wtorek, 28 lipca 2015

Jurij Trifonow - Drugie życie

No, wreszcie mi coś podeszło jak rzadko! Wzięłam z półki tylko ze względu na rozmiary (nikłe), bo byłam pewna, że już się nie potrafię skupić na lekturze przed tym nieszczęsnym szpitalem, tymczasem wciągnęło mnie bez reszty. Trifonow to jednak klasa!



Info ze skrzydełek:


To określenie bytopisatiel bardzo mi się podoba, jestem fanką takich książek. Chyba już nieraz wspominałam, że najbardziej lubię powieści o rodzinie. Powinnam to wpisać wielkimi literami jako podtytuł bloga :)
To też taka powieść, o czworokącie: bohater, jego żona, jego matka i jego córka. I otaczający świat: przyjaciele, którzy pną się w górę i przestają być przyjaciółmi, praca, która nie daje już satysfakcji, zwłaszcza gdy rzucają kłody pod nogi i dysertacja majaczy w coraz większym oddaleniu... zanurzenie się w nowy dla bohatera świat parapsychologii, czym pogardza reszta otoczenia, oddalanie się więc od tegoż, próba ułożenia nowego, drugiego życia.

Co ciekawe, zaraz na początku znalazłam coś dla siebie:
Słowo daję, czy to zrządzenie losu, czy to przypadek, czy normalna sprawa, że dostrzegamy takie rzeczy dopiero, gdy nas dotyczą, a w innym przypadku przeszłabym obok tej operacji w klinice obojętnie?
Zaczęłam czytać Najmłodszego z braci, tego przeznaczonego do szpitala (nie wiem, czy dotrwa, bo też mi się podoba, a również jest cienki, więc może skończę PRZED)i tam też znajduję kwiatki jakby do mnie adresowane, na dziś, na tu i teraz...

Jeśli skończę Bakłanowa przed piątkiem, wezmę do szpitala jakiegoś kolejnego Trifonowa. Coś mi tam jeszcze zostało nieczytanego. Do tej pory mam za sobą:
- Zamianę
- Długie pożegnania
- Dom nad rzeką Moskwą


Początek:
Koniec:


Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1978, wyd.I, 228 stron
Tytuł oryginalny: Drugaja żizń /Другая жизнь
Przełożyła: Rozalia Lasotowa
Z własnej półki
Przeczytałam 27 lipca 2015 roku


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ komedyjkę włoską w reżyserii i wykonaniu trójki komików: Aldo, Giovanni i Giacomo - IL RICCO, IL POVERO E IL MAGGIORDOMO (Bogacz, biedak i majordomus), 2014
Trailer:

Jak ktoś słusznie napisał w komentarzu pod filmem - autorzy robili już lepsze.

2/ wspaniały film polski CZŁOWIEK NA TORZE, reż. Andrzej Munk, 1956
Na YT cały:

niedziela, 26 lipca 2015

Merle Hilbk - Czarnobyl Baby

Rozczarowałam się. Jakaś taka nijaka ta książka, nie wciągnęła, nie zafascynowała, przez długie momenty nudziła... Zmusiłam się do skończenia, z jakiegoś durnego poczucia obowiązku. Taka stara jestem i nie nauczyłam się porzucać książek w trakcie lektury :)

Kupiłam kiedyś w Taniej Jatce razem z paroma innymi "rosyjskimi" reportażami:



Na okładce wszystko wyglądało zachęcająco:
a w praniu okazało się beznadziejne. Czarnobyl, Prypeć, Ukraina, Białoruś - to tylko preteksty do snucia politycznych historii i dywagacji z życia Niemiec. Okazuje się, że to Niemcy najbardziej przeżyli traumę czarnobylską i to ich życie zostało tą katastrofą naznaczone. Patrzcie państwo!

