niedziela, 31 grudnia 2017

Elżbieta Kowecka - W salonie i w kuchni

Zatrzymałam się ostatnio przed wystawą antykwariatu na Szpitalnej, tego, co był, ale już go nie ma (to znaczy jest, ale inny), gdzie byłam stałym gościem... nostalgia... a tam na wystawie piękne nowe wydanie "W salonie i w kuchni".
To wróciłam do domu, i zdjęłam z półki moje stare, mizerne, na paskudnym papierze i ze złym drukiem... ale co z tego, skoro książka taka wspaniała?
:)

Nie jestem do końca pewna, ale wydaje mi się, że nigdy jej nie przeczytałam w całości, tylko na wyrywki czasem.
No to wreszcie nadrobiłam zaległość.
I zachwyconam.
Ogólnie nie przepadam za tą całą literaturą dworkowo-kresową, jakoś mnie to nie kręci - może podświadomie zdaję sobie sprawę, że ja bym tam występowała może w roli służby? kto wie :)
Bo mam wrażenie, że większość osób zachwycających się tym gatunkiem uważa, że one by były właśnie takimi szlachciankami, dziedziczkami, paniami na włościach, co to niosą kaganek oświaty ciemnemu ludowi... i tak tęsknią za tym, co już nie wróci.
A ja zawsze widziałam raczej ciemne strony tego życia - a czytając rozdział o urządzeniu dworku/pałacu i o stanie higieny tylko się w tym utwierdziłam.
No i pewnie mnie w jakimś stopniu odrzuca ten triumfujący katolicyzm, to wstecznictwo tej klasy społecznej... właściwie to i dziś mamy to samo.

No ale nie w tym rzecz.
Rzecz mianowicie w tym, że Kowecka wykonała kawał porządnej roboty, przekopując archiwa, stare listy, pamiętniki i rachunki i wyszła piękna opowieść o XIX wieku.
Bo zapomniałam napisać na początku, że podtytuł książki brzmi OPOWIEŚĆ O KULTURZE MATERIALNEJ PAŁACÓW I DWORÓW POLSKICH W XIX WIEKU.

Początek:





Koniec:

Wyd. PIW Warszawa 1989, 273 strony
Z własnej półki (kupione 19 marca 1990 roku za 3.700 zł - cena okładkowa, w księgarni)
Przeczytałam 29 grudnia 2017 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Po świętach dotarła jedna z paczek z Pragi, zaginionych w akcji. Na resztę czekam. Na przykład ostatnia informacja z poczty czeskiej była, że 15 grudnia przekazano moje trzy nowiuśkie koszuli do kraju doręczenia. I od tej pory głucha cisza.
Kraj doręczenia mówi, że nic nie wie. Nadawca radzi, żeby jeszcze poczekać.

A to - jak widać. Zaopatrzyłam się w Muzeum Miasta Pragi w kolejne trzy albumy, z serii, której jeden tom (o Żiżkowie) już przeczytałam, a drugi czeka.

środa, 27 grudnia 2017

Věra Adlová - Honička nad Prahou

Jako drugi autor występuje Miloslav Jágr, autor ilustracji.
A skąd się wzięli u mnie państwo Adlová i Jágr?
Zwyczajnie :) zamawiałam kolejne książki o Pradze i ta mi też wpadła w oko, tym bardziej że właśnie w Pradze toczy się akcja - no musiałam wziąć :)
Nazywa się to: doskonalimy się w czytaniu po czesku.

Co prawda słowo "doskonalimy" sugeruje, że ta umiejętność dosięgła już jakichś wyżyn, ale nie czepiajmy się szczegółów.
Ja wiem dobrze to, o czym spora część uczących się języka obcego nie ma pojęcia: że książki dla dzieci nie są najłatwiejszą lekturą. Tak sobie dużo ludzi myśli i potem wychodzi na tym, jak Zabłocki na mydle, żeby nie powiedzieć, że wręcz się zniechęca do czytania w oryginale.
Ale to przecież w miarę cienka książeczka, więc dałam jej radę, choć fakt - musiałam czytać ze słownikiem pod ręką. I słownik na tym źle wyszedł, niestety, bowiem w pewnym momencie wyślizgnął mi się z ręki po kołdrze, spadł na podłogę i... i kurdemol okładka z grzbietem nie stanowi już całości :(
Chwilę wcześniej był wart 120 zł, teraz już nic!
Więc w sumie książeczka wyszła drogo...

Ale do jej nabycia zachęciła mnie też oprawa graficzna, tak bardzo przypominająca mi własne książki z dzieciństwa, tego rodzaju właśnie, dla młodszych dzieci, dużego formatu, w twardej oprawie... żadna się nie zachowała, niestety, poszły wszystkie do młodszych kuzynów.
Więc sentymenta.
Historia taka: Ondra majstruje latawiec, a w międzyczasie dostaje od taty pluszowego tygrysa. Z latawcem udaje się na zawody, a tam wzbija się w górę razem z nim. I tak sobie polatują nad Pragą i zwiedzają, ale tymczasem za nimi rusza pościg. Onddra i latawiec mogą liczyć jednak na pomoc tygrysa...
Latawiec to drak, ocas to ogon, a spartak, którego nie było w słowniku, to chyba jakaś nazwa pojazdu. Tak mi wyszło z kontekstu, a teraz sprawdzam w internecie i faktycznie, taka była popularna nazwa Škody 440. No, tom się dokształciła z motoryzacji w bonusie :)

W ten to sposób przeczytałam siódmą pozycję po czesku w ciągu roku, co nie jest specjalnie wielkim osiągnięciem, ale będzie tylko lepiej :)
A jeszcze mam w odwodzie dwie dla starszych dzieci i słynną Babičkę, ale ta to już pewnie będzie wyższa szkoła jazdy, bo napisana przed 170 laty.

Początek:



Koniec:

Wyd. Státní nakladatelství dětské knihy, Praha 1962, nakład 25 tys. egz., 45 stron
Z własnej półki (nabyte w praskim anktykwariacie online 19 grudnia 2017 za 66 koron czyli ok. 11 zł)
Przeczytałam 23 grudnia 2017 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Pod choinką nie mogło zabraknąć zestawu od brata. Zawsze zamawiam reportaże, ale jako że na nic nowego w kwestii Rosji czy Azji nie natrafiłam, skupiłam się tym razem na Polsce.

niedziela, 24 grudnia 2017

Aleksandra Marinina - Requiem

Dawno już po rosyjsku nie czytałam, a Marininy to całe wieki, jakoś, ze względu na rozrywkowość, preferuję Doncową.
A tu wzięłam to Requiem do ręki i okazało się całkiem całkiem.


Do tego stopnia, że już chciałam za następną się łapać... no ale nie przesadzajmy :)
Zmiana tutaj jest taka, że Kamieńska zmieniła pracę, już nie jest w milicji, ale zajmuje się swą ukochaną pracą analityczną. Jednak tęskni za atmosferą, za Kołobkiem, za kolegami...
Tak że w następnym tommie pewnie wróci na dawne miejsce.

Początek:

Koniec:

Wyd. EKSMO Moskwa 2006, 347 stron
Z własnej półki (kupione 16 stycznia 2009 roku za 12 zł)
Przeczytałam 22 grudnia 2017 roku


NAJNOWSZE NABYTKI
Takie tam ;)


No i do po Świętach :)

piątek, 22 grudnia 2017

Hanna Krall - Na wschód od Arbatu

Wspaniała to rzecz.
Stara, ale co z tego.
Napisana tak, jakby dziś, a przecież w czasach, gdy reportaże ze Związku Radzieckiego należało pisać na kolanach.
Nie, może przesadziłam z tym "jak dziś"... inaczej: treści przemycone tak sprytnie, że widać cenzura nie pojęła.

Napisane prosto, a tak trafiające w sedno. Może bardziej odpowiednnie słowo to będzie - precyzyjnie.
Królowa.



Początek:

Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983, wyd. II, 134 strony
Seria: Biblioteka Literatury Faktu
Z własnej połki
Przeczytałam 14 grudnia 2017 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Ten Havel to kompletny przypadek, byłam na Kleparzu w celach całkowicie odmiennych i zatrzymałam się przy kiosku z czasopismami, takimi ze zwrotów. A tu leży. Za 10 zł. Nie dość, że sztuka, to jeszcze film ;)
Innych z serii pan nie miał, i całe szczęście ;)

A tu znowu fejsbuk mnie napadł. Że Kalendarz Adwentowy, że codziennie inne pozycje po 10 zł przez tydzień, a wysyłka razem i to gratis. No musiałam.
Właściwie nie musiałam, no ale. Może kiedyś przeczytam.

A to, co poniżej, to już... słów brak.
Ale sprawa wygląda tak, że ja zbieram tę serię o praskich dzielnicach Praha X křížem krážem (co oznacza wzdłuż i wszerz), no i jak widzę w antykwariacie kolejny pojawiający się tom, to MUSZĘ.
A przy okazji zawsze się coś dobierze, prawda?
Niech się koszt przesyłki rozkłada ;)
Tak się dobierało, dobierało... i wyszły 22 sztuki. A właściwie 24, bo jedno - Pražské domy vyprávějí - 3-tomowe. Brałam to tak na ślepo, nie do końca wiedząc, co to jest. Okazało się, że raz - bardzo dobre, dwa - że, o zgrozo, tego wyszło już osiem tomów! A ja naiwna myślałam, że zaopatruję się w całość :)
Znaczy - teraz jeszcze poszukiwać i tego.
Sporządziłam sobie listę w kajeciku, co mam brać, jak tylko się pojawi w tym moim ukochanym antykwariacie, no i oczywiście to dorzuciłam, a lista zajmuje już całą stronę (drobnym maczkiem).
No to się nigdy nie skończy!

W tym megazakupie są nie tylko prażiana, ale i dwie książki dla dzieci (na podstawie jednej z nich powstał serial, więc zanim go obejrzę, fajnie będzie przeczytać pierwowzór literacki) i trochę beletrystyki. Trza się w końcu brać za bary z tym czeskim, bo czytanie tylko o Pradze nie jest jakieś skomplikowane.
Chodzę sobie od października na kurs i to jest fajne, bo jednak się człowiek rozwija. Jest nas czworo i modlę się, żeby nikt nie zrezygnował w kolejnym semestrze, no bo dla trojga to już chyba kursu nie uruchomią?
Pytałam koleżankę i kolegów (oczywiście ja tam jedyna taka stara jestem) o ich motywacje. Myślałam, że praca. A tu - bo lubią czeski i tyle :)

sobota, 16 grudnia 2017

George Orwell - Rok 1984

Czytało się nielekko - bo druk okropny, zbyt jasny kolor czcionki i mała, a w momencie, gdy są cytaty (długie) z Księgi Goldsteina, to już w ogóle koszmar. Użyłam lupy, nie będąc w posiadaniu okularów!
No ale.
Moja słaba pamięć nie pozwala mi odtworzyć swoich wrażeń z piewrwszej, ówczesnej lektury, jeszcze za komuny, jak by nie było.
Dzisiejsze są takie, że prorokiem Orwell był. Bo to, o czym pisze, tak doskonale przylega do dzisiejszych realiów.

O autorze:

Nie prowadzę zeszyciku z cytatami, nie czytam z ołóweczkiem pod ręką, żeby zaznaczać celne fragmenty - i to jest mój błąd. Bo gdy potem chcę coś odnaleźć, to właściwie powinnam całość na nowo przeczytać :(
A ten tekst jest wręcz idealny do cytowania.
No dobrze, niech będzie jeden.
Niech mi ktoś powie, że to nie o naszych dzisiejszych światłych rządzących.

Początek:

Koniec - tak nieszczęśliwe się złożyło, że zaledwie kilka linijek na stronie jest, więc nie daję, za to proszę bardzo, oto spis całej serii w roku 1988, kiedy książka wyszła, po raz pierwszy oficjalnie.

Wyd. PIW Warszawa 1988, 218 stron
Seria: KIK (Klub Interesującej Książki)
Tytuł oryginalny: Nineteen Eighty-Four
Przełożył: Tomasz Mirkowicz
Z własnej półki (kupiona 4 stycznia 1989 roku za 600 zł czyli cenę okładkową, z czego wnoszę, że udało się ją nabyć w księgarni)
Przeczytałam 11 grudnia 2017 roku

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Mikołaj Samochin - Gdzieś w mieście, na przedmieściu...

