środa, 23 października 2024

Irena Krzywicka - Wichura i trzciny

Ta seria, przeze mnie zwana cieniowaną, tak bardzo kojarzy mi się z młodymi latami, że gdy znajdę tu czy tam coś tak wydanego, zaraz chapsnę. Tak też było z Krzywicką. Zacznijmy od tego, że nie miałam pojęcia, iż Krzywicka pisała także dla młodzieży - ja ją kojarzyłam jako słynną skandalistkę, feministkę, działaczkę na rzecz świadomego macierzyństwa i kochankę Boya - i to by było na tyle.


Tym bardziej się zdziwiłam, gdy znalazłam Wichurę i trzciny. A kolejne zdziwienie mnie dopadło, gdy Teatralna napisała w komentarzu na blogu, że to rzecz autobiograficzna, że chłopiec chory na Heinego-Medina to syn Krzywickiej. Widać, że się nie czytało Wyznań gorszycielki 😂 Zaglądam teraz do internetów i dowiaduję się, że ze względu na tego syna, który dostał stypendium Fundacji Forda, Krzywicka wyjechała z kraju, oboje zamieszkali we Francji, gdzie Andrzej Krzywicki (w powieści Grzegorz) był profesorem fizyki. Popełnił też tom wspomnień zatytułowany Diabelski młyn. Może warto byłoby się zapoznać?

A sama powieść? Ponoć była kiedyś lekturą w liceum, nie wiem, czy to prawda. Jeśli tak, to rozumiem intencje: bo opowiada o trudnej, rozpaczliwej wręcz walce matki z chorobą syna, o harcie ducha, ciężkich chwilach prowadzących do depresji i prawie rezygnacji, ale też o wadze przyjaźni, która pozwala uporać się z największymi wyzwaniami. Trochę to polukrowane (wątek Lucyny, która zakochuje się w chorym, prawie sparaliżowanym Grzegorzu), trochę wyidealizowana postać lekarza, który co trochę wpada do domu, by sprawdzać postępy chorego, trochę zgubiony po drodze inżynier z prowincji, uderzający do matki Grzegorza, trochę przerysowana postać współlokatorki, egoistki par excellence, która jednak zmienia się na lepsze pod wpływem sytuacji w domu i zagrodzie 😁

Generalnie jednak warto przeczytać i uzmysłowić sobie, ile siły i determinacji potrzeba w chorobie i jak ważne są wówczas relacje z innymi ludźmi. Przypominam sobie, że w bloku obok w czasie mojego dzieciństwa mieszkał chłopak chory na tę chorobę, był starszy, więc się nie kolegowaliśmy, ale czy to nie wynikało również z choroby właśnie? Może rodzice zabraniali kontaktów ze względu na wirusowy charakter? Jeśli jestem rocznik 1962 to czy byłam już szczepiona? Chyba jeszcze nie.

Początek:


Koniec:


Wyd. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1975, 228 stron

Seria: Biblioteka Młodych

Z własnej półki

Przeczytałam 20 października 2024 roku


Taka jakby nieprzytomna jestem. Ojczasty wstaje w środku nocy, wędruje do łazienki, odkręca ciepłą wodę i moczy pod strumieniem wody paluszki (tak z dziesięć minut), a potem gąbeczką sobie szoruje czółko i zadowolony wraca do łóżka. Ja oczywiście potem już nie zasnę (a co by było, gdybym musiała do pracy...). Równie oczywiste jest, że bierze mnie kurwica i życzę mu wtedy najgorszego. Pokazuję mu budzik - wzrusza ramionami. Diabli zresztą wiedzą, czy go dostrzega, o godzinie nie wspominając. Dziś nakrył się starannie kołdrą i widząc, że stoję nad nim, uprzejmie powiedział dobranoc, toteż zaczęłam się zastanawiać, czy on czasem nie sądzi, że jest wieczór? Odgrażam się w myślach, że w DPS-ie zrobią z nim porządek i za każdym razem mówię sobie, że rano już na pewno zadzwonię do MOPS-u dopytać o to. Po czym nic nie robię, w nadziei, że to był ostatni raz...

