wtorek, 31 marca 2015

Marek Sosenko - Podgórze na starych widokówkach

Nie powstrzymałam się i choć w planach z cracovianów był na tapecie Vogler, to jednak sięgnęłam po ostatnio nabyty albumik pocztówkowy autorstwa Marka Sosenko. Razem z drugim albumikiem o Podgórzu tomik ten został upchnięty prowizorycznie tu:


Marek Sosenko jest znanym krakowskim kolekcjonerem, przede wszystkim pocztówek i zabawek:

Pomyśleć, że na początku kartki pocztowe były skandalem dla niektórych!

Podziwiam ludzi z taką pasją. Wyobraźcie sobie, że pan Sosenko ma zbiór kartek pocztowych liczący... 750 tys. egzemplarzy! A to tylko jeden z działów jego kolekcjonerstwa.
Od razu przypomniały mi się listy, które jeszcze gdzieś tam w domu są w sekretarzyku skrzętnie przechowywane, listy pisane na przykład do mnie będącej na koloniach, przez mamę i babcię - pamiętam, jakie wrażenie zrobił na mnie adres na kopercie, zaczynający się od WIELMOŻNA PANIENKA :)
U siebie przechowuję w walizeczce na pawlaczu listy, które pisał mój Ślubny w czasach narzeczeńskich, gdy rozłączyła nas jego choroba (pewnego wieczoru wracając do akademika zastaliśmy w przegródce na portierni wezwanie dla niego na cito do przychodni studenckiej, a już na trzeci dzień miał urlop dziekański i wylądował w sanatorium przeciwgruźliczym w Zakopanem). Rutynę szpitalnego dnia urozmaicał sobie codziennym pisaniem listów :)

Mam też stos korespondencji z przyjaciółką ze studiów, która wyszła za mąż w Brazylii i tęskniła za ojczyzną. Pisałyśmy do siebie co kilka dni, naturalnie wędrówka listów trwała dłużej.
Gdy wspominam swoje korespondencyjne przygody, widzę, że byłam na listy skazana od dzieciństwa. Już wtedy dawałam swój adres do jakiegoś kącika w "Płomyczku" chyba. Gdy czasem wracam do tych listów (zachowało się kilka), dostrzegam, jak dzieci lubią fantazjować :) wtedy tego nie widziałam i każde słowo w otrzymanym liście traktowałam jak świętą prawdę :)
W liceum z kolei napisałam do jakiegoś włoskiego czasopisma i o tym, że zamieścili mój inserat o chęci korespondowania, dowiedziałam się dopiero wtedy, gdy zaczęły przychodzić pierwsze kartki. Tak poznałam swą przyjaciółkę z Mediolanu - ale zobaczyłyśmy się po raz pierwszy dopiero po 14 latach, cóż to były za emocje. Dziś widujemy się co roku, przyjazd do Krakowa to stały punkt programu jej sierpniowego urlopu, już dała znać, że przylatuje 17-go, mam nadzieję, że do tej pory już wrócę do siebie po operacji, której termin mam 31 lipca.

Gdy zaczynałam te zagraniczne korespondencje (z włoskiej gazety), nawiązałam znajomości nie tylko z Włochami, ale i Francuzem, Rumunem, mieszkanką Malty. I patrzcie, weszło mi w krew. Ledwo się dowiedziałam, że istnieje coś takiego jak postcrossing, rzuciłam się na całego :) To taka frajda dostać kartkę z dalekiego świata. A czasem i inne niespodzianki - na przykład zaczęłam regularnie korespondować z pewną niemiecką emerytką - po francusku - bo tak jej się spodobała widokówka z Krakowa i to, co na niej napisałam :)
Tak że nie do końca komórki wyparły listy i pocztówki. Postcrossing ma pół miliona członków z 215 krajów świata, co godzinę wysyłanych jest 800 pocztówek. Oczywiście ważne są też ładne znaczki, toteż kupuję je w internetowym sklepie filatelistycznym Poczty Polskiej (to zupełnie coś innego niż dziadostwo na poczcie) i muszę powiedzieć, że polskie znaczki robią w świecie furorę, zawsze dostaję podziękowania za piękny zestaw :) Tu jestem jak Hiacynta Bukietowa, która dawała listonoszowi do wysłania list adresowany do sąsiadki, bo lubiła, żeby ludzie wiedzieli, że nakleja znaczki pierwszej klasy :)

No ale nie jestem kolekcjonerem, traktuję tę zabawę raczej jako drobiazg mogący uprzyjemnić dzień - a najbardziej się cieszę oczywiście, gdy przychodzi kartka z Rosji, wiadomo. Właśnie sobie wylosowałam kolejną kartkę do wysłania, będę pisać do Natalii w Brianskiej obłasti, która lubi widokówki zamków i pałaców, więc piękny Wawel do niej poleci - a od kogo ja dostanę? O, tego się dowiem dopiero, gdy zapuka listonosz :)
Kartką z Podgórza też bym nie pogardziła :) Współczesnych widokówek z tej dzielnicy jednak jak na lekarstwo, pozostaje przyjrzeć się tym dawnym, z czasów, gdy Podgórze było osobnym miastem, dynamicznie rozwijającym się na prawym brzegu Wisły.

Przykłady kartek z podpisami z podgórskiego albumiku:

Myślę, że niejeden podgórski spacer odbędę z książką pana Sosenko w ręku, by obserwować zmiany, jakie zaszły w ciągu ostatnich stu lat. Już mnie nogi świerzbiły, tylko ten śnieg za oknem...



A co innego u mnie z tej dziedziny?
Podstawa dla kolekcjonerów krakowskich kartek, piękny, bardzo starannie wydany album:

Ta książka niżej jest świetna, bo Jakubowski dokładnie omawia obiekty widoczne na kartkach... tyle że samo Podgórze jest reprezentowane zaledwie kilkoma widokówkami:

A tu katalog wystawy, która odbyła się w Stradomskim Centrum Dialogu:


Wyd. Dom Kultury "Podgórze", Kraków 2015, 119 stron
Z własnej półki (kupione 20 marca 2015 roku w Domu Kultury "Podgórze" za 30 zł)
Przeczytałam 28 marca 2015 roku




PODGÓRZE /CRACOVIANA NA MOJEJ PÓŁCE
Najstarszy (i najmilszy sercu) jest Kiełkowski:
Potem przybyły dwa tomy z serii Cracoviana Wydawnictwa Literackiego:
Z Rady Dzielnicy wysmędziłam różne materiały posesyjne:
Mam jeszcze drugą część Podgórzan, ale w pracy, więc nie załapała się do portretu :)

Urząd Miasta z kolei wydawał taką serię o krakowskich parkach, trzy z tych książeczek dotyczą Podgórza:
Stowarzyszenie Podgórze opracowało mały przewodnik:
Andrzej Nowak napisał dwa tomiki podgórskich wspomnień:
Towarzystwo Miłośników Historii i Zabytków Krakowa opublikowało:

Kolejne dwie pozycje dotyczą podgórskich dzielnic, niegdyś odrębnych wsi - to Piaski i Prokocim:
Następne książki to przewodnik po sanktuarium św. Faustyny w Łagiewnikach, materiały dotyczące podgórskiego getta i przewodnik po podgórskich cmentarzach:
Dalej Borek Fałęcki czyli dawny Solvay:
Dwie monografie - dzielnicy Zakrzówek i praca o inż. Matecznym:
Półalbumowe wydawnictwo o Kazimierzu, ale też i o Podgórzu:
No i wreszcie nabytki ostatnie:
Tyle się zebrało :)



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ następny film rosyjski z dorobku Stanisława Liubszina - DYM (Дымъ), reż. Ajan Szachmalijewa, 1992
Na YT w całości:


Ekranizacja Turgieniewa. Jako że Turgieniewa nie posiadam nic ale to kompletnie nic - nie czytałam.
Sakramencko długi - ponad 3 godziny. Jakoś zdzierżę tych Rosjan w Baden-Baden w latach 60-tych XIX wieku.

2/ kolejny polski film z 1953 roku - CELULOZA, reż. Jerzy Kawalerowicz
Na YT cały:


Według powieści Igora Newerly'ego Pamiątka z Celulozy. Powieść w czytaniu, pewnie film obejrzę na końcu.
Ramę filmu stanowi rozmowa Szczęsnego ze spotkaną przypadkowo działaczką komunistyczną. Opowiada on jej swe życie . . . Pochodzi ze wsi, gdzie wraz z ojcem i rodzeństwem żył w straszliwej nędzy. W poszukiwaniu pracy wywędrował z ojcem do Włocławka. Mieszkał w lepiankach, był najemnym robotnikiem w Celulozie. Tu zetknął się po raz pierwszy z działalnością związkową i polityczną, ze zorganizowanym ruchem robotniczym...

3/ czeski film JA, JULINKA I KONIEC WOJNY (Ať žije republika), reż. Karel Kachyňa, 1965
Na YT tylko zajawka:


Gorzka mozaika przedstawiająca koniec II wojny światowej w morawskiej wiosce, widziany oczami małego chłopca. Olin dostał od ojca zadanie ukrycia konia, a gdy ten zostanie zarekwirowany przez wycofujące się oddziały niemieckie, mały bohater zacznie się obawiać gniewu ojca. Spotka nadciągających Rosjan.

4/ następny japoński film niemy w reż. Yasujirô Ozu - KOBIETA TEJ NOCY (Sono yo no tsuma), 1930
Na YT cały:


Hashizume Shuji włamuje się do biura, aby zdobyć pieniądze na leki dla swojej córki. Kiedy policja przyjeżdża na miejsce zbrodni, mężczyzna wsiada w taksówkę, nie zdając sobie sprawy, że jej kierowcą jest detektyw Kagawa. W domu jego żona, Mayumi, dowiaduje się od doktora, że jeśli ich córka przetrwa noc to najgorsze będzie za nimi. Kagawa pojawia się, by aresztować mężczyznę, jednak Mayumi, grożąc pistoletem błaga mężczyznę, by pozwolił jej mężowi czuwać nad córką przez ostatnią noc.

5/ w zeszłym tygodniu zbyt ambitnie założyłam, że obejrzę całą drugą płytę z serii EDISON - INVENTION OF THE MOVIES - to było 3 i pół godziny, nie dałam rady :)
Dzielę ją więc na trzy części i w tym tygodniu oglądam filmy tej wytwórni z roku 1905, wśród nich ten:


6/ nowości - MAMA (Mommy), reż. Xavier Dolan, 2014
Wielka radość dla mojej córki, ogromnej fanki Xaviera Dolana, wreszcie się doczekała. Już oczywiście obejrzała, nie mogła na mnie czekać, ale przed nami i tak wspólna projekcja.
Zajawka:


Owdowiała kobieta wychowująca samotnie agresywnego syna dostrzega promyk nadziei, kiedy w jej życiu pojawia się tajemnicza sąsiadka.


Koniec i bomba, a kto czytał do końca - ten... wytrzymały :)

sobota, 28 marca 2015

Daria Doncowa - Mucha w samoliotie

Druga Doncowa w krótkim odstępie czasu, no ale trzeba było przecież spełnić obowiązek i przeczytać kolejną comiesięczną powieść o przygodach Wiłki, niegdyś sprzątaczki, potem korepetytorki z j. niemieckiego, a obecnie coraz bardziej wziętej autorki kryminałów.
Tym razem powieść mam w twardej okładce, większego formatu i z większą czcionką, a więc większy komfort czytania.
Takich bardziej luksusowych Doncowych już się trochę uzbierało:

Ostatnio myślałam o Wielkich Manewrach czyli próbie reorganizacji biblioteki, przywrócenia w niej porządku, jaki panował, gdy książek było dużo mniej... ale to chyba niemożliwe. Jestem święcie przekonana, że gdybym je pozdejmowała z półek i spróbowała zaprowadzić jakiś ordnung, w życiu nie udałoby mi się upchać ich z powrotem. Jeszcze tutaj, na regałach z ha ha 'salonu', to stoją równiutko i teoretycznie cóż to by była za trudność pozmieniać tylko ich ustawienie... ale praktycznie na reszcie półek to albo stoją w dwóch rzędach, albo część stoi, część leży... nie no, nie da się. Książki w miarę przybywania znajdują bardzo przypadkowe miejsce,a ja coraz mniej się w tym wszystkim orientuję.

Te niewesołe myśli, że przestałam ogarniać własną bibliotekę, wywołał fakt, iż korzystając z soboty (czyli możliwości sfotografowania w świetle dziennym książek przewidzianych do czytania na następny tydzień) przystąpiłam do akcji Podgórze. Jako że skończywszy przed obiadem Doncową zaczęłam z kolei jedno z tych podgórskich wydawnictw ostatnio szczęśliwie nabytych, pomyślałam, iż dobrze byłoby wyciągnąć z półek inne książki traktujące o tej dzielnicy Krakowa, zobaczyć, jak się sprawy mają. Cóż to była za mordęga (mało nie rozgotowałam risotta)! Nic nie pamiętałam, gdzie co jest! Znałam doskonale tytuły i okładki, a nie wiedziałam, gdzie je upchałam. Cracoviana, które kiedyś miałam wszystkie zgrupowane w jednym miejscu, porozłaziły się po całej chałupie i to po najdziwniejszych zakamarkach. Inżyniera Matecznego odkryłam za koszem z bielizną do prania. Przy okazji porobiłam różne inne odkrycia :) Na przykład pamiętacie, w styczniu pisałam o Wicie Stwoszu, pokazywałam, co mam na jego temat... i co? i znalazłam jeszcze jeden album o Ołtarzu Mariackim.
O tym, że pod tym koszem leży sto złotych, to nie wiem jeszcze czy powiem córce. Bo to na pewno jej, obok ma swój skarbiec :)

No, jednak tak się nie będziemy bawić!
Jedynym sposobem na rozwiązanie tej patowej sytuacji jest doprowadzenie do stanu idealnego katalogu książek. Stanem idealnym nazywam ten, w którym nie tylko jest opisane, gdzie każda książka stoi, ale jeszcze każda jest dokładnie otagowana, że to na przykład jest literatura islandzka, a to dotyczy właśnie Podgórza, a to jeszcze traktuje o Wicie Stwoszu. Klikam tylko w etykiety i już wszystko mi się wyświetla. I taki program katalogowy to ja mam... Tylko prowadzony pi razy drzwi.
Z drugiej strony w czasie wypełnionym uzupełnianiem katalogu można by niejedną książkę przeczytać, nie? Co robić, co tu robić?

No tośmy sobie weekendowo ponarzekali, powywnętrzali się, a teraz proszę bardzo, Doncowa. Oto zajawka z okładki:

Czyli tłumacząc z ruskiego na nasze - Wiłka ma zła passę. Pokłóciła się z mężem, jest porzekonana, że ten ma kochankę, więc uciekła z domu, zamieszkała u obcych ludzi podając się za krawcową (ach, ten opis, gdy szyje zasłony w domu nowobogackich, a zwłaszcza, gdy jej "szefowa" wyjaśnia gospodyni, że tak właśnie miało być, że wszystko jest zgodne z najnowszą modą i trendami). Na domiar złego nowa redaktorka z wydawnictwa MARKO, które publikuje jej kryminały, obsobaczyła ją z góry na dół, więc Wiłka jest przekonana, że nie ma już ani męża ani pracy. Ale nie w jej stylu jest załamywać ręce - zaraz znajduje sobie płatne zajęcie jako Snieguroczka czyli Śnieżynka, bo to akurat okres noworoczny jest. No i tu staje się niemal świadkiem zabicia Asi, u której produkowała się wraz z Dziadkiem Mrozem. Ha! Upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu: wyśledzi zabójcę i napisze kolejny kryminał, znajdzie na niego innego wydawcę, zdobędzie prawie nagrodę Nobla, a niewierny Oleg będzie pełzał u jej stóp :)

Śledztwo toczy się przez prawie 400 stron, urozmaicone opisami przygód Wiłki (jak na przykład wiozła kota, który chwilowo, pod wpływem stresu, wyłysiał, ubranego w dziecinny kombinezon i zawieszonego w dziecięcym nosidełku na brzuchu, a naród w metrze, gdy kot wystawił z kaptura swój obłysiały pyszczek i trójkątne uszy, uznał, że cóż to za dziecko takie, widać ojciec po Czernobylu). Najbardziej przypadł mi jednak do gustu zegar, który mówi godzinę. To taka dziwna konstrukcja stała w kuchni u ludzi, u których zamieszkała Wiola - jakiś żelazny dysk, obok leżał młotek. Gospodarz zademonstrował jej działanie zegara bez wskazówek: wystarczyło uderzyć mocno młotkiem w dysk, by natychmiast usłyszeć głos (sąsiada zza ściany) - Jedenasta dwanaście, a tu takie hałasy, całkiem powariowali! Ja też mam taki zegar, który mówi, ale tylko o pełnych godzinach - słychać bicie od sąsiadki z góry :)

To trzynasty tom cyklu "Wiola Tarakanowa w świecie przestępczych namiętności":
Straszne to głupoty, ale nie macie pojęcia, jaką przyjemność sprawia mi ich czytanie po rosyjsku i robienie odkryć w rodzaju tego, że 'ziat' to nie jest zięć tylko szwagier :)