Lubię tak sobie wziąć do ręki coś, czego absolutnie nikt nie czyta :)
Nazbierałam przecież w trakcie fazy na rosyjski nieco tej literatury, więc od czasu do czasu można skorzystać.
Zwłaszcza jak rozmiary mikre (teraz, gdy ciężko się skupić na czytaniu).
Zabrałam w podróż i faktycznie podczas tej podrózy przeczytałam.


Tonacja żartobliwa i parodystyczna z okładki mocno mnie zachęciła.
Ale jakoś tak... śladu po tej lekturze nie zostało.
No słowo daję, że powinnam sobie darować literaturę piękną.
Ciągle jeszcze nie wrócił jej czas.

No ale zainteresował mnie ten Samochin. Zaczęłam szperać w rosyjskich internetach.
Znalazłam hasło na Wikipedii.
I na stronie poświęconej rosyjskiej literaturze.
Znalazłam artykuł - wspomnienie, napisane w 20 lat po jego samobójczej śmierci.
Miał tyle lat, ile ja dziś.
I był humorystą.

Цитата из книги Шашлык на свежем воздухе:
— Родители ваши живы?
— Частично.


Widać on też czuł się żywym jedynie частично...

Początek:

Koniec:

Wyd. PIW Warszawa 1978, wyd. I, nakład 15 tys. egz., 128 stron
Tytuł oryginalny: Где-то в городе, на окраине...
Przełożyła: Monika Dutkowska
Z własnej półki
Przeczytałam 3 grudnia 2017 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Ja wiem, to aż wstyd, że człowiek tak całkiem kręgosłupa nie ma!
Mówi sobie, że ostatnie... po czym zamawia kolejne... a to nie koniec, przyjdą jeszcze kolejne paczki...
No to znalazłam wymówkę - że tak to już jest w początkach tworzenia jakiejś kolekcji :) trzeba bardzo dużo nadrobić, a potem to już tylko, od czasu do czasu uzupełniać braki :)
Więc zbieram te książki o dzielnicach Pragi, jest ich kilka rodzajów. Jak tylko zobaczę, że pojawiła się któraś na stronie mojego ulubionego antykwariatu, to BIERE!
Widoczne poniżej książki nabyłam jednak w innym antykwariacie, tym wspaniałym, który nosi nazwę swego adresu - Spalena53 - i który zawsze odwiedzam w realu. Tu pierwszy raz nabyłam coś drogą internetową, no i raczej więcej czynić tego nie będę, bowiem za przesyłkę zapłaciłam 360 koron, podczas gdy w tamtym antykwariacie liczą sobie 240 koron i to za znacznie cięższe (na przykład w październiku za 16 książek - 10 kg).


A Nohavicę to mi Monika Julita naraiła w Taniej Jatce. No i coś o Japonii jeszcze było :)

środa, 29 listopada 2017

Michał Kruszona - Kawior astrachański

Matko jedyna, ale się dałam nabrać.
Fakt, jakoś dość nieuważnie wybierałam te książki... miałam jeszcze kwadrans do rozpoczęcia pracy, więc wstąpiłam do Taniej Jatki, do działu z reportażami. Jak coś jest o Rosji to biorę prawie w ciemno... no i tak to właśnie było, rzuciłam okiem na okładkę, na cenę (ha ha, siedem złotych, choć tyle pociechy z tego niewypału) i brać, razem z dwiema innymi.
Mam chociaż nadzieję, że tamte dwie okażą się lepsze.


Uprzedzam naiwnych (jak ja). Ani smieszno ani straszno.
Bo jak już mowa o zabijaniu ludzi, to nie wiadomo czy to groteska czy inne żarty czy też może gramy w twardzieli.


Autor jednak powinien skupić się na dyrektorowaniu, może mu to wychodzi lepiej.
Niby wzbudził we mnie sympatię, bo i rocznik mojego brata i trochę podobny ze zdjęcia :)
No ale mój brat przynajmniej ze swoich licznych podróży nie przywozi naskrobanych przez siebie książek, więc ma ten plus.


