sobota, 13 lutego 2021

Vojtěch Steklač - Jak se vraždí v Česku

Więc było tak, że trafiłam na pana Vojtěcha Steklača (odmieniając jego nazwisko po polsku) w antykwariacie oczywiście przypadkiem, teraz już nie wiem, czy najpierw na jego twórczość dla dzieci czy dla dorosłych. Ale spodobały mi się obie. Mam za sobą pięć jego książek, a przed sobą o wiele więcej, bo trochę zgromadziłam 😋

Już po przeczytaniu pierwszej (Dvoreček w grudniu 2018) miałam ten pomysł, żeby do autora napisać. No ale wiadomo, jak to jest, pomysł to jedno, a realizacja to drugie.

I oto przed miesiącem dowiedziałam się, że zmarł. Poza smutkiem, że już nic nowego się nie doczekam, poza zdziwieniem, bo miał zaledwie 75 lat - odczułam przede wszystkim wielki wyrzut sumienia, że nie zdążyłam.

  

Przy okazji się zdumiałam, jak mało jest na temat Steklača w internecie (albo źle szukam). A przecież to autor kultowych w Czechach książek dla dzieci! Znalazłam jedną rozmowę z nim z 2006 roku w jakimś programie TV, którego prowadząca straszliwie mi się nie spodobała. Ani pomysłu na pytania ani uważnego słuchania odpowiedzi. I z tej rozmowy właśnie dowiedziałam się, że Steklač właśnie pracuje nad kryminałem Jak se vraždí v Česku (czyli Jak się morduje w Czechach). Znaczy wtedy w 2006 pracował. OK, to właśnie to sobie teraz przeczytam, bo przecież mam.

Początek:
Koniec:
Spis treści mówił, że są tam cztery rozdziały (lub opowiadania). Nie od razu skapowałam, w czym rzecz, choć ten pierwszy był jakiś znajomy...

Nosz kurczę!

Co się okazuje!

Ja te cztery opowiadania już znałam!

Tu niżej są dwie książki przeczytane przez mnie wcześniej i one je zawierają (między innymi). Jedna wydana w 1984, druga w 1992!

Jak ja nienawidzę takich numerów!

Dobra, dość tych wykrzykników. Ale naprawdę okropnie mnie to wkurza, gdy autor/wydawnictwo bierze coś starego i wydaje pod nowym tytułem.

Teraz zrozumiałam, że  Steklač w tym wywiadzie wyraził się precyzyjnie - nie PISZE Jak se vraždí v Česku, ale PRACUJE nad tym 😕 Pracował mianowicie nad wyborem napisanych wcześniej opowiadań. I rozumiem, że tak chciało wydawnictwo, które wypuszczało serię Najlepsze kryminały. Wszystko w tej serii było odgrzewanym kotletem.

No, trudno się mówi, przeczytałam znów. Czego nie żałuję, bo sposób pisania leży mi przecież.

Mam jednak nadzieję, że reszta książek Steklača już mi takich dublowanych rozrywek nie dostarczy. Choć kto wie... Lista dzieł jego autorstwa zawiera - uwaga - 147 sztuk. Ja mam 19. 

Nawiasem mówiąc, taki misz masz z dublowaniem opowiadań jest i u Hrabala. Ech. A niedawno - pisałam o tym - spotkało nas to samo z Mikołajkiem...


Wyd. Mladá Fronta. Praha 2008, 163 strony

Z własnej półki (kupione 14 stycznia 2020 roku w Ulubionym Antykwariacie za 29 koron)

Przeczytałam 12 lutego 2021 roku - moja 50-ta książka czeska w oryginale 😍😍😍

 


Odkurzanie idzie mi dobrze (odpukać), zrobiłam już 53 półki czyli czasem nawet dwie dziennie (a czasem żadnej, przy migrenie). W takich przypadkach jak poniżej na zdjęciu człowiek jednak się zastanawia, po co to trzyma. Te różne słowniki kupowałam jak jakaś wariatka - że niby dla dziecka będzie. W amoku, jakie to są różne wydawnictwa, których za moich szkolnych lat nie było (albo ja akurat nie miałam) i jakie to moje dziecko będzie mądre, jak wszystko wyczyta. Dziecko niekoniecznie czytało (podejrzewam, że do niektórych w życiu nie zajrzało), a tu jeszcze internety przyszły i dziś takie dzieła zajmują tylko miejsce. Z drugiej strony - zerknęłam do tego Miodka żółtego, a tam są całkiem interesujące rzeczy... No i jak wyrzucić?


Problem mam. Jak zwykle w zimie. Kwiatki padają jak muchy. 

Chciałabym tę jukkę uratować - nie wiem, czy podlewam za mało czy za dużo? Usychają jej liście na potęgę 😖 A żeby jej zapewnić dużo światła (jak na możliwości mojego parterowego mieszkania), wykwaterowałam stąd fikusa beniamina, któremu się nie spodobało w nowym miejscu i też masowo zrzuca liście, tak że dwa nieszczęścia naraz!


Moje przesłuchiwanie płyt sprzed lat idzie dość powoli, w zasadzie zostawiam je sobie na czas obiadu w weekendy. Tak naprawdę nic nie broni temu, by robić to również w tygodniu, ale zapominam. Wracam z pracy, zabieram się za ten obiad, szybko szybko, bo jemy teraz około 15.00 dopiero (Derechcja nas przetrzymuje na Fabryce zazwyczaj do 13.30 lub okolic) i płyty wylatują mi z głowy.

Właśnie dotarłam do kolejnych nagrań Poljazzu, które - bidoki - nie miały nawet okładek! To były czasy 😕 Pakowano płytę w tzw. okładkę zastępczą, co widać na poniższym filmiku. Albo w okładkę po innej płycie. Albo wręcz sprzedawano bez okładki!

 

A na koniec donoszę, iż skończył mi się miesięczny abonament na DAFilms. W połowie byłam zdecydowana odnowić, a pod koniec stwierdziłam, że czas sobie zrobić przerwę. Za dużo tego było 😎 Obejrzałam 31 dokumentów i rozpaczliwie zapragnęłam wrócić do "normalnych" filmów 😄 Żebym była dobrze zrozumiana: właściwie wszystkie chyba obejrzane produkcje mi się podobały... tylko nagle poczułam, że coś MUSZĘ, zamiast MOGĘ. Czyli normalnie, jak zawsze. Jak na studia poszłam, to też wybrany kierunek nagle przestał mnie interesować, już się przerzuciłam na coś innego. Ten typ tak ma.

Wśród ostatnich obejrzanych filmów było EATING ANIMALS z 2017 roku. Jest nawet w całości na YT, ale po niemiecku.

 

My już rzadziej jadamy mięso od jakiegoś czasu, ale nie jesteśmy wegetariankami sensu stricte. Gdy się jednak widzi i słyszy, jak wygląda ta masowa produkcja mięsa i jakie niewiarygodne cierpienie zwierząt temu towarzyszy, włosy dęba stają. Przy czym autorzy filmu nie nawołują do całkowitej rezygnacji z mięsa, przeciwnie, pokazują fermy, gdzie zwierzęta hoduje się w przyzwoitych warunkach... ale jednocześnie widzimy, jak te fermy przegrywają z wielkimi graczami na rynku.

Tak, to było okropne. 

Za to kilka filmów o starych ludziach (to już wiecie, że ulubiony temat) to czysta przyjemność. Na przykład libańska TETA, ALF MARRA (Grandma, a Thousand Times) z 2010 roku.

Jest i w całości, z angielskimi napisami. Polski tytuł to WSZYSTKO O MOJEJ BABCI.  Z opisu na Filmwebie: 

Kiedyś dom Tety Fatimy był gwarny i pełen muzyki. Dziś 83-letnia staruszka z Bejrutu żyje samotnie, nawiedzana przez wspomnienia i duchy zmarłych. A jednak to właśnie jej dom, pachnąca sziszą i libańską kuchnią ostoja matriarchatu, od wielu lat ogniskuje rozproszoną po świecie rodzinę Kaabourów, przypominając im skąd pochodzą.

Rosyjski dokument MAMA z 2013 roku (nie znajduję na YT) obejrzałam na czeskiej wersji platformy. Bo odkryłam, że niektóre filmy są na czeskiej, a na polskiej ich nie ma. W MAMIE reżyserka przygląda się swojej matce, która od dziesięcioleci opiekuje się własną matką, już nie pamiętającą, ile ma lat (96), że mąż już dawno nie żyje, a ona sama od 20 lat nie wychodzi z domu. Obie czekają na nadejście wiosny. Smutne, ale jednocześnie w jakiś sposób pozytywne.

Za to KOBIETA W NIEWOLI (Egy nő fogságban, 2017)

opowiada koszmarną historię współczesnego niewolnictwa. Gdzie? Na Węgrzech. Jak to się stało, że bohaterka haruje u pewnej rodziny po kilkanaście godzin na dobę, dodatkowo chodzi do fabryki (a całe wynagrodzenie jest jej zabierane), nie ma nawet własnego łóżka, jest nieustannie poniżana, zjada resztki z ich talerzy - i nie może liczyć na żadną ochronę? Ponoć u bratanków jest około 20 tys. osób w takiej sytuacji...

   

24 komentarze:

  1. Mieszkając niemal przez wiek na północy Polski nie miałem inspiracji do nauki czeskiego, a szkoda. Jedynie polski, rosyjski i niemiecki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemal przez wiek :) :) :)
      Czeski w moim przypadku to nie kwestia geograficzna - zakochałam się w Pradze i tyle :)
      A niemieckiego zazdroszczę trochę (a po cichutku sobie robię nadzieje, że jeszcze kiedyś się za niego zabiorę).

      Usuń
    2. Do "pełnego wieku" jeszcze trochę brakuję, ale czas tak szybko biegnie...

      Usuń
    3. Mojemu tacie brakuje osiem lat :)

      Usuń
  2. Pamiętam jak kiedyś kupiłam siostrze Mastertona, którego nie miała. No i okazało się, ze jednak ma, tylko pod innym tytułem -szkoda. I złość, bo to naciąganie.
    Zaglądam do Ciebie od niedawna - ile masz tych książek??:D
    I poszukam tego autora;D
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile? Tyle :)
      http://toprzeczytalam.blogspot.com/2020/07/magdalena-kursa-rafa-romanowski-krk.html

      Czyli o wiele więcej niż chciałabym mieć, a z drugiej strony o wiele za mało (bo zawsze czegoś żal). Nienasycenie.

      A takie przypadki, jak z tym Mastertonem, to się pamięta długo, prawda?

      Usuń
  3. Tak, zdecydowanie jest nadmiar rzeczy dostępnych do słuchania, oglądania, czytania. Aż się człowiekowi odechciewa korzystać z tego bogactwa i ogarnia tęsknota za dawnymi czasami niedoboru :)

    Fi9kus beniamin ma pewnie za ciepło. Mieliśmy kiedyś, ale musiałem oddać mamie na wieś, bo u nas w zimę strasznie marniał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo przecież będziemy żyć wiecznie, co nie?
      Czytałam wczoraj jedną książkę z akcją przed wojną i - co prawda mówiła o młodzieży, ona ma inaczej - ale jednak: czasu było więcej. Choćby na uprawianie relacji rodzinno-towarzyskich, skoro nie odciągał telewizor czy internet.

      Za ciepło to nie może mieć... uprawiam tu zimny wychów, ledwo odkręciłam CO przy mrozach. Może był za duży na przeprowadzki? Ja jeszcze liczę, że na wiosnę odbije. Ale ta jukka, o co jej chodzi :(

      Usuń
    2. Internet niestety strasznie odciąga.

      Usuń
    3. Nawet mi nie mów! Internet to... cudowne miejsce, ale i straszna zgroza ;)

      Usuń
  4. Imponujący zbiór czeskiej literatury. Wydawnictwa kombinują jak mogą, nawet pakiety są sprzedawane, a w pakietach przeważnie tylko 1 książka, której się nie czytało...
    Z roślinami tez miewam problemy, ale ostatnio problem zrobiłam sama, przewracając donice z dracena, która tak nieszczęśliwie spadła, że ani jej uratować, ani dywan doczyścić ...
    Za polecenie filmów dziękuję, lubię polecany gatunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że duża była, ta dracena? Podwójna szkoda :(

      Usuń
    2. Nie była wielka, ale zawsze szkoda...

      Usuń
  5. Przez Ciebie, tak tak, zaśmiewam się ze Sverakowego 'Podwójnego widzenia" , które udało mi sie kupić za grosze. Z tego Sveraka to niezły literacki figlarz, a i Walentykowo ta książka jest na czasie , np. taki fragment jeden z wielu , z którego mam ubaw : "Na przechadzce wzdłuż rzeki Vydry wyznaje jej miłosc. Pani Bubencikowa jest zaskoczona i coś mu w ekstycacji odpowiada. Ale Smetana nie wie co ! Po części dlatego, że huczy tam rzeka na głazach, a po cześci dlatego, że jest głuchy. Na domiar złego .......na drugim brzegu pojawił sie jej mąż, własciciel tartaku pan Bubenicek. Wygraża laską i coś krzyczy. Ale Smetana nie wie co. ...Jedziemy !" No i jak tu nie lubieć czeskiej prozy i humoru ha ha.
    Moja jukka też kiedyś uschła w zimie , okazało się podczas wyrzucania, że podgryzło ją jakieś robactwo.
    Po ogladnięciu paru filmów dot. masowej hodowli zwierząt przeznaczonych do konsumpcji stwierdziłam, że przestaję kupować wołowinę, nie mówiąc już o cielęcinie i staram się wprowadzać więcej produktów wegetariańsko-roślinnych. W Lidlu na wejściu natknęłam się na nasiona, kupiłam m.inn. buraczki naciowe , które na zdjęciu wyglądają jak kolorowa mini sałata , posieję i może co urośnie, jak słońce nie upraży.
    Z tych cyfrowych zasobów korzystam też z ninateka.pl - np. jest tam świetne słuchowisko 'Proces" F.Kafki , ale po polsku oczywiście. A Ty z książkami czeskimi to bijesz rekordy. Duży jest Twoj postęp w zrozumieniu i szybkości czytania między pierwszą a tą ostatnią ? P.S. Książkowa ściana to - pisząc w socjolekcie młodzieżowym - sztos :) Pozdrawiam, Renata ( i znów muszę napisać , że ta trzecia , ha ha :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przy tym to taka filmowa scena :)
      O tym robactwie mogłaś mi nie pisać, teraz cały czas sobie wyobrażam, co tam się w doniczce dzieje...
      Masz ogród/ogródek? Takiej to dobrze! Choć z punktu widzenia pracy, jaką należy w ogród wkładać, to nie wiem... ja jestem straszny leń.
      Z Ninateki też porobiłam mnóstwo linków do obejrzenia, zwłaszcza do tych filmów, które się dublowały z DAFilms. No ale chwilowo chcę się odkleić od komputera.

      Poszukałam teraz tej pierwszej lektury:
      http://toprzeczytalam.blogspot.com/2016/10/jiri-marek-panoptikum-mesta-prazskeho.html
      Ech, wspomnienia, łezka w oku się zakręciła, bo pisałam to po powrocie z Pragi, dokąd RAZ W ŻYCIU (i myślę nigdy więcej) pojechałam w październiku. Narzekam, bo lało.
      No a czytałam to faktycznie ze słownikiem pod ręką - dziś mi się już raczej nie chce, choć i mniej potrzebuję :) Oczywiście różnica jest wielka. Ja się chyba pokuszę któregoś dnia o zrobienie sobie listy tego, co przeczytałam po czesku, według chronologii, i spróbuję to sobie zanalizować :) W każdym razie ta pierwsza lektura to było cztery lata temu, jeszcze mi się o kursie nie śniło. Kupiłam sobie fiszki i niby to wieczorami pi pięć przerabiałam, ale na drugi dzień i tak nie pamiętałam tych z poprzedniego wieczoru :)

      Usuń
  6. Podziwiam za czytanie literatury w oryginale Napewno jest to zupełnie inny odbiór.Na mój nos dracena miała za dużo wody Zimą należy ograniczyć podlewanie Ale możesz na wszelki wypadek kupić pałeczki przeciw chorobie grzybowej grzybowej roślin doniczkowych. Jeżeli nie pomogą, to napewno nie zaszkodza A fiskusem się nie przejmuj. Na miejsce starych liści wyrosna mu nowe. Ja to przerabialam ze swoim. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuję raz w tygodniu podlewać. Gorzej już i tak nie będzie.
      Czytanie w oryginale bardzo rajcuje, zwłaszcza jeśli coś nie było tłumaczone - nagle masz dostęp do tego, do czego 99,9% rodaków dostępu nie ma, zaczynasz się czuć wyjątkowo ;) Ale też otwiera nowe światy, wiadomo. Jak każdy obcy język.

