Kryminały mi lepiej wchodzą, czym objawiam swój poziom intelektualny :)
I nie, nawet tym razem nie miałam poczucia, że skądś to już znam... ale na wszelki wypadek zajrzałam tu na bloga do wyszukiwarki i co się okazało? Że czytałam jak najbardziej, tyle że w oryginale. Było to zaledwie siedem lat temu, a ja już nic nie pamiętam... moja głowa jest naprawdę siajowa, jak mawia Ojczasty...
Czytało się dobrze, no bo też to książka jeszcze z lat 90-tych, z czasów gdy Nastia pracuje w milicji, a nie emerytką będąc dorabia jako prywatny detektyw i w ogóle nie ma już żadnej charyzmy.
Zresztą - proszę bardzo - tu jest post sprzed siedmiu lat, kiedy to jeszcze chciało mi się coś o fabule napisać :)
A teraz się zabrałam za książkę o architekturze eklektycznej, po początku wnioskuję, że to nie jest to, co myślałam, ale zobaczymy.
Dziś szesnasty dzień siedzenia w domu. Ło matulu. Właśnie - nawet nie ma kto iść zapalić znicz matuli... co za czasy..
Ciekawe, czy kiedyś tam będę sobie myśleć, zaglądając tutaj - mój Boże, to był dopiero szesnasty dzień :D
Początek:
Koniec:
Wyd. WAB Warszawa 2016, 340 stron
Tytuł oryginalny: Светлый лик смерти
Przełożyła: Aleksandra Stronka
Z biblioteki
Przeczytałam 27 marca 2020 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz