To się dawno nie zdarzyło. Zaczęłam czytać pod wieczór i już nie mogłam się oderwać, zarwałam trochę nocki, żeby skończyć. To bardzo przeciwne moim zasadom, bo jak nie zgaszę światła o 23.00, to potem w ogóle nie mogę zasnąć. Starość nie radość i tak dalej.
Z okładki:
Cynk dała Monika. Pofatygowałam się więc na Rajską, gdzie w korytarzu natknęłam się na kobietę, która mnie zna z pracy.
- Pani tutaj???
No faktycznie, dziwne, prawda? Czy ja mam jakiś mało inteligentny wygląd czy co? To może przyszłam po lekturę dla dziecka?
/no dobra, dla wnuka/
Poszukiwania na półce pod literą Z (autor: Zaborek) nic nie dały. Nie ma i nie ma, a przecież przed wyjściem z pracy sprawdziłam, że jest. Zwróciłam się o pomoc. Okazało się, że ktoś włożył książkę między G, w sumie słusznie, bo autorką powinna (też) być pani Alicja, a nie tylko dziennikarz, który przeprowadził wywiad.
W domu książkę podrzuciłam córce, bo sama byłam w trakcie wałkowania tego Kallimacha jeszcze. Przeczytała. Trochę się nawydziwiała, że jak to, to w tych obozach tak lajtowo było? Fakt, można odnieść takie wrażenie, jeśli się nie weźmie poprawki na charakter pani Alicji, na to, że zawsze i w każdej sytuacji postanawiała sobie nie poddać się i przeżyć. Mój Boże, nie dałeś mi nawet jednej dziesiątej tej siły woli i hartu ducha. Zawsze powtarzam, że ja w obozie umarłabym już drugiego dnia - bez herbaty. Pani Alicja jest z tych, co tę herbatę by sobie skombinowali, skoro byłaby im niezbędna do przeżycia.
Pani Alicja odbrązawia obóz, cierpienie i martyrologię, głosi pochwałę życia. Pani Alicja w wieku 92 lat jest jeszcze czynna zawodowo (pracuje jako lekarz w przychodni, oczywiście już nie na całym etacie). Pani Alicja niedawno się zakochała. Pani Alicja bije na głowę wszystkie starsze panie, o mnie, jeszcze nie tak bardzo starszej, w ogóle nie wspominając.
Kapelusze z głów!
Początek:
Koniec:
Wyd. Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2014, 199 stron
Z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam 16 lutego 2016 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Więc tak. W newsletterze z Muzeum Narodowego była wzmianka o pozycji Średniowieczne domy krakowskie Waldemara Komorowskiego, sprzedawanej w muzealnym sklepie. Już nad nią wcześniej debatowałam, sprawdziłam, że taniej nie ma, więc dobrze, zamawiam.
No i powiem Wam, że się nabrałam. Albowiem byłam święcie przekonana, że to duży format. Stron tylko 383, ale za to DUŻYCH. A tymczasem nie. O co mi chodzi? No o cenę :( całe sześć dych, kurczę :(
Niejako przy okazji wzięłam inną rzecz, Urbs celeberrima, wydaną z okazji 750-lecia lokacji Krakowa. Nie prezentuję, bowiem jej jeszcze nie zdołałam przytargać z pracy (albowiem po odbiór musiałam wyskoczyć w godz. 12-15, nie będę się wypowiadać na ten temat), waży chyba z tonę (albo co najmniej pud), bo oczywiście trzeba było ją wydrukować na kredowym papierze. Ta, widzicie, miała cenę przyzwoitą, bo przeceniono ją na 25 zł.
Jeszcze jest Rynek krakowski odkryty na nowo i tu się waham już od dłuższego czasu, bowiem najtańsza opcja to Bonito za 87 zł :( ale ta chyba rzeczywiście jest większa :) no i grubsza, 707 stron.
Potem tak - na wystawie W kręgu Kremerów była gablotka z książkami Antoniny Domańskiej. I była tam taka rzecz, Trzaska i Zbroja. W bardzo ładnym wydaniu Naszej Księgarni. Ponieważ przeczytałam, że rzecz opowiada o czasach Kazimierza Wielkiego, oczywizda w Krakowie, no to zachciałam mieć. Na allegro - niestety - to wydanie NK chodzi drogo. Wzięłam więc inne, trudno się mówi.