Początek:
i koniec:


Wyd. EKSMO Moskwa 2005, 380 stron
Tytuł oryginalny: Муха в самолёте
Z własnej półki (kupiona na allegro od pana Wiktora 17 czerwca 2011 roku za 8 zł)
Przeczytałam 28 marca 2015 roku


Nawiasem mówiąc, zawsze jak mam tu podać tytuł oryginalny, to wchodzę na hasło Doncowa na ciotce Wiki, przerzucam się na stronę rosyjską i kopiuję. Dziś wchodzę, a tam pojawił się przy Doncowej nowy język - Vepsän kel’. Myślicie, że to może być lapoński?

Poszukałam. Niesamowite! Okazuje się, że jest to język wepski, używany przez około 3-8 tysięcy osób w Karelii.
Wyobrażacie to sobie?? 3-8 tysięcy użytkowników języka i ktoś spośród nich wstawia artykuły na Wiki!

środa, 25 marca 2015

Edmund Niziurski - Lalu Koncewicz, broda i miłość

Przyszła kolej na trzecie spotkanie z twórczością Edmunda Niziurskiego. Znów musiałam się udać do biblioteki. Tak naprawdę na trzecim miejscu w spisie twórczości dla młodzieży tego autora stoi zbiór opowiadań Lizus z 1956 roku, ale cóż, introuvable. Wobec tego sięgnęłam po kolejną pozycję i właściwie trochę się przejechałam, bo owszem, opowiadanie Lalu Koncewicz, broda i miłość ukazało się drukiem w 1959 roku, ale to, co znalazłam w bibliotece pod takim tytułem to wydanie z 2001 roku kilku opowiadań późniejszych, nie datowanych zresztą.

Naiwnie myślałam, że to reedycja wydania z 1959 roku, dopiero zastanowił mnie opis na okładce:
Jak to najbardziej znanych? Wtedy?? W 1959 roku?? No i dokopałam się prawdy - machnęłam się z chronologią.
Dodatkowo zdziwiło mnie, że znam te opowiadania. Teraz studiuję spis dorobku Niziurskiego i wychodzi mi na to, że opowiadania te były powtarzane w kilku zbiorach: Jutro klasówka, Opowiadania, Trzynasty występek. Pomieszanie z poplątaniem czyli cicer cum caule.
Oto ich spis:
Po poprzednich pozycjach tu już mamy wreszcie do czynienia z charakterystycznym stylem Niziurskiego. Młodzieżowy język, konflikty między uczniami, nieporozumienia z dorosłymi, niewyżyta chęć przygód, pierwsze miłości, niesprzewierzanie się zasadom i koszty takiego postępowania, nagłe dostrzeganie człowieka w nauczycielu... to wszystko, czym żyją na co dzień młodzi ludzie i co zapewniło utworom Niziurskiego nieprzemijającą popularność.

Początek:
i koniec:


Wyd. Zielona Sowa Kraków 2001, 166 stron
Z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam 22 marca 2015 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film rosyjski MIECZTY IDIOTA (Мечты идиота), reż. Wasilij Piczul, 1993
Na YT w całości:


Według powieści Złote cielę Ilfa i Pietrowa. Nie spodziewam się za wiele (dobrego), bo ogólnie rzecz biorąc rosyjskie kino lat 90-tych to straszne puchy były, no ale oglądam ze względu na Stanisława Liubszina.

2/ film polski TRUDNA MIŁOŚĆ, reż. Stanisław Różewicz, 1953
Na YT fragment między innymi filmami z 1953 roku:


W 3. tomie Historii filmu polskiego:
przeczytałam:
Nawet chciałam tę nowelę Bratnego przeczytać, ale nigdzie nie ma :(

3/ film czeski BŁYSK NADZIEI (Naděje), reż. Karel Kachyňa, 1963
Nie ma nic na YT :(

Na portalu czeskim csfd.cz znalazłam taki opis:
Syrový příběh líčí osudy dvou životních ztroskotanců, mravně nahlodaného alkoholika a prostitutky, kteří se po mnoha karambolech a ubližování sblíží... Pošmourné prostředí velkého průmyslového podniku, výborně souznějící s laděním příběhu, a vynikající herecké výkony činí z tohoto snínku pozoruhodnou výpověď i nyní.
I rzeczywiście - to historia spotkania dwojga rozbitków życiowych, na ponurym tle wielkiego zakładu przemysłowego. Świetny film! Kachyňa nie zawodzi, cieszę się, że odkryłam dla siebie tego reżysera i tyle jeszcze przede mną jego filmów do obejrzenia. Jakieś chyba ze dwadzieścia :)