Najgorsze, że gdy tak nie mogę już zasnąć, nic nie mogę zrobić: nie zapalę lampki, żeby poczytać, bo przecież śpimy teraz z córką w jednym pokoju, nie nastawię prania, żeby nie hałasować sąsiadom, nie zacznę zaległych porządków, bo też bym musiała zapalić światło. Bida. Dziś bida jeszcze większa, bo już sobie obiecałam, że wreszcie pójdę na pobranie krwi (skończyłam trzy miesiące brania żelaza i mam się zgłosić do kontroli; odkładam to z dnia na dzień) no i jestem coraz bardziej głodna, a tu jeszcze daleko do otwarcia. Żeby się chociaż można było herbaty napić na pociechę... 

Za mną pierwszy tydzień emerytury - uczucia mieszane. Nic specjalnego nie robię 😉 z tych całych wielkich planów póki co niewiele wynika, tyle że trzymam się codziennych przebieżek, codziennego angielskiego, codziennego oglądania czeskich Wiadomości i codziennej zielonej herbaty. Reszta, jak się uda. Z drugiej strony wczoraj - piękny słoneczny dzień, kolejny już - złapałam się na myśli, że nie powinnam narzekać, bo przecież jeszcze niedawno w takie dni jechałam do pracy i z żalem myślałam o tym, że zamiast iść gdzieś przed siebie na spacer spędzę ileś tam godzin zamknięta w grubych kamienicznych murach, ani widząc tego słońca. A teraz proszę: jeśli tylko odpowiednio sobie wszystko ustawię to hulaj dusza. Oczywiście w pewnych granicach, jedna to obsługa Ojczastego, a druga - ha ha ha - że sikać się chce po jakimś czasie i trzeba wracać 🤣 Na razie jako pretekst do wyprawy gdzieś wykorzystuję Śmieciarkę, przy okazji łażąc sobie tu i tam. I korzystając z pogody. Że nie robię wielu z założonych rzeczy, wymagających siedzenia w domu - usprawiedliwiam się sama przed sobą, iż przecież trzeba korzystać z pięknej jesieni, a dłubać w domu będę, gdy nastaną szarugi i zimna. Dobrze mówię?

Kilka migawek z miasta.



Gdyby te smoki były w Pradze, już bym miała gotową ich listę i latała za nimi po mieście 😂


 

Na tę wystawę koniecznie chcę się wybrać, mam nadzieję, że do stycznia zdążę 😉

 

Podoba mi się inwencja osób wymyślających nazwy dla sklepów czy lokali.


 

Któregoś dnia w bibliotece cóż widzę - automat z kawą. Było dla mnie jasne, że się nie utrzyma i nie wiem, jak ktokolwiek mógł myśleć inaczej. Wszak tu głównie przychodzą starsze panie. No i faktycznie, w poniedziałek zaglądam - automatu nie ma. Pytam u pań bibliotekarek - firma zabrała maszynę właśnie tego dnia, bo się nie opłaca. Oczywista oczywistość. Lata temu pracowałam przez moment w takiej firmie polonijnej, która wynajmowała automaty, ustawialiśmy je wyłącznie w miejscach o dużym natężeniu ruchu. Oczywiście już nie pamiętam, jaka ilość napojów (bo to nie była tylko kawa) była tym minimum, ale na pewno nie pięć na dzień.


 Jaka szkoda, że nie wiem, o kogo chodzi...

