Przydarzyła mi się wczoraj taka historia. O 16:04 miałam pociung do Dżendżejowa. Rano wstałam, wszystko normalnie. Gdzieś około południa zaczęłam mi głowa mędzić trochę, więc na wsiakij pożarnyj wzięłam jakąś tabletkę, taką zwyczajną, nie Magiczną. Zabrałam się za obiad - a tu nagle JEB: łeb mi pęka. W starym dobrym stylu. Ja już spakowana itede. Co robić? Biję się z myślami, ale w końcu stwierdzam, że nie dam rady. Odszukuję telefon do sąsiadki Ojczastego, na szczęście jest w domu, proszę ją, żeby do niego poszła i wyjaśniła mu, że nie przyjadę, że będę za tydzień. Oczywiście wszystko staje na głowie, ja tu przecież i spakowana i ogarnięta na wyjazd i plany na przyszły weekend, no ale cóż począć, ledwo na oczy widzę. Jeszcze daję radę w internecie anulować bilety.
Obiad rozbabrany udaje mi się wykończyć (z myślą, że cholera jasna, gdybym od razu zrezygnowała z tego wyjazdu, to bym w ogóle nie brała się za gotowanie - ale jeszcze nigdy tak nie było, żebym musiała przełożyć, dla mnie całkiem nowa sytuacja i trudna decyzja...), a nawet zjeść. I wtedy - przy stole, w trakcie jedzenia - nagle stwierdzam, że - PRZESTAŁO!
No nie boli mnie już ten głupi łeb!
Jaciekręcę!
Jest 14:50, tramwaj jest o 15:10, tylko się ubrać i wyjść. No, ale biletów już nie mam, Ojczasty zawiadomiony, sąsiadka z dołu usłyszy, jak przyjadę i jeżdżę odkurzaczem i pomyśli, że zawracam de bez potrzeby...
Zostałam.
Ale wiecie, że z takim wyrzutem sumienia?
W ramach ekspiacji kupiłam bilety na następny weekend oraz zaordynowałam, że następnego dnia (czyli dziś) przyniesiemy choinkę z piwnicy, skoro w ostatni weekend przed świętami mnie nie będzie. Bośmy choinki nie ubierały już dawno...
To znaczy tak: autor włożył niewątpliwie masę pracy w wyszukanie archiwalnych materiałów i ludzi, którzy mogliby jeszcze dać świadectwo i tu jego wielka zasługa. Tylko po pierwsze, jeśli chodzi o mnie, to nie tyle ciekawa kompozycja, jak to określił Czuma na okładce, co chaotyczna opowieść. Ale przypuszczam, że Czuma miał na myśli dokładnie to samo, tylko ładniej wyraził 😏
A po drugie, mam wątpliwości, czy chciałam wiedzieć o tych związkach z esbecją, o tych tajnych współpracownikach. Ale to już MÓJ problem, autor co znalazł, to umieścił. Trochę mi niszcząc złudzenia.
Natomiast smutna, bo przeczytasz, człowieku, te prawie czterysta stron i zostaniesz z wrażeniem, że no niby owszem, i Eile i Ipohorska dokonali wielkiego dzieła, w końcu Przekrój to historia PRL-u, ale w gruncie rzeczy dokonali żywota poniekąd w zapomnieniu i takim poczuciu klęski, zamiast cieszyć się swoim dorobkiem.
Coś dla Moniki 😀
I jeszcze dla niej:
A to mój osobisty akcent. Już o tym przy jakiejś okazji wspominałam - mieszkałam z przyjaciółką na stancji u wdowy po Brzeskim. Która nas zanudzała opowieściami, a myśmy nimi nie były w ogóle zainteresowane, ach ta durna młodość 😕 Co bym dzisiaj dała, żeby nie tylko tych opowieści wysłuchać, ale jeszcze dopytać o to i owo (dziś bym wiedziała, o co, wtedy nawet nie słyszałam o jakimś Brzeskim z Ikaca)!
40 tys. prywatnych aut w Polsce! Co za szczęśliwe czasy!
A ten cytat stąd, że tak się w życiu plecie. Właśnie przyszło na Fabrykę zaproszenie na wernisaż Anny Güntner w NCK - i nic by mi to nie mówiło, gdyby nie przeczytana właśnie książka. Była łapanka, czy ktoś pójdzie, nikt się nie zgłosił, a ja w pandemii też nigdzie przecież nie chodzę poza sklepem i robotą, ale po przeczytaniu artykułu na Wybiórczej zastanawiam się, czy jednak się do Huty nie wybiorę (czasu dużo nie ma, wystawa do 16 stycznia).
Kapitana Sowę niedawno sobie przypomniałam, bardzo sympatyczny serial, głównie o rzucaniu palenia, a jak się poczyta, jak to z tym paleniem w Przekroju było, to wszystko jasne 😂
Początek:
Wyd. MANDO, Kraków 2019, 380 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 8 grudnia 2021 roku
Wróciłam na Fabryce na stare śmieci, skoro nowa sekretarka z konkursu po pięciu miesiącach od tegoż wreszcie została oficjalnie zatrudniona. Czuję się teraz wyizolowana ze wszystkiego, o wszystkim dowiaduję się po fakcie (na przykład o ataku furii nowej księgowej - ciskała papierami i obsobaczyła Derechcję, która cichutko wróciła do siebie na górę), ale za to mam czas na prywatę 😁
W którymś momencie kątem oka dostrzegam ruch za oknem. Na pierwszym piętrze! Rany boskie, co to było? Rzucam się na parapet, otwieram - a to panowie się do budynku obok dostawali...
No, a jeszcze w ramach obsługi tego wachlarza skierowań udałam się na Kopernika zrobić badanie osteoporozy, jakoś tak rankiem, przed robotą - i bez kozery powiem, że JAK DOBRZE WSTAĆ SKORO ŚWIT, JUTRZENKI BLASK DUSZKIEM PIĆ 🎵🎵🎵 Oczywiście pod warunkiem, że słoneczko świeci!
Ta menora na Małym Rynku czy pseudo menora to nie wiem z jakiej okazji, nic nie znalazłam na jej temat, ale za to kolega z Fabryki opowiedział, że właśnie robił jej zdjęcie, gdy jakieś kobiety obok zaczęły nadawać. Iż to dla uczczenia tych Żydów, co mordowali Greków. No i że to skandal oczywiście, a że niektórzy sobie robią selfie. Zapytały, czy kolega jest w ogóle Polakiem? On, ponieważ lubi tak coś palnąć dla wywołania dyskusji, powiedział, że owszem, jest Polakiem z Ukrainy. Tu już zaczęły się hasła Polska dla Polaków. Patrzcie tylko, co ci ludzie mają w głowach. Jak ten naród ma nie być podzielony, gdy taka narracja płynie z telewizora i powiększa sieczkę we łbach?
Ta dzwonnica to jedno z najgorszych wspomnień mego żywota. Bodajże przy okazji Małopolskich Dni Dziedzictwa czy czegoś takiego, przed laty, można było się wspiąć na górę. Jak wiadomo, mam lęk wysokości. Jednakże polazłam i włazłam. No, niestety trzeba było też samodzielnie zleźć. O raju raju, człowiek się nie uczy nawet na własnych błędach... Należy jednak podkreślić, że wróciłam do domu w czystych majtkach!
Tu mam taką refleksję, że nigdy nie zrozumiem katolików. Oraz wyznawców paru innych religii takoż - tych, których sednem wydaje się być bicie pokłonów przed bożkami, zamiast życia zgodnego z jakimiś zasadami, głównie nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. Wydaje mi się, że to powinno wystarczyć. Idea adoracji czegokolwiek nie mieści mi się w głowie. Może po prostu nie chwytam konceptu? Ale Jezus zdaje się żadnej adoracji nie wymagał?
Ale zbieranie deszczówki przy tym samym kościele jest ok 😀
Tudzież domki dla owadów.
A tu już insza inszość. Na tabliczce są opłaty za zwiedzanie. W liście wystosowanym na dniach przez proboszcza - o, przepraszam, Infułata - w związku z podwyżkami od Nowego Roku, mówi się o cegiełkach. Cegiełki-wejściówki. Duża cegiełka (dla dorosłych) - 15 zł, mała cegiełka - 8 zł. A więc 15 zł za możliwość obejrzenia ołtarza Wita Stwosza, przypominam - ufundowanego przez mieszkańców Krakowa, w tym tzw. wdowim groszem. A jeszcze to księżowskie gadanie: nie podnoszą opłaty, tylko są zmuszeni zmienić nominały. Uwielbiam!
Na pociechę znowu coś dla Moniki! Patrzysz, Stachu, i nie grzmisz, wąsa jedynie przygryzasz!
A gdyby mnie wyrzucili z Fabryki... Taki fajny zawód: promotor. Wreszcie bym wiedziała, kim jestem. Na niemieckim tylko czekam, aż będziemy o tym mówić - nie mam pojęcia, jak się przedstawić zawodowo, mogłabym ewentualnie uznać się za tzw. biurwę, ale w języku oficjalnym to chyba urzędnik, a to ja nie jestem przecież.
Taki widok kusi mnie każdego ranka. Ale jako że właściciel tego przybytku parkuje swoje czerwone Porsche na Kanoniczej, przez czystą zawiść nie dodam mu ani grosza!
A co w domu? W domu pierwszy raz w życiu suszę pomarańcze na choinkę i obawiam się, że zaczęłam trochę za późno. Niektórzy radzą, żeby to raczej zrobić raz-dwa w piekarniku, ale ja kcem ekologicznie, bez zbędnego zużywania gazu 😂
Właśnie - córka mi przysłała. Bo w ramach ekologii skręcam kaloryfery.
No dobra, nie będę tak ściemniać - w ramach oszczędności.W końcu nowa kuchnia sama się nie zapłaci.
W ogóle zresztą nie rozumiem tych pretensji. Jest zima, pani kierowniczko, więc musi być zimno.
Ale już w ramach ekologii chciałam wyczyścić ruszt bez tej strasznej chemii czyli octem. Com się naowijała, to moje. Godzina nie minęła, a córka wylazła spod pościeli i zamknęła okno, grożąc mi przy tym śmiercią - a przy zamkniętym oknie to wiecie, ocet dość śmierdzi. Więc ruszt nie doczyścił się tak, jak to pokazują na filmikach na You Tube (gdzie jednakże jest zawinięty na przykład kilka godzin). O tych tam palnikach to już nie wspomnę, bo je trzeba namoczyć w misce z octem na długo. Może w lecie?
Szukając różnych oszczędności wypróbowuję chleby z Lidla. Chyba kiepski pomysł i kiepska oszczędność...
Trochę mnie zaniepokoił ten komunikat na pasku. Najpierw on, potem ten wczorajszy atak błyskawiczny migrenowy (hybrydowy?)...
DOMOFON praski - Bábíčková to dość sympatyczne nazwisko, Houbová zaś to taka nasza pani Grzyb. Stary Houba mieszka gdzie indziej albo już nie żyje. Zaś je to na houby oznacza je to na nic albo wręcz je to na hovno. Rozumiemy się?
Niedziela z uśmiechem. :))) Dziękuję! Masz Ty fantazję, dziewczyno!! ;)))
OdpowiedzUsuńFantazję? Ależ co Ty, ja wymyślić nic nie umiem, to wszystko z życia 🤣🤣🤣
UsuńBardzo miły bigos w tym wpisie. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńWspomnę tylko Przekrój.
Pamiętam jak drukowano tam nieco makabryczne opowiadania Roalda Dahla, tego który potem zrobił karierę jako autor książek dla dzieci.
Lekka perwersja i dobry kontakt z dziećmi - coś w tym jest.
Ha ha, Lechu, coś sugerujesz panu Dahlowi?
Usuń😂
Ja z Przekroju najbardziej chyba pamiętam właśnie przepisy Jana Kalkowskiego (to tak a' propos bigosu), ale to dlatego, że dużo z nich mam wklejone do zeszytu. Przy czym NIGDY nie korzystam 😉
A ja pamiętam ,że tam były trudne krzyżówki.Natomiast teraz cena tej gazety że hohoho Panie i Panowie o co kaman?
UsuńNo, ale teraz to jest kwartalnik, dużo czytania 😁 Ja zresztą (przed pandemią) kupowałam go na Grzegórzkach za 7 zł - w sensie poprzedni numer. Do tej pory leżą nieprzeczytane. Ale czekają. Więcej już do domu nie znoszę.
UsuńStałą klientką pani Ali byłam tam, wszystkie czasopisma kupowałam właśnie za pół ceny albo mniej, bo wycofane z kiosków 😀 Teraz zajrzę bardzo rzadko po jolki do pociągu i tyle.
Faktycznie zwróciłam uwagę że grubaśna ta gazeta ale nie zauważyłam że kwartalnik.No to się zgadza.Za siódemkę też bym kupiła ale na Grzegórzki daleko i kiedy to czytać....Szkoda że spać trzeba i te obiady gotować.
OdpowiedzUsuńWielka szkoda 😁 Widocznie mój organizm to wie, skoro budzę się co najmniej pięć razy w nocy 😂
UsuńCzuję się uhonorowana:) Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńAle z tym rękopisem Żeromskiego to ściema. Do tej pory jest w zbiorach Biblioteki Narodowej. Poza tym trudno mi sobie wyobrazić jazdę tramwajem z Mazowieckiej na Złotą (nawet jeśli przed wojną była inna trasa, to jednak blisko. Choć nie tuż obok, jak napisał autor).
Dziękuję za Monikę i Stanisława. Zawsze w moim sercu:) No i jeszcze wspomnienie Marii Iwaszkiewicz. Sami swoi i w dodatku ulubieni.
Wyjścia są dwa: albo Eile ściemniał albo ktoś, kto rękopis znalazł, oddał, gdzie trzeba. A może jeszcze trzecie rozwiązanie zagadki istnieje?
UsuńTen rękopis był zawsze w rękach rodziny (choć rzeczywiście były związki z rodziną Mortkowiczów i ich księgarnią na Mazowieckiej i siedzibą na Starym Mieście). Monika odkopała go z gruzów właśnie z ich kamienicy na Rynku. Myślę, że gdyby ten rękopis Eile zgubił, to Monika by go osobiście zabiła (ewentualnie z pomocą matki).
UsuńA wspomnienia jak to wspomnienia, muszą być barwne:)
Oczywiście - halo - wspomnienia Moniki Żeromskiej też mogą być barwne 😉😎
UsuńI takie są. Ale faktem jest, że rękopis jest w BN, więc Eile nie mógł go zgubić. I tyle. Koniec tematu.
UsuńTylko bez nerw 😁
UsuńMam tego Eilego w kolejce do przeczytania. Na szczęście z własnego egzemplarza, więc pośpiechu nie ma.
OdpowiedzUsuńA "Przekrój" sobie zaprenumerowałem, po niedzieli powinien przyjść nowy, zimowy numer kwartalnika.
To własnego egzemplarza trochę zazdraszczam, bo tyle tam krakowskich historyjek, że chciałabym mieć 😍
UsuńTo własnego egzemplarza trochę zazdraszczam, bo tyle tam krakowskich historyjek, że chciałabym mieć 😍
UsuńJest jeszcze druga publikacja na temat - "Marian Eile. Artysta i redaktor" - ale MOCAK chce za nią 80 zł + koszty przesyłki zapewne, więc się na razie powstrzymuję z zakupem :)
UsuńOch żesz! Tego w biblio nie znajdę, niestety... Ewentualnie w Mocakowskiej czytelni, ale już lecę 😕
UsuńA kilka lat temu czytałam to
Superciekawy miszmasz poznawczo-rozrywkowy.
OdpowiedzUsuńMoże Ciebie z głodu głowa bolała lub podświadomie jechać nie chciałaś?
W cudnej okolicy pracujesz, spacer w takich okolicznościach zabytkowych to jest to!
Czytanie Przekroju zaczynałam od ostatniej strony okładki...
jotka
Z głodu to na pewno nie, wręcz odwrotnie, bo na drugie śniadanie zjadłam resztę zupy, co była 😁
UsuńAle podświadomie - to możliwe, zwłaszcza teraz w pandemii nie cierpię tego pociągu...
Mnie Przekrój kojarzy się z teczkami w kiosku ruchu,do których pani wkładała gazety.Przynosilo się je raz w tygodniu i była uczta.