Po tak złym wyborze czegoś do czytania jestem teraz pełna najgorszych obaw. Co następne. Do szpitala (gdzie udaję się w piątek) naszykowałam sobie coś CIENKIEGO - to Najmłodszy z braci Grigorija Bakłanowa. Ale wątpię w możliwość poczytania. Zdaje się, że będę jeno spać, spać, spać. Zostały jednak cztery dni PRZED, więc po coś trzeba sięgnąć już teraz. Nawet wiedziałam, co to ma być - na blogu Szczura w Antykwariacie natknęłam się na recenzję Szczenięcych lat i zatęskniło mi się - a tu się okazuje, że nie mam! No nie posiadam! Skandal i nie do wiary. Może więc coś z cracovianów?

Początek:
Koniec:


Wyd. carta blanca Warszawa 2-012, 261 stron
Tytuł oryginalny: Tschernobyl Baby. Wie wir lernten das Atom zu lieben
Przełożyła: Barbara Tarnas
Z własnej półki (kupiłam w Taniej Jatce 4 czerwca 2014 roku za 12 zł)
Przeczytałam 26 lipca 2015 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
Znakomity serial francuski MAŁY QUINQUIN z 2014 roku:


Obejrzałam też drugą część OJCA CHRZESTNEGO, równie świetną jak pierwsza.
Końcowa scena:


Wróciłam do 1956 roku w filmie polskim - CIEŃ w reż. Jerzego Kawalerowicza, na YT w kawałkach:


No a wczoraj wieczorem zapodałam sobie najnowszy film Ferzana Ozpetka, zatytułowany ALLACCIATE LE CINTURE (Proszę zapiąć pasy):

Z naszą rodaczką Kasią Smutniak. Film niestety rozczarowujący, banalny, zabrakło mi ozpetkowych klimatów.

czwartek, 23 lipca 2015

Edmund Niziurski - Sposób na Alcybiadesa

Rozglądając się CO BY TU TERAZ natrafiłam na kolejnego Niziurskiego i z przyjemnością go sobie odświeżyłam. W większości w szpitalu, w kolejce do weryfikacji przedoperacyjnej. Tak tak, fatalny dzień się zbliża, w ten weekend nie jadę już do mamy, za to sporządzam testament! W którym nie tyle rozporządzam swoim majątkiem (hi hi), co wydaję dyspozycje i instrukcje, jak się dobrać do kasy na koncie itd. Zastanawiam się też, czy nie napisać własnego nekrologu. Otóż od jakiegoś czasu jestem namiętną czytelniczką nekrologów w Dzienniku Polskim, to mój poranny rytuał. Niektóre są dość niezwykłe, wykraczające poza zwyczajowe formułki. Choćby dziś taki oto anons... walnę sobie wierna czytelniczka cracovianów albo co :) a córce pozostanie tylko zanieść do Biura Ogłoszeń...

Na zdjęciu - jak się właśnie zorientowałam - Niziurskie stoją nie po kolei, muszę to naprawić :)



Książkę podarował Agusi w 1982 roku troskliwy ojciec, a już w 1988 Agusia opyliła ją w antykwariacie. No jak można. Ja nie mam dedykacji od mojego Ojczastego na żadnej książce :( za to co jakiś czas podarowuje mi On swoje podobizny, zaopatrując je w łacińskie motta.

Sposób na Alcybiadesa jest prześwietny i uwielbiam go na równi z Klubem włóczykijów. Cudowna opowieść o chłopakach od Lindego, zagrożonych dręczeniem gogicznym i decydującym się na zakup od starszych kolegów Sposobu. Niestety komplet Sposobów przekraczał znacznie ich możliwości finansowe, więc wzięli to, co było najtańszego - SPONAA - czyli Sposób na Alcybiadesa, dość pogardzanego profesora historii. Czyż mogli przypuszczać, że SPONAA zmieni całe ich życie?


