Kupiłam sobie tego Saturnina w oryginale, bo w jakiś pokrętny sposób zyskałam wiedzę, że to coś bardzo śmiesznego. Nawet jeszcze coś drugiego nabyłam. Ale jeszcze się nie zabrałam za czytanie, gdy zobaczyłam w bibliotece po polsku. Znowu ta sama sytuacja - w nowościach na stronie internetowej jej nie było, bo to dar od czytelnika. Chwała Ci, czytelniku!
Bo dzięki Tobie mogłam i ja przeczytać :)
Za oryginał kiedyś tam się zabiorę, ale dziś już zyskałam wyobrażenie, czym to się je.
Od razu miałam wrażenie, że autora wiele łączy z Woodehousem, którego sobie bardzo cenię w dziedzinie powieści humorystycznej, przynajmniej w tym zakresie, jaki udało mi się poznać. Gdybym znała angielski, przeczytałabym Woodehouse'a więcej. Ba, nawet kiedyś już zastanawiałam się nad zakupem czegoś po czesku, bo u nich wyszło tego więcej niż po polsku... ale się powstrzymałam od tego szaleństwa :)
Więc - jest tu podobna sytuacja: młody pan, niekoniecznie bardzo sprytny + jego służący, o którego intelekcie można mówić w samych superlatywach.
A na końcu książki dotarłam do posłowia tłumacza, gdzie ten obok właśnie Woodehouse'a wspomina jako drugie źródło inspiracji Jerome'a i jego Trzech panów w łódce. No fakt :)
Jak już narzekałam, nie mam czasu na czytanie, nie pracując przecież w tych pięknych okolicznościach przyrody. Więc i nad Saturninem mi zeszło parę dni. Skończyłam dziś rano, zmagając się z globusem. Przy okazji wpadło mi do tej bolącej głowy, żeby wsadzić pod pachę termometr (zwłaszcza, że sobie pokaszluję troszeczkę i pokichuję). No i masz!
Pewnie, że to jeszcze nie gorączka, ale już zaczęłam sobie kręcić film, co z moimi w domu etc.
A teraz, po 3 godzinach, boję się zmierzyć ponownie :)
A to pewnie jakieś przeziębionko, sterczę w oknie odkurzając książki, więc mam, co chciałam.
Początek:
Koniec:
Wyd. Afera 2018, 233 strony
Tytuł oryginalny: Saturnin
Przełożył: Leszek Engelking
Z biblioteki
Przeczytałam 26 marca 2020 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz