Nie wiem, co mnie powstrzymuje przed wyrzuceniem tego kocyka, który robi za tło na tym blogu. Już kiedyś chciałam, ale zaprotestowała Alicja (która ma trochę inne poglądy polityczne i co prawda twierdziła, że to nie przeszkadza w innych relacjach, ale sprawę widać przemyślała, bo mnie wyrzuciła ze znajomych na FB i w ogóle przestała się kolegować, co za czasy nastały 😉). Więc Alicja orzekła, że ten kocyk to taki znak charakterystyczny tego bloga i musi zostać. Ale on jest już tak paskudny, że z wielką przyjemnością wyniosłabym go na śmietnik! Tyle że w takiej sytuacji należy zdecydować, co teraz będzie tłem...
Początek: Koniec:
Wyd. Agora SA, Warszawa 2011, 364 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 26 grudnia 2020 roku
Przy kilku wywiadach miałam takie poczucie... jakiegoś niesmaku - że dorośli ludzie, a zachowują się jak dzieci. Chodziło oczywiście o artystów, targanych emocjami (nie chodzi mi o pana Kałużyńskiego i jego zwały kurzu pod ścianami). A potem, jak na zamówienie, przeczytałam w starym numerze Tygodnika Powszechnego (od czasu do czasu przypominam sobie, że mam zlikwidować stertę tych tygodników - czyli je przeczytać najpierw... i wyciągam jeden na chybił trafił - ten był z 2018 roku) inną rozmowę, z naukowcem, i tam znalazłam taki passus:
Czyli źle myślę... jestem stary dziad (dziaders?) i widać chciałabym, żeby wszyscy zachowywali się jak należy. A fuj! Fołtyn była jaka była i tyż piknie. Nie wszyscy zgubili to dziecko w sobie...
A w gazetce wydawanej przez moją spółdzielnię mieszkaniową odkryłam, że przynajmniej jeden problem wkrótce zostanie rozwiązany - te nieszczęsne baterie i żarówki. Staram się właściwie nie używać niczego na baterie, ale do końca się nie da - budzik na przykład, no. Baterię w zegarku na rękę wymienia pan zegarmistrz i na szczęście zostawia starą u siebie.Zastanawiam się teraz, co jeszcze jest w domu na baterie - waga łazienkowa, waga kuchenna (ale jeszcze w żadnej z nich nie musiałam wymieniać). Aaaa, piloty. To też mi pan w punkcie wymienił i starą zabrał. Głównie chodzi o żarówki jednak. Płytki CD też czasem.
U mnie pudełka na zużyte baterie są po dużych sklepach spożywczo-przemysłowych. A przynajmniej były do ostatniej reformy w segregowaniu odpadów.
OdpowiedzUsuńNo tak, jasne.. ale mnie NIGDY się nie udaje o tym pamiętać przed wyprawą do supermarketu (gdzie udaję się jakoś tak raz na kwartał). A jeśli już, przez przypadek, pamiętam i zabiorę baterie - przypomnę sobie o nich w drodze powrotnej :(
UsuńTak że pojemnik na nie na osiedlu to dla mnie genialna sprawa.
Uff, nareszcie po świętach. Czyli czas który najbardziej lubię. W pocie kuchennego czoła zeszło mi kilka dni i mam nadzieję że moja waga trochę kłamie. Zazdroszczę czytania w TE Dni,ja jedynie czytałam swojej wnuczce po raz setny jej ulubioną książeczkę "A jak anakonda". Cóż, dobre i to.Pozdrawiam,Teresa.
OdpowiedzUsuńU mnie ze zrozumiałych względów (czyli kwarantanny) żadnego kuchennego potu czoła nie było, co sobie bardzo chwalę. Jadłyśmy skromniutko, tak jak zawsze, tyle, że szampanskoje piłyśmy :)
UsuńDzieci mają swoje ulubione książeczki i na to nic nie poradzisz. Moja miała między innymi taką, gdzie przewlekało się czerwony sznurek przez otwory w kolejnych kartkach (grubych, kartonowych) - mogła bez końca.
Wywiad z Michałem Głowińskim pt "Amator kwaśnych jabłek"? Bo ja w tym tekście zmarnowanego życia osobistego nie dostrzegam. Miał pod górkę, ale jednak udało mu się kogoś znaleźć i przeżyć w związku ponad 30 lat.
OdpowiedzUsuńTak, to ten. Zauważ, że już na samym początku jest mowa o tym, iż "zachowywał się niezwykle dyskretnie i do momentu, kiedy miał życie pod tym względem zupełnie puste, i potem, kiedy ono też było puste, ale nie aż tak". No to jakie to jest podsumowanie?
UsuńStraszne dzieciństwo w cieniu wojny i żydowskiego pochodzenia, a potem całe życie outsider.. "Byłem człowiekiem w pancerzu".
No ale taka dyskrecja i powściągliwość to nie jest w sumie nic złego :) Czytałem kilka książek Głowińskiego, widziałem z nim parę wywiadów - wcale nie sprawia wrażenia człowieka nieszczęśliwego.
UsuńCzytałam "Kręgi obcosci" M.Glowinskiego.Jest to jego autobiografia. Mamy w niej wątek osobisty i historyczny. Mnie zdecydowanie podobał się ten drugi. Polecam. Teresa.
OdpowiedzUsuńO tej książce mówi w wywiadzie. Ale cała ta rozmowa tak mnie zdeprymowała, że nie palę się...