Początek:
Koniec:


Wyd. NASZA KSIĘGARNIA Warszawa 1982, wyd. VIII, 201 stron
Z własnej półki (kupione w antykwariacie 18 sierpnia 1988 roku za 200 zł)
Przeczytałam 22 lipca 2015 roku


Nakręcono w 1998 roku film pod tytułem SPONA, ale - nie posiadam :(
Za to przed chwilą odkryłam, że na YT jest w odcinkach serial SPOSÓB NA ALCYBIADESA i kto wie, czy się nie skuszę...



poniedziałek, 20 lipca 2015

Jan Marcin Szancer - Teatr cudów

Zabrałam do pociągu dalszy ciąg wspomnień Szancera. Ve vlaku co prawda do niego nie zajrzałam, ale jakoś udało mi się na nim skoncentrować w weekend u rodziców i przeczytałam. Co odnotowuję jako duży sukces, bo mi czytanie ostatnio nie po drodze. A teraz myślę, co następne. I nie wiem.

Na skrzydełku podsumowano:

A na drugim fragment recenzji z Życia Warszawy:

Następne rozdziały już nie powstały...
Czyli wspomnienia urwały się z końcem lat sześćdziesiątych. A w 1973 ich autor zmarł. Żona przeżyła go o 35 lat. Na stronie Filmu Polskiego znalazłam informację o ich córce Małgorzacie, która ukończyła szkołę filmową w Łodzi i zdążyła jeszcze wystąpić w Panience z okienka, a potem cisza. I tak się zastanawiałam, co poszło nie tak, że zrezygnowała z kariery aktorskiej... a tymczasem Teatr cudów mi to wyjaśnił - wyszła za mąż za francuskiego literata i wyemigrowała.
Co poza tym we wspomnieniach? Wszystkiego po trochu, tak jak to wyliczono na skrzydełku. Interesujący rozdział o raczkowaniu telewizji, kiedy to wielkim nakładem sił przygotowywano program dla... kilku telewizorów na mieście :) Dużo wrażeń z podróży, te zawsze ciekawe, gdy o nich opowiadają artyści, obdarzeni przecież szczególną wrażliwością i specyficznym spojrzeniem.

Wstęp:
Początek:
Koniec:


Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1972, wyd. II, 224 strony
Z własnej półki
Przeczytałam 19 lipca 2015 roku


NAJNOWSZE NABYTKI
Zlikwidowałam kolejny punkt z listy allegro:
Ale nie na długo, bo okazało się, że w tym samym wydawnictwie (Zakamycze) wyszły też wspomnienia Stefana Grzybowskiego (dawno temu, w 1999 roku), więc trzeba je upolować.
Ten zakup przypłaciłam małym globusem, albowiem rano kupiłam, a po pracy pojechałam, z przesiadkami, odebrać - w ten zasmarkany upał! No ale zrobiłam interes, bo zapłaciłam 40 zł, a normalnie chodzi coś po 65... a życie przywróciło mi w domu smoothie.
Zdaje się nie wspominałam, że odkryłam w kredensie blender, pochodzący jeszcze z zakupów, czynionych obsesyjnie przez jedną moją ciocię za czasów PRL. Mój brat odziedziczył po niej mieszkanie (właściwie po babci, która zmarła wcześniej, ale ciocia miała tam dożywocie) i było sprzątania, że hej. No ale jakoś wtedy dostał się ten blender z kolei w zakamarki mojej kuchni i teraz przydaje się jak diabli, doceniam pożytki płynące ze smoothies i produkuję je codziennie, też właściwie obsesyjnie :) Mam nadzieję, że dieta, która mnie czeka po operacji, dopuszcza takie cymesy :)


OGLĄDAM...
Jeden film raptem, ale za to dobry.
BIAŁY BALONIK (Badkonake sefid), irańskiego reżysera Jafara Panahi, z 1995 roku.
Historia o tym, jak pewna mała dziewczynka zapragnęła złotej rybki na Nowy Rok i jak pokonała - z pomocą wielu ludzi - rozmaite trudności, by tę rybkę zdobyć. Urocze. A praca reżysera z małą aktorką genialna.
Na YT w całości z angielskimi napisami; w takiej właśnie wersji oglądałam, na szczęście język jest prosty :)

