środa, 24 lutego 2021

Aleksandra Marinina - Harmonia zbrodni

Miałam dwie Marininy pożyczone z biblioteki, tę drugą chciałam prolongować, a tu mnie ktoś ubiegł i ją sobie zamówił, musiałam oddać.No nic to, pożyczę jeszcze raz.

Tymczasem przeczytałam pierwszą (w sensie chronologicznym).

Nie przestaje mnie zadziwiać tupet wydawców, którzy potrafią tak bęc z grubej rury walić arcydziełami. Ja rozumiem, że caryca - taką ma ksywę w Rosji i tyle 😀 Ale znaj proporcjum, mocium panie.

No nic, czytało się dobrze i przynajmniej nie miało 600 stron, jak to teraz jest w zwyczaju (bo i książka z 1998 roku, jeszcze nie było takiej mody i rozbuchania kryminalnego). A' propos jednakże. Miałam dziś dłuższą rozmowę ze znajomą dziewczyną, która wykorzystała wiosenno-letnią pandemię do napisania książki. Jest na etapie szukania wydawcy (znaczy jednego chętnego już ma, ale się jeszcze rozgląda w poszukiwaniu lepszych warunków finansowych, z drugiej strony wiadomo, że jako debiutantka wszędzie będzie miała pod górkę). Z nastaniem wiosny ma zamiar zabrać się do pisania kolejnej, bo to będzie saga. Wszystko wiem, co i jak, ale nie mogę napisać na razie, bo wiecie, trzeba być ostrożnym 😄 

No ale do rzeczy: wspomniałam, że wśród planów na przeżycie na głodowej emeryturze miałam też i pisanie, przy czym myślałam raczej o humorystycznym kryminale - a tu się w międzyczasie namnożyły tego niewiarygodne ilości, no i jak się tu przebić. Pomijam fakt, że nie cierpię pisać na komputerze... I dostałam dobrą radę: osadzić miejsce akcji w Pradze 😁 No że też o tym nie pomyślałam!

Tak że drżyjcie narody!

No dobra, żartuję. To by już była naprawdę ostateczność, dokładać swoją cegiełkę do całego tego chłamu na półkach księgarń. Ale do Lidla na kasę też nie pójdę, bo to ciężka fizyczna praca, nie nadaję się. 

A przy okazji Marininy się podzielę taką uwagą. Rzecz się działa w czerwcowej Moskwie ogarniętej falą okropnego upału. Niby pisze przekonująco o lepiącym się do ciała ubraniu etc. - a jednak w lutym nie potrafię sobie wyobrazić gorąca. Tak samo jak w środku lata nie umiem "odczuć" mrozu. Czy to jakaś ułomność? Gdy się dobrze czuję,  nie umiem zwizualizować sobie bólu, choćby tego najczęstszego czyli głowy, tego, co mi dzisiaj towarzyszy 😒 Dziś wiem, jak to jest, a jutro rano, gdy wstanę BEZ (co daj Boże), już go sobie nie wyobrażę.

A u Niziurskiego było tak, że chłopcy mieli jakąś książkę bez początku i końca i tam opisy warunków pogodowych były tak sugestywne, że zamarzali albo ociekali potem czytając je. W czym to było? W Siódmym wtajemniczeniu?

Albo na przykład u Prousta, ten smak magdalenki zamoczonej w herbacie. Poczujecie go na końcu języka przy czytaniu?

Początek:
Koniec:

Wyd. Czwarta Strona, Poznań 2020, 367 stron

Tytuł oryginalny: Призрак музыки 

Przełożyła: Aleksandra Stronka

Z biblioteki 

Przeczytałam 24 lutego 2021 roku 

 

No właśnie, głowa. Pewnie to z powodu tego globusa dziś po wyjściu z pracy miałam ochotę zabić. Kogo? A tak z grubsza jedną trzecią tych, co się szlajali po mieście. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że aż tyle osób ma w głębokim poważaniu maseczki. I to w obliczu coraz poważniejszej sytuacji. Byłam taka wściekła, że w końcu spuściłam głowę, żeby tego nie widzieć po prostu i nie denerwować się.

