środa, 21 października 2020

Łukasz Lamża - Światy równoległe

Pan Lamża fascynuje się nauką, to widać. Toteż momentami był dla mnie troszeczkę hermetyczny. Nie żeby jakiś ZA TRUDNY, raczej tłumaczenie jak krowie na granicy, dlaczego TAK NIE JEST ( nie ma żył wodnych, więc różdżkarze są jakby zbędni; woda nie ma pamięci, więc lepiej nie kupować specyfików pana Zięby; ha ha było też o złotych kabelkach do sprzętu audio - a dopiero co, gdy szukałam gramofonu, czytałam o tych bajerach, nawet nie przypuszczając, że to też ściema kompletna). W sensie, że autor wyjaśnia, jak to naprawdę z tym wszystkim jest, a tu z kolei pojawia się ten myk, że kłamstwo jest proste i szybkie, a prawda skomplikowana i trudna do wyłożenia, i to mnie trochę nudziło po prostu, no.
A' propos płaskiej ziemi, to gdzieś ostatnio taki czytałam dowcip: nie ma się co dziwić, że tylu ludzi protestuje przeciwko obostrzeniom covidowym i trzymaniu dystansu. Przecież jak ludzie będą musieli stać jeden od drugiego dwa metry, to część z nich znajdzie się na brzegu Ziemi i pospada.
I w ten oto sprytny sposób odklejam się od Światów równoległych, a przechodzę do tego, co mnie dziś o wiele bardziej dręczy, niż istnienie głupków. Znaczy oni mnie jak najbardziej wkurzają (aktualnie ci, którym wewnętrzne poczucie wolności zabrania założenia maseczki na nochala), ale jest większy problem.

Wczoraj kolega z kursu poinformował, że miał wymaz robiony, jeszcze nie ma wyników, ale covida ma na 99,99%, bardzo źle się czuje od piątkowo-sobotniej nocy, a rodzice już mają potwierdzenie, że pozytywni.
No i teraz taka sytuacja: w ubiegły wtorek, podczas ostatniej normalnej (czyli stacjonarnej) lekcji, siedzieliśmy koło siebie. Niby każdy przy swoim stoliku, ale co to za odległość, w dodatku, gdy się weźmie pod uwagę, że przez dwie godziny nie robi się nic innego, tylko gada. W małej zamkniętej salce. Było nas czworo, wliczając w to panią. Tyle że ja jedyna jestem w wieku
Oczywiście zasnęłam gdzieś koło czwartej nad ranem może, gdy już przemieliłam po sto razy, co muszę zrobić w najbliższym czasie, zanim umrę. Najważniejsze oczywiście zabezpieczyć córkę choćby na krótki czas.

Więc może ktoś wie - skąd banki dowiadują się, że ich klient-właściciel konta umarł? I jak szybko to następuje? 
Czy też się nie dowiadują i ona będzie mogła przez jakiś czas (do skończenia się piniendzy 😀) tym kontem się posługiwać, płacić rachunki (chcę jej pokazać, jak to się robi) i może nawet płacić w sklepie moją kartą?

Aha, jeśli chodzi o książki, to Monika Julita, masz cracoviana oczywiście. Większa zgryzota, co z czeskimi - muszą trafić w dobre ręce 😎 Dobre, czyli zainteresowane. Literaturę piękną po czesku mogę rozdysponować na kursie, ale co ze zbiorem pragensie
Reszta zostaje w domu.
Ha ha, myślę jednak, że na łożu śmierci za dużo o tym nie będę myśleć (choć kto wie, o czym się wtedy myśli)...


Koniec:
Wyd. Czarne, Wołowiec 2020, 221 stron 
Z biblioteki 
Przeczytałam 18 października 2020 roku

10 komentarzy:

  1. Moja droga, kochana:) Najserdeczniej Ci dziękuję. Ale ja naprawdę poczekam, JAK NAJDŁUŻEJ poczekam.
    No, pośmiałyśmy się, pożartowały, a teraz na serio. Myślę, że jeśli chodzi o UBIEGŁY wtorek, to chyba możesz już się powoli uspokajać. Ale powiem szczerze, że mam dziś straszny dzień w temacie covida, jakieś napady paniki mnie łapią i nie bardzo umiem sobie z tym poradzić. A już jak widzę kogoś bez maseczki...naprawdę mam ochotę podejść i potraktować go/ją prawym prostym i poprawić lewym sierpowym.

    A córkę trzeba po prostu upoważnić do korzystania z konta. To naprawdę może się przydać i bez nieszczęścia. Tak mamy z ciotką, upoważniłyśmy się nawzajem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koleżanka z pracy też mówiła, że spać nie może z nerwów, mimo że w teorii nic się tak blisko nie dzieje. Dziś nie dzieje, a co wiemy jutro :(
      Muszę wobec tego zobaczyć, czy można takie upoważnienie załatwić online. W teorii nie powinien to chyba być problem.