Polecam!

czwartek, 16 lipca 2015

Daria Doncowa - Monstry iz choroszej siemi


Uff... wreszcie skończyłam. No nie mam zacięcia do lektury w ostatnich dniach. Dzisiaj rano długo się przyglądałam regałom w poszukiwaniu czegoś nęcącego, do zabrania ze sobą w podróż... w końcu zdecydowałam się na drugi tom wspomnień Szancera. Może mi szybciej pójdzie :)


Wydanie w twardej lakierowanej oprawie, z tej półki:



Na okładce napisano...
że Wiola Tarakanowa po raz kolejny wpakowała się w kryminalną historię, która dostarczyła jej tematu na nową powieść.
Tytuł oznacza POTWORY Z DOBREJ RODZINY. Te potwory to tym razem nie tyle negatywni bohaterowie wydarzeń, co niejakie knakkery. W luksusowych delikatesach natrętna sprzedawczyni wtryniła Wiłce pudło z knakkerami jako ostatnim hitem. Głupio było zapytać, co to jest mianowicie. W domu okazało się, że to dziesięć dziwnych zwierzątek, podobnych do małych szczeniaczków, ale... latających :) Sprzedawczyni powiedziała potem, że knakkery to rodzaj egzotycznych ogórków, a co tak naprawdę znalazło się w pudle, nie wiedziała. W ogrodzie zoologicznym o takich żywotnych nie słyszano i Wiłkę zbyto. Cóż pozostaje - trzeba je chować. Ciekawam, co będzie z nimi dalej.
Tymczasem kariera Leninida jako aktora rozwija się w szybkim tempie, ma wiele miłośniczek swego hm talentu, co nawet przydaje się Wiłce w jej skomplikowanych sprawach :) W domu jest remont i całe dwie rodziny: Wiłki i Tomoczki, wynajęły na ten czas luksusową willę, tzw. inteligentny dom, sterowany komputerem. Nie trzeba chyba wspominać, że życie w takim budynku jest wyjątkowo skomplikowane i staje się źródłem wielu zabawnych wydarzeń. Oleg jak zwykle na końcu pomaga rozszyfrować kryminalną zagadkę i życie toczy się dalej :)

Początek:

Koniec:


Wyd. EKSMO Moskwa 2006, 374 strony
Tytuł oryginalny: Монстры из хорошей семьи
Z własnej półki
Przeczytałam 15 lipca 2015 roku



NAJNOWSZE NABYTKI
Wreszcie udało się upolować Spacerownik krakowski, ten pierwszy. Jakoś rzadko pojawia się na allegro, w przeciwieństwie do drugiej części.
Zapłaciłam 21 zł, a więc poniżej ceny sklepowej, a za przesyłkę poleconą 3,94 zł w In-Post :) Ostatnio korzystam tylko z tej opcji, jeśli sprzedawca ją udostępnia, bo odkryłam, że In-Post ma punkt na moim osiedlu, czynny do 18.00. Jest to naprawdę najtańsza opcja przesyłki.



OGLĄDAM...
Obejrzałyśmy razem z córką dwa pierwsze hity z listy TOP 250 (z 2011 roku) z portalu IMDB:
1/ SKAZANI NA SHAWSHANK, reż. Frank Darabont, 1994

2/ OJCIEC CHRZESTNY, reż. Francis Ford Coppola, 1972


Wygospodarowałam prawie dwie godziny na kolejny film w reż. Yasujirô Ozu - BRACIA I SIOSTRY Z RODZINY TODA (Todake no kyodai), 1941

Rodzina Toda zbiera się na uroczystości urodzin seniora rodu w przestronnym domu rodzinnym. Część dzieci ma już własne rodziny. Jedynie córka Setsuko i syn Shojiro mieszkają razem z rodzicami. Niestety wraz ze śmiercią głowy rodu wychodzi na jaw jego bankructwo. Po sprzedaży domu matka i Setsuko zmuszone są do zamieszkania u najstarszego syna.

W pociągu obejrzałam włoską komedię CI VEDIAMO DOMANI (Widzimy się jutro) w reż. Andrea Zaccariello, 2013 - o nieszczęśniku, którego wszystkie interesy kończą się klapą. Opuszczony przez rodzinę, zadłużony po uszy, postanawia otworzyć zakład pogrzebowy w małej wiosce w Apulii, słynnej z najstarszych we Włoszech mieszkańców...


A siedząc przy łóżku mamy zapoznałam się z rosyjskim filmem KADRYL (Kадриль) z 1999 roku, kolejnym w filmografii Stanisława Liubszina:

Ale takie oglądanie w pociągu czy u mamy (na małym odtwarzaczu) to mnie już nie satysfakcjonuje, odkąd mam projektor i duży ekran...



Z DAWNYCH LAT...
Dalej, dyżurując przy łóżku mamy przejrzałam część korespondencji z dawnych czasów, pilnie przechowywanej w sekretarzyku. I odkryłam skarb! Mianowicie zachował się list od ruskiego malczika - wspominałam kiedyś, że w szkole nam zaproponowano korespondencję z rówieśnikami ze Związku Radzieckiego. Okazało się, że pamięć mnie zwiodła - to nie były dzieci z Winnicy, z którą moje miasteczko było zaprzyjaźnione - tak mi się wydawało - a teraz patrzę i na kopercie jest miasto Jałutorowsk, w obwodzie tiumeńskim, już w Azji. List przyszedł do nas do szkoły przez Pałac Kultury :)


Ciućma jedna, wyrwałam kiedyś znaczek :(


Córka mnie namawia, żeby poszukać chłopaka na fejsie :)



Na pewno mam gdzieś jego zdjęcie, ale gdzie?

piątek, 10 lipca 2015

Antoni Czechow - Syrena


I tak dojechałam do końca - serialu CZECHOW I CO i mojej przygody z opowiadaniami Czechowa. To znaczy: została ich cała masa nieprzeczytanych, ale to już langsam langsam kiedyś tam. Tymczasem Syrena zamyka serię trzydziestu ekranizacji w wykonaniu aktorów MCHAT-u.
Sesja zjazdu sędziów pokoju też już się skończyła, jednak panowie jeszcze siedzą w sali konferencyjnej, niecierpliwie przebierając nogami w oczekiwaniu na możliwość udania się na obiad - ale to dopiero, gdy przewodniczący zjazdu skończy formułować na piśmie swoje votum separatum do jednej ze spraw. Sekretarz Żylin zaczyna opowieści o tym, kiedy najlepiej siadać do stołu, wygłaszając przy tym znamienną opinię, że "filozofowie i uczeni to w sprawach gastronomicznych ostatnie niedołęgi i gorzej od nich, z przeproszeniem, nie żrą nawet świnie"...
Wyższość kaczki lub bekasa nad pieczoną gąską, zapach skwierczącej na tłuszczu cebulki, spotniała karafka z wódeczką, pierwszy kieliszek... a tymczasem przewodniczący psuje już drugi arkusz papieru. Trzeba mówić ciszej. Żylin zniża więc głos i opowiada o najlepszej zakąsce, jaką jest śledź. Albo rydzyki solone. Albo rzodkieweczka z solą. Duszone białe grzybki. Przewodniczący psuje trzeci arkusz. Teraz kulebiak, z nadzieniem tłustym, soczystym. Kapuśniak gorący, ognisty. Czwarty arkusz. Bulion na dróbkach i cynaderkach. Smażony karaś w śmietanie, wcześniej trzymany żywy w mleku przez całą dobę. Piąty arkusz...