Za to za 4,79 zł.
Googluję teraz, ale nie widzę nigdzie tej ładnej okładki. Z allegro też zniknęła.
No a wczoraj...
Wczoraj rano dostaję newsletter z gumtree, a tam oferta sprzedaży całej kanapy encyklopedii i słowników. Za 30 zł. Osobiście jestem zainteresowana Słownikiem języka polskiego i Frazeologicznym. Dzwonię, pan się zgadza na sprzedaż tylko tych dwóch pozycji. Umawiam się więc na popołudnie na odbiór, mimo że ABSOLUTNIE nie planowałam mycia i ubierania się (ja nie pani Alicja, nie mam tej dyscypliny wewnętrznej, raczej wewnętrzne rozmemłanie) - no ale jeszcze ktoś mi podbierze? Udało mi się nawet namówić córkę (potrzebowałam wszak tragarza) na towarzyszenie mi!
I oto:
I niech mi teraz ktoś powie, gdzie te 27 cm upchnąć???
W tramwaju spotkałyśmy koleżankę moją z liceum. Mówi, że przecież jest elektroniczny Wielki słownik. Ładnie pięknie, ale przecież nie będę za każdym razem odpalać kompa, bo coś potrzebuję sprawdzić. Prawda wygląda tak, że odpalony komp działa jeszcze długo... a to pocztę sprawdzić, a to na bloga zajrzeć...
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
Na tym polu nędza z bidą. Od wtorku nic nie oglądałam. Jak widać można żyć bez powietrza...
Codziennie we wczesnych godzinach popołudniowych zaczyna mnie boleć głowa. Biorę Sumigrę, przechodzi, ale już z filmami daję sobie spokój, żeby nie wróciło.
Apteka ma na mnie potężny zarobek (przypominam, że JEDNA tabletka kosztuje 15 zł), ale najgorsze jest to, że neurolog mi skąpi recept. Wypisuje zawsze na 6 opakowań (czyli 12 sztuk) i ani jednego więcej. Gdy się upominałam, że mi nie starcza (następna wizyta za pół roku), niech idzie do rodzinnego. Rodzinna też wypisuje na 6 opakowań. A jeszcze jest taki zybcyk, że nie można ciągle przychodzić z kartką po receptę, bo raz na pół roku trzeba odbyć wizytę. Tak jakby w międzyczasie coś się mogło z moją migreną stać, na przykład... uwaga, wyleczyła się! Żeby odbyć wizytę, należy ją sobie zamówić - stając o 7.00 rano w kolejce pod przychodnią (czynną od 8.00). No serio - fizycznie nie jestem zdolna do takich poświęceń. Korzystam więc z uprzejmości sąsiada, któremu wstać rano to jak splunąć... ale wiadomo, uprzejmość za uprzejmość... nie mam tu na myśli świadczeń seksualnych co prawda...
Ogólnie - od dawna postuluję (nawet w aptece sugerowałam), żeby uruchomić taki program, że specjalista wpisuje danemu pacjentowi dane lekarstwo na jego konto, a apteka przy każdej sprzedaży odnotowuje ilość i lekarz w każdej chwili może sprawdzić, czy wszystko w porządku. Bo z tym samym się użeram, jeśli chodzi o Euthyrox (tarczyca).
No. To by było na tyle, jeśli z kolei chodzi o film :)
A nie nie. Przecież wczoraj obejrzałam jeden. Prawie się nie liczy, bo nie z projektora tylko w kompie, online. W dodatku nie ma nic na YT. Ani na Filmwebie. Ani na imdb. Rzecz nazywa się CITTADINI DEL NULLA, a reżyserem jest uchodźca afgański Razi Mohebi, zamieszkały obecnie we Włoszech. Tematyka - oczywiście uchodcza. W marcu będzie Pod Baranami przegląd filmów afgańskich.
DOMOWO
Odkryłam, że moja córka założyła sobie zeszycik z przepisami kulinarnymi. Na razie zapisała jeden:
Cóż, od czegoś trzeba zacząć :)
A' propos komentarza Moniki:
No już się czaiłam od rana;)
OdpowiedzUsuńPani Alicja- moja mistrzyni, ale masz rację i córka Twoja ma rację, na obóz trzeba patrzeć przez pryzmat charakteru bohaterki. Mnie też Pan Bóg poskąpił hartu ducha i optymizmu. I dlatego tak bardzo podziwiam TAKICH ludzi. Mnie Gestapo złamałoby po godzinie bez picia (wody, wody;)).
Ciekawa jestem Domańskiej. Niedawno postanowiłam odświeżyć sobie Historię żółtej ciżemki i myślałam, że umrę z nudów. Choć już zawsze będzie mi się wydawało, że za Ołtarzem Mariackim musi, no po prostu musi leżeć ten bucik:)
Toteż wstałam o 7.40 :)
UsuńWstałam, bo znów globusowo się czuję i z nadzieją, że jak zjem, to mi przejdzie... zobaczymy. Może to ten smog? Dzień jest bardzo brzydki, szary, na niebie mleko, dobrze, że nie trzeba nigdzie wychodzić.
A' propos "wody, wody".
- Piwa, idiotko!
:)
A ja Historię żółtej ciżemki lubię. Teraz za Ołtarzem leży co innego :) odnawiają górną scenę Koronacji i wywiad doniósł, że właśnie tam się to odbywa :)
Wywiad własnogębny!
A to dziękuję;) U nas też paskudnie, pada, listopad w najlepszym wydaniu. Jestem już po 3 (!) kawach, więc pewnie zasnę koło środy;)
UsuńUwielbiam Bareję!!! Mistrz!!!
Co leży? Kurz jeno?;) Jakby znaleźli jednak tę ciżemkę, to daj znać;)
No w sensie że właśnie ta górna scena tam leży (stoi). Nie zabrano jej nigdzie do konserwacji, tylko tam za ołtarzem robią :) szszsz, tajemnica :)
UsuńAaaaa...kawa już mąci umysł;) Nikomu nie powiem!!!
UsuńMożesz ewentualnie przy marcowej wizycie założyć (ubrać, jak mawiają w Krakowie) chałat i pewnym krokiem udać się za ołtarz, by zasięgnąć języka :)
UsuńNie przypuszczam, żebym się przełamała wewnętrznie, ale kto wie...;)))
UsuńCzytasz kryminał w Pradze, bo trzeba się przygotować do wyjazdu?;))) To co zamierzasz tam robić? I co mnie polecisz jako przygotowanie do wyjazdu do Krakowa?;)))
Usuń..."raz znalazłam w internetowym Słowniku języka polskiego cytat ze swojego bloga? To już wolę, jak się podpierają Sienkiewiczem :)"...ja zdecydowanie wybieram Ciebie!
No, to na wypadek, gdyby w hotelu trafiło się jakieś małe morderstwo albo cuś :)
UsuńA w Krakowie... chyba parę kryminałów naszych masz już za sobą :)
No...jak się tak zastanowię...to krakowskich mało...Szymiczkowa i coś takiego jak Noc zimowego przesilenia...i chyba to już...
UsuńNo a Prowincjonalne zagadki kryminalne?
UsuńA twórczość państwa Kamińskich?
A Pilipiuk?
A ta jakaś taka, co ludzie siedzą zamknięci w instytucie?
Prowincjonalne...to owszem, ale 100 lat temu i już zdążyłam zapomnieć. Pozostałe- nie. A Pilipiuk to co o Krakowie?
UsuńJa mam tylko Księżniczkę, ale są jeszcze Kuzynki i jeszcze coś... zaraz poszukam tej półki z cracovianami z fejsa.
UsuńZajrzyj do Borys Bałter - Do widzenia chłopcy (styczeń 2016). Tam jest link do Krakow.Czyta.pl, gdzie zebrano książki z akcją w Krakowie :)
UsuńAaaaa to już wiem. Pilipiuk to nie bardzo moja bajka, więc nawet nie wiedziałam, że to Kraków:)
UsuńDzięki:)
UsuńMoja też nie, o fantasy czy inne s-f to się nawet nie ocierałam :) ale przykro mi się zrobiło, gdy zniknął malutki antykwariacik przy Dominikańskiej, powiązany z jedną z książek Pilipiuka. Ubyła tajