środa, 29 października 2025

Erle Stanley Gardner - Případ zděšené servírky

No, zdążyłam przeczytać drugą książkę po czesku w tym miesiącu (takie założenie na emeryturę), i to z tych nowych, ostatnio nabytych. Zabrałam się za porządki na czeskich półkach, chcę to jakoś pogrupować tematycznie, ale póki co, podłoga w Ojczastego pokoju zawalona stosami... Wiecznie bałagan. Jak zrobię jedną półkę dziennie, to już jestem zadowolona 😉

Przy okazji widzę, że czasem mnie ponosiło, zwłaszcza w początkach tego czeskiego szaleństwa, kupowałam książki, do których być może nigdy nie zajrzę. Ale przecież z książkami tak już jest, prawda?

Skoro już o stosach - na ogłoszenie o SPRZEDAŻY dwóch tomów zgłosiła się ta, co to już wcześniej odbierała gratisy i tak siedziała długo. Znów przyszła w porze obiadowej i się rozsiadła, zapakowała książki do plecaka, narzekała, że zmarzła, żeby wydębić herbatkę (czas, czas, czas!), a gdy w końcu postarałam się ją wypchnąć z domu wołając córkę, że obiad gotowy (absolutnie nie miałam zamiaru jej częstować), nie wyciągała pieniędzy, więc wprost zapytałam jak się rozliczymy - i co??? I ona NIE ZAUWAŻYŁA, że to było na sprzedaż! Gdyby to był ktoś inny, sympatyczny mi, to bym pewnie odżałowała, ale z nią nie, nie takie numery, zażądałam zwrotu tomów 😎 Zmarnowała mi kupę czasu i ogłoszenie, krucafuks. Co za ludzie. Już na tym profilu nie będę wystawiać darmówek, bo znowu się zgłosi, a czasu ma najwyraźniej dużo. Wyniosę wszystko do knihobudki.

Wróćmy jednak do Gardnera i jego Sprawy przestraszonej kelnerki. Chyba nie było na polski tłumaczone, co mnie tym bardziej cieszy, że mogłam przeczytać po czesku 😁 Po to się człowiek uczy języków, żeby mu otwierały świat, kurka wodna! 

Cicho, nic nie mówimy o angielskim...

Adwokat Perry Mason jest w restauracji ze swoją sekretarką Dellą Street, gdy obsługująca ich kelnerka najwyraźniej próbuje nawiązać kontakt prywatnie (co jest surowo wzbronione). Mason zostawia jej więc pod talerzykiem 10 dolarów z wiadomością, w jakich godzinach przyjmuje w swoim biurze i że tyle wynosi honorarium za konsultację. Okazuje się, że Kitty pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny, ale rodzice zginęli w wypadku, a ona znalazła się praktycznie na bruku i zamieszkała u nieznanej sobie wcześniej ciotki, ale dzieją się tam dziwne rzeczy. Mason kazał jej natychmiast się wyprowadzić do motelu, ale nie zdołał w ten sposób zapobiec oskarżeniu Kitty o kradzież u ciotki. Kradzież raptem 100 dolarów, co jest bardzo dziwne, bo ciotka miała pudła na kapelusze wypełnione banknotami. Mason zaczyna śledztwo na własny koszt...  


 Początek:

Koniec:

Wyd. Brána, Praha 1994, 138 stron

Tytuł oryginalny: The Case of the Worried Waitress

Z angielskiego na czeski przełożył: Otakar Siedek

Z własnej półki (kupione online w Ulubionym Antykwariacie za 22 korony (-20%) 20 września 2025 roku)

Przeczytałam w nocy z 26 na 27 października, kiedy to nie mogłam usnąć do piątej nad ranem... 



Z porannych kroków

Jedyna pora, kiedy na rampie i okolicach nie słychać ciągłego stukotu, no bo młodzież w szkole. 


Więc gdyby to mnie ktoś - chyba we śnie - wywindował na to rusztowanie, to przysięgam: spadłabym od razu po ocknięciu się! Z samego strachu, że spadnę, pociągnęło by mnie w dół! Skąd się biorą ludzie, którym to jest fuk i pracują na wysokościach, jak tak można!


Nie wydaje mi się, żeby przypadkiem/niechcący/przez nieuwagę (niczym jakiś poseł Berkowicz) można było przewrócić ten kontener...



W Lidlu rzucili jakieś elektryczne osuszacze do butów, wzinam, a teraz myślę, czy potrzebuję, na wszelki wypadek nie otwieram pudełka 😂 Ma ktoś, używa?


 


Byłam wczoraj z kurtuazyjną wizytą na Fabryce. Dzieje się (jak zawsze) i sama nie wiem, czy westchnąć z ulgą, że już mnie to wszystko nie dotyczy czy raczej pozazdrościć, no bo u mnie się nic nie dzieje. 

Ale tak generalnie to powiem, że cieszę się z emerytury (nawet takiej minimalnej jak moja; zresztą na razie coś tam jeszcze zostaje z wpływów Ojczastego i chwilowo nie muszę dobierać z własnej kupki 🤣) - z tego, że nic nie muszę, że mam calutki dzień do dyspozycji. Nawet z tego, że jak tam wczoraj u nich siedziałam, to nie musiałam spoglądać co chwilę na zegarek i przebierać nogami. 

Ale fakt, że przez 25 lat robiłam na DG (czemu teraz zawdzięczam tę minimalną emeryturę), a teraz nagle Góra znalazła środki i robią konkurs na to miejsce - w sensie na ETAT - to by mnie wkurzyło na maksa, gdybym nie miała większych problemów...  Aaa, niech im tam ziemia lekką będzie...

Po wyjściu robiłam jeszcze kroki, więc zaszłam do biblioteki na Rajskiej (bo mają półeczki z gratisami 😁*), a tam wystawka nieduża ZNALEZIONE W KSIĄŻKACH.

Ja też namiętnie chowałam pieniądze w książkach (i zapominałam o nich). 


Taka lista na podróż, jak ta po prawej na dole, to jak moja normalnie 😂 Tyle, że ja bym nie napisała czyste bluzki, tylko dokładnie wyliczyła, które.



 Co potem z tym mlekiem, nie rozumiem?

 

Ojojoj, ktoś zawalił sprawę w szkole, będzie nagana 😂


 * na razie ten tydzień się nie zapowiada bogato w książkowe znaleziska - nic - i nie narzekam, absolutnie, tak trzymać 😁 Ale jest dopiero środa dopołudnie!

niedziela, 26 października 2025

Marek Raczkowski - Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki

To wywiad-rzeka ze znanym rysownikiem z Polityki i Przekroju. I zastanawiam się, czy ją sobie zatrzymać, czy będę jeszcze kiedyś chciała powtórnie po nią sięgnąć. Bo smutna to lektura.

Szokująca na pewno. Szczerością? Bo chyba nie dla epatowania Raczkowski opowiada o swoich nałogach, o stosunkach z kobietami, o trudnym charakterze. Może trochę zmyśla? Tak sobie myśli czytelnik, któremu pewne fragmenty wydają się tak ekscentryczne, że aż niemożliwe. A może nie zmyśla, może tak właśnie wygląda/ło jego życie? Wtedy cóż, skoro twierdzi, że niczego nie żałuje - to OK. 

Czyta się jednym tchem, ale zostaje jakiś osad smutku.  

 


Początek:

Koniec:

Wyd. Czerwone i Czarne, Warszawa 2013, 335 stron

Z własnej półki

Przeczytałam 22 października 2025 roku 


Najnowsze nabytki

czyli urobek z minionego tygodnia. Bogato było. 


