Mój szef przywiózł to wydawnictwo z jakiejś wizyty w Olkuszu i położył mi na biurku. Przyglądam się i widzę nazwisko kuzynki, która mieszka właśnie w Olkuszu :)
Okazało się, że to napisał jej teść.
Więc zabrałam do domu i przeczytałam.
Trochę tak z ciekawości, do jakiej trafiła rodziny.
Autor tych wspomnień ma dziś 81 lat. Jest to wiek, w którym na pewno dokonuje się pewnego podsumowania swego życia. Jeśli ktoś uważał się zawsze za humanistę i miał pewien dryg do pisania, może nawet spróbować swych sił na polu literatury wspomnieniowej, o ile oczywiście ma (lub myśli, że ma) coś ciekawego do powiedzenia.
Niestety dla mnie nie było to interesujące, poza jednym aspektem, o którym za chwilę.
Bo też życie pana Ryzy nie obfitowało w jakieś nadzwyczajne wydarzenia, a nad sprawami rodzinnymi raczej się przemyka, skupiając się na pracy zawodowej i działalności społecznej, a przede wszystkim na życiu rodzinnego miasta, z którym ja przecież nie jestem związana.
No, raz się wybrałam na wycieczkę :)
Tak więc myślę, że ta publikacja może być ciekawa głównie dla rodziny, znajomych, sąsiadów, dawnych współpracowników autora, czy wreszcie ogólnie dla mieszkańców Olkusza, choć raczej tych starszych, którzy znajdą satysfakcję odnalezienia znajomych nazwisk.
A teraz o tym jedynym aspekcie, który mnie zainteresował.
Autor olkuskich wspomnień jest bardzo pobożnym człowiekiem.
Jednocześnie nieraz wypowiada się na temat prania mózgów, jakie uskuteczniali komuniści.
I taka myśl... że tak to już jest (i ja też nie jestem tej wady pozbawiona oczywiście), jak mówi powiedzenie - widzieć źdźbło w cudzym oku, nie widzieć belki we własnym.
Autor nie dostrzega, że sam został na tyle wcześnie poddany praniu mózgu ze strony Kościoła, że nawet sobie z tego nie zdaje sprawy. Cała różnica między KK a komunistami była taka, w tym przypadku, że KK był pierwszy w tym wyścigu, zakodowany niemal od kołyski, więc zwyciężył ;)
Z jednej strony zawsze starałam się szanować cudze wybory, choćbym ich za Chiny ludowe nie rozumiała. Chcesz klękać przed facetem w kiecce, a może nawet całować go w rękę - proszę bardzo.
Niestety tak się w naszym kraju porobiło, że zaczynam reagować alergicznie na czarną mafię, która chce sprawować rząd dusz nie nad swymi owieczkami (wolny wybór), ale nad wszystkimi, idąc rączka w rączkę z władzą. Jak to zresztą zawsze bywało.
Smuci mnie to, bo wolałam tak, jak było dawniej - że mnie ten temat po prostu nie interesował. Żyj i pozwól żyć.
Ale właśnie nie pozwalają :(
Uprzedzę od razu zarzuty - nie mówię w tej chwili o wierze w tego czy innego Boga - mówię o instytucji. Która z wiarą ma niewiele wspólnego.
Początek:
Koniec:
Wyd. PTTK Olkusz 2012, 87 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 27 marca 2018 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Wytrzymałam bez ulubionego praskiego antykwariatu miesiąc ;)
Leżą tu koło mnie dwa stosy i czeka mnie dzisiaj jeszcze zadanie upchania ich gdzieś :)
I oby znów choć miesiąc wytrzymać!
Kończy się miesiąc i kończy się rok, jak odeszła mama...
Ból, ten bezpośredni, mija, łzy jednak zostają.
I wyrzuty sumienia, których czas nie ukoi, bo nic już się naprawić nie da.
Mimo to:
Współczuję z powodu mamy. Na zdjęciu wydaje się taką zdystansowaną, dystyngowaną i trochę wymagającą osobą (w moich oczach to zaleta), o ile można wyciągać jakieś wnioski na podstawie jednej fotografii i o ile w ogóle mogę sobie na takie wnioski pozwolić.
OdpowiedzUsuńMoja opinia o kościele jest taka sama:).
Była matką, która dla dzieci zrobiłaby wszystko.
UsuńTyle że wedle swojej woli.
Przenosiła chyba model ze swojego domu - była bardzo związana ze swoją mamą.
Dlatego te wyrzuty sumienia, myślę i u mnie i u brata (myślę, bo przecież się o tym nie mówi), bo myśmy też czasami lubili postawić na swoim. Brat nawet konsekwentniej, ale to do mnie kierowane było gros pretensji, bo właśnie córka z matką powinny być najbliżej.
A nie byłyśmy przez te nasze charakterki.
Najtrudniej w życiu zaakceptować czyjeś wybory, czyjeś decyzje, czyjeś zdanie - jeśli nas dotyczy...
Dziś oczywiście nie postępowałabym inaczej, nie można sobie dać wejść na głowę. Ale byłabym serdeczniejsza, a nie wiecznie nerwowa. Tyle że to wiemy, gdy już jest za późno.