piątek, 31 stycznia 2014

Janusz Tadeusz Nowak - Wielki Kraków - wielkie szanse 1910-2010

Publikacja towarzysząca wystawie o tym samym tytule, która miała miejsce w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa, w pałacu Krzysztofory, w okresie od 8 września 2010 do 27 lutego 2011 roku. Kuratorem wystawy był właśnie Janusz Tadeusz Nowak.
Książka stawia sobie za cel przybliżyć współczesnemu czytelnikowi wydarzenia sprzed stu lat, kiedy to w związku z planowaną budową kanału i portu nad Wisłą powstał projekt rozszerzenia granic Krakowa. Autorem był ówczesny prezydent Juliusz Leo.
Portret prezydenta Juliusza Leo namalowany w 1971 roku przez Zdzisława Pabisiaka

Przed całą akcją Kraków liczył zaledwie około 6 km kwadratowych powierzchni i 103 tysiące mieszkańców. Dzięki determinacji prezydenta powstał tzw. Wielki Kraków o powierzchni 47 km kwadratowych i 183 tysiącach mieszkańców. Przyłączono Zakrzówek, Dębniki, Zwierzyniec i Półwsie Zwierzynieckie, Czarną Wieś i Nową Wieś, Łobzów, Krowodrzę, Warszawskie i Grzegórzki. Potem dodano jeszcze Podgórze, Ludwinów i Dąbie.
Celina Bąk-Koczarska pisała:
Rozszerzenie terytorium Krakowa przeprowadził Leo dzięki żelaznej konsekwencji i wytrwałości. Przez pełnych 13 lat z niezwykle zaciętym uporem dążył do jego urzeczywistnienia, pokonując na tej drodze różnorakie trudności i przeszkody, poczynając od rad powiatowych przyłączonych gmin, poprzez krakowską Radę Miejską, następnie Sejm, Namiestnictwo aż do samego rządu wiedeńskiego. Trzeba przy tym podnieść, jak wiele małostkowości, miejscowych ambicji i animozji osobistych, lokalnego patriotyzmu, sprzecznych interesów, tak prywatnych, jak i grup społecznych (niejednokrotnie słusznych) trzeba było pokonać, zaspokoić lub pogodzić w imię wspólnego interesu społecznego. Ileż to razy prezydent musiał przemawiać, przekonywać, udowadniać, że racja leży po jego stronie - a w prowadzeniu wszelkich obrad był naprawdę mistrzem. Gdy nie wystarczały argumenty, używał też i nacisku; dlatego tak wokół jego osoby, jak i tego problemu nagromadziło się sporo różnych osobistych niechęci.

Sylwetka prezydenta Leo jest na tyle ciekawa, że postanowiłam w niedalekiej przyszłości zapoznać się również z jego monografią, autorstwa wyżej wspomnianej Bąk-Koczarskiej.
Po nim nie było w naszym mieście umysłu równie szerokiego i wykształconego, który by z taką samą energią, przedsiębiorczością i odwagą cywilną umiał Kraków poprowadzić po drodze rozwoju - pisał historyk sztuki Franciszek Klein w 1926 roku. Jak podkreśla autor książki, słowa te są aktualne do dziś...
A wracając do tematu publikacji, kolejne rozdziały opowiadają o poszczególnych etapach: staraniach prezydenta Leo, obradach i decyzjach kolejnych gmin, szczegółowym przebiegu ostatnich posiedzeń rad gminnych przed ich rozwiązaniem, wreszcie o uroczystych obchodach powstania Wielkiego Krakowa i uroczystościach, jakie odbyły się w dniach 16 i 17 kwietnia 1910 roku, następnie o kolejnych przyłączeniach, planach na przyszłość, pamiątkach związanych z tym okresem, a wreszcie o zmianach granic Krakowa w latach późniejszych - w czasie okupacji, kiedy Niemcy przyłączyli kolejny szereg bardziej odległych gmin (wówczas dzielnicą Krakowa stały się Bronowice, w których mieszkam) o powierzchni 119 km kwadratowych i 72 tysiącach mieszkańców, i w 1951 roku, kiedy Kraków poszerzono o wsie, na terenie których powstała Nowa Huta, powierzchnia miasta powiększyła się wówczas do 230 km. Kolejne rozszerzenie granic miało miejsce w 1973 roku i od tej pory powierzchnia Krakowa wynosiła 322,3 km kw. aż do 1986 roku, kiedy to dołączono jeszcze część Zbydniowic do Podgórza i niektóre wsie do Nowej Huty. Obszar miasta został podzielony na 18 dzielnic samorządowych, a liczy sobie aktualnie (zapewne przed kolejnymi przyłączeniami) 326,8 km kw. A wszystko zaczęło się od skromnych 6 km zaledwie sto lat temu...