Z tomu piątego Dzieł Czechowa:



Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1957, str. 303-310
Tytuł oryginalny: Sirena /Сирена
Przełożył: Jerzy Pomianowski
Z własnej półki
Przeczytałam 6 lipca 2015 roku


Ostatnia część ostatniego odcinka (od 29 minuty):




środa, 8 lipca 2015

Antoni Czechow - Pasażer pierwszej klasy


Oderwałam się od Doncowej, która i tak leży odłogiem, bo coś nie mogłam się skupić na lekturze będąc u rodziców - Ojczasty w tym czasie czytał coś Boya, nie wiem, co, bo brzydziłam się wziąć do ręki - książka uległa lata temu zalaniu przy podlewaniu stojącej obok paprotki - ja bym już dawno ją wyrzuciła, ale tam się nic nie wyrzuca, wiadomo :) no ale tak wpadło mi do głowy, że powinnam przeczytać Słówka, przejrzałam jakoweś dzieła Boya stojące na wiekowym regale w pokoju Ojczastego, jednak Słówek akurat tam nie znalazłam i tak sobie myślę, czy ja czasem ich do siebie nie zabrałam i nie ukryłam w jakimś drugim rzędzie :) Katalog (ha ha, a co, ma się katalog)co prawda nie wykazuje, ale też nie jest kompletny.

To na przyszłość, a tymczasem chciałam skończyć z Czechowem w związku z oglądanym serialem, więc odszukałam dwa ostatnie opowiadania - odcinek co prawda zawiera trzy, ale MIEST ŻENSZCZINY (czyli jak domniemywam ZEMSTA KOBIETY) nie została zlokalizowana w żadnym z jedenastu tomów :(
Pasażer pierwszej klasy to inżynier Krykunow. Oddał życie pracy na niwie, zbudował dwadzieścia wspaniałych mostów - ale sławy się nie doczekał, w przeciwieństwie do swej przyjaciółeczki, marnej artystki. I o tym snuje opowieść przygodnemu towarzyszowi podróży...


Z tomu czwartego DZIEŁ Czechowa:


Myślałam, że ekranizacji nie wstawię, a tymczasem niespodzianka - ktoś zaopatrzył wczoraj YT we wszystkie odcinki serialu CZECHOW I CO :)
Jest więc i odcinek dziesiąty:



Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1957, str. 290-298
Tytuł oryginalny: Pasażir pierwogo kłassa /Пассажир 1-го класса
Przełożył: Jerzy Pomianowski
Z własnej półki
Przeczytałam 6 lipca 2015 roku


NAJNOWSZE NABYTKI
Za niczym się teraz nie rozglądam, ale przyszedł z allegro wcześniejszy zakup:
To rzecz o rzeźbiarzu Ludwiku Pugecie, zgrabnie wydana przez Wydawnictwo Literackie w 1972 roku. Cała złotówka (plus 3,94 za in-post). Może zabiorę ze sobą w podróż w piątek...


OGLĄDAM, W ZESZŁYM TYGODNIU, W TYM TYGODNIU
Wszystko w zawieszeniu. To, że jestem w domu cztery dni w tygodniu, nie pomaga, bo nie mam głowy do zrobienia planu i wypełniania go. Obejrzałam kolejny polski film z 1955 roku - SPRAWA KAPITANA MARESZA w reż. Leonarda Buczkowskiego:

Uczestnik walk dywizjonów polskich w Wielkiej Brytanii wraca po wojnie na łono ojczyzny i podejmuje pracę w Polskich Liniach Lotniczych "Lot". Kocha się w Mary, żonie dawnego kolegi z RAF-u, obecnie również pilota linii krajowych. Coraz bardziej też ciąży mu znajomość z niejakim Surowcem, który po zakończeniu wojny zajął się rozmaitymi ciemnymi interesami i pokątnym handlem walutą. Wkrótce w wypadku ginie mąż Mary i Maresz staje przed poważnym dylematem. Ukochana kobieta proponuje mu wspólny wyjazd do Anglii. Jechać, czy zostać?