 

Sobota: 9.922 kroki - 5,3 km

Niedziela: 9.741 kroków - 5,4 km

Poniedziałek: 13.177 kroków - 7,9 km

Wtorek: 13.779 kroków - 7,5 km

39 komentarzy:

  1. Co do nazw, to pełna zgoda, my trafiamy podobnie: Wielkie nieba, Nierówno pod sufitem, U mnie czy u ciebie...
    Spacerów pilnuję bardzo, m.in. dlatego ze lubię, a poza tym widzę, jak marnieją rówieśniczki, które mało się ruszają!
    Diabelski młyn znajomy, ale nie pamiętam czy czytałam. Wichurę i trzciny tak dawno, że musiałabym odświeżyć.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę polować na te nazwy 😁
      Ruch ruch ruch. Jakież to ważne. Z drugiej strony - wczoraj córka patrzyła, jak się po coś schylam na podłogę i powiedziała, że Ojczastemu o wiele lepiej to idzie 😂 I fakt, schyla się do samej podłogi bez żadnego problemu!

      Usuń
    2. A, bo to jeszcze gimnastykować się trzeba...
      jotka

      Usuń
    3. Właśnie... muszę to jednak dorzucić do zestawu 😂

      Usuń
  2. Nie znam tej Wichury, a brzmi ciekawie. Wyznania gorszycielki pamiętam jak przez mgłę, ale faktycznie, ona na koniec mieszkała z synem za granicą...

    Ja jestem kilka lat młodsza i szczepiona, nie kojarzę ani jednej osoby po polio, co jest dziwne, bo przecież musieli być. Może zresztą nie pamiętam, w każdym razie w szkole, rodzinie i sąsiedztwie nikogo takiego nie było. W zasadzie to znam Heinego-Medina z książek.
    Cieniowana seria Bibliiteka Młodych to jest kultowa dla naszego pokolenia, też bym brała w ciemno z knihobudek😍
    Automaty do kawy faktycznie sens mają tylko tam, gdzie dużo ludzi i nie ma kawiarni. Bo ta kawa paskudna, ja kupowałam tylko awaryjnie, jak gdzieś długo czekałam czy przebywalam, np.na studiach (podyplomowych, bo na dziennych w PRL to takich wynalazków nie mieli, a i kawy jeszcze chyba nie pijałam).

    Czas na emeryturce spędzasz całkiem fajnie, ważne, że też bywasz poza domem. Ja pracując z domu staram się z raz czy dwa razy w tygodniu pojechać "do miasta", czyli gdzieś dalej - dla higieny psychicznej. I z raz na tydzień spotkać z jakąś koleżanką na kawę (albo sama sobie idę👿).
    Spacery codzienne to już nawyk, staram się też chodzić na siłownię plenerową, choć już coraz trudniej ze względu na pogodę.
    Że też człowiek musi główkować, żeby w domu nie gnić, do czego to doszło. Zazdroszczę dzieciom, bo one ciągle gdzieś latają i jest to zupełnie naturalne, a u mnie bywa na siłę
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie byłam wielką wielbicielką kawy, a już prawie całkiem mi przeszło po przygodzie z kawą wziętą na stacji benzynowej w czasie podróży. I późniejszym warowaniu w Brnie przed McDo, bo tam była toaleta, do której wracałam po wielekroć 🤣 Psiapsióła, z którą razem byłyśmy, mówiła, że może mleko było nieświeże...
      Od tej pory NIGDY kawy przed czy w czasie wyjazdu!

      Boże, za to jaka pyszna była teraz herbata (i śniadanko), gdy wróciłam z pobrania krwi 😂 Poszłam dopiero po zakupach w Lidlu, o 8.30 - i nie było nikoguśko. Ale co się człowiek nagłodził, to jego. I jeszcze pierwszy raz mnie autentycznie bolało i gdy się wkłuwała i przez cały czas pobierania. Jakaś niewprawiona czy co.

      Jeszcze tylko śniadanie zrobić Ojczastemu i może do łóżka? Taka jestem wymęczona. Usnąć nie usnę, ale poczytam może.

      Nie chciałabym pracować z domu, chyba. Widzę to po tych dwóch tygodniach, gdzie jeszcze ogarniam zdalnie sprawy - zawracanie głowy, co chwila skakanie do laptopa zobaczyć, czy ktoś nie napisał, a jak wyjście z domu, to w nerwach, że coś się będzie w międzyczasie działo. Niby możesz w domu porobić różne rzeczy, ale to takie trudne. Słusznie mówią, że jedną z najważniejszych zasad powinno być ROBIĆ JEDNĄ RZECZ NA RAZ. Mam z tym problem, rozpraszam się i chyba muszę nad tym popracować.