      Wczoraj oglądając wiadomości czeskiej tv (znów ten internet!) natknęłam się na informację, skąd w czeszczyźnie wzięło się słowo 'brusle' czyli łyżwy. Nie trzymało mi się głowy to dziwne słowo. A tu się okazuje, że posłowie króla Jiřího z Poděbrad (XV wiek) byli w Niderlandach, w Brukseli, w zimie i zobaczyli mężczyzn na jakichś dziwnych nożach :) Nazwali je na cześć Brukseli (po czesku właśnie Brusel) i - przyjęło się :)

      Usuń
  7. Czasu zawsze za mało na to, co chciałoby się zrobić. Uwielbiam taki widok półek z książkami :)))
    Moja jukka też zmarniała, podobnie beniaminek, może im pora roku nie pasuje? Podsłuchały widocznie jak psioczę na zimę ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiłam właśnie do córki, że potrzebna mi 50-godzinna doba!

      Usuń
  8. Moja córka oraz jej mąż przestali jeść mięso Natomiast gotują takie smaczne potrawy z warzyw, że głowa mała Wczoraj ugotowali pomidorowe curry z ciecierzycy i było pyszne. A do tego robi się to dosłownie parę minut, co też ma znaczenie Oni najczęściej gotują z bloga "Jadlonomia".Duzym plusem tych przepisów jest prostota wykonania oraz to że potrzebne produkty można kupić wszędzie.Powoli i ja przekonuje się do takiej kuchni. Może nie tak rygorystycznie jak oni,ale coraz częściej zdarza mi się ugotować właśnie coś wegetarianskiego. Pozdrawiam. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu muszę na tę Jadłonomię zajrzeć, bo tyle się o niej mówi.
      Zbieram takie bezmięsne przepisy, właśnie pod warunkiem, że są nieskomplikowane. Mięso jemy może raz w tygodniu. Ale żeby całkiem zrezygnować, należałoby chyba poświęcić dużo czasu na przygotowanie sobie menu, żeby ta dieta była porządnie zbilansowana.

      Wczoraj mówiła mi znajoma, że można sobie zamówić taką usługę - przysyłają ci (nie wiem, codziennie czy raz na tydzień) jadłospis wegetariański z przepisami i ze spisem produktów itd. - prosto do sklepu możesz z tym pomaszerować. Że to kosztuje ponoć 150 zł. No ale to nie na moją sytuację finansową, takie kaprysy :) W dodatku sam koszt jedzenia wegetariańskiego wydaje mi się - niestety - wyższy od 'zwykłego'.

      A curry z ciecierzycy coś mi mówi. Chyba mam przepis w segregatorze, jeszcze nie wypróbowany :)

      Usuń
  9. Trafifiłam na zestawienie najlepszych 25 czeskich filmów , wśród nich taki tytuł - "Sun, Hay, Strawberries (Slunce, seno, jahody) – Zdeněk Troška, 1983. Zamierzam oglądnąć te orzygody studenta badającego dojność krów ( musi być niezła komedia z tego - ha ha , bo podobno to kwintesencja czeskiego humoru ). Jest w zasobach internetu widzę. I jeszcze w tym zestawieniu jest również ten z 2016r. o tytule „Ucitelka” . Renata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Słońce, siano, truskawki" to pierwsza część trylogii, obejrzałam niedawno całość, istotnie bardzo zabawne i takie czeskie. Na płycie z jednym z tych filmów (przywiezionej oczywiście z Pragi) były wywiady z twórcami i między innymi z panią Heleną Růžičkovą, opowiada tam anegdotkę, ale tę Ci napiszę, jak już obejrzysz, przypomnij się :)
      W każdym razie gorąco polecam, bo to czeski klasyk. A krowom zakładają słuchawki i włączają im muzykę poważną, żeby więcej mleka dawały :)

      Na "Učitelce" byłam w kinie, ale u nas, Pod Baranami :) To już nie komedia, wręcz przeciwnie. Świetny film, z czasów komuny, ale myślę aktualny zawsze.

      A masz link do tego zestawienia? Pewnie coś do uzupełnienia by się znalazło...

      Usuń
  10. Wstawiłam powyższy komentarz pod tym postem , a nie pod tym najświeższym , bo był jakiś problem , żeby go opublikować , więc coby przetestować , czy w ogóle przejdzie wstawiłam go tutaj. Renata .

    OdpowiedzUsuń