Koper to specjalista od wszystkiego, co nie zachęca... no ale jakoś tak w bibliotece mi wpadł w ręce ten PRL na czterech kółkach i choć w PRL-u nie miałam do czynienia z czterema kółkami, to wzięłam do przeczytania. Faktem jest, że nigdy w rodzinie (tej najbliższej) nie mieliśmy samochodu, więc te wszystkie syrenki, trabanty i maluchy ominęły mnie. Brat dopiero sobie sprawił pierwszą mydelniczkę, ale to już nie był PRL.
Natomiast doskonale pamiętam z czasów dzieciństwa, że było mi niedobrze, gdy przyszło jechać samochodem z jakiejś okazji, a już w autobusie torsje (nazwijmy to tak delikatnie) były na porządku dziennym, dlatego jeździło się pociągami, jeśli była taka możliwość.
Dopiero z tej książki dowiedziałam się, dlaczego mnie tak rzygało 😂 W sensie, że była wówczas bardzo marna jakość benzyny i stąd ten okropny smród.
Dziwna to książka. Zaczyna się anegdotami o celebrytach i gdy już myślę, że tak będzie do końca (i że zaczyna to nużyć), zaczynają się perypetie fabryk samochodów, projektantów, rajdowców... oraz wbrew temu, co deklaruje autor we wstępie, sporo szczegółów technicznych. Generalnie odnoszę wrażenie, że Koper posklejał w jedną całość różne kawałki, a nawet w pewnym momencie widzę, że tak musiało być, bo nagle tłumaczy, czyim synem był Piotr Jaroszewicz, mimo, że w rozdziałach wcześniejszych już sprawa jego powiązań rodzinnych była omawiana.
Zaczynam mieć podejrzenia, że skoro Koper jest autorem 90 książek, jak piszą na skrzydełku, to chyba ma sztab riserczerów i może osób asystenckich*, a sam właśnie skleja wszystko w jedną całość.
* czytałam właśnie, że poprawiony Kodeks Pracy przewiduje, iż w ogłoszeniach o pracy trzeba będzie używać jednocześnie i feminitywów i maskulinatywów, żeby nikogo nie dyskryminować, więc wykręcam się tutaj sprytnie neutratywem 🤣
Początek:
Koniec:
Spis treści dla chętnych:
Ale ale! A' propos czarnej wołgi. Oto wyjaśnienie genezy powstania legendy:
Wyd. Harde Wydawnictwo 2024, 298 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 4 lipca 2025 roku
W kwestii lektur
Podawaliście w propozycjach również Lato leśnych ludzi, nie wpisałam go na listę, bo myślę błeeee Rodziewiczówna, starocie jakieś. Aż tu nagle w budce pojawia się mała książeczka we wtórnej oprawie, zaciekawiona zaglądam, co to będzie - a to właśnie to! Wydanie II, nie wiem, z którego roku, nakładem Gebethnera i Wolffa. No to trzeba zabrać 😁
Ale zerknąwszy na pierwszą stronę jestem deczko zniechęcona...
Kto czytał, niech się podzieli wrażeniami! Czy to aby nie będzie jak Stara baśń? Boję się za to zabrać 🤣
W kwestii zakupów
Nie powiodło się z sukienkami, średnio z odkurzaczem, to może chociaż jakieś duperele do domu? Czyli milion rzeczy, bez których można się doskonale obejść, normalnie minimalizm leży i skrzeczy 😂
To szare po prawej występowało jako UWAGA kuchenny ręcznik do rąk. Hm. Kiedyś coś podobnego, ale w formie rękawicy, kupiłam w Castoramie, że do wycierania kurzu. Schowałam do szuflady i oczywiście kompletnie o tym zapomniałam, dopiero teraz coś mi zaczęło świtać, że halo, skądś znam... Mo nic, ręcznik został zawieszony (na nowym wieszaczku), tylko na razie zapominam go używać, siła (nie)przyzwyczajenia 😂
W kwestii rowerów
Córka się uparła, że będzie jeździć i namówiła ojca, żeby jej wyciągnął z piwnicy rower (zawieszony na haku pod sufitem). Ja byłam przeciwna, że sobie może zrobić ziazi w tę złamaną rękę, ale nie podyskutujesz... Stanowczo postawiłam veto, że nie będzie go trzymać w mieszkaniu, no to wymyślili sposób: przypina go do balustrady na ojcowej klatce (u nas się nie da, bo parter, przeszkadzałoby).
W piątek była się się na nowo zarejestrować w Urzędzie Pracy, ponoć teraz już nie trzeba się meldować co miesiąc? Cztery godziny w kolejce, bo dwa okienka tylko czynne.
Tymczasem ja z okazji nabycia karty na tramwaj (wreszcie!) wybrałam się z wózkiem zaopatrzyć w parę książek knihobudki na Biprostalu i Orlenie i oto ujrzałam tak zaparkowane rowery. Nowa moda? Wygodniej?
W kwestii podręczników językowych
Czytałam rozmowę z pewnym młodym człowiekiem baaaardzo nastawionym na naukę i on wspomniał, że błyskawiczne wyniki lingwistyczne uzyskuje między innymi dzięki dobrym podręcznikom. W komentarzach pod wywiadem pojawiły się pytania ale halo, powiedzcie chociaż, jakie to podręczniki i oto jeden z komentatorów wrzucił taką odpowiedź.
Bardzo dużo PRL-owskich podręczników do nauki
języków, było znakomitych. Ponieważ książek było mało a chętnych dużo, o
wielu tytułach ludzie nie wiedza.
Leszek Szkutnik celował w
angielskich podręcznikach. Wyszła tez kilkutomowa pozycja "Essential
English"( w USA kosztuje teraz fortunę). I jeszcze legendarny ang
-Dobrzycka, Kopczynski.
Do włoskiego polecam - Włoski dla Polaków, Danieli Zawadzkiej..
Do
francuskiego - Platkov, Jaworowski - Mówimy po francusku, lub Francuski
dla początkujących. I na koniec, świetny podręcznik do łaciny - Łacina
bez pomocy Orbiliusza Lidii Winniczuk.
Język Francuski dla początkujących - Maria Szypowska.
Le Français mon amour - Godziszewski, Jomini - Balinska, Szkutnik.
No i kazdy z początkujących kursów, ma również wersje dla zaawansowanych. Także spokojnie można się rozwijać.
Jak dobrze pamiętam niektóre z nich! A nawet jeszcze posiadam! Trzymam bardziej z sentymentu...
Jeśli chodzi o mój angielski, dalej nic poza paroma minutami na Duolingo. No nie mam melodii. Do niczego zresztą. Zaraz przyjdzie Męska Siła do Podnoszenia spod Prysznica, będzie kąpanie Ojczastego, a tak już sobie marzyłam, że może odłożymy do jutra...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLato leśnych ludzi znam z serialu, sympatyczny film, żadna Stara baśń.
OdpowiedzUsuńjotka
:-) Kopry łykałam w przerywnikach, aż chyba wyłykałam wszystkie. czasem przerywałam w połowie...niestety tak jak piszesz, całe rozdziały sie wręcz powtarzają, no i bardzo powierzchowne te jego dziełka, pan idzie na ilość hurtem nie detalem. i jakością. ale czasem mi kogoś podrzucił o kim nie wiedziałam a czasem dodał coś czego nie wiedziałam, czyta się to łatwo i lekko.
OdpowiedzUsuńNa Kopra rzucałam się jak Reksio na kości, do czasu. Po kilkunastu książkach faktycznie zaczal iść na ilość i już go nie wypożyczam. Ale pierwsze, ploty o elitach z międzywojnia i PRL wręcz połykałam.
OdpowiedzUsuńHisteria na tle czarnej wołgi szczytowała kiedy byłam na początku podstawówki - ja znałam wersję, że to zakonnice porywały i wysysały czy jakoś pobierały krew, ale po co, to nie wiadomo😆 baliśmy się autentycznie i to do tego stopnia, że szliśmy wszyscy (mieszkało nas w jednym wielkim bloku pięcioro z klasy) trzymając się kurczowo za ręce. Musiała to być gdzieś 2 klasa, w jazdym razie już samemu się wracało ze szkoły.
Z samochodów to najpierw mieliśmy Škodę, a po śmierci mojego taty kiedy juz byłyśmy tylko we dwie - kilka maluszków po kolei. Mama śmigała nimi i do Karpacza, i gdzieś pod wschodnią granicę. Raz się zeslizgnęlysmy do rowu w zimie i nas chłop wyciągał przy pomocy konia 😅 ale nie pamiętam jak to ogarnął, że się maluszek nie rozwalił w trakcie.
Rodziewiczówna - akurat Lata... nie pamiętam (choć widzę na lubimy czytać, że czytałam). Ale Między ustami a brzegiem pucharu fajne. Wiadomo, że to ramotki i ponoć pisała głównie dla chleba (na skord niczym Koper), ale niektóre są spoko. Na pewno pisała bardzo nierówno.
Oj tak, dobry autor, który zaczyna iść w ilość, a nie jakość to okropna sprawa...
UsuńU mnie w rodzinie też nie było samochodów - nie licząc Malucha należącego do mojego dziadka. Malucha babcia sprzedała w 1993 r., kiedy dziadek zmarł i tyle było tej historii. Wiele lat później, już po 30-stce próbowałam zrobić prawo jazdy, ale nic z tego nie wyszło i dobrze, patrząc na moją kondycję, także psychiczną... Cóż było robić - pozostawał zbiorkom... Aż związałam się ze znakomitym kierowcą i teraz mam dupkę wożoną. ;)
OdpowiedzUsuńA p. Kopra nie znam, mam za to kota o imieniu Koper/Koperek. :)
Mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała mieć kompletnie nic do czynienia z instytucją zwaną PUP.
Pozdrawiam!
ps. co do drugiej książki - obecnie politycznie niepoprawna, bo jest motyw zabijania leśnych zwierząt, bodajże puchacza czy jakiegoś innego ptaka... Mnie do poprawności politycznej daleko, ale takie wątki w książkach - zwłaszcza jeśli fabularnie są po nic - faktycznie mnie odrzucają.
OdpowiedzUsuńJa w sprawie „ściereczki do rąk” Mam tego typu rękawicę- jest świetna do ścierania kurzu i dobrze się sprawdza przy komputerze. Nie bardzo sobie wyobrażam, jak można w te farfocle ręce wytrzeć, tym bardziej że toto jest dość małe.
OdpowiedzUsuń