Publikacja została zaopatrzona w liczne ilustracje, w tym pamiątkowe zdjęcia, jakie wykonały poszczególne rady gmin przed swą likwidacją (co zapewne jest dużą atrakcją dla potomków przedstawionych na zdjęciach radnych, część nazwisk zresztą powtarza się i dzisiaj wśród aktywnej obywatelsko części krakowskiej społeczności) oraz bibliografię. Stanowi bardzo wygodne podręczne kompendium wiedzy na temat Wielkiego Krakowa.

Początek:
i koniec:


Wyd. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Kraków 2010, 122 strony
Z własnej półki (kupione w Księgarni Akademickiej 18 lutego 2013 roku za 16,20 zł)
Przeczytałam 28 stycznia 2014



Cykl: CRACOVIANA NA MOJEJ PÓŁCE, odc.12
Wracam do zaczętego w zeszłym roku cyklu. Dziś zajmę się kwestiami religii, kościołów i klasztorów w Krakowie. Temat szeroki, będzie na parę odcinków.
Najpierw może takie wydawnictwa ogólne, bardzo przydatne przy zwiedzaniu kościołów, do odcyfrowywania znaczeń, symboliki w ołtarzach, obrazach, rzeźbach.

Słownik kultury chrześcijańskiej
(Wyd.Instytut Wydawniczy PAX Warszawa 1997, wyd.I, 338 stron)

Kultura biblijna - słownik
(Wyd. Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne Warszawa 1997, wyd.I, 308 stron)

Historia chrześcijaństwa
(Wyd. Oficyna Wydawnicza "Vocatio" Warszawa 2002, wyd.I, 728 stron)

ABC chrześcijanina
(Wyd. Wydawnictwo Księży Werbistów "Verbinum" Warszawa 1999, wyd.I, 328 stron)

Cesare Ripa - Ikonologia
(Wyd. Universitas Kraków 2004, wyd.I, 503 strony)

Leksykon symboli Herdera
(Wyd. Wydawnictwo ROK Corporation SA Warszawa 1992, wyd.I, 191 stron)

Urszula Janicka-Krzywda - Patron - atrybut - symbol
(Wyd. Pallottinum Poznań 1993, 237 stron)

Ks. Wincenty Zaleski - Święci na każdy dzień
(Wyd. Wydawnictwo Salezjańskie Warszawa 1999, 892 strony)

Jakub De Voragine - Złota legenda
(Wyd.Prószyński i S-ka Warszawa 2000, 683 strony)

Przydatne jeszcze będą:
Herby rycerstwa polskiego
(Wyd. Biblioteka Kórnicka Polskiej Akademii Nauk, 1136 stron/2 tomy)

i ewentualnie:
Jerzy Łojko - Średniowieczne herby polskie
(Wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza Poznań 1985, wyd.I, 150 stron)

I przechodzimy do dziejów stricte krakowskich.
Ks. Jan Kracik, ks. Grzegorz Ryś - Dziesięć wieków diecezji krakowskiej
(Wyd. Wydawnictwo w. Stanisława BM Archidiecezji Krakowskiej Kraków 1998, wyd.I, 241 stron)

Ks. Bolesław Przybyszewski - Zarys dziejów diecezji krakowskiej
(Wyd. Wydawnictwo Św. Stanisława BM Archidiecezji Krakowskiej Kraków 2000, 303 strony)

Kościół krakowski w tysiącleciu
(Wyd. Znak Kraków 2000, wyd.I, 495 stron)

Piotr Biliński - Żywoty sławnych biskupów krakowskich
(Wyd. brak danych, chyba własnym nakładem Kraków 1998, wyd.I, 80 stron)

i znacznie obszerniejsze:
Krzysztof Rafał Prokop - Poczet biskupów krakowskich
(Wyd. Wydawnictwo Św. Stanisława BM Archidiecezji Krakowksiej Kraków 1999, wyd.I, 329 stron)

Michał Rożek, Barbara Gondkowa - Leksykon kościołów krakowskich
(Wyd. Verso Kraków 2003, wyd.II, 235 stron)

Michał Rożek - Altera Roma. Święte miejsca Krakowa
(Wyd. WAM Kraków 2007, wyd.I, 332 strony)

Michał Rożek - Mistyczny Kraków
(Wyd. Wydawnictwo Literackie Kraków 1991, wyd.I, 224 strony)

środa, 29 stycznia 2014

Kornel Makuszyński - Szatan z siódmej klasy

Szatan z siódmej klasy, dlaczego, co i jak? Otóż od pewnego czasu byłam w posiadaniu filmu, brakowało tylko pretekstu, żeby go obejrzeć. Zabrałam się tedy za książkę. Ostatni raz czytaną może ze czterdzieści lat temu :) Stanowczo z większym zajęciem czytałam Makuszyńskiego wtedy niż dzisiaj, troszkę mię poddenerwowywuje jego specyficzny styl i ekspresyjność opisów :)

Akcja Szatana rozpoczyna się pamiętnego sądnego czwartku, gdy profesorowi Gąsowskiemu skleiły się kartki w notesie i zamiast wyrwać do odpowiedzi trzech świetnie przygotowanych ancymonów, okrutny los kazał mu wyczytać całkiem inne nazwiska, przewidziane dopiero na sobotę - tak, drogie dziatki, w soboty też się chodziło do szkoły. Bowiem profesor miał od 40 lat stosowaną metodę: pierwszego dnia pytał numery 1, 11 i 21, drugiego 2, 12 i 22 i tak dalej. Ponieważ bystry Adaś Cisowski, uczeń VII klasy, metodę ową dawno rozszyfrował, siódma klasa słynęła ze znakomitej znajomości historii - bowiem każdy wiedział, na kiedy ma się przygotować do celującej odpowiedzi. Tak profesor Gąsowski odkrywa w swej ulubionej hałastrze, jak nazywał siódmą klasę, prawdziwego szatana. Adaś bowiem na wszystko znajdzie sposób i każdą rozwiąże zagadkę. Toteż gdy profesor dostaje list od swego brata, w którym ten skarży się na tajemnicze wydarzenia w swym domu, z którego nieznani złoczyńcy kradną.... drzwi - zwraca się o pomoc do Adasia. Co prawda Adaś miał jechać nad morze, ale morze nie zając, nie ucieknie, zwłaszcza gdy w perspektywie spędzenie wakacji u boku bratanicy profesora, pięknej panny Wandzi :)


Początek:
i koniec:

Wyd. NASZA KSIĘGARNIA Warszawa 1986, wyd.X, 269 stron
Ilustrował: Zbigniew Piotrowski
Z własnej półki
Przeczytałam 27 stycznia 2014

No i obejrzałam wreszcie film. Oczywiście wersję z 1960 roku, bo wiem, że istnieje jeszcze jakaś nowa, z 2006 czy 2007 roku. Wyreżyserowała go Maria Kaniewska, przenosząc akcję z 1937 roku w czasy współczesne. Siłą rzeczy pojawia się Milicja Obywatelska, która spełnia swoją powinność :) a i stary dom zamienia się w pałac, restaurowany przez brata profesora Gąsowskiego, nikomu się tam nie śni o "od 300 lat w rodzinie", wręcz przeciwnie, dawny właściciel zginął podczas I wojny światowej i pałac od tej pory niszczał, a po II wojnie władza ludowa się nim zaopiekowała :) wiemy wiemy, jak się władza ludowa opiekowała starymi pałacami i dworami :) aż dziw, że nikt o pegieerze nie wspomina. W roli kozy-panny Wandzi zadebiutowała Pola Raksa, ech, gdzie te czasy.


Adaś prowadzi śledztwo, kto z rodzeństwa zjadł jego lody.





Śmieszna scena, gdy Adaś odcyfrowuje z francuskiego napis na tych tak długo poszukiwanych drzwiach. Czyta słowo po słowie i tłumaczy od razu na polski: W wielkim domu znajdziesz dwie malowane brody... tymczasem gdyby rzeczywiście tłumaczył słowo po słowie, byłoby, z godnie z szykiem wyrazów we francuskim dwie brody malowane :) Śmieszne też jest, gdy na potrzeby filmu trzeba było kazać Francuzowi władać językiem polskim pod jakimś tam pretekstem. I ten polski Francuza jest perfekcyjny, z lekkim tylko akcentem, ale bez błędów w odmianie, z prawidłowym użyciem czasów, no mógłby ten Francuz z powodzeniem za Polaka uchodzić, gdyby od czasu do czasu nie jęczał Mon Dieu!

Fragment filmu:

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Josif Gierasimow - Pięć dni odpoczynku

I znowu rocznicowo, choć zupełnym przypadkiem: ściągnęłam książkę z półki i zaczęłam czytać, nie wiedząc, że tłem będzie blokada Leningradu... ani tym bardziej nie znając daty końca tej blokady - właśnie 27 stycznia 1944 roku - siedemdziesiąt lat temu. Jak donoszą media, w Petersburgu odbywa się parada z tej okazji, wystartował również Maraton Droga Życia - Drogą Życia nazywano jedyny ówczesny dostęp do oblężonego miasta poprzez jezioro Ładoga, którędy docierała żywność czy ewakuowano dzieci.
Mieszkańcy Leningradu w kolejce po wodę

