W tej Szwaji bohaterka się podpiera postacią Lucy Eyelesbarrow (Boże, kto to wymówi) z powieści 4.50 z Paddington - że to właśnie taka gospodyni do wynajęcia, bardzo zdolna i rozrywana, ale przyjmująca zlecenia najwyżej na 2 tygodnie. No to musiałam przeczytać, prawda? A tu mi blog powiedział, że już czytałam... Coś podobnego! Ale fakt, że w 2015 roku - skoro minęło 10 lat, mam prawo najświętsze nie pamiętać.
I do tego stopnia nie pamiętałam, że nie wiedziałam, kto zabił do samiutkiego końca 😁 Z tego wynika, iż cezura dziesięciu lat jest idealna dla powrotów do kryminałów. Znaczy dla mojej sklerozy. I niech mi ktoś powie znowu, że po co trzymać przeczytane.
Historia jest taka, iż przyjaciółka panny Marple jadąc do niej na święta widzi w pociągu stojącym na sąsiednim torze scenę zabójstwa: wyskoki brunet dusi kobietę. Ale w gazetach następnego dnia nie ma żadnej wzmianki o znalezieniu trupa. Zaalarmowana policja niby przeszukuje okolice, ale nieboszczki nie znajduje. I nikt nie zgłasza zaginięcia kobiety w jasnym futrze. Panna Marple wierzy w to, że przyjaciółce się to wszystko nie przywidziało i rozkręca akcję, bada teren z mapą (bo dochodzi do logicznego wniosku, że morderca musiał kobietę wypchnąć z pociągu podczas jazdy), stwierdza, że to musiało się stać na terenie pewnej posiadłości i namawia słynną Lucy do zatrudnienia się tamże, aby w wolnej chwili przeszukać rozległy teren i znaleźć ciało. Co też się staje...
Wielokrotnie podkreślany jest podeszły wiek panny Marple, więc teraz czytam jej biografię niedawno znalezioną w knihobudce, z nadzieją, że dowiem się więcej (czy jest starsza ode mnie) 😜
Początek:
Wyd. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2006, 268 stron
Tytuł oryginalny: 4.50 from Paddington
Przełożył: Tomasz Cioska
Z własnej półki
Przeczytałam 29 grudnia 2025 roku
Najnowsze nabytki
Tak jak wspominałam - skromniutko. I wystarczy.
Wygląd półki pod tv się nie zmienił, bo niewiele zdziałałam w tym przed- i świątecznym tygodniu w kwestii odkurzania i katalogowania.
Za to moja córka, która się wciągnęła w knihobudki i Śmieciarki, przyniosła do domu KRZESŁA 😉 Jedno ma nawet powiązaną sznurkiem nogę.
Mówię dobra, OK, zobaczymy. No bo co się będę kłócić. Córka twierdzi, że do tego stoliczek i będzie kącik (jakiś tam kącik). Ja jednak sądzę, że za dni parę napiszę do tych państwa, którzy mają domek na wsi i nieraz już ode mnie odbierali rozmaite drewniane rzeczy, bo go sobie urządzają różnymi rupieciami. Może będą chcieli? Dostaniemy czekoladę 🤣
W ramach nauki angielskiego - wyświetlił mi się na YT Kanadyjczyk Bob, który opowiedział dwa żarty.
O, myślę sobie, jaki jest amazing my english level - bo zrozumiałam pierwszy kawał. Nawet poleciałam do kuchni donieść o tym mojej córce 😂 A potem nastąpił drugi, o łowieniu ryb... i nie kapuję do tej pory 🤣 W sumie - jak mi ktoś wytłumaczy, na czym polega dowcip, będę wdzięczna!
Wczoraj polegiwałam z globusikiem po emocjach łóżkowych i zamiast obejrzeć kolejny film z ArteKino Festival (w środę się kończy ta możliwość) puściłam sobie, też na YT, jakiś serial ruski o ciekawskiej Warwarze, która rozwiązuje kryminalne zagadki. To pewnie w związku z panną Marple! Z tym, że poziom nie ten 😁 to było akurat tak do obejrzenia od niechcenia, gdy się nic innego robić nie chce.
Ale przypomniałam sobie o moich radzieckich filmach na dvd, co to chciałam je nabyć drogą kupna - i wstałam z łóżka do laptoka, coby dokonać zakupu za zbywające jeszcze w grudniu piniondze 🤣 Donoszą, że dziś będą wysłane, czyli może jeszcze przyjdą przed Nowym Rokiem, ach!
Właśnie, Nowy Rok. A raczej Sylwester. Córka i zięć tej sąsiadki z naprzeciwka, której robię zakupy, przyjechali jak zwykle na święta i zaprosili nas na lampkę szampańskiego o północy. Ja powiedziałam, że dobrze, ok. A potem sobie przypomniałam, że ja przecież o tej porze już normalnie śpię 😁 Znaczy zazwyczaj te durne fajerwerki i tak mnie budzą, no ale jestem w łóżku i staram się zasnąć z powrotem. Co teraz? Chyba im muszę dzisiaj powiedzieć, żeby może oni do nas wpadli, tak o 21.00 najlepiej 😂