Sama nie wiem, po co przynoszę te kulinarne, skoro prawie nie korzystam... Ale cały czas sobie wmawiam, że BĘDĘ. A nawet w Gotujemy z przyjaciółmi zaznaczyłam przepis na buraczki zasmażane, który co prawda znajdę wszędzie, ale akurat mi się na nim otwarło - a planuję zrobić (po raz pierwszy w życiu). Co do gotowania aktualnie, będzie trochę poniżej. Obiady za 9,99 zł pochodzą z 2011 roku, więc umówmy się - obecnie co najmniej za 19,99 😁 W ramach relokacji uwolniłam (i zagospodarowałam!) całą dodatkową półkę na te kulinaria, a teraz znowu nie ma miejsca...

Siódme wtajemniczenie - wreszcie! Twierdza Persil! Bo nie miałam. Ale brzydkie wydanie, więc jak się trafi lepsze, to zamienię. Podobnie z Myśliwskim. Właściwie tak mnie denerwuje ten obszarpany Pałac, że nie wiem, czy jeszcze dziś go nie wyniosę z powrotem 😉 Naciągnięte i Magma pewnie do przeczytania i oddania. Połanieccy w oprawie, ktoś przyniósł do knihobudki pół półki tak oprawionego Sienkiewicza, Mickiewicza i nie pamiętam kogo jeszcze. A wczoraj wieczorem wyskoczyłam kontrolnie jakoś po 21.00 - pojawiły się cztery pełne półki rozmaitości, trochę sensacji, dzieła Hłaski (których nie mam, ale miejsca też nie mam) i różne inne. Dobrze, że nic mnie nie skusiło...

W przeciwieństwie do pudła z filmami, które ktoś podrzucił wczoraj rano. Ja wzięłam mniej niż połowę, ale to jest do przejrzenia, bo na przykład nie pamiętałam, co w domu jest House'a (a są cztery sezony). Gdy zobaczyłam Tarantino, aż mi się oczy zaświeciły - albowiem kiedy ostatnio chciałam sobie przypomnieć Jackie Brown, okazało się, że mam to na VCD no i nie było jak. Pamiętacie taki format? On chyba był popularny na przejściu z VHS do DVD. A teraz już go nic nie odtwarza. Więc Jackie Brown podmieniona natychmiast, a inne też pod tym kątem mam sprawdzić.

Ostatni łup tegotygodniowy to drewniany listownik ze Śmieciarki. Złoty, ale skromny 😂 Co prawda w ostatnich czasach jedyne listy, jakie dostaję, to zawiadomienia z ZUS, że przyznali mi czternastkę, ale przecież mogę tam włożyć notes, lupę, żeby była pod ręką, no i nie wiem jeszcze co.


Hamerykańskie widokówki też są z budki, do poodcinania i używania jako zakładki. Kiedyś też  były popularne takie zestawy, nie wiem, czy jeszcze istnieją w handlu.

 

Dzień z życia emerytki

Nic pasjonującego 😁 Wygląda na to, że niewiele się taki dzień różni od dnia kobiety pracującej - tak samo monotonnie. Weźmy na przykład czwartek. Zaczął się typowo dla wieku 60+ mianowicie pobraniem krwi w celu wykonania 7 badań wątrobowych 😂 Niestety w placówce odległej od miejsca zamieszkania, bo w szpitalu na Wrocławskiej. Było jasne, że potem nastąpi globus, jako że przecież musiałam na czczo, a moja głowina jakoś tak ma, że jak nie dostanie zaraz po wstaniu sygnału z przewodu pokarmowego, iż już tam coś leci do żołądka, to się obraża. Więc się obraziła, z tym, że na razie lajtowo, więc nawet wykonałam poranny plan (obejrzeć czeskie wiadomości, skontrolować, jakie nowe filmy na hamerykańskiej stronie, wyrzucić spam z poczty, wziąć witaminy, coś tam pouzupełniać w katalogu książek). Dobrze. Na 13.00 była umówiona dziewczyna na odbiór paru książek, które się zdecydowałam wydać. Jak przyszła, jak siadła, jak zaczęła gadać... No, trochę zeszło. Na szczęście obiad był w lodówce.