      Usuń
    2. Kawę zacząłem pijać dość późno, teraz piję zazwyczaj 1 kubek dziennie (z odrobiną mleka).
      Jestem pewien, że w tej kawie z Mc Do było nieświeże mleko.
      A skoro mowa o JEDNEJ RZECZY, to nie zwlekaj z tą wizytą w MOPSie. To wydaje mi się bardzo pilną sprawą.

      Usuń
    3. Mi niestety od pewnego czasu nie służy ani lawa, ani krowie mleko, więc prawdziwą pije tylko w kawiarni, a dwa razy dziennie latte z "kawą" z cykorii lub żołędzi i "mlekiem" groszkowym, sojowym albo owsianym🤣
      Wbrew pozorom bardzo mi smakuje!
      Agata

      Usuń
    4. => Lech
      Też sobie tak mówię - że pilne - i odkładam na później... ale dobrze, dziś dzień zawalony, może jutro, co? 😁

      Usuń
    5. => Agata
      No tak, oczywiście, mleko sojowe, wielkomiejskie zwyczaje 🤣🤣🤣

      Usuń
  3. z tego co wiem to nie trafiła na listę lektur... aktualnie zamawiam zarówno jej publicystykę i eseje "Kontro
    la współczesności...z międzywojnia jak i owe diabelskie Młyny Jędrka, bo jestem bardzo ciekawa jego relacji. polecam ci bardzo biografię, którą skoczyłam czyli Długie życie gorszycielki. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zazdroszcze ci najbardziej języka...
      no i wolności, jednak. Ja jeszcze jeszcze ...muszę poczekać, popracować no i nie rzucę wszystkiego na raz, bo bym jeszcze szoku doznała;-))

      Usuń
    2. O tej lekturze czytałam na Lubimy czytać, ale w sumie każdy może napisać, co chce...
      Biografię sprawdzę, czy jest w bibliotece.

      Usuń
    3. Ponieważ wolność absolutna nie istnieje, zadowolę się tym jej wycinkiem, który mam 😁 zawsze to więcej, niż miałam jeszcze miesiąc temu!

      Usuń
  4. Tyle wydarzen, tyle tematow ze nie wiem od czego zaczac..... Moze od tej okraglej budki - pamietam takie z dalekiej przeszlosci w Polsce i nie wiedzialam ze nadal istnieja. W nich sie kupowalo gazety, magazyny, papierosy i drobne akcesoria jak grzebyk, mydlo, widokowki.
    Moja emerytura byla caly czas bardzo aktywna, nie mialam chwili nudy. Az stalo sie co sie stalo i obecnie bardzo mi brak tej aktywnosci bo warunki w jakich zyje nie wymagaja. Niestety odczuwam to w ciuchach bo jakby sie skurczyly........

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomniałaś mi czasy wakacji i wyjazdów na kolonie. Jeśli to była jakaś dziura, to zazwyczaj był albo sklep typu mydło i powidło albo kiosk Ruchu, ale też z tym wszystkim, o czym piszesz: wydawało się tam kieszonkowe, które dali na wyjazd rodzice, kupując lustereczko z Claudią Cardinale na odwrocie i tym podobne pierduty 🤣

      W to mi trudno uwierzyć, że Ci się ciuchy skurczyły 😁 zawsze taka szczupła! Ale brak ruchu w ogrodzie pewnie robi swoje.