4/ film japoński, niemy DNI MŁODOŚCI (Gakusei romance: Wakaki hi), reż. Yasujirô Ozu, Japonia 1929
Na YT w całości:


Watanabe i Yamamoto są przyjaciółmi ze studiów i oboje darzą uczuciem młodą kobietę o imieniu Chieko. Każdy z nich próbuje na swój sposób przekonać do siebie dziewczynę, ale ich próby kończą się porażką. Rok później panowie wybierają się razem z przyjaciółmi z roku do ośrodka narciarskiego, gdzie ponownie spotykają Chieko. Okazuje się, iż dziewczyna wybrała się tam, by zostać zeswataną z przewodniczącym ich klubu narciarskiego.

5/ historia kina - druga płyta z serii EDISON - THE INVENTION OF THE MOVIES, lata 1904-1907
Na przykład ten - How a French Nobleman Got a Wife Through the New York Herald Personal Columns:


6/ z nowości film izraelski PLAOT z 2013 roku, reż. Avi Nesher
Angielski tytuł THE WONDERS. Trailer:


Na imdb napisali:
The complex relationship between a Jerusalem street artist and a mysterious, modern-day prophet being held prisoner in an abandoned apartment across the alleyway.



niedziela, 22 marca 2015

Kazimierz Koźniewski - Piątka z ulicy Barskiej

Nie było łatwo. Skąd pomysł, spytacie. Ano - wypadł mi film w tym tygodniu, więc postanowiałm wcześniej zapoznać się z pierwowzorem literackim. I zaczęłam szukać. Wyobraźcie sobie, że nawet na Rajskiej, świętej Rajskiej, jest egzemplarz jeno w czytelni. No ale znalazł się też w filii nr 13 Biblioteki Śródmiejskiej. Zadzwoniłam, zarezerwowałam i obiecałam, że 'jutro odbiorę'. Jutro albowiem miałam dopołudniową wizytę u chirurga w szpitalu, gdzie mi będą wycinać ten durny pęcherzyk (czy pisałam, że się zdecydowałam?). Więc wracając od Bonifratrów podjadę na al. Daszyńskiego po Koźniewskiego, prawdaż. Nie dość, że u chirurga czekała mnie bardzo nieprzyjemna niespodzianka - pani doktor twierdzi, że wcześniej trzeba zrobić kolonoskopię, z jakiej racji, pytam, a na razie 'proszę położyć się na lewym boku, zbadam panią odbytniczo', no ludzie! to wszystko jest normalnie do dupy - to jeszcze na Daszyńskiego chodzę i szukam naokoło bloku nr 13 tej biblioteki i nie znajduję i błąkam się w tej mgle jakbym z Młodej Polski się wyrwała. Oczywiście to numer filii był 13, a biblioteka kompletnie gdzie indziej, nawet po parzystej stronie. Najlepiej pytać starsze panie.
Więc z takimi to przygodami wypożyczyłam egzemplarz. Ucieszyłam się tylko, że nie był gruby :) w przeciwieństwie do Newerly'ego, któren mię oczekuje w przyszłym tygodniu z tego samego, kinematograficznego powodu.


Dalej też nie było lekko. Czytałam tę Piątkę chyba z sześć dni. Niestety, piętno czasu odcisnęło się na niej mocno i niekończące się opisy walki o współzawodnictwo w fabryce żarówek doprowadzały mnie do pasji... nie nie, raczej do ziewania i odkładania książki. Na budowie też nie lepiej: w Związku Radzieckim o wiele szybciej murują. Jak kocham Związek Radziecki :) tak znieść tych pierduł w POLSKIEJ literaturze nie mogę.
Z okładki:

Całość zaczyna się w reportażowym stylu: dziennikarz szuka dla siebie ciekawych tematów i trafia na akta sprawy pięciu chłopców z ulicy Barskiej.
Stają oni przed sądem dla nieletnich, oskarżeni o kradzież 10 rolek papy z państwowej budowy, co im zostaje udowodnione i poparte wyrokiem dwóch lat poprawczaka w zawieszeniu na dwa lata. Chłopcy dostają kuratora, który od tej pory będzie usiłował sprowadzić ich na dobrą drogę, nakierować na wybór zawodu. Czego jednak kurator nie wie, to tego, że chłopcy należą do tajnej, podziemnej organizacji, w domyśle niedobitków AK. Ich tajemniczy szef - znają jedynie jego pseudonim Zenon - trzyma ich twardą ręką i wkrótce zmusza do ponownego złożenia przysięgi, choć nasi bohaterowie właściwie mają już dosyć tej całej konspiracji i zaczynają dostrzegać, że niczemu ona nie służy poza bandyckim rabunkiem i sabotażem. Ponieważ chłopcy pochodzą z nizin społecznych (tylko jeden z nich jest synem architekta, ale ojciec do tej pory nie wrócił z zagranicy), nowa władza stwarza im korzystne warunki rozwoju i lepszego życia, więc trudno się dziwić ich przemianie. Jacek pracuje w gazecie i chciałby zostać dziennikarzem, Zbych debiutuje na scenie teatralnej, Kazek dzięki zręcznym palcom zostaje przodownikiem pracy w fabryce żarówek, Marek zostaje wybrany do pierwszej trójki murarskiej pracującej w nowym systemie - chłopcy nie marzą już o zbrojnych napadach i wyżyciu się, na które nie pozwolił ich młody wiek w trakcie wojny. Zenon jednak nie odpuszcza...

Historia sama w sobie ciekawa i gdy książka wyszła w 1952 roku od razu zdobyła sobie wielką popularność. Były wszak wówczas tysiące takich chłopców, zepsutych, zmanierowanych przez wojnę i powieść wskazywała im 'właściwą' drogę, przyznając, że mogli się dać omamić, opętać przez nieodpowiedzialnych przywódców i nie umieć znaleźć wyjścia z impasu. Jednak za dużo tu tych komunistycznych haseł, za dużo propagandy, za dużo współzawodnictwa... można to było zrobić subtelniej.
Co jest niewątpliwie wartością książki, to ukazanie Warszawy - takiej jaką ona była w latach zaraz powojennych, zniszczonej, zrujnowanej, z ludźmi gnieżdżącymi się w piwnicach, ale i z zapałem do odbudowy.

Początek:
i koniec:



Wyd. PIW Warszawa 1976, wyd.XI, 244 strony
Pożyczone z biblioteki
Przeczytałam 21 marca 2015 roku

Dziś obejrzałam film Aleksandra Forda z 1953 roku. I co się okazuje. Film jest po prostu dobry, cokolwiek by nie pluć na Forda i Koźniewskiego jako ubeckie szmaty etc. Zrezygnowano w nim z tych niekończących się zebrań i posiedzeń, ze zbytniej retoryki, a ukazano w prawdziwy, wiarygodny sposób młodych bohaterów z ich przeżyciami i problemami.

I ci młodzi aktorzy, świetni, choćby Łomnicki czy Janczar. I Aleksandra Śląska, która zawsze kojarzy się z "Pasażerką" i dosłownie z takim archetypem Niemry, a tymczasem to piękna dziewczyna była.




NAJNOWSZE NABYTKI
Najpierw feralny wtorek. Pojechałam odebrać dwie książki z allegro, jedną na Prokocimiu, drugą w Łagiewnikach. Za pierwszą zapłaciłam gotówką panu, który mi ja wydawał:
A w domu okazało się, że wcześniej zrobiłam przelew. Czyli zapłaciłam dwa razy.
Za drugą tylko raz, ale krótko ją miałam, tyle co przez drogę do domu. Zostawiłam w tramwaju :(

Toteż gdy w piątek po pracy udałam się do Domu Kultury Podgórze, gdzie czekał na mnie zestaw obowiązkowy 'kawa i wuzetka', a konkretnie szereg pozycji wydanych z okazji stulecia połączenia Podgórza z Krakowem, modliłam się przez całą drogę, żeby ich nigdzie nie posiać, a jeszcze pojechałam potem kupować sukienkę na Wielkanoc, więc istniało spore ryzyko, że torbę z książkami zostawię w przymierzalni, no ale modlitwy pomogły i dowiozłam całość do domu. Co do sukienki to nie mogłam się zdecydować i wzięłam trzy :)
Zakładam, że to koniec zakupów w tym miesiącu...