Jest to NAJGORSZA książka, jaką czytałam w ostatnich latach!
No ale chcąc być uczciwa muszę przyznać, że może... może... jak ktoś lubi taką sensację (bandzior-uciekinier z Polski szuka swego miejsca w odległej ziemi) połączoną z "momentami" (seks z bibliotekarką wśród regałów) oraz wypisami z encyklopedii i dawnnych relacji podróżniczych... a jeszcze lubi kawior i chętnie się o nim czegoś dowie (ja mam to wele, niestety) - to może mu się spodoba nawet?

Dla mnie jednak szajs i strata czasu.
Sama się sobie dziwiłam, że to w ogóle kończę.
Co za obowiązkowość :)

Początek:
Koniec:

Wyd. Tamaryn, Jabłonna 2013, 263 strony
Z własnej półki, niestety
Przeczytałam 26 listopada 2017 roku

poniedziałek, 27 listopada 2017

Tomáš Dvořák a kol. - Žižkov. Svéráz pavlačí a strmých ulic

Jakem była pierwszy raz w Pradze i załapała się na wystawę w Muzeum Miasta Pragi o jednej z dzielnic, zauważyłam, że wydają fantastyczne albumy towarzyszące. Nawet przez chwilę rozważałam zakup tego, który dotyczył właśnie wystawy, no ale drogo było, ciężko i w ogóle :)
Kiedy jednak - po czterech pobytach - uznałam, że TO JEST MOJA PRZYSZŁOŚĆ - czyli gromadzenie wydawnictw o Pradze - zainteresowałam się możliwością nabycia online tychże albumów. Po długich debatach wybrałam dwa pierwsze, o Żiżkowie i Winohradach.

Zakup przebiegł bezproblemowo, a po przeczytaniu pierwszego albumu już się nakręcam do kolejnych :)
Bardzo porządne wydawnictwo. Twarda oprawa, obwoluta, duży format, dołączona duża mapa terenu z dawnych czasów (w wypadku Żiżkowa z 1938 roku), wkładka z tłumaczeniem na angielski wszystkich tekstów i podpisów pod zdjęciami i przede wszystkim właśnie cała masa archiwalnych zdjęć.


Mam za sobą jedynie dwa spacery po dzielnicy, więc jeszcze wszystko przede mną :)
Ale nie wiem, czy uda mi się zajrzeć na któreś podwórko z ocalałą galerią dookoła (pavlač to właśnie krużganek, ganek, galeria), ze względu na wszechobecne domofony. Trudno.

Aha, co znaczy tytuł? Żiżkow. Osobliwość galerii i stromych ulic. Niezgrabne to, ale taki ze mnie tłumacz :)


To była ludowa dzielnica. Kiedyś pola i winnice, dopiero w XIX wieku zaczęły zanikać na rzecz powstającego przedmieścia. Do Pragi przychodziła masa robotników, szukających pracy w szybkko rozwijających się fabrykach. Trzeba im było zapewnić tanie mieszkania. Oczywiście pozbawione wygód - składały się z kuchni i jednego pokoju, zazwyczaj wspólna toaleta była na każdym piętrze, takoż żeliwna czy blaszana umywalka z kranem, z którego brało się wodę. Okna tych bieda-mieszkań wychodziły na podwórze, a całe życie, z braku miejsca w domu, toczyło się na galerii.
Jest tam wspomniane, że gdy ktoś wracał do domu po pracy, to nieraz droga od bramy wejściowej do drzwi własnego mieszkania trwała i pół godziny, bo trzeba było się zatrzymać i porozmawiać z sąsiadami wysiadującymi na ganku :)

W latach 70-tych przyszła wielka asanacja, władze, zamiast inwestować w remonty, wolały wyburzać stare domy i na ich miejscu stawiać nowe. Tak zanikła znaczna część starego Żiżkowa. Przypominam sobie, że oglądałam nie tak dawno nostalgiczny film wspominający dawny Żiżkow.





Wyd. Muzeum hlavního města Prahy, 2012, 139 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 25 listopada 2017 roku