OdpowiedzUsuńA książkę przeczytam z przyjemnością.
Plasterki powinny Ci się ususzyć na grzejniku. No chyba że przy okazji pieczenia wszelakiego miesiwa, tudzież ciast włożysz one do letniego piekarnika. ����. Teresa.
Teczki w kiosku - oczywiście! Ale u mnie w domu się Przekroju nie kupowało, nie wiem, czy nikt nie chciał czy też do kiosku nie przychodził, mogło być i tak.
UsuńMięsiwa i ciast 🤣🤣🤣 a to dobre!
I ja mialam zasugerowac bol glowy z glodu - czasem mi sie zdarza. Albo gdy uslysze cos niedobrego-stresujacego, sekunda i mam migrene. Jednak najgorsza daja mi niektore zapachy, np perfumowe.
OdpowiedzUsuńFajny ten wpis i bardzo urozmaicony co znaczy ze nie nudno u Ciebie.
Jesli chodzi o czyszczenia kuchenki/piekarnika przekonalam sie ze jednak najlepiej dzialaja srodki do tego przeznaczone. Istnieja bezzapachowe, takie stosuje. Oczywiscie nalezy popsikac i zostawic na 1 godzine by sie przezarlo ale pozniej wszelkie przypalenia latwo schodza.
Niechaj zaplanowany wyjazd Ci sie uda a takze zycze dobrego tygodnia.
Zapachy - straszna rzecz. Nie mogę na przykład iść ulicą za kimś, kto pali, muszę wyprzedzić. A na osiedlu mamy Czarną Damę, która oblewa się taką ilością perfumy, że głowa mała. Możesz stać w drugim końcu sklepu, a poczujesz, że właśnie weszła.
UsuńCo do porządków, to wiadomo, że chemia najszybciej zdaje egzamin, a gdy się chcemy bawić ekologicznie, to różnie bywa 😎
Przypomniało mi się: powiedziała mi dziś nasza Nowa Księgowa, że wie od swojej neurolog, że gdy zaczyna głowa mędzić, należy natychmiast wypić tak z pół litra wody. Że często reagujemy bólem głowy na złą gospodarkę elektrolitową. Muszę wypróbować następnym razem (choć nie lubię wody)!
„Przekrój” - Kamyczek, w domu dziadków jego książka Grzeczność na co dzień ilustrowana, dodam - świetnie ilustrowana, żałuję, że gdzieś przepadła w pomroce dziejów (muszę sprawdzić, czy jest na Allegro). Jan Kamyczek, czyli Janina Ipohorska... Historia Eilego i Ipohorskiej bardzo kiedyś mnie... - nie mam słowa - zainteresowała? zafrapowała? zdumiała? Bo ja tego po prostu nie rozumiem, w sensie jak kobieta może tak kochać? Kochać, pragnąć, czekać i czekać. Nie zwierzała się, była introwertyczką, ale było po niej widać, jak bardzo jest nieszczęśliwa, dzień po dniu, i ona sama też wiedziała, że to jej nieszczęście jest jak na dłoni, co było dla niej upokarzające. No ja po prostu tego nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńKamyczka mam gdzieś, ale rozleciał się i nawet chyba zaginęła część... Mam nadzieję, ze to ta część, gdzie mówi się, że w domu należy mieć popielniczki dla gości 😜
UsuńMiłość to miłość - komuś z boku może się wydawać absurdalna, bez przyszłości itd. ale zainteresowani wiedzą swoje. Choć cierpią katusze. Co zrobisz.
No a czasem nie potrafią się wygrzebać z sytuacji, choć chcieliby.
To nie menora, to chanukija. Akurat na czasie:) .
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że to dwie różne rzeczy. To znaczy nie znałam pojęcia chanukija. Że święto Chanuki akuratnie, to niby wiem :)
UsuńWczoraj się wypisałam i zdechło, powiedziało, że czas się skończył, że za długo i figa z makiem 😢 No tom się wkurzyła, bo nawet nie skopiowałam choć nieraz tak robię nauczona doświadczeniem, a teraz akurat nie. Jak nie to nie. Ściskam i idę dalej 😏
OdpowiedzUsuń