niedziela, 23 listopada 2025

H.Q. Mitchell - Lisa Goes to London


No więc - przeczytałam pierwszą książeczkę po angielsku w życiu swoim, zaprowadzam nową etykietę. I obiecuję sobie, w każdym miesiącu jedną przeczytam... ale co ja już sobie nie obiecywałam. Przeglądałam i przeglądałam zapasy, bo przecież od czasów, gdy namiętnie (nie ma co ukrywać) odwiedzam knihobudki, naściągałam takich lekturek do domu sporo. Aż tu patrzę - ta jedna ma napis Starter! O, to będzie coś dla mnie na dziś 😁 I faktycznie, nie ma tam nawet innych czasów poza teraźniejszym i tym całym kontynuującym czy jak mu tam. Jeszcze tylko muszę pogrzebać w płytach, bo nie wiem, może była, może nie, a dobrze byłoby posłuchać wymowy.

Przypomniało mi się, z jakim zainteresowaniem czytałam takie lekturki francuskie w liceum (naturalnie wydawane u nas, a nie oryginalne), jedną sobie nawet z sentymentu zachowałam. Miało się wtedy chłonny umysł, to se nevrátí. A przy tym wydawało się takim oknem na świat, gdy czytało się o dziewczynce, która chodzi po Paryżu (jak tu Lisa po Londynie).

Początek:

Koniec:


Wyd. mmpublications, nie podano roku wydania, 23 strony

Z własnej półki

Przeczytałam 18 listopada 2025 roku

 

Z moim angielskim jestem aktualnie prawie w połowie podręcznika: 


Ale Duolingo mi coś ciekawego ostatnio powiedziało. Mianowicie, że mam zrobione... 6% 😂 To się cieszę, że jeszcze długo będę się tym bawić! I - chociaż to właśnie bardziej zabawa niż poważna nauka - to jednak coś tam się przydaje. 
Ostatnio mnie zaskoczyło żądaniem przetłumaczenia słowa 'torebka', albowiem nie był to handbag czy cóś, ale purse, pierwszy raz w życiu widziałam. I zaraz następnego dnia oglądam pierwszy odcinek Friends, bo (chyba zapomniałam Wam o tym swego czasu wspomnieć) kiedyś zgarnęłam z budki dziesięć płyt 😎 jako że ponoć są bardzo dobre do nauki angielskiego... więc oglądam ten pierwszy odcinek z angielskimi napisami, a tam przychodzi do kawiarni Rachel w sukni ślubnej, rozmawia przez telefon z ojcem i tłumaczy mu, czemu uciekła ze swojego ślubu: wszyscy jej mówią, że jest shoe, a może ona chce być purse? I bym przecież nie wiedziała, o co kaman, gdyby nie to Duolingo 🤣

 

I teraz mniej lub bardziej zgrabnie przejdźmy do tygodniowego urobku.

Najnowsze nabytki

Tym razem skromnie czyli dobrze 😉 A to dlatego, że cztery sztuki Podróży marzeń są dla brata, nie dla mnie. Znaczy ja bym je sobie chętnie zatrzymała, nie powiem, ale nie mam miejsca na tej półce, gdzie seria u mnie stoi i żadnych wygibasów robić nie będę. Brat zresztą już pożałował, że nie zdążył odebrać - bo wczoraj właśnie poleciał do Portugalii.


I co my tu mamy. W kadrze zakładam, że będę podczytywać i nawet znalazłam już godne miejsce. Złota Praga to pierdółka ze zdjęciami, w kilku językach czyli typowa publikacja dla turystów, może jednak wydam po zapoznaniu się. Tarkowski będzie pretekstem do przypomnienia sobie jego filmów.


Językowe to taka sprawa, że któregoś ranka przychodzę do budki, a tam cały szereg nowiutkich Rozmówek. Dobra, poukładałam i poszłam precz. A potem sobie przypomniałam, że przecież dobrze by było wymienić moje stare na te nowe 😁 Więc z powrotem do budki, a tam już zostały tylko rosyjskie i niemieckie, za to podwójne. I teraz nie mogę się zdecydować, które zostawić, które odnieść.

Zajrzałam do Przysłów i słuchajcie, nie widzi mi się tłumaczenie jedno. To więcej rąk, więcej pracy. Ja takie zdanie rozumiem tak, że ręce dokładają jeszcze więcej pracy, a przecież chodzi o to, że praca zostaje szybciej wykonana? W internecie znalazłam powiedzenie więcej rąk czyni pracę lekką i to by było prawidłowe tłumaczenie chyba?


Te dwie są do przeczytania i oddania. Niby.


I mam tu jeszcze dodatek - zapomniałam o nich przy robieniu zdjęcia całego stosu. Kryminał wiadomo, zostaje, Podręczna też, a przynajmniej do czasu przeczytania (na świętego Nigdy?). Przewodnik z radzieckich czasów na razie sobie będzie stał, potem zobaczymy. Mam jakiś o Moskwie, ale nie o Leningradzie/Petersburgu, poczytać można.


To by było na tyle, jeszcze tylko - w kwestii książek - mogę dodać, że wczorajsze popołudnie spędziłam dalej porządkując i mam wrażenie, że stosy przed telewizorem wcale się nie zmniejszyły, tylko są inaczej poukładane 😂 Mało tego, straciłam wszelką nadzieję, że część wyniosę do brata - albowiem jego jednak bardziej ciągnie do Kielc niż do Krakowa i oglądał tam kolejne mieszkanie. Basen ma zaraz koło bloku i jak sobie kupi karnet, to mu wychodzi 5 zł, a w Krakowie 20 (to a' propos mniejszych kosztów życia, bo się upierałam, że żadna różnica). I ma dwa kina, do których teraz jeździ, w zasięgu spaceru. Nie powiem, żeby mnie to uradowało, ale z drugiej strony rozumiem przecież 😢 A teraz do końca życia idąc do Lidla będę patrzeć na okna tego mieszkania z tarasem, którego nie kupił, i żałować. Ech.


W niedzielny poranek, gdy prószy śnieg, jest tak pięknie 😍 Cały czas nasuwają mi się wspomnienia z dzieciństwa - w domu najpierw mieliśmy piece (tak jest, w 1963 roku wybudowano pierwsze bloki w Dżendżejowie z piecami i tak już zostało, spółdzielnia nigdy się nie zatroszczyła o mieszkańców tego malutkiego osiedla i musieli oni brać sprawy w swoje ręce). Rano było więc w mieszkaniu zimno jak diabli, człowiek się opatulał pierzyną, a tata lub mama dopiero krzątali się koło pieców i rozpalali. Stare pudło radia puszczało żółte oczko i nigdzie nie trzeba było wstawać, taki luksus i poczucie bezpieczeństwa. Za chwilę już z kuchni dolatywał zapach gotującego się niedzielnego rosołu, wszystko było po bożemu 😉 Aż do chwili, gdy słyszeliśmy z bratem:

- Wstawajcie wreszcie na śniadanie, bo kiedy będzie obiad! 

Ta fraza towarzyszyła niedzielom już do końca (czyli do czasu wyjścia z domu na studia) i powiem Wam, że jej z całego serca nienawidziłam 🤣 

Cóż, dziś mnie nikt na obiad, a tym bardziej na śniadanie nie zawoła. I bardzo sobie cenię to, że sama decyduję, co, kiedy i jak - ale wspomnienia są wspomnieniami. 

 

PS. A jak już jesteśmy przy językach - szukałam w słowniku prawidłowej wymowy tureckiej. Tak, albowiem posiadam słownik turecki, no co, wzięłam z budki 🤣


I patrzcie tylko, co im się popierdykało z e, f, g! Nie można wierzyć nawet słownikom!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz