piątek, 30 października 2020

Åke Holmberg - Ture Sventon i Izabella

Wśród nowości bibliotecznych był Ture Sventon, a to jeden z moich ulubionych bohaterów literackich z czasów dzieciństwa przecież, więc musiałam się zapoznać. Książka wyszła w serii Mistrzowie światowej ilustracji, u Dwóch Sióstr.
Mam trzy stare książeczki pana Holmberga i wiecie co? Chyba je wolę 😀 Albo przemawia przez mnie sentyment do dawnych czasów? Takie bidne w porównaniu z tym wydawnictwem, w miękkich okładkach - ale wyobraźcie sobie, że w Izabelli tłumaczka postanowiła naprawić wymowę prywatnego detektywa Ture Sventona i on już nie sepleni!!! No to nie!!! 
Przy okazji sprawdziłam, że całkiem niedawno, bo w maju 2014 roku je sobie wszystkie znowu przeczytałam:
i ja tam piszę, że obejrzałam film. Krucafuks, jaki film? I po jakiemu ja go oglądałam???
Ilustracje też wolałam te stare, człowiek to jest jakiś dziwny, nic nowego mu się nie podoba.
Akcja toczy się w cyrku i siłą rzeczy przypomniałam sobie inną książkę z dzieciństwa cyrkową - Z Czarką w cyrku. Nawet mi przemknęła myśl przeczytam znowu - ale się opamiętałam, to zbyt smutne jest.
Za to zastanawiałam się - na głos, angażując w to córkę - gdzie ja w dzieciństwie w cyrku bywałam. Czy gdzieś na wyjeździe tylko, czy też przyjeżdżał cyrk do Dżendżejowa, a jeśli tak, to gdzie stawał? Córka mówi, że mógłby na starym boisku koło klasztoru, ale czy ja wiem? Jeżeli to był teren klasztorny, to nie wydaje mi się, żeby państwowe przedsiębiorstwo mogło zawierać jakieś umowy i wypłacać należność kościołowi... Hm. Na fejsie jak bym zapytała, to by mi zaraz dżendżejowiacy powiedzieli 😁
No, ale dowiedziałam się, że wyszły jeszcze dwie inne przygody pana Sventona i biegusiem udałam się po nie do biblioteki (że to niby nic nie wiadomo i może zaraz znowu zamkną). 
W ogóle już cały piękny stos się zebrał w przedpokoju na kwarantannie, bo zaciekawił mnie też ten Mały pokój z książkami - wcale nie taki mały, grube książczydło - i jeszcze chciałam sobie przypomnieć Babcię na jabłoni, i wzięłam jeszcze jednego Jaśka od Paluch Rogalskiej - ja to nie wiem, czy się zdecyduję na czytanie, ale córka chciała - i naturalnie dobrałam też coś "dla dorosłych", Książkę o śmieciach i sama już nie wiem, co. 
Znaczy się - piętnaście sztuk w domu, maksimum na jedną kartę, a na córki karcie czyściutko tym razem (wtedy w marcu obie były zapełnione, ale ledwo co niedawno skończyłam to przerabiać, basta).
Bardzo bym chciała co prawda Tato, ta ci się udała, ale jest gdzieś na końcu świata, nie wiem, czy się w to pakować - a jak znowu zamkną dział? Wycieczka rowerem do Nowej Huty, żeby oddać, com nieopatrznie pożyczyła przed pandemią, była fajna 😎😜, ale drugi raz bym się nie pisała...
Początek:
Koniec:
Wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2020, 191 stron 
Tytuł oryginalny: Ture Sventon och Isabella 
Przełożyła: Justyna Czechowska 
Z biblioteki 
Przeczytałam 24 października 2020 roku


Cóż ja mogę? Niewiele. Nie pójdę na demonstrację, bo się boję, po prostu. Ostatni nerwowy tydzień pod tytułem mam tego wirusa czy nie mam wystarczy mi na długo. 
Więc kibicuję przed ekranem laptopa i tyle. Jeżdżę do pracy z wieszakiem w ręku, ale kogo to... żałosne w sumie... W środę strajkowałam, szef-ludzki pan 😉
Obkleiłam okna.
Sąsiad mnie ostrzegł:
- Lepiej to zdejmij, bo przyjdzie jakiś [tu użył brzydkiego słowa] i ci okno wybije.
Hm.
Mimo wszystko mam nadzieję, że nie.
I tak kosztuje mnie to masę nerwów, to czytanie o wszystkim, co się dzieje. A może jednak? Może jednak początek końca?

8 komentarzy:

  1. Wierzę, że to początek końca. I tylko ta wiara nie pozwala mi się poddać rozpaczy. Bo ogólnie jestem w bardzo kiepskiej formie. Przeraża mnie to wszystko, co się dzieje...

    Nie godzę się, żeby Ture Sventon nie seplenił!!! Podpisuję się pod wszystkim, co napisałaś o tych uroczych książeczkach. Mam identyczne doświadczenia lekturowe:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jesteś jak moja córka. Przychodzi do mnie trzęsąc się ze strachu, że we Francji znów komuś ucięli głowę. Poza pandemią i ogólną sytuacją w Polsce jeszcze teraz boi się islamistów.
      Musimy się przecież jakoś pozbierać. Jeśli nie da się inaczej - nawet odciąć się od mediów. Ja sama w czwartek byłam odcięta nie z własnej woli - spędziłam cały dzień w łóżku z migreną. Następnego ranka czułam się tak kompletnie niedoinformowana, że głowa mała, jakby mnie trzymali w piwnicy przez miesiąc (no bo tyle się dzieje)... Ale gdyby się to odcięcie od informacji przedłużało, może dałoby się wrócić do jakiej takiej równowagi, znaleźć cel dla przeżycia i myśleć tylko o tym?

      Usuń
    2. O! Na islamistów to nawet ja nie wpadłam�� dopisuję do listy��.
      A tak serio. 2 dni wytrzymałam bez internetów,ale myślę że zrobię sobie powtórkę z rozrywki. Bo we mnie wszystko (dosłownie!) się trzęsie. A ja zawsze mało odporna byłam...

      Usuń
    3. Ale to trudno jednak, nie włączyć tego kompa, gdy tyle się dzieje, gdy się ma wrażenie, że wojna domowa wisi na włosku. A jeszcze gdy się ma internet w komórce (wiadomo, że nie mówię teraz o sobie), to już w ogóle...

      Usuń
    4. No właśnie. A jeszcze ja to mam takie (skromne;)) przekonanie, że bez mojego udziału to Ziemia przestanie się kręcić...więc muszę nad nią czuwać:)))

      Usuń
    5. A kto takiego (skromnego) przekonania nie ma! ;)

      Usuń
  2. Oczywiście, cyrk przyjeżdżał, przynajmniej za czasów mojego dzieciństwa. Jak pamiętam, to rozkladal się na placu targowym, tam gdzie co czwartek były i chyba jeszcze są jarmarki. Pozdrawiam.T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć :) Na targu mówisz. Od nas kawał drogi, ale skoro do cyrku, tośmy pewnie szybciutko przebierali nogami z bratem :)
      Zresztą - mama do bardzo późnych lat na ten targ chodziła. Znaczy jeździła do rynku i stamtąd szła. Nawet moja córka, jak była w Dżendżejowie na wakacjach, też się na targ z babcią załapała.

      Usuń