poniedziałek, 30 października 2017

Olga Czajkowska - Powróć do nas, sowo...

Znaleziona przy okazji odkurzania książek - ach, ta akcja na fejsie :) jak sie to odkurzanie skończy, to ciekawe, co wymyślę następnego... ale do tego jeszcze daleko.
Zachęcił mnie wątek kryminalny, nno bo trochę jeszcze boję się czytania powieści...


Ale weszło bez problemu :) Tak że może już zacznę "normalnie" czytać.
Aczkolwiek nie będzie to nic z poniższej listy. Bo z tych, które mam, to:
- "Helenkę z Krakowa" już czytałam
- "Awłakan" chwilowo mnie nie nęci
- "Kochanicę Francuza" też sobie zostawię na później
Ach, jest jeszcze "Posłaniec"... ale to też w przyszłości :)


Teraz czytam grubaśną knigę o Małej Stranie przywiezioną z Pragi i trochę mi przy tym zejdzie czasu. A potem - się obaczy.
Ja tu sobie w zeszłym tygodniu znowu zaszalałam, żeby się pocieszyć po wizycie u lekarki, która kazała mi trzymać dietę (koszmar)... no to wlazłam znów na czeskie strony i dawaj! Oczywiście cieszę się bardzo, bo m.in. Szwejka sobie wreszcie zafundowałam. Ostatnio przy prasowaniu włączyłam audiobooka i tak się zastanawiam, czy fakt, że większość rozumiem wynika z mej ha ha znajomości języka czy raczej z tego, że Szwejka znam na pamięć :)

Początek:
Koniec:

Wyd. PIW Warszawa 1977, 141 stron
Seria KIK
Przełożyła: Irena Lewandowska
Z własnej półki (kupiłam na allegro 11 kwietnia 2014 roku za 2 zł - zanotowałam!)
Przeczytalam 25 października 2017 roku

niedziela, 29 października 2017

Wojciech Orliński - Lem. Życie nie z tej ziemi

Po rozmowie z Ojczastym na temat Lema naturalnie jakoś wynikło, że mam mu kupić biografię pisarza, co uczyniłam natychmiast i również natychmiast zabrałam się za lekturę, skoro powieźć mu ją mam dopiero na Wszystkich Świętych.
Tak to się człowiek starzeje - gdzie mi tam w młodości przychodziło do głowy czytać czyjeś biografie :)
A teraz okazują się lekturą o wiele ciekawszą od fikcji.


Czytało się doskonale, nieraz uśmiechając się pod nosem na różne drobne szpileczki wbijane przez autora obecnej władzy... aż się dotarło do inskrypcji na salwatorskim grobie.
Teraz nabrałam apetytu na wcześniejsze książki-wywiady z Lemem, Beresia i Fiałkowskiego. Ale z tym będzie ciężko, bo do bibliotek już nie chodzę, a kupować nie chcę... kurka wodna, z tym brakiem miejsca w domu :(

Początek:
Koniec:

Wyd. Czarne/Agora Wołowiec 2017, 438 stron
Przeczytałam 23 października 2017 roku

środa, 18 października 2017

Stanisław Lem - Powrót z gwiazd

A to było tak.
Ojczasty przeczytał, pokazał mi i mówi, że ciekawe, że m.in. o demografii się tam Lem wypowiada (a rozmawialiśmy o tym niedawno) i masz, powiada, przeczytaj.
Cóż było robić.
Z Lema to Szpital Przemienienia czytałam i Obłok Magellana lubiłam (choć sam autor zdaje się, nie bardzo)... kiedyś oczywiście Cyberiadę.
Tymczasem w domu było Lema bardzo dużo (o, przypomniało mi się, coś z wanną w tytule jeszcze czytałam), w tym właśnie wydaniu Literackim, wielokolorowym.
Proszę, jak obszarpana obwoluta - ktoś jednak musiał ją wcześniej miętosić :) pewnie Ojczasty czytał wtedy, a po latach mu z głowy wywietrzało.

Ciężko mi było się zebrać, bo, jak już wspominałam, nie po drodze mi aktualnie z powieściami. No ale w końcu dałam radę.
Przy czym problemu podniesionego przez Ojczastego akurat tam nie znalazłam. Owszem, jest mowa o tym, że posiadanie dziecka to luksus - ale bardziej w sensie odpowiedzialnośći za jego wychowanie, że nie każdy się do tego nadaje, ma odpowiednie kwalifikacje - a nie w trosce o nieprzeludnianie Ziemi, o czym my rozmawialiśmy.

Ogólnie rzecz biorąc to historia człowieka, który z grupką innych zapaleńców wyruszył w przestrzeń kosmiczną i kilku z nich po wielu latach z tej wyprawy powróciło. Tymczasem na Ziemi minęła cała epoka, wszystko wygląda inaczej i ludzie są już inni.
Taki powrót z gwiazd to wielkie rozczarowanie, bo oto okazuje się, że ich wysiłek, ich ofiara (z bliskich, których pozostawili i nigdy już nie mieli ujrzeć - czy z własnego życia) - były niepotrzebne.
Rozwój ludzkości i cywilizacji poszedł w innym kierunku, przede wszystkim zapewnienia bezpieczeństwa, i teraz nikomu się nawet nie śnią podróże międzyplanetarne.

Dobrze to czy źle?
Co teraz?
Buntować się, planując kolejną podróż wbrew wszystkiemu?
Czy przystosować się, adaptować, poszukać sensu w czym innym, choćby w bliskości z drugim człowiekiem?
Czy zniknąć, skorzystać z tego, że jest się wyjątkiem, człowiekiem, któremu nie podano szczepionki nie-agresji, więc może popełnić samobójstwo?

Najbardziej jednak zajmujące jest śledzenie tego, jak pracowała wyobraźnia autora. Co przewidywał, jakie wynalazki w przyszłości miały ułatwić, usprawnić, ulepszyć życie człowieka.
Książki - w pewnym sensie dzisiejsze ebooki :) "drukowane" na zamówienie w ciągu chwili - na malutkich kryształkach... tak jak dziś powstaje w ciągu jednej chwili elektroniczna kopia-oryginał.
Co mnie zdziwiło - zostawił Lem telefon na drucie, komórki noszonej przy sobie nie przewidział. Natomiast chyba myślał o zmniejszających się zasobach wody na planecie, skoro prysznic to fala wiatru owiewającego człowieka :)


Początek:
Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Literackie Kraków 1970, wyd. III, nakład 20 tys. egz., 237 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 16 października 2017 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Nie planowałam :) ale były w Krzysztoforach do wzięcia po 5 zł, szkoda okazji :)

czwartek, 12 października 2017

Zdeněk Lukeš - Psí vycházky 3

Te Psí vycházky widziałam już w zeszłym roku w księgarni w Pradze na półce z prażianami, ale nawet nie zdjęłam, żeby zobaczyć okładkę - tak byłam przekonana, że faktycznie chodzi o spacery z psem ;) no co, obok stały jakieś propozycje wycieczek rowerowych, więc miałam prawo tak przypuszczać ;)
Dopiero teraz, we wrześniu, gdy robiłam grubsze zakupy internetowe, skusiłam się na ostatni tomik, który wyszedł - piąta część. Potem doczytałam, co i jak i przy zamówieniu w innej księgarni dołożyłam trzecią i czwartą. Dwie pierwsze niestety nie są już dostępne. Będę polować w antykwariatach.



Bo okazało się, że to nie żadne wycieczki dla psiarzy. Nazwa wynikła stąd, że autor pisywał (i dalej pisuje) felietony o architekturze do internetowego pisma Neviditelný pes. Właściciel poprosił go raz, by jego i znajomych oprowadzić gdzieś po mieście, potem wpadli na pomysł, żeby takie przechadzki urządzać i dla czytelników, no a na samym końcu wynikła idea książki... pierwszej, drugiej... W ostatnim tomiku jest już zapowiedź szóstej części - o letenskim Montmartrze :)


Mówię "tomiku", bo to książeczki niedużych rozmiarów, 12 x 17 cm, bardzo poręczne, zarówno do czytania w łóżku :) jak i do chodzenia z nimi po mieście.
I to w gruncie rzeczy jest problem!
No bo jak ja teraz zrobię? Pojadę do Pragi z nimi z powrotem?
:)



Cóż, muszę sobie chyba wynotować to i owo albo skserować niektóre rzeczy, to przynajmniej w jedną stronę będę papióry wiozła.
Bo niewątpliwie można tam znaleźć dużo ciekawostek.
Powiedzmy szczerze, że całkiem początkująca w kwestii Pragi to ja już nie jestem, ale Zdeněk Lukeš skupia się w swoim oprowadzaniu na architekturze współczesnej, powiedzmy od przełomu XIX i XX wieku, z naciskiem na lata międzywojenne, a przewodniki zazwyczaj kładą nacisk na zabytki wcześniejsze.


Tomik trzeci poprowadził mnie lewym brzegiem Wełtawy. W dwa wieczory odbyłam tę piękną przechadzkę. Po wielekroć kusiło, by odpalić kompa i pewne rzeczy pooglądać choćby na google maps... więc w gruncie rzeczy przechadzka ta jeszcze nie zakończona :)
Tak mi się marzy, by odbyć realny, a nie tylko wirtualny spacer z Lukešem - muszę śledzić Niewidzialnego psa, a nuż będzie akurat w maju, gdy ja znów do mojej cudownej, wymarzonej Pragi pojadę...

Początek:
Koniec:

Wyd. Nakladatelství Lidové noviny, Praha 2014, 173 strony
Z własnej półki (kupione 26 września 2017 roku za 175 koron czeskich)
Przeczytałam 4 października 2017 roku