Powinnam nosić w kieszeni garść pięćdziesięciogroszówek i wręczać po jednej każdemu napotkanemu, że skoro właśnie zgubił maseczkę, to proszę bardzo, masz i kup se.

Zdjęcie akurat z poranka, gdzie ludzi jeszcze jak kot napłakał, ale i tak widać, kto się przejmuje, a kto nie...


Niesamowity film obejrzałam:

WALERIA I TYDZIEŃ CUDÓW (Valerie a týden divů), Czechosłowacja 1970 

Jest to bardzo poetycki, surrealistyczny film grozy czyli gatunek, za którym, delikatnie mówiąc, nie przepadam - ale ten, taki sen z pozorami rzeczywistości, doprawdy mnie zachwycił. Jest w nim coś z atmosfery Felliniego. Aż dziw, że powstał w dobie krótko po inwazji!

  

Dziś pewnie nic nie obejrzę przez ten głupi łeb, wieczoru już nie odzyskam, stracony na zawsze, nic to, żyje się dalej.

19 komentarzy:

  1. Na temat Marininy nie wypowiem się z bardzo prostej przyczyny. Otóż mam taką przypadłość, że nie jestem w stanie przeczytać żadnej książki napisanej przez Rosjanina. I wiem,niektóre należą do klasyki światowej, ale mimo wszystko nie mogę. Powód może jest i śmieszny, ale to co mnie odrzuca od rosyjskiej literatury, to imiona i nazwiska bohaterów. Są dla mnie tak odległe a przy tym irytujące,że nie mogę zmusić się by czytać. Wiem, że to brzmi cokolwiek dziwnie, ale nic z tym nie zrobię. Tym bardziej że próbowałam a i w dzieciństwie przecież przeczytałam kilka książek.Mam nadzieje, że zdradzisz nam w odpowiednim czasie tytuł sagi, którą ma wydać Twoja znajoma. Zastanawiałam się kiedyś jak to jest - piszesz o zabytkach Pragi, książkach a nigdy nie piszesz o czeskiej kuchni. Czy jest jakaś potrawa, do której tęsknisz, czy gotujesz coś czeskiego będąc w domu? Pozdrawiam. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No toś mnie dosłownie rozwaliła :) Nie przyszłoby mi do głowy! Choć... sama czasem mam problem z zapamiętaniem tych potrójnych danych osobowych, zwłaszcza, gdy nagle zaczynają się mnożyć bohaterowie :)

      O czeskiej kuchni to się nie spodziewaj! Nie cierpię, niestety. A raczej - cierpię, gdy już jestem tydzień w Pradze skazana na to ichnie jedzenie. Kiedyś się ucieszyłam widząc w menu jajka w sosie koperkowym. Wreszcie odpocznę od knedlików i wieprzowiny! Zdębiałam jednak, gdy spróbowałam! Sos był... słodki :) :) :)
      Kiedyś znowu zafundowałam sobie knedle ze śliwkami. Matko jedyna! Polane obficie masłem, posypane cukrem, nawalone twarogu i jeszcze coś było, nie pamiętam teraz. A bomby takie jak piłka.
      Raz w rozpaczy poszłam do wegetariańskiej restauracji. No lało, a była blisko, więc dodatkowy powód. Do dziś nie wiem, co zjadłam - to był taki południowy zestaw obiadowy z dwóch dań i deseru - no ale przynajmniej nie cierpiałam.
      Jeszcze innym razem kupiłam w Lidlu gotowe danie, jakieś haluszki z mięsem czy coś. Odgrzałam sobie w mikrofalówce, spożyłam i poszłam do kina. A w kinie... o Jezusie! Myślałam, że jednocześnie zemdleję z bólu brzucha i się posr.. W chwili, gdy nieco zelżało, udało mi się wydobyć z fotela i wyjść do foyer - jak mdleć, to przynajmniej przed kasjerką, a nie całą publicznością i przerywać seans. No ale wizyta w toalecie trochę pomogła, tak ze nawet wróciłam na salę. Nie wiem, co się wydarzyło w filmie w czasie mojej nieobecności, bo ze względu na te miłe wspomnienia nie chcę już go widzieć!