      Usuń
  2. Tak jak Monika radzi - lepiej pomyśleć zawczasu: upoważnienie do konta, koperta/plik z hasłami do elektroniki, instrukcje do spraw domowych (chociażby, z kim umowa o telefon, gdzie i kiedy spłacać raty itp.). Nawet bez czarnego scenariusza warto mieć spokój w głowie na wypadek chociażby choroby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądrze mówisz. Pamiętam, że przed jakimś wyjazdem do Pragi też jej jakieś instrukcje zostawiałam, ale nie tak TOTALNE.
      Co prawda ona twierdzi, że gdybym ja umarła, to ona zaraz po mnie ;) ale tak łatwo się nie umiera. A nie, przecież na covida się właśnie umiera :) Właśnie sobie pomyślałam, że gdyby mnie zabrakło, to może jej by to dobrze zrobiło, zebrałaby się jakoś do życia... ale właściwie nie mam zbytniej ochoty próbować...

      Usuń
  3. Panika w covidzie jest wszechobecna Moi wpadają w panikę z powodu utraty węchu i smaku Mogą też wystąpić omamy wechowe np. zapach spalenizny
    Jak chodzi o konto to może nie upoważnienie lecz współwłasności konta I podobno w sytuacji już ostatecznej jak najszybciej wyciągać pieniądze nie informując banku. T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie sobie usiłuję wyobrazić, jak to jest, nie czuć smaku i zapachu... Poza tym wstałam jakaś połamana, ale na razie się pocieszam, że to tylko taki poranny starczy blues :) Przede mną leży termometr, chyba się go boję. Masz rację - panika.

      Poza tym śniła mi się koleżanka z podstawówki i liceum, z którą nigdy potem się nie widziałam. Ty ją zresztą pewnie znasz, bo ona pracuje ponoć w sklepie znanym w J. I nagle, mnie, której nic się nie śni (albo nic nie pamiętam po przebudzeniu) przytrafia się takie coś, że jestem u niej w domu, gdzie ruch, gwar, córka, koleżanki córki, mąż, jakaś muzyka, tu pranie, tu książki - a jednocześnie WIEM, że to jest teraz, bo chcę ją uściskać i szybko się cofam, przepraszając, że ciągle zapominam, że teraz nie wolno... Skąd nagle?...

      Usuń
  4. Nie czuć niczego jest strasznie, jeszcze obawa że tak zostanie, bo może tak się zdążyć. Statystyki podają że 10 % ludzi traci węch bezpowrotnie. Przypuszczam, że koleżanki nie znam, jak również nie kojarzę sklepu, o którym piszesz. Od bez pół wieku (jak to brzmi) mieszkam w Łodzi, a do J-wa jedynie wpadam,po śmierci Rodziców coraz rzadziej. A w ogóle to o jaki słynny sklep chodzi? Że w ogóle taki jest, no, no. Pozdrawiam. To.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, to miałam dobrze, że takich statystyk nie czytałam... dopóki TY mi o tym nie powiedziałaś ;)
      To raz.
      A dwa - straszne rozczarowanie: myślałam, że Ty tam cały czas mieszkasz! I syn i synowa, że pracują w tamtejszym szpitalu! A to ci zawód.
      Słynny sklep to pewnie za dużo powiedziane, ale jakiś z damskimi ciuchami, ponoć taki bardziej wypasiony, jak na te nasze powiatowe warunki. Tak mi przynajmniej mama mówiła, ze dwadzieścia lat temu :)
      Ja sama właściwie w tzw. "mieście" też nie bywam podczas krótkich wizyt w domu. Stacja PKP - Zamoście - stacja PKP :) Tak że nawet nie wiem, gdzie on się mieści.

      Usuń
  5. Bo podejście do szczepień naszych jest z gruntu opaczne... Wprowadziliśmy nakaz, wierząc, że tym uszczęśliwiamy ludzi, dodatkiem czymś, co jest rozdawane niemal darmo lub darmo, czyli w potocznym rzeczy pojęciu u ludu prostego, nie jest nic warte. Gdyby zaś owe szczepionki były towarem (pozornie) trudno dostępnym, trzeba by ich załatwiać, niczem za nieboszczki Peerelki mięso spod lady, o to tak! Tobyśmy mięli pięknie wyszczepione całe społeczeństwo i ani jednego durnia-malkontenta. Wybaczyć upraszam, że do siebie na tekst pewien rzecz ilustrujący zaproszę, ale nadto długi bym go tu wklejał. O wyplenianiu kołtuna
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historię kołtuna niby znałam, ale o tym przesprytnym posunięciu Dietla nie słyszałam, więc dzięki wielkie za linka i za taki zacny post :)
      No i fakt, masz rację, tak by właśnie było. Oczywiście powstałyby też piękne teorie spiskowe na temat, dlaczego szczepionek brak )

      Usuń