UsuńO połowie osób, z którymi autor przeprowadził wywiad, nigdy nie słyszałem... natomiast od razu wpadło mi w oko nazwisko Michała Głowińskiego, bo dosłownie 2 tygodnie temu przypadkowo coś o nim czytałem i przypomniałem sobie, że jakieś 20 lat temu z przyjemnością przeczytałem jego książkę, "Marcowe gadanie. Komentarze do słów. 1966–1971". Ówczesny PRL-owski język w wydaniu komunistów był rzeczywiście specyficzny i aby go w pełni i właściwie zrozumieć, trzeba było żyć w Polsce w tamtych czasach-fajnie było sobie te neologizmy przypomnieć i się z nich pośmiać. Ale sądzę, że np. USA czy też Kanada nie jest tak bardzo w tyle jeżeli o nowomowę chodzi, nieraz uszy mi puchną, jak słucham nowych wyrazów/wyrażeń, które starają się narzucić słuchaczom nowe, poprawne wartości.
OdpowiedzUsuńA propos-nie miałem pojęcia, że Głowiński był uratowany z getta warszawskiego; może kiedyś uda mi się przeczytać "Czarne Sezony" i wspomniane powyżej przez Dariusza "Kręgi Obcości".
Zgadzam się, to może być bardzo ciekawe, te językowe sprawy. Nie wiedziałam, że i w Ameryce pokutuje nowomowa, ale w sumie, dlaczego nie? Polityka jest już wszędzie podobna.
UsuńSendlerowa znalazła dla Głowińskiego (wówczas 8-letniego), jego mamy i ciotki kryjówkę poza gettem. Zaraz się oczywiście znalazł jakiś szmalcownik, ale ciotka poszła na miasto i wydobyła dla niego pieniądze.
Nowomowa od lat istnieje w Ameryce Północnej, ale w ostatnich latach nastąpił jej renesans.
UsuńO warszawskim getcie czytałem sporo książek, dlatego mnie to zaintrygowało. Czy jego matka i ciotka przeżyli?
Nie tak dawno dowiedziałem się, że matka Krzysztofa Kowalewskiego (aktor, "Miś", "Brunet Wieczorową Porą") była Żydówką i udało się jej udawać Polkę w czasie wojny, chociaż też mieli czasem problemy z szantażystami.
Matka przeżyła, ciotka nie wiem.
UsuńZaskoczyłeś mnie z tą matką Kowalewskiego. Nie, żeby to miało jakieś znaczenie szczególne, że była Żydówką, tylko w pewnym kontekście "znajomościowym", gdzie się o tym fakcie nie wspominało. Ale to już prywatna sprawa ;)
Bardzo ciekawy wywiad z Krzysztofem Kowalewskim: "Sprzedawała Niemcom perfumy, na zapleczu trzymała broń dla AK- Krzysztof Kowalewski. Świadkowie Epoki. https://www.youtube.com/watch?v=QbhNoiifKAg
UsuńDzięki za linka, przy okazji trafiłam na jakiś cykl rozmów, o którym nigdy nie słyszałam, "Moja historia".
UsuńDobre pytanie, co robić z żarówkami? Ostatnio jakoś o tym nie myślałem, bo u mnie są głównie żarówki typu LED, mają jakoby nie przepalić się przez 20 lat.
OdpowiedzUsuńZużyte baterie na szczęście przyjmują pewne sklepy, nawet niedawno oddałem ogromną baterię awaryjną do komputera. Co się potem z nimi dzieje, to już inna sprawa... co jakiś są doniesienia, że pojemniki z recyclingiem wędrowały na normalne wysypiska śmieci. Z powodu coraz większej ilości elektroniki, baterii jest coraz więcej i nie bardzo widzę rozwiązania, jak je wyeliminować. I oczywiście, niebawem dojdą stare baterie z samochodów elektrycznych... Bateria zegarkowa to chyba najmniejszy problem, ale ja 10 lat temu go rozwiązałem, zakupując zegarek mechaniczny, automatyczny i bezbateryjny firmy Seiko i jak na razie, świetnie chodzi!
Gdy ostatnio kupowałam żarówkę LED, pan mi powiedział, że jest na nią gwarancja na 3 lata. Brat wymieniał swego czasu wszystkie żarówki w domu i obejściu na LED-owe - a było tego około 100 sztuk, wydatek porządny, ciekawe, czy rzeczywiście potrwają mu tak długo :)
UsuńO recyclingu niestety takie doniesienia są, ale na to już nie mamy wpływu żadnego. Myślałam o takim mechanicznym, ale to nakręcanie... Wiem doskonale, że budziłabym się w środku nocy przerażona, że nie nakręciłam! Po co mi ten stres? Ale teraz sobie przypomniałam, że skoro do tego pojemnika będzie można wrzucać "drobny sprzęt elektroniczny", to dam tam aparat fotograficzny, który niepotrzebnie leży w szufladzie.
Mój zegarek jest automatyczny, co znaczy, że sam się nakręca poruszaniem mojej ręki, zresztą innej metody nakręcania nie ma, niż potrząsanie zegarka. Kiedyś sprawdzałem-takie 'nakręcenie' starcza na 42 godziny. A więc nie potrzeba się budzić w środku nocy...
OdpowiedzUsuńTo nawet nie wiedziałam, że takie istnieją :)
UsuńWszystkim zainteresowanym tematyką żydowską nieustannie polecam książkę Goldy Tencer "Jidisze Mame".Naprawdę warto.Teresa.
OdpowiedzUsuńWczoraj wypisałam sobie w ramach planu na dziś założenie nowego zeszytu z bieżącymi notatkami, w którym ma też być strona PRZECZYTAĆ :) tam to dam :)
UsuńTrafiłem, poczytałem, zostanę. Tak, książki to moja pasja i każda, nie nachalnie reklamowa informacja przyciąga.
OdpowiedzUsuńNo, z reklamą to na siecher nie mam nic wspólnego, tak że tego - zapraszam :)
Usuń