I kolejny japoński w reż. Yasujirô Ozu - SHUKUJO WA NANI O WASURETA KA (cokolwiek to znaczy, angielski tytuł brzmi WHAT DID THE LADY FORGET) z 1937 roku - wreszcie dźwiękowy!
Na YT w całości:


oraz parę przypadkowych:
1/ MAGICAL GIRL- z 2014 roku, okrzyczany objawieniem kina hiszpańskiego


2/ OSTATNIA MIŁOŚĆ PANA MORGANA, niestety zawiodłam się, może to spowodowały błędne oczekiwania kolejnej geriatrycznej komedii romantycznej...


W ramach odgruzowywania domu ze zbędnych śmieci wpadła mi w ręce wydrukowana niegdyś z internetu lista TOP 250 z portalu IMDB. Pochodzi ona co prawda sprzed 4 lat, ale tym się nie przejmuję. Wymyśliłam, że sobie będę oglądać (bądź przypominać) filmy z tej listy. Są tam różne różności, nie na wszystko się pokuszę, na przykład Gwiezdne wojny coś mnie nie nęcą... albo jakiś Matrix... ale nie zarzekam się. Na czym polega ta lista - nie wiem - czy to jest 250 najczęściej oglądanych filmów (przez użytkowników IMDB) czy też najwyżej ocenianych? W każdym razie na pierwszym miejscu znajduje się - tadam - SKAZANI NA SHAWSHANK - i moiściewy - nie widziałam tego do tej pory, wygrzebałam* więc z pudełka R-W i może jutro uda się obejrzeć. Na drugim miejscu - OJCIEC CHRZESTNY.


* w początkach swego filmowego zbieractwa kupowałam mnóstwo gazet, gdzie dołączano DVD
Najpierw te kwadratowe kartoniki stały obok normalnych wydań na półkach, potem zrobiło się ciasno i kupiłam w IKEA specjalne pojemniki, gdzie idealnie się mieszczą:
Co jest w tych teczkach obok?
No jak to co? Wycinki o Krakowie, działami :)

poniedziałek, 6 lipca 2015

W. Kawerin - Dwaj kapitanowie


Ups, trochę się podziało. Byłam przez 5 dni odcięta od internetu, jeszcze mi się to nie zdarzyło :) W środę przyszłam sobie do pracy, a tu po pół godzinie zadzwonił mój brat, że przywiózł mamę ze szpitala i konieczna jest opieka, że sama sobie nie da rady. Na cito do dyrektora (zwolnił na 3 pracownicze dni, ludzki pan), sprawdzenie pociągów w necie, biegusiem do domu złapać parę rzeczy i sru.

Mama faktycznie słaba jak kot, jedyny spacer, na jaki sobie może pozwolić (kuśtykając o lasce) to do toalety, wszystko trzeba podać, zrobić, a przy tym jest przekonana, że ma raka, tylko jej nie mówimy. Bo słyszała, jak pielęgniarki między sobą mówiły... A o kim, to już diabli wiedzą - jak to mówią - głuchy jak nie dosłyszy to sobie zmyśli. No ale wiadomo, jak ważne jest psychiczne nastawienie dla rekonwalescencji. Leków fura, naustawiana cała bateria na ławie koło łóżka, wyjeżdżając w niedzielę zrobiłam zapas w kieliszkach na rano i wieczorem na dwa dni, no a potem to liczę na brata, że uzupełni. ja mogę pojechać znowu dopiero w piątek i tylko na na weekend, dobre i to, bo przynajmniej się wykąpie. Śniadanie i kolację poda Ojczasty, on też zrobi zakupy, no ale to wszystko.