No i właśnie, obiady. Jakoś się obcyndalam w tej kwestii, powiem szczerze. Jedyna nowość z ostatnich tygodni jest taka, że chciałam spróbować, czy w ryżowarze można też ugotować kaszę. I tak, można. Wielka to wygoda, więc kombinuję jakieś kaszotta buraczotta na ten przykład. Ale Sąsiad przynosi co i rusz gotowce z pracy i w ten sposób mnie zniechęca do dalszych eksperymentów 😂 

Gotowce biorą się stąd, że jakaś tam firma cateringowa zaopatruje automat w biurowcu, żeby niewolnicy mogli sobie kupić obiadek. Facet przywozi nowe porcje, a tych, co im się właśnie skończyła ważność i nie zostały wykupione, nawet nie chce mu się zabierać z powrotem, więc oddaje recepcji i ochronie.

Tak też było w czwartek, odgrzałyśmy sobie, zjadły, narzekam na głowę, a córka mówi, żebym poszła się przejść, to mi może minie. Dupa tam, takie numery na mnie nie działają, ale że piękna pogoda była, to jednak wyszłam. Byłam po drugiej stronie Błoń, gdy ujrzałam przy stadionie Wisły Wielką Masę Niebieskich Świateł. Trzeba sprawdzić, co się dzieje, więc strawersowałam Błonia (w sumie 12 tys. kroków, 7,5 km), a tam dziesiątki radiowozów i setki policjantów. Jeden mi wyjaśnił, że będzie mecz Legii Warszawa z Szachtarem Donieck. Tu się popisałam, bo zdziwiona zapytałam jak to, z ruskimi? No co, głowa mnie bolała 🤣 Dociekałam, czy zawsze mecze są tak obstawiane, nie, jest ustalany stopień ryzyka. Potem w internecie doczytałam, że Legia Warszawa nienawidzą się z Wisłą Kraków, więc.. Tymczasem nadjeżdżały autobusy pełne tych kibiców z Legii, przywiozły ich dwa specjalne pociągi, ale nie na Główny, tylko do Mydlnik i tam ich przeładowywano. Jak sobie pomyślę, ile sił i środków jest zaangażowane do takich bzdetów, to mi się słabo robi... 

Jako osłabiona podeszłam na Cichy Kącik i wsiadłam do autobusu 159, z myślą, że podjadę JEDEN przystanek, na Miasteczko Studenckie, a stamtąd to już czymkolwiek do domu. To był ten największy błąd: pokonaliśmy tę odległość (na piechotę pewnie bym szła 5 minut) w korkach w PÓŁ GODZINY. Myślałam, że jajo zniosę, głowa mi już pękała, ciemności zapadły, cztery młode Chinki (chyba) nawijały bezustannie po swojemu, a wysiąść się przecież nie dało. 

Do domu dotarłam w stanie totalnej rozwałki, a tu jeszcze w drodze dzwoniła pani, że stoi pod blokiem i czeka. Bowiem SPRZEDAŁAM jedną książkę, a kupująca sobie przypomniała, że ma na moim osiedlu znajomą i że ona ją odbierze wieczorem. Pani (z pieskiem) była przesympatyczna i gdyby nie ten łeb, to bym ją zaprosiła do środka na pogaduchy, a tak to w drzwiach jedynie. 

Wracając do sprzedanej książki - niektórych mi się zrobiło żal (wydawać je za friko), chytra baba z Radomia 😂 Więc pierwszą sprzedałam za 40 zł i zarobek włożyłam do TRZECIEJ skarbonki 😁 Tak, mam trzy skarbonki: do jednej wrzucałam co miesiąc 50 zł na nowy dywan do kuchni po tym, jak Ojczasty trochę nabałaganił przy jedzeniu (już nie dokładam, bo myślę, że się nazbierało, ale za dywanem się nie rozglądam na razie), druga to ta nowa z Pragi przywieziona w kształcie tramwaju, tam co miesiąc wrzucam kupiony banknocik 1000 koron, a trzecia stała do tej pory pusta, ma formę angielskiej budki telefonicznej, chyba córka ją dostała przed wiekami. Tam będę zbierać kasę za książki - ale nie wiem, jeszcze na co 😂 Tymczasem wczoraj sprzedałam kolejną, ma być odebrana jutro. 

A co w czwartek? Nic, zjadłam kolację i poszłam do łóżka, bo tylko na to było mnie stać. Łeb i tak bolał całą noc. Tak że nie chcę już nigdzie chodzić na czczo, rozumiemy się?

Pierwszy raz w październiku nie zrobiłam wtedy kolejnego unitu z angielskiego, ale muszę się pożalić, że mnie zaczął ten angielski wkurzać: najpierw past simple z cholernymi nieregularnymi czasownikami, a w następnej lekcji jakiś present perfect z kolejnymi cholernymi nieregularnymi! Jedne takie same, drugie inne. Nie chce mi się tego uczyć!!! Co prawda jeśli celem było rozumienie (na przykład napisów przy oglądaniu filmów), to wystarczy, że wiem, o co chodzi, ale przecież to nie jest tak do końca, jak się już uczyć języka, to żeby go używać, a nie tylko rozumieć... No nie wiem... Następnego dnia ambitnie naszykowałam kilka innych gramatyk, żeby porobić ćwiczenia, sobie utrwalić, ale jeszcze do nich nie zajrzałam.


 

Teraz czytam sobie kryminał Gardnera po czesku (czeski mnie tak nie denerwuje, choć miewa swoje za uszami), ale Perry Mason się Luwrem nie zajmuje, jego klientka jest oskarżona o kradzież zaledwie stu dolców.

 


środa, 22 października 2025

Karel Poláček - Kouzelná šunka

Przeurocza książeczka z małym opowiadankiem zatytułowanym Zaczarowana szynka. Na czym polegał czar? Bohater, mały pijaczyna, podzielił się ostatnim ćmikiem ze spotkanym nocą staruszkiem, a że był to Pan Bóg - dostał ofertę spełnienia jednego życzenia. Pan Cipra spojrzał na szyld wymalowany na pobliskim domu i zażyczył sobie... piękną szynkę. I rzeczywiście w domu na stole czekała wielka różowa szynka, ku radości żony i dzieci, które kroiły sobie wielkie kęsy. Następnego dnia szynka znów była cała, w końcu była przecież zaczarowana! Najpierw rodzina Ciprów jadła sama, potem zaczęła stosować handel wymienny z sąsiadami, aż w końcu powstał sklepik, gdzie każdy mógł nabyć wielki kawał pachnącej szynki za marne 5 koron. To się nie mogło podobać rzeźnikom i sklepikarzom w okolicy... 

Łatwo przyszło, łatwo poszło - taki morał. 


Książeczkę kupiłam ze względu na cudowne (zaczarowane?) ilustracje Adolfa Borna (zmarłego w 2016 roku). Akurat odkurzam półki z czeskimi książkami dla dzieci i widzę, jak wiele z nich zostało przez niego zilustrowane. A na Lubimy czytać widzę jeszcze co innego: że w Wydawnictwie Literackim w 1984 roku wyszła książka Poláčka pod tytułem Zaczarowana szynka, która ma 360 stron. Nie wiem, niestety, co jeszcze zawiera. Jest w jednej z bibliotek nowohuckich, ale wcale nie chce mi się po nią jechać 😂 A ja Poláčka mam kilka książek w oryginale (w tym dwie już czytałam, brawo ja!) i wypadałoby sprawdzić, czy to, co znalazło się w polskim wyborze, mam po czesku.


 

 

 

Wyd. Vyšehrad 2013, 45 stron

Ilustracje: Adolf Born 

Seria HARMONIE 

Z własnej półki (kupione online 20 września 2025 roku za 33 korony minus 20% - to była jedna z tych droższych)

Przeczytałam 18 października 2025 roku 


Wycieczki tego rodzaju nie bawią, tylko męczą. Ale przynajmniej w tamtą stronę było luksusowo, bo mało ludzi 😁 Tyle, że to Regio, więc co chwila przystanek. Przypomniało mi się, jak jeździłam do Dżendżejowa w weekendy i jak tego zaczęłam już nienawidzić... Przez te dwa i pół roku, co przestałam jeździć, na trasie powstał nowy przystanek kolejowy, ciekawostka. Tzn. tak myślałam, ale teraz sprawdziłam i dowiedziałam się, że... tylko zmienili nazwę 😂


 

Na miejscu zero kontaktu z Ojczastym, bo jedyne, co mówił, to "chcę spać". Okazało się, że nie bez kozery, bo swoim starym zwyczajem i z ułańską fantazją wstał w środku nocy i poczłapał do łazienki, gdzie nastąpił pewien incydent, w rezultacie którego konieczna była kąpiel, a w dzień była powtórka z rozrywki... no tak, miał prawo być niewyspany... Oczywiście ani nie wiedział, że tam byliśmy, choć głaskałam go po głowie i ręce, ale najwyraźniej brakło mu przytomności, bo dodać dwa do dwóch i wysnuć wniosek, że to raczej nie opiekunka... W zeszłym tygodniu przeniesiono go do 2-osobowego pokoju, pan Jan, co z nim mieszka, nie wstaje, ale jest kumaty (choć mówił do mnie siostro), twierdzi przy tym, że mu Ojczasty nie przeszkadza, gdy woła (na przykład woła, gdy zapełni kaczkę - ponoć mnie!), natomiast pacjentka zza ściany się skarżyła na nocne hałasy... 


Jakie to wszystko beznadziejne... Poprosiłam córkę, żeby - gdyby ze mną tak było - zrobiła mi koktajl z dużą, naprawdę dużą ilością tabletek i szlus. W imię miłosierdzia. 

Poszliśmy z bratem na spacer i usiłowałam go wysondować, czy nie pomyślał, że na starość powinniśmy mieszkać blisko siebie. Niedawno rozmawiałyśmy z córką na ten temat i ja wysunęłam pomysł, żeby kupić duże mieszkanie, gdzie każdy z nas miałby swoją przestrzeń. Brat skwitował to:

- Chcesz, żebyśmy się pozabijali?

Nie wiem, kogo miał na myśli jako ciężkiego we współżyciu - siebie czy którąś z nas. 

No to mieszkania obok siebie. Tu już nie byłby przeciw - ale nie w Krakowie. Bo za mieszkanie, które w Kielcach na przykład kosztowałoby milion, w Krakowie trzeba zapłacić trzy. A czy ja chcę się wyprowadzać z Krakowa? Nie chcę. Mam stąd połączenia do Pragi 😁


Ludzie zjeżdżają na tych linach i chodzą między drzewami - nikt by mnie nie namówił 🤣

 

O, ten blok w głębi po prawej - tam na samej górze mógłby mieszkać, twierdzi brat. Jakiś penthouse z wielkim tarasem. A co ja bym robiła w Kielcach, ludzie! Czy tam mają knihobudki?



niedziela, 19 października 2025

Czesław Czerniawski - Ballada o człowieku spokojnym

Przyniosłam z knihobudki w ramach nienazwanego jeszcze projektu czytania różnych staroci, których nikt w naszych czasach na oczy nie widział 😁 Po przeczytaniu wrzuciłam nazwisko autora do wyszukiwarki, a tu co się okazuje - pisał kryminały! Głównie marynistyczne, co nie wiem, czy by mnie nie zniechęciło do ich czytania, gdybym się na nie natknęła... ale że ta okoliczność do tej pory nie zaszła, to nie ma problemu.

Prawie pół wieku temu pisano na skrzydełku to i owo, a dziś Wikipedia podaje dodatkowo, że w 1983 roku wstąpił do nowego ZLP czyli tzw. neo-zlepu (no niech mu ziemia lekką będzie), że kochliwy był najwyraźniej, bo miał trzy żony oraz że zmarł w 1988 roku w Szczecinie.

A co, jeśli chodzi o Balladę o człowieku spokojnym? Film mi się przypomina, Niespotykanie spokojny człowiek, ale to nie ma nic wspólnego z powieścią, której akcja dzieje się w 1945 roku na Ziemiach Odzyskanych. Czy one tak na długo odzyskane, nie wiadomo i para ludzi kiedyś tam wywiezionych na roboty, a pochodząca z Kresów, nie bardzo wie, co ze sobą zrobić i gdzie się podziać, tym bardziej, że ona jest w zaawansowanej ciąży. Zdecydowali załadować trochę bambetli na furmankę i jechać "do Polski". Ale historia ciągle się dzieje (tu znowu przypominają się Sami swoi), niedobitki niemieckiej armii grasują po lasach i dokonują nawet egzekucji swoich, jeśli podejrzewają ich o pomoc ruskim lub Polakom. Nie znasz dnia ani godziny, a tu kobita zaczyna rodzić. 

Nie mam powodu zatrzymywać Ballady... w domu, choć nie było to złe. Ale myślę, że to rzecz dla tych co albo mają jeszcze dużo miejsca w biblioteczce albo interesują się tematyką: II wojna, powroty, Ziemie Odzyskane. Tu mam trzecie przypomnienie, że od dłuższego czasu marzy mi się powrót - do sagi niedoskonałej Nepomuckiej (tam też pojawia się ten temat), ale odkładam i odkładam, bo jak zacznę to wsiąknę na długo, to w końcu sześć tomów. 



Początek:

Koniec: 

Wyd. Pojezierze, Olsztyn 1977, 151 stron

Z knihobudki

Przeczytałam 16 października 2025 roku

 


Migawki ze spacerów. W ramach 3-godzinnego wyjścia imieninowego dwa razy chodziłam (a to w urzędzie a to w domu kultury) do toalety... hm to co będzie w zimie? 




Zwiedzałam cmentarz, a tam jeden pogrzeb się skończył, drugi trwał, przy okazji zobaczyłam, jakie udogodnienia teraz proponują zakłady pogrzebowe 😉



 Dzielny piechur, jak ja 😁


Najnowsze nabytki

czyli urobek z minionego tygodnia, z knihobudek rozmaitych, chyba pięciu, bo zlokalizowałam dwie nowe 😁

Srebrna odznaka jest do sprawdzenia, czy nie lepszy egzemplarz od mojego. Cztery sztuki z serii Biblioteka Klasyki Polskiej i Obcej: Baczyński do zamiany, Słowacki do sprawdzenia, czy jednak nie zostawić swojego, Kasprowicz nie wiem, czy mam, więc też do poszukania. Bakakaj na pewno do oddania, bo mój egzemplarz ma okładkę i stronę tytułową od Daniela Mroza, więc... Trzy cienkie to Kuroniowe przepisy. A w naszej budce objawił się też taki album na zdjęcia old fashion, żal było nie brać, bo mamy jakieś zdjęcia luzem, więc się je tam da. Album stary, ale nowy, dodam. Pamiętam, że mam gdzieś (gdzie?) te trójkąciki czarne do wklejania, przydadzą się 😁


Aha, i jeszcze taka lekturka obcojęzyczna. Ciekawa jestem, czy rozpoznacie język? Tak na pierwszy rzut oka kojarzyć się może z litewskim, nie?

 

We wtorek wybieramy się z bratem do Ojczastego. Co by tu sobie zabrać do czytania do pociungu? Może tego Raczkowskiego...