środa, 29 czerwca 2022

Eleanor H. Porter - Pollyanna

 

Pollyanna zdała egzamin! Fakt, że w połączeniu z kilkoma innymi czynnikami 😁 ale jest już o niebo lepiej. Przyjęłam wersję, że WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE i zamierzam się jej trzymać. Będę grać w tę grę. 

No bo przede wszystkim - pomyślcie, jak się to świetnie złożyło, że ta trudna sytuacja nastała, gdy mi się już należy emerytura! Owszem, będzie na waciki (rachunki), ale to już coś! Gdyby nie pandemia, dyrektor Fabryki odszedł by już dawno, a tak dociągnęliśmy wspólnie do momentu, gdy w sumie oboje musimy decydować, co dalej - ale nie w panice.

Trochę dzięki Jotce uświadomiłam sobie, że mam wreszcie szansę zostać wolnym człowiekiem! Naprawdę wolnym czyli nic nie musieć. Jedyne, co muszę to jeździć do Ojczastego, poza tym przecież mogę robić, co tylko chcę. Nie każdy ma przecież taką możliwość, ba, sama jej do tej pory nie miałam. Ileż razy myślałam jadąc do pracy, że idealna pogoda, by pospacerować po Błoniach itp. i oczywiście odsiadywałam swoje w robocie, Błonia oglądając jedynie na zdjęciach. 

Mój gryplan jest taki mianowicie, żeby nigdy więcej nie przyjmować się do stałej pracy. Mnie naprawdę wystarczy niewiele i chcę bazować na pracach dorywczych, na przykład jeden tydzień w miesiącu albo nawet gdzieś miesiąc, ale potem cztery miesiące laby! Różne prace! Marzyłam kiedyś o tym, żeby właśnie zmieniać pracę, ciągle robić coś innego, coś nowego, poznawać nowych ludzi (choć nie jestem towarzyska) i... odchodzić, iść dalej, gdzie indziej, nigdzie się nie zasiadywać.

I oczywiście nigdy bym się na taki krok nie zdobyła, póki praca była. Ale to jest chyba ten moment (bo przecież do końca nie wiem - zadzwonią, nie zadzwonią - ale lepszego nie będzie), żeby samej podjąć decyzję: takie będzie moje życie od teraz. Gdybym była dziennikarzem, to właśnie chętnie bym się zatrudniała na chwilę w różnych miejscach i potem pisała reportaże. 

Zrobiłam małe obliczenia i wyszło mi, że - NA DZIŚ, na dzisiejsze ceny i na dzisiejsze moje potrzeby - potrzebowałabym dorobić z pięć stówek miesięcznie, tylko tyle. Chyba da się, co?

Jeszcze tylko nie wiem, jakie są możliwości dorywczych prac dla kobiet w pewnym wieku, które w sumie nic konkretnego nie potrafią, ale się rozejrzę. Po czesku taka tymczasowa praca nazywa się brigáda i jest dość popularna. Co se dá aktuálně dělat a kde najít brigádu, mówi artykuł. Mówi o realiach czeskich, ale i tak sobie przeczytam, może wpadnę na dodatkowy pomysł. Dodatkowy, bo mam już dwa 😂 


No, to tyle w kwestii aktualnie mnie nurtującej. A nie, jeszcze jedno. Bo nie pisałam, że od swoich urodzin nie jem już słodyczy, żadnych ciast i ciastek i innych takich. Całe 15 dni! Tak, chcę stracić parę kilogramów. Więc teraz, wzorem Pollyanny, mogę się tylko cieszyć, że już nie będę chodzić do tej pracy, gdzie w ostatnich czasach jakieś festiwale jedzenia co drugi dzień - no i nie będę jadła tych durnych kanapek! Skończyło się (babci sranie)! Pogratulujcie mi!

A Pollyanna, wiecie, ramotka taka, gdzie wszyscy ludzie są dobrzy, tylko czasem to ukrywają, ale wystarczy ich trochę poskrobać i prawda wychodzi na jaw. Doczytałam się, że była kilka razy sfilmowana, doprawdy nie miałabym cierpliwości tego oglądać...

A' propos oglądać, wbrew ostatnim zwyczajom (nie oglądam nic), przypomniałam sobie film sprzed kilkunastu lat, którego bohaterem jest dawny urzędnik, dziś emeryt, który nie ma, k...a, nic do roboty. Trochę taka komedia romantyczna. Walter przeczytał w gazecie, że na każdego emeryta pracuje jeden mniej lub bardziej młody człowiek, i pozwala odszukać tego "swojego", żeby się nim opiekować i go kontrolować. Podobał mi się wtedy, podoba i dziś. No, ale to nie mój przypadek, ja mam co robić 😁


 

Początek:


Koniec:


 

Wyd. Zielona Sowa, Kraków 2004, 157 stron

Tytuł oryginalny: taki sam

Przełożył: Paweł Łopatka

Z własnej półki

Przeczytałam 28 czerwca 2022 roku

 

Wspomniany film to ten, no ale po polsku go nie ma, sorry Winnetou. Zresztą w żadnym języku go nie ma, żeby tak obejrzeć online.

 

 

Jutro ostatni dzień 😍😎😜  

 

Apdejt!!!

Zajrzałam w czwartek wieczór do skrzynki, a tam awizo. Jeszcze zdążyłam skoczyć z nim na pocztę - tak! polecony z ZUS! Wszyscy obecni mi pogratulowali 😂

Mało tego - dziś wchodzę do banku płacić rachunki, a w banku emerytura za czerwiec!

Oczywiście troszeczkę muszę ponarzekać, więc: myślałam, że skoro przeszłam na emeryturę w trakcie miesiąca, to dostanę pełną kwotę - ktoś mi tak mówił. O, już wiem, nasza dawna Sekretarka, odchodziła z pracy 28-go października, co nieco skomplikowało procedury na Fabryce, ale właśnie uzasadniała to tym, że za październik dostanie całą emeryturę. No to nie wiem. Może tak jest tylko w przypadku osób na etacie?

Decyzja mówi, że przyznano mi emeryturę od 14 czerwca i faktycznie dostałam pieniądze za 17 dni. 

No widzicie, daj kurze grzędę...

😂😂😂
 

19 komentarzy:

  1. Ja o żadnej pracy nie myślę, nie ma mowy, mąż do pracy jeszcze musi, więc jakoś poleci.
    Nie jesz słodyczy? szacunek !!!
    Tyle razy sobie obiecywałam!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, szacunek, a nie śmichy chichy, jak Dariusz 😁 Pierwsze dwa tygodnie najtrudniejsze, zwłaszcza, gdy wokół ciągłe pokusy. Do domu nie kupuję, więc teraz będzie łatwiej.

      Usuń
  2. Fiu, fiu, fiu, cale piętnaście dni bez słodyczy! Zaiste, fakt godny odnotowania na blogu! :D

    Nie pamiętam, czy czytałem 'Pollyannę". Babka kiedyś tak i była zachwycona, rzecz jasna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba! Czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jakiego heroizmu to wymaga, gdy Ci mówią "ale weź kawałeczek, to niskosłodzone" etc.???

      Babka była czytata? Pytam, bo to sprawy z dawnych czasów, kiedy jeszcze do Ciebie nie zaglądałam.

      Usuń
    2. No wiesz, przez ten czas, jaki już u mnie jesteś, to mogłaś nadrobić zaległości i przeczytać archiwalne blotki! :D

      Tak, babka czytała. I to całkiem sporo, zważywszy że miała ukończone tylko cztery klasy szkoły powszechnej i kursy na dobrą żonę. Niestety nie korzystała z biblioteki, więc była skazana na książki, które same pojawiały się w domu. Dopóki mieszkały z nią dzieci to były wszystkie lektury szkolne. A później różne przypadkowe rzeczy, od koleżanek, rodziny na Litwie, jakieś moje książki, które znalazła na stole, czasem coś jej specjalnie przynosiłem z biblioteki (Nędzników, całą dostępną Rodziewiczównę. cykl o Ani itp).

      Usuń
    3. Z jednej strony hahaha, ale z drugiej - pamiętam jeszcze te czasy, że jak się odkryło jakiś interesujący blog, to owszem - bywało, że się całe archiwum przeczytało! Cóż, kiedyś jednak internet był mniejszy (no bo chyba nie czasu więcej) 😁

      Brawo babka! Moje nie czytały. To znaczy ta, która umarła wcześnie (gdy byłam w drugiej klasie), nie pamiętam, ale podejrzewam, że nie, że obie jej nic nie czytające oprócz kolorowych gazet córki wyszły z nieczytającego domu właśnie. Druga natomiast skupiała się raczej na książeczce do nabożeństwa, ale ja tam rzadko bywałam, więc do końca nie wiem, musiałabym Ojczastego zapytać, jak to kiedyś wyglądało.

      Usuń
    4. Moja druga ogólnie też nie czytała. Ale pamiętam, jak przy którychś świętach szła do nas na obiad i opowiadała z zachwytem/przejęciem o książeczce, którą mi kupili na gwiazdkę. Przeczytała zanim włożyła do paczki i bardzo jej się spodobała :)

      Usuń
    5. (To coś o dzieciach w czasie wojny było, niestety nie pamiętam tytułu. Kilka opowiadań.)

      Usuń
    6. Dobre 😂 Może by nabrała szwungu do czytania, gdyby inaczej się okoliczności złożyły, nie?

      Usuń
  3. Me Pollyanna dzialala na nerwy, wole Pippi, ale gre miala motywujaca. Ja wlasnie skonczylam pudelko ptasich mleczek. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pippi oczywiście kompletnie co innego, też wolę, ale w tym konkretnym przypadku nie byłaby tak motywująca - może dlatego, że nie mam białego konia.
      Smacznego (i wcale nie zazdroszczę) 🤣

      Usuń
  4. Pollyanny też nie czytałam, choć tytuł znam doskonale. Nawet mam w domu... Pewnie czas nadrobić zaległości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe życie nadrabiamy zaległości, a w rezultacie i tak nie zdążamy...

      Usuń
    2. Zawsze mnie to martwiło i martwi, że na świecie jest tyle fajnych książek, a w życiu nie zdążę ich wszystkich przeczytać :-(

      Usuń
    3. Martwi, choć przecież powinniśmy być z tym pogodzeni, prawda?

      Usuń
  5. Ja cierpiałam na etacie - nie żeby było aż tak strasznie, ale ze w ogóle, codziennie do pracy. Odeszłam na emeryturę jak tylko stuknęły latka. Jak spotkałyśmy się z kolegówkami, to jedna zapytała, jak ja się czuje na emeryturze, bo od kiedy się poznałyśmy, ja zawsze mówiłam, ze już chce na emeryturę, choć nie miałam jeszcze trzydziestki. Pracuje na zlecenia, czasem jest więcej, czasem mniej (szczerze - jest coraz mniej), da się żyć. Na etat czy inne stałe zatrudnienie bym już nie poszła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ta codzienność, powtarzalność - męczy coraz bardziej. Poczucie, że nic od Ciebie nie zależy, że nie możesz dysponować swoim życiem. Nawet na pogrzeb znajomych nie możesz pójść...
      /nie żebym tak właśnie chciała spędzać czas 😁/

      Usuń
  6. Gratuluje wejscia na nastepna i nowa droge zycia!
    Bedzie dobrze - zwlaszcza ze lubiac czytac zajecia Ci nie braknie.
    Sa ludzie ktorzy nie potrafiaja zyc bez pracy - w odmiennosci do takich co tylko by siedzieli na kanapie z pilotem w rece. Ci o ktorych mowie zwyczajnie "dziadzieja" nie majac co robic, nabywajac uczucia ze sa juz niepotrzebni. Tak bylo z moim mezem - bezczynnie wytrzymal pol roku. Znalazl sobie pelno etatowa prace w swym zawodzie i jest z tego bardzo zadowolony choc glownym powodem nie byl dodatkowy zarobek. Ale i on okazal sie przydatnym :)
    Ja jakis czas po przejsciu na emeryture tez znajdywalam sobie prace i nie dla zarobku tylko by nie tracic kontaktu z ludzmi i poniekad swiatem. To byl dobry pomysl, lubilam ten okres zycia - bylam w cos zaangazowana ale bez obowiazkow i okazyjnych konfliktow jakie regularna praca narzuca.
    Mysle ze masz dobry plan emerytalny - okresowa prace, wtedy gdy Ci pasuje. Zreszta czas sam pokaze co Ci potrzebne.
    Zycze samych dobrych emerytalnych dni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubiłam swoją pracę, ale jakby okoliczności trochę zadecydowały za mnie. A trochę sobie mówię, że nie mogło być lepiej 😁 Czy mi będzie brakować kontaktu z ludźmi, to się dopiero okaże. Jednak myślę, że dorywcza praca powinna ten kontakt zapewnić, więc...
      Ale masz rację - czas pokaże.
      Zdziadzieć nie myślę, bo czas mi zajmą dotychczasowe zainteresowania - a kto wie, czy coś nowego się nie urodzi, prawda?
      W lecie wszystko wydaje się łatwe, przyjdą jesień i zima i zweryfikują, na ile potrafię nie mieć stałych konkretnych obowiązków.
      Dziękuję za życzenia, Serpentyno 🥰

      Usuń