Ze skrzydełka:
I właśnie do czasów blokady wraca pamięcią narrator pierwszej, tytułowej opowieści. Od czasu do czasu bierze pięć dni urlopu i jedzie do Leningradu, próbując przelać na papier swe wspomnienia sprzed lat, kiedy to był młodym żołnierzem i wraz z trzema ocalałymi towarzyszami z kompanii miał przydzielonych pięć dni odpoczynku w budynku szkoły na obrzeżach miasta. Jest to dla żołnierzy okazja również do oporządzenia się, umycia, odwszenia, zjedzenia gorącej zupy... a dla jednego z nich, Kazancewa, to również sposobność poznania młodej dziewczyny, Oli, prawie zagłodzonej i zamrożonej na śmierć. Dystrofia, mówią. Kazancew przypadkiem zdobywa dwa bilety do teatru i zabiera tam Olę, ratując jej w ten sposób życie - dziewczyna zobaczyła inny świat, zachciało jej się żyć. Niesamowite to przedstawienie operetki w warunkach wojny i blokady: powszechne zdumienie budzi para, która pojawiła się na widowni: kobieta w długiej aksamitnej sukni z głębokim dekoltem na plecach, a z nią oficer marynarki w odprasowanym mundurze ze złotymi naszywkami - wśród ludzi opatulonych w koce i kufajki - wszak na sali było co najmniej osiem stopni mrozu!

Okazuje się, że jest film nakręcony według tej powieści:


Początek:
i koniec:

Druga powieść czyli Dwudziesty drugi to opis dwóch dni z życia świeżo upieczonego absolwenta medycyny o ekscentrycznym (tam!) imieniu Krzysztof, który na pokładzie statku spacerowego spotyka młodą robotnicę z tartaku Danię. Od razu mi się przypomniały Dziewczęta i już nie chciały zapomnieć :) Znajomość zawarta przypadkiem może przerodzi się w coś dłuższego, poważniejszego, kto wie? Na razie Krzysztof wyrusza do miasta, gdzie dostał nakaz pracy, a Dania rozstaje się ze swym, nie za bardzo chcianym, długoletnim adoratorem. W życiu każdego z nich zachodzą zmiany, może nie ostatnie.

Początek:
i koniec:

Z Wikipedii dowiedziałam się, że Josif Gierasimow w rzeczywistości nazywał się Herszenbaum i pochodził z rodziny łódzkich Żydów, co wyjaśnia te rysy:
W czasie wojny walczył w szeregach armii i był kontuzjowany. Potem ukończył dziennikarstwo i pracował w redakcji gazety "Sowieckaja Mołdawia". Był autorem kilku innych scenariuszy, ale nie znam żadnego z tych filmów. W Polsce ukazało się kilka jego powieści: Granica możliwości, Kręgi na wodzie, Mój dom na ziemi, Słowiki, Wahanie. Jak zwykle, o żadnej z nich nic nie znalazłam, poza ofertami internetowych antykwariatów, aukcji i bibliotek.


Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1970, wyd.I, 215 stron
Tytuł oryginalny: Piat' dniej otdycha /Пять дней отдыха i Dwadcat' wtorogo /Двадцать второго
Tłumaczyła: Zofia Łapicka
Z własnej półki
Przeczytałam 25 stycznia 2013

Ze względu na charakterystyczne nazwisko tłumaczki zastanawiałam się, czy to mogła być pierwsza żona aktora, ze słów znajomej z "tych sfer" wynikało, że brylowała ona na salonach, ale nikt nie pytał, czy coś poza tym robi... jednak moje domniemania rozwiało zdanie z autobiografii Łapickiego: Żona żyła tylko moim życiem, nie pracowała. Przed wojną to się nazywało, nawet było napisane w paszporcie, "przy mężu". A więc to jakaś inna Zofia Łapicka tłumaczyła z rosyjskiego.



ALMA MATER n.161-162 (grudzień 2013 - styczeń 2014)
Dopiero teraz pobrałam ostatni numer miesięcznika z redakcji, która zrobiła mi niespodziankę i przywitała kartką na zamkniętych drzwiach, że przeniosła się na ul. Michałowskiego. Teraz będę miała nawet bliżej i wygodniej :)
Poniżej garść wybranych artykułów:

Ciekawie prezentuje się najnowszy numer
Miesięcznika KRAKÓW
Jak widać, dopasował się okładką na sam koniec miesiąca :) A' propos, czy wy wierzycie w to, co mówią o mrozach w lutym? Że niby jakieś minus trzydzieści stopni? Aaaaaaaaaaa!




W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film włoski NIEBIESKI PTAK (Il Bidone), w reż. Federico Felliniego, z 1955 roku


2/ film czeski NIKT NIC NIE WIE (Nikdo nic neví), w reż. Josefa Macha, z 1947 roku. Komedia wojenna, od której zaczęło się mówienie w Polsce nikt nic nie wie, czeski film :)


3/ film amerykański WILK Z WALL STREET (The Wolf of Wall Street), reż. Martin Scorsese, z 2013 roku. Kandydat do Oscarów. Zobaczmy.