Ale zważywszy, że w zalinkowanym przez Ciebie artykule wspomina się o sześciu oryginałach, to już jestem całkiem pogubiona 🤣 Resztę sobie doczytam.
      Cóż, jeśli kiedyś trafię w knihobudce na inne tłumaczenie, to sobie wezmę, ofkors, ale tylko pod tym warunkiem: w dobrej cenie czyli za darmo 😉

      Usuń
    2. Mam już 5, z tego tylko 2 papierowe (a ukochanej jednak wolę mieć papierowe). Pamiętam jak wyszedł Drawicz, byłam na studiach I strasznie kręciłam nosem (choć nie tak jak na "Fredzię Phi-Phi" czy "Dzielnego żołnierza Szwejka" [czy jakoś tak]; nowej Ani z Zielonego póki go się boję😂). Jednak wygrywają u mnie "dobre" zamiast "wiernych".

      Myślałam, że jasniepaństwo z apartmą ma własną knihobudkę😁

      A.

      Usuń
    3. Ani Szwejka (choć też z gatunku ukochanych) ani Ani anni Kubusia Puchatka - nic z tych nowych tłumaczeń nie czytałam, bo i po co, skoro mam stare i jestem z nich zadowolona 😁

      Pytanie jeszcze, czy jaśniepaństwo z apartmą czyta książki...

      Usuń
  7. Do kopytek nie nadaje się nic, są pyszną potrawą samą w sobie. Natomiast brukselka z boczkiem? No nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leniwe bez niczego, a kopytka z sosikiem...
      jotka

      Usuń
    2. Leniwe z maselkiem, bułką tartą, cukrem i cynamonkiem, lecker!
      Agata

      Usuń
    3. Właśnie, kopytka same same to suche 😉
      A leniwe, gdy kiedyś wpadłam na to, jakie to proste w produkcji, jadłyśmy często - i chyba zbyt często, przejadły nam się, tak że już dawno nie robiłam, tym bardziej, że córka protestuje przeciwko słodkim obiadom... Ale tak, w takiej wersji, jak piszesz, Agata!
      /czy lecker znaczy w takiej konfiguracji mniam mniam?/

      Usuń
    4. leniwe z bułka tartą na masełku i cukrem obogowieee

      Usuń
    5. Tak, mniam mniam aka omnomnom😁
      A.

      Usuń
    6. Zaraz. Co jest? Jakie leniwe? Jakie suche?

      Usuń
    7. No, jeśli kopytka bez sosiku, to suche 😂 A w wypadku leniwych bułkę tartą z masłem można uznać za sosik!

      Usuń
  8. Coraz nowsze tłumaczenia starych książek.
    Mam wątpliwości.
    Osoby posługujące się tym samym językiem co autor książki nie mają na to szansy i co?
    Czy one przez to coś tracą?
    Nowe tłumaczenie przybliża książkę współczesnemu czytelnikowi.
    Tu się zgadzam, ale tylko trochę.
    Autor pisał książkę dla współczesnych, czytelnik żyjący dużo później musi włożyć trochę wysiłku żeby wczuć się w tą atmosferę. Podawanie mu przetrawionej papki może napędzić sprzedaż książki, ale mnie to nie przekonuje.
    Brukselka smażona z boczkiem - już mam apetyt.
    Dygresja na boczku... kiedyś w barze mlecznym w PRL spytałem - czy możecie państwo usmażyć jajecznicę na boczku?
    Nie, bardzo nam przykro, ale my smażymy jajecznicę tylko na środku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumaczenie nigdy nie będzie jeden do jednego (a przynajmniej nie powinno być).
      Ale masz sporo racji negując sens podawania przetrawionej papki czyli książki starej, ale przetłumaczonej współczesnym językiem... To trochę tak, jak by napisać na nowo "Lalkę"...

      Dobrze Ci odpowiedzieli w barze mlecznym, bo co to za fumy jakieś i pretensje do jajecznic na boczku 😂

      Usuń
  9. Ja się pytam: według jakiej godziny mam teraz podać Ojczastemu śniadanie? 🤣
    Jak mnie te zmiany czasu wkurzają! Zwłaszcza, że nie umiem przestawić godziny na piekarniku i mikrofali!

    OdpowiedzUsuń
  10. oraz bardzo mi sie akcja z krzesłami podoba.

    OdpowiedzUsuń
  11. Też kocham stare, do których jestem przyzwyczajona. Ani nowej nie mam zamiaru nawet widzieć... Kocham tę z Zielonego Wzgórza i kto mi zabroni? Przepisów już nie zbieram, raczej się pozbywam. Tym bardziej, że mięsne odpadają, więc siłą rzeczy wybywają z domu.Aaha, nie uwierzysz Małgosiu, że zrobiłam porządek z ciuchami! Uważam, że to sukces dla chomika 😃
    Przypomniałaś o zmianie czasu, zapomniałam na amen, dzięki 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, ja też uważam, że to WIELKI SUKCES! I chciałabym swój taki odtrąbić! Niby czegoś tam się pozbyłam na początku wakacji, ale ciągle jeszcze są rzeczy, które rzekomo "jeszcze założę", "mogą się przydać", "może schudnę".

      Usuń
    2. Ja dwa lata temu wkręciłam sie w capsule wardrobe, ustalilam kolory, ktore chce nosić, wywaliłam 4/5 ciuchów, wydałam majątek na nowe (mało, przemyślane, dobrej jakości i w moich kolorach). I wreszcie jestem zadowolona😄 pakuję się teraz w mig w tą najmniejsza walizeczkę "pokładową".
      A niektóre rzeczy to miały po 20+ lat. A że schudnę do figury sprzed 1. ciąży (buhahaha), a może moda wróci, a szkoda itp.
      Agata

      Usuń
    3. To jest ten niedościgły ideał. Wymagający BARDZO dużo. Ustalenia kolorów i wzorów, to raz, ale potem tych zakupów. I nie mówię jedynie o pieniądzach... Nienawidzę chodzenia po sklepach z ciuchami, grzebania, wybierania - a już najgorsze jest przymierzanie. Kiedyś mi to nie sprawiało tyle przykrości, ale jak się rozrosłam w biuście to nie mogę na siebie patrzeć w lustrze 🤣
      Nigdy mi się to nie uda. Zostanę z całkiem przypadkowymi zakupami dziadostwa...

      Usuń
    4. Była to ciężka praca, chociaż ja nawet lubię kupować ciuchy (z tym, że teraz to bardziej w internecie). Bardziej pracochlonne bylo przygotowanie - duzo czytalam, ogladalam blogi, konta na instagramie, szczególnie pań 50+. Bo tez trochę zmienilam styl na bardziej elegancki (ale nie "biurowy", bo przeciez w donu pracuję).
      Kasy trochę wydałam, fakt, chociaż sporo też nabyłam na Vinted, a nawet w lumpach (chociaz tam ciezko się kupuje, jak chcesz konkretny kolor i dobry materiał). W tym roku (2024) chyba w ogóle niczego jeszcze nie kupiłam 😁

      Ja przytyłam kilka lat temu (dwie operacje, menopauza, potem śmierć mamy i lockdowny), bardzo źle to psychicznie znosilam, ale udało mi się schudnąć, w zasadzie to nadal poooowoli chudnę.
      Agata

      Usuń
    5. Zazdroszczę - schudnięcia i dalszego chudnięcia. Myślę, że w moim przypadku byłaby to jeszcze cięższa praca (niż ta zmiana szafy), choćby ze względu na wiek, kiedy już się idzie w jedną stronę i pewnie jedyne, co z tej drogi może zawrócić, to choroba... więc trudno. Łudzę się, że przynajmniej to chodzenie pozwoli mi nie tyć dalej, ale nie chce mi się do tego dokładać żadnych diet. Leń ze mnie i tyle.

      Nie potrafię szukać na lumpach, a mam koleżankę, która wpadnie i od razu coś wypatrzy. Faktem jest, że ma wieloletnią praktykę - jak jej córka była mała, kupowała markowe rzeczy, odpruwała metki i przyszywała do jej ciuchów 🤣
      /ale może to tylko złośliwe plotki/

      Usuń
    6. Ja diet jako takich też już nie stosuję *a przetestować id młodości chyba wszystkie możliwe🙈) trzymam post przerywany (intermittent fasting) czyli jem między 10 a 18. Pilnuję też, żeby było dużo białka (z tego powodu zaczęłam znowu jeść mięso, 6 lat byłam wege) I dobrych tłuszczy. Nie jestem dużo młodsza od Ciebie, tylko dzieci mam malutkie😅, bo późno je urodziłam.
      Moja przyjaciółka też jest lepsza w szukaniu po lumpach, ja nie mam cierpliwości. I farta, nigdy nie trafiłam jakiegoś super łupu typu Dior czy Chanel za 3 złote😁
      Agata

      Usuń
    7. To między 18.00 a 10.00 umarłabym z głodu...
      No nie, nie umarłabym, ale globus murowany :(

      Usuń
    8. W lumpeksie uwielbiam grzebać w szmatach, teraz przywożę zdobycze ze Szczawnicy, tam mogę sobie spokojnie poszperać. I pewnie dzięki tym zdobyczom zmobilizowałam się, by wyprowadzić z domu nadmiar łachów. I to z korzyścią dla innych, ha, a co! Do PCK, do Fundacji Duch Leona na bazarek, może się sprzedadzą z korzyścią dla psiaków.
      Brukselki nie gotuję, bo nikt nie lubi. Za ciasto znalazłam fajne, znaczy przepis, mam chęć wypróbować, jak wyjdzie to dam znać u siebie 😘

      Usuń
    9. Ja już się nie nauczę tego grzebania 😁 Znowu mi przypomniałaś o szafie... że trzeba by jeszcze przejrzeć. Wczoraj przy innej okazji wyciągnęłam zamszową kurtkę, której nie mogę już dopiąć w cyckach 🤣 wystawiłam na Śmieciarce i już się dziewczyna nią cieszy. Niestety reszta kurtek i płaszczy ciągle tkwi na wieszakach, a wyciągnąć coś spomiędzy nich - zmiętolone - to cała impreza.

      Usuń
    10. Najbardziej wkurza to zmiętolenie, babcia mówiła - jak krowie z gardła wyjęte 😃

      Usuń
  12. Bardzo lubie brukselke ale jako dodatek do czegos tresciwego - ilosci pokazanej na zdjeciu nie dalabym rady a pozniejsze gazy chyba by mnie rozsadzily !!!!!!
    Ja pierogi leniwe - a takze kalafiory, zolta fasolke straczkowa, szparagi - omaszczam przysmazona bulka tarta. Boczkiem tez mozna ale nie w kazdej kombinacji potrawy pasuje. Gdy robie szaszlyki i ryz do nich to do tego ryzu, by nie byl jalowy, oprocz pewnych kolorowych dodatkow dodaje drobno pokrojony i podsmazony boczek i wszyscy moi taki lubia.
    Swietnie Ci sie wazony skojarzyly z pisuarami - tylko trzymac palce by panom sie nie skojarzyly i nie korzystali z nich.
    We mnie tkwi przekonanie ze nigdy tlumaczenie ksiazki nie bedzie tak trafne jak orginal . Jednak zycie mi pokazalo ze we wszystkim sa wyjatki bo pewnego razu przeczytalam Quo Vadis po angielsku i bardziej mi sie podobal niz po polsku.
    U mnie ma takich jesiennych widokow - goraco i zielono, kwitnaco jakby nigdy nic. Strasznie nie lubie tutejszego klimatu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brukselka była dodatkiem do kopytek i było jej 35 dag, więc we dwie dałyśmy radę 😁
      Ach, jak bym zjadła szaszłyki! Córka nie przepada, więc rzadko robię - a lubię. Z boczkiem dodanym do ryżu to fajny pomysł!
      W apartamentowcu to nie wazony, tylko siedziska 🤣 czyli znalazłaś jeszcze jedno skojarzenie 🤣

      Usuń
  13. A czytałaś Mistrz i Małgorzatę w tłumaczeniu Przebindów? Dla mnie było to bardzo trudne - jakby to inna powieść była ;) mMa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie - znam tylko kanoniczną wersję (i chyba przy tym pozostanę)... Choć nigdy nie wiadomo, czy mnie kiedyś ciekawość nie weźmie 😉

      Usuń
    2. Ja akurat tej nie mam, chyba z biblioteki pożyczę i sobie przeczytam. Póki co kanoniczna nie ma konkurencji
      Agata

      Usuń
    3. Ach, zrób to i powiedz, jak było 😂

      Usuń
    4. W wersji kanonicznej jest kilka "kwiatków", które raziły mnie już w trakcie pierwszej lektury, w tym "nowym" jest kilka bardzo ładnych językowych rozwiązań. Jak czytam ten sam fragment w dwóch tłumaczeniach to bardzo chciałabym przeczytać oryginał :)

      Usuń
    5. Och, ja mam tak wdrukowaną tę wersję, że ani wiem, o czym mówisz. Chyba gdy będę znowu czytać spojrzę uważniej pod tym kątem.

      Usuń
    6. A skoro oryginałów jest sześć, to jeszcze trudniej 🤣 Ja kiedyś się bardzo zdziwiłam: szukałam w internecie wersji rosyjskiej, bo chciałam coś skopiować i wtedy okazało się, że ta wersja różni się od mojej papierowej.

      Usuń
  14. Witam, chciałam zapytać czyje tłumaczenie "Mistrza i Małgorzaty" uważane jest za kanoniczne? Podczytuję Pani bloga od dość dawna, jest bardzo ciekawy! Pozdrawiam ciepło Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, witam serdecznie i dziękuję za miłe słowa 😀
      To tłumaczenie Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego. Wyszło pod koniec lat 60-tych. Ja mam wydanie z 1988 i jest ono siódme.

      Usuń