      Usuń
    2. Pamietam to kupowanie "pamiątek"! Ja kiedyś na koloniach kupiłam z pięć kolorowych wstążek-aksamitek do włosów, był na nie szał. A że akurat mialam bardzo krótkie włosy, to kiedyś wróciłam z płaczem ze szkoły. Bo siedziałam sobie w ławce, włosy przewiązane tą aksamitką, a nauczycielka na zastępstwie wywołała mnie do tablicy: " to może teraz ten chłopiec z wstążką na głowie z drugiej ławki"😭

      😄Agata

      Usuń
    3. 😂😂😂😂😂
      Moja córka z kolei jest zawsze brana za dziecko, wszyscy do niej mówią na ty etc.
      /ma 31 lat/

      Usuń
  5. "Za mną pierwszy tydzień emerytury - uczucia mieszane. Nic specjalnego nie robię 😉 z tych całych wielkich planów póki co niewiele wynika, tyle że trzymam się codziennych przebieżek, codziennego angielskiego, codziennego oglądania czeskich Wiadomości i codziennej zielonej herbaty."

    Moja mama dość często mówiła, że do emerytury przyzwyczaiła się po miesiącu od zakończenia pracy. Codzienne rytuały i systematyczność to już coś. Małą łyżeczką, nie chochlą ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, małą łyżeczką, nie ma sensu spodziewać się olimpijskich wyczynów, i to od razu 😂

      Usuń
    2. Gdybyś chciała poczytać po polsku i po angielsku "Przygody Sherloka Holemsa" ("The Adventures of Sherlock Holmes") to mogę podesłać książkę papierową. Bezpłatnie, to dobra cena ;-). Książką jest tak złożona, że na jednej stronie jest tekst po angielsku a na drugiej przetłumaczony po polsku. Podaj tylko adres pocztowy e-mailem na fielorybo2.pl.

      Pod adresem https://www.loyalbooks.com/ można znaleźć legalne audiobook i ebooki po angielsku. Do posłuchania i ściągnięcia. To są książki, których prawa autorskie wygasły: H.G Wells, Mark Twain, Jane Austen i wielu wielu innych autorów.

      Pozdrawiam
      Nieryba
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Blogspot nie radzi sobie z nawiasami antyspamowymi. Mój adres elektroniczny to fieloryb[Tu wiadomo co]o2.pl

      Usuń
    4. Och, to na pewno jeszcze za trudne, język Conan Doyle'a 😁 na razie mam NA KUPIE kilka lekturek dla uczących się języka, to wystarczy. Ale wielkie dzięki za propozycję! Tak, to dobra cena 😂
      KUP jest już kilka, wczoraj usiłowałam je rozparcelować tematycznie. Telefon do pana stolarza będzie konieczny...

      Usuń
    5. Na moją emeryturę na półce czeka cały Borys Akunin w oryginale (przygody Erasta Fandorina). Udało mi się ustrzelić na allegro w dobrej cenie.
      Będę cierpliwie dłubał w słownikach i w tekście. Nie żebym był taki dobry z rosyjskiego, co to to nie. Ale obiecuję sobie, że będę cierpliwy.

      Usuń
  6. Fajny ten smok.

    Jakoś nie przepadałem za tą serią i mało co z niej czytałem.

    Ojczym bratowej był niedawno w szpitalu (wszystko na raz: zawał, zapalenie płuc i jeszcze inne atrakcje, jak to normalne w przypadku 97-latka) . Personel sobie poradził z jego nadmierną ruchliwością przypinając go pasami do łóżka. Teraz już dziadka wypisali do domu, ale jest za słaby, żeby wstawać, więc rodzina musi się co najwyżej martwić, żeby z łóżka nie wypadł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smok jest filmowy, bo przed kinem Kijów. Tym największym i najbardziej reprezentacyjnym.

      Tak. Płakałam na filmie w Pradze, gdzie wnuk odwiedza bez uprzedzenia babcię w domu opieki i zastaje ją właśnie przywiązaną. Bo wychodziła.
      Generalnie do dupy z takim wiekiem!

      Usuń
    2. I chyba tego smoka Mleczko zaprojektował, bo taki w jego stylu.