Przydałby się ktoś do gotowania obiadów co drugi dzień (można brać z restauracji, sąsiadowi tak przywożą codziennie, ale nie będą dietetyczne). Dzwonię więc dziś do tamtejszej opieki społecznej, pani odpowiedzialna za rejon bardzo miła, ale wyjaśnia, że opiekunka może przyjść wszystko zrobić, łącznie z wymianą pampersa, ale obiadów im gotować nie wolno - ZABRANIAJĄ PRZEPISY UNIJNE! Mało nie padłam. No ale dała mi parę telefonów do prywatnych osób trudniących się opieką. Problem jednak większy w mojej mamie niż w opiekunkach - jest upierdliwa i wszystko wie najlepiej, co kto zrobi jest źle i ma ulubione powiedzenie "cudze ręce dobre, tylko niepożyteczne" - cokolwiek to znaczy.
Nawiasem mówiąc, schudłam pięć kilo przez te pięć dni, tak mnie ganiała - plusy więc są :)

Lekturowo i filmowo klapa. Zabrałam ze sobą kolejną Doncową dla rozweselenia, ale nie bardzo się mogłam skupić na czytaniu. Filmów też trochę złapałam przed wyjściem z domu i mały odtwarzacz DVD, ale nie przepadam za słuchawkami w uszach, głowa mnie zaczyna boleć, a z głosem nie chciałam puszczać, gdy siedziałam przy łóżku, żeby nie przeszkadzać w drzemce. Udało mi się jednak w przerwach skończyć oglądanie "Szpitala na peryferiach" i myślę, że na następny weekend zabiorę jego kontynuację :)

Wróciłam w nocy do domu (pociąg był opóźniony, upały?) i aż się zdumiałam - jak tu czysto, jak jasno, ile miejsca :) choć normalnie wydaje mi się, że wręcz przeciwnie. Mieszkania starych ludzi są strasznie zapuszczone, dziesiątki bzdetów i durnostojek nazbieranych przez całe życie (z każdych wczasów trzeba było przecież przywieźć pamiątkę), wszystko to zbiera kurz i jedyna rada - moim zdaniem - nająć firmę, która przyjedzie, zabierze i zutylizuje. Dało mi to do myślenia i chyba wyrzucę w pierony tę stertę prawie metrowej wysokości rozmaitych materiałów i wycinków z gazet, z którą obiecuję sobie zrobić porządek od lat. Skoro żyję bez zaglądania do nich tyle czasu - to chyba przeżyję i resztę życia, co?
Córka dodaje, żeby w szafie zrobić też trochę ordnungu... no ale skoro schudłam pięć kilo, to może schudnę jeszcze kolejne pięć i wejdę w to, co tam wisi?

Przed wyjazdem zdążyłam jeszcze skończyć Dwóch kapitanów - fantastyczna powieść, ale nie jestem w stanie myśleć teraz o niej. W każdym razie polecam gorąco, choć pewnie dostępna tylko na allegro wśród staroci. Moje wydanie jest z 1950 roku. Zezłomowane przez bibliotekę Warszawa - Wola, dawniej wypożyczalnia nr 51 z ul. Jana Olbrachta 46. Internety mówią, że pod tym adresem mieści się dziś Biedronka czyli signum temporis :)

Półka z Kapitanami:



Kawierina czytałam do tej pory jedynie wspomnienia zatytułowane Nieznany przyjaciel - zajrzałam do ówczesnej notki i aż nabrałam chęci na ponowną lekturę :) ale to może, jak się wszystko uspokoi i uładzi.
Natomiast Dwaj kapitanowie to historia Sani Grigoriewa, który po śmierci rodziców ucieka z rodzinnego miasta do Moskwy, dostaje się do szkoły-komuny i poznaje rodzinę kapitana Tatarinowa, który wiele lat wcześniej zaginął wraz ze swoją ekspedycją polarną. Sania stawia sobie za cel odnaleźć ekspedycję i wyjaśnić szczegóły jej historii. W tym celu zostaje lotnikiem polarnym...


Wyd. "PRASA WOJSKOWA" Warszawa 1950, wyd. II, tom 1 - 445 stron, tom 2 - 351 stron
Tytuł oryginalny: Dwa kapitana /Два капитана
Przełożyła: M.Kierczyńska
Z własnej półki
Przeczytałam 1 lipca 2015 roku



Poświęciłam poprzedni jeszcze weekend na obejrzenie serialu - 6 odcinków - z 1976 roku: