Wieczorem skończyłam tę poprzednią czeską książkę i jak zaczęłam Matkę bez wyboru (przeczytam pierwszy rozdział...), tak zarwałam noc! Czego nie robię absolutnie! Zwłaszcza, że na drugi dzień globus murowany!
Nie, że nie mogłam się oderwać, ale wciągnęło jednak.
Trochę miałam tak, jak autorka na początku. Może nie od razu, że to zła kobieta była, bo wiadomo, różne są życiowe sytuacje, ale jednak jakieś to nienormalne, żeby zostawić własne dziecko. Nie dziecko zaraz po urodzeniu, jeszcze w szpitalu, ale dziecko już mniej czy bardziej odchowane, kilkuletnie czy jeszcze starsze. Czyli takie, gdzie dawno wytworzyła się więź, miłość. I nagle - odchodzę, niech sobie dalej żyje beze mnie.
Autorka opisuje pięć sytuacji z punktu widzenia matek, które odeszły i sześć z punktu widzenia tych, którzy pozostali - czasem dzieci, czasem ojciec, czasem dziadkowie. I zawsze jest to zgodne z założeniem - że to nie (tylko) matka zawaliła sprawę, ale i reszta rodziny. W opisywanych historiach kobieta zostaje matką, bo uciekła w małżeństwo z przemocowej rodziny - do przemocowego męża. Albo pochodzi z patologii i innych wzorów nie miała. Albo wplątuje się w sytuację bez dobrego wyjścia, tak jak Marta, która pozwoliła sobie na kochanka, a gdy ten w wyniku wypadku, z którego ona wyszła bez szwanku, został na jej łasce jako inwalida, czuła się moralnie odpowiedzialna i odeszła od męża zostawiając mu dziecko. Albo oddaje dzieci byłemu mężowi, bo ten je tak zmanipulował i nastawił przeciwko niej, że nie ma szans na dobre z nimi relacje czyli na wspólne życie i wychowywanie ich. Albo jest nastolatką, którą przerosła opieka nad niepełnosprawnym dzieckiem.
Jaka to musi być straszna i dewastująca psychikę decyzja. Przypomniałam sobie, że znam taką osobę - oddała córkę ojcu, który zapowiadał, że inaczej ją zniszczy, a miał nad nią przewagę również materialną. Po latach doprowadziła do spotkania z tą córką, ale ona już miała oczywiście wyprany mózg i powiedziała, że więcej matki nie chce widzieć.
Początek:
Koniec:
Wyd. Czarne, Wołowiec 2025, 224 strony
Z biblioteki
Przeczytałam w nocy z 15 na 16 listopada 2025 roku
Dzień z życia emerytki
W zeszłym tygodniu zobaczyłam w Lidlu ladies hiking boots, jak to jest napisane na pudełku, i nawet sobie pogratulowałam, że dzięki Duolingo od niedawna wiem, co to hiking 🤣 Uznałam oczywiście, że przydadzą się na kroki w aktualnych warunkach pogody i kupiłam nr 38. W domu zaczęłam wątpić we właściwy wybór, jakaś ściśnięta noga była, więc poszłam raz jeszcze i przyniosłam nr 39. W życiu nie nosiłam 39! Potem przez dwa dni nie mogłam się zdecydować, które oddać, które zostawić. W końcu jednak padło na 39 do noszenia, no bo jakaś grubsza skarpeta albo co... Wczoraj nastąpiła premiera czyli debiut w nowych buciskach 🤣 przy okazji wyjazdu do Ojczastego - większość czasu jednak siedzenie w pociągu czy w samochodzie, więc nie zdążą mnie obetrzeć, jak by co. Z tej okazji nawet wyciągnęłam zimową kurtkę, którą mam przecież róziową, więc bardziej pasującą 😁 Generalnie mam wrażenie, że jakoś mi za bardzo ściskają stopy, więc zostawiłam sporo luzu na sznurówkach.
Tyle o butach, przejdźmy do rzeczy. Ojczasty tym razem otworzył oczy, a gdy go zaczęłam głaskać po głowie, usiadł na łóżku, więc i ja koło niego. Po chwili zapytał:
- Obiad będzie?
Obiad już oczywiście był wcześniej, bo my tam dojeżdżamy około 14.00, a jego współlokator dorzucił swoje:
- Mało je. Ale ja na tym korzystam.
Cholibka, myślę sobie, dojada resztki z talerza czy co. Ale pan Jasiu jest leżący, więc niby jak by miał po ten talerz sięgnąć? Opiekunka potem uśmiechając się wyjaśniła, że Jasiu żyje w swoim świecie.
Ojczasty jeszcze chwilę posiedział, po czym znów wrócił do tematu:
- Masz coś do jedzenia?
Jakoś tam na migi wyjaśniłam, że nie. To nie jest tak, że on głodny, tylko ma zakodowane, że jak go sadzają, to znaczy jedzenie idzie... Więc skoro nie ma jedzenia:
- To ja się wobec tego położę.
No i tyle. Dużo lepiej niż poprzednim razem, gdzie nawet oczu nie chciał otworzyć, tylko chcę spać.
Opiekunka mówi, że wszystko w porządku, że je, że woła na kupę (mnie woła ponoć), że nie ma z nim problemów. Podcięły mu wąsy i brodę, ciekawe, czy nie protestował 😂 Tak się zastanawiam, czy on może myśli, że dalej jest ze mną, tylko w innym miejscu, że się przeprowadziliśmy czy co...
Pan Jasiu jest aparat, dałam się nabrać.
- Siostro, mówi, daj mi tam z szafy taką reklamówkę.
Znalazłam, dałam. Następne żądanie dotyczyło spodni i podkoszulka. Potem jeszcze jakieś ubrania mu dawałam, a on ładował je do tego worka. Na końcu zażyczył sobie koc, myślałam, że chce się dodatkowo przykryć, a on też go władował do siatki, mówiąc:
- Zabiorę do domu.
Wtedy dopiero skumałam, że on się pakował 😂 I że dodałam roboty opiekunkom, które teraz będą musiały mu siatkę zabrać i z powrotem rozparcelować wszystko. Żeby się nie zastanawiały, jakim cudem pan Jasiu zgromadził te rzeczy leżąc w łóżku, poszłam je poinformować...
Jeżdżenie pociągami to mordęga - w Regio grzeją jak wariaci, w pewnej chwili wyjęłam lusterko, żeby zobaczyć swoją twarz, była cała w wypiekach od gorąca; za to w powrotnym IC zimno i prawie kataru dostałam. Ciekawostka taka, że IC jedzie tyle samo czasu (czyli półtorej godziny) co Regio, które staje na każdej stacyjce (IC na dwóch). Albowiem ma po drodze postoje techniczne gdzieś prawie w polu (chyba, bo nic nie widziałam za oknem oprócz ciemności). Wyszłoby na to samo, gdybym wracała też Regio, ale! Regio kosztuje 20 zł, a IC - 9 🤣 To są paradoksy...
Jeju, jak mi się już nie chce tamtędy jeździć... ale z drugiej strony tak pomyślałam, że skoro na razie jest OK, to mógłby tam zostać jeszcze trochę, zamiast znów urządzać mu przeprowadzkę do ZOL-u w Krakowie, do kolejnego nowego miejsca. Ale to już za bardzo ode mnie nie zależy, jak zadzwonią, że jest łóżko, to trzeba będzie brać. Pani mówiła, żeby się przypominać, czego oczywiście nie robię.
Po powrocie do domu tak jakoś byłam zmęczona, że pierwszy raz od początku października nie zrobiłam lekcji z angielskiego... dzisiaj mam zamiar nadrobić czytając lekturkę o tym, jak Lisa goes do London. A wczoraj za to obejrzałam na YT filmik gościa, który likwiduje robactwo w mieszkaniach - na własną zgubę to obejrzałam, bo nie dość, że potem wszystko mnie gryzło 🤣 to jeszcze zaczęłam się zastanawiać, czy w moich papierzyskach też się takie pluskwy nie zalęgły albo nie zalęgną...
Człowiek może przywlec do domu jakieś świństwo... trzeba dokładnie wszystko oglądać. Ale druga sprawa w przypadku tych starszych państwa z filmu, to zbieractwo. Znowu wraca temat.
- Jakie jest przeznaczenie tego pokoju? - pyta zdziwiony Czyściciel.
- Ja tu śpię - odpowiada dziadek. A trudno się było domyślić, bo do łóżka w głębi prowadzi wąska ścieżka między stosami gazet i książek i Bóg wie czego jeszcze. A tam - roje pluskiew.
No, teraz już późno, pomyślałam, ale jutro rano rozejrzę się, co z domu wynieść 😂
Czy się rozejrzałam dziś rano? Niespecjalnie... Ale skoro sobie teraz o tym przypomniałam, to zaraz coś naszykuję. Za pół godziny bowiem córka wychodzi z psem (sąsiadki, która wyjechała na parę dni) i chce, żebym jej towarzyszyła.







Patrząc na to zdjęcie pod tematem oddania butów sądziłem, że musiałaś przeczytać (i to po angielsku!) książkę o prawie i prawach konsumenta, aby przygotować właściwe argumenty, gdyby przypadkiem sklep odmówił przyjęcia zwrotu…
OdpowiedzUsuń