      Usuń
    3. Który smok przez którego z panów, to nie wiem. Ogólny opis smoczej trasy jest tutaj: https://hasajacezajace.com/smoczy-szlak-smoki-w-krakowie/

      Usuń
    4. Moja starsza córka przyszła kiedyś do domu bardzo przejęta mówiąc, że przenigdy nie odda mnie do domu starców. Myślałam, że to wstęp do jakiegoś żartu, bo moja rodzina ma specyficzne poczucie humoru, takie czarne bardziej, ale nie. Otóż była przez kilka godzin w takim ośrodku i wyszła wstrząśnięta. Nie chodziło o to jak starzy ludzie są tam traktowani, ale o ich samotność, opuszczenie. Mówiła jak oni rozpaczliwie czekają na odwiedziny bliskich i jednocześnie próbują ukryć, że bardzo im na tym zależy. Magda

      Usuń
    5. => Magda
      Wierzę.
      Oczywiście gdy chodzi o ludzi, którzy nie są jeszcze pogrążeni we własnym świecie, bo tym wszystko jedno...
      Takich sytuacji będzie więcej i więcej. Ile dzieci tych starych ludzi opuściło kraj chociażby.

      Usuń
  7. Ach, konia z rzędem temu, kto sprezentuje mi choć tydzień emerytury!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tydzień emerytury nie istnieje. Emerytura dlatego może być cudownym czasem, że jest już na zawsze. To kompletnie inne uczucie - a tydzień to urlop jedynie 😂 Tak że wiesz, musisz zacisnąć zęby, robić i czekać!

      Usuń
    2. Od tego zaciskania już niedługo zębów nie będę miała.

      Usuń
  8. Przyszłam zobaczyć Smoka co podobno jest fajniejszy niż mój Hewelion.
    Fajny jest, ale trzeba zawsze pamiętać, żeby przestrzegać zasady-chwalimy swoje.
    Więc, moje Hewelionki też są fajne
    Uwaga!!
    Chwalę się 😁
    https://asenata2.wordpress.com/tag/lew-hewelion/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przyznasz, że Hewelionki przy takich smokach wypadają słabo :D

      Usuń
    2. Przyjrzałam się tym Hewelionom - owszem, fajna atrakcja, ale jednak nie umywają się do smoków 😂
      Jeszcze są słynne krasnale we Wrocławiu. Ciekawe, na co wpadną kolejne miasta? I co Warszawa?

      Usuń
    3. Ja rozumiem
      Smoki, Krasnale-fajne są
      Ale Lew jak wiadomo jest zwierząt królem.

      Chociaż z drugiej strony 😁

      Lew z rana postanowił się dowartościować. Złapał więc Zająca i pyta:
      - Kto jest królem dżungli.
      - Ty,Ty królu! - mówi wystrachany zając.
      Lew puścił go i złapał zebrę:
      - Kto jest królem zwierzat?
      - Ty Lwie. Ty jesteś królem!
      - Ok. - Lew puścił zebrę.
      Lew dorwał niedźwiedzia. Powalił go i pyta:
      - Mów kto jest królem zwierząt.
      Miś był nie w sosie więc mówi:
      - Eee... no...
      Na to Lew go walnął raz, drugi i pyta:
      - Więc kto jest królem zwierząt?
      - No dobra, ty jesteś królem zwierząt.
      Lew dumny jak paw podchodzi do słonia i pyta:
      - Ty słoń, kto jest królem zwierząt.
      Słoń spojrzał i nagle złapał lwa trąbą i trzepnął nim o skały.
      Wybił mu zęby i pogruchotał kości. Lew otrząsnął się i mówi:
      - Kurfa, słoń jak nie wies to sie nie denerfuj

      Usuń
  9. Lublin ma jednego koziola przy ratuszu, w Gnieznie widzialam fajnego rycerzyka zwierzaka, ale nie mam pojecia co to bylo. Szkoda, ze nie chcesz byc naszym przewodnikiem po Krakowie, przejrzalam strone smokow i jestem pod wrazeniem. Co do kawy, nasza biblioteka wydzielala przez moment miejsce dla kawiarni, ale prawie nikt nie korzystal i moment szybko minal.

    OdpowiedzUsuń