      Podpisano
      Małgorzata Adamowna :)

      Usuń
  2. Z rozbawieniem czytałem kilka dni temu zachwyty w Wyborczej nad jakąś polską firmą, która zarobiła na produkcji przyłbic. Tekst opublikowali gdy już było wiadomo, ze rząd zakaże stosowania przyłbic, bo one nie zapewniają żadnej ochrony. Wiec wrzuć na luz i zapomnij, że ta maseczka, co ją teraz nosisz zapewnia ci jakiekolwiek inne bezpieczeństwo, oprócz ochrony przed złapaniem mandatu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko moim zdaniem są trzy sposoby na nierozszerzanie zarazy:
      1/ szczepionka
      2/ dystans
      3/ maseczka
      Co do punktu nr 1 - jestem bez wpływu na sytuację.
      Pozostałe w części zależą ode mnie. Nie zapewniają bezpieczeństwa MNIE, tylko INNYM. Więc ci INNI z kolei - MNIE. Przynajmniej tyle.
      O przyłbicach mówię to od samego początku.

      Usuń
    2. Rada Medyczna rekomendowała zwolnienie z obowiązku zasłaniania ust i nosa na wolnym powietrzu.

      Usuń
  3. Nie przepadam za kryminałami, choć jakiś czas temu miałam fazę ich czytania. Odnoszę wrażenie, że współczesne kryminały są tak napakowane dziwnosciami, tak nieprawdopodobne, że nie budzą już żadnych emocji. W każdym razie we mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po części masz rację. Czasem wolę zajrzeć do starego kryminału z czasów PRL - mniej wydziwiania :)

      Usuń
  4. Książki!! Dużo książek 😀
    Muszę się trochę porozglądać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ jaki chłam? Przecież potrafisz pisać, co pokazujesz na blogu. Fakt,sporo jest teraz ludzi piszących kryminały i wydaje się, że rynek niebawem się nasyci. Ale gdybyś napisała subiektywny przewodnik po Pradze? Mimo całej Twojej miłości do tego miasta, zawsze znajdzie się coś na nie,np.Twoje kulinarne przygody z kuchnią Czechów. Tak więc nie czekaj do emerytury, pióro w dłoń. Twój podpis mnie serdecznie rozbawil. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Subiektywny przewodnik po Pradze napisał niedawno Szczygieł, trudno byłoby z nim konkurować. Ale w tym, kierunku można trochę myśleć...

      Nie, jednak spokojnie poczekam do emerytury, póki mam za co żyć, nie wkopię się w taką sakramencką robotę :)

      Usuń
  6. Dawno temu MS pracował w Czechosłowacji (wtedy)po maturze i najbardziej wspomina piwo, które kelnerka przynosiła w wielkich kuflach i bez pytania stawiała pełne zabierając puste. Jedzenie mu nie smakowało, jedli z kolegami polskie golonki. Może Ci się przypomni coś smacznego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie sceny w czeskich gospodach widzę ciągle na filmach. Nawet w "Butelkach zwrotnych" jest pewien wątek związany z odnotowywaniem przez kelnerkę tych kolejnych piw...

      Usuń
    2. Na faceta to ja się nie nadaję, po kilku łykach piwa mam dość, a co dopiero po takich wielkich kuflach ;)

      Usuń
    3. No :) Ja puszkę piwa w domu piję na dwa razy. W lokalu zawsze proszę o małe :)

      Usuń
  7. Globusa nie zazdroszczę. Napisz o Pradze, nawet o swoich fascynacjach książkami czy filmami, masz ten dar, że czyta się wszystko z zapartym tchem:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłe to, co piszesz, ale blog to jedno, a duża zwarta całość czyli książka to coś zupełnie innego. Straszna harówa. Może do tej pory wyjdę bogato za mąż i nie będę musiała?

      :) :) :)

      Usuń
  8. Pióro to masz całkiem, całkiem... Nie daj się prosić, pisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale! To nie ma być dla mojej przyjemności, tylko dla dorobienia sobie do nędznej emerytury. Więc jeszcze mam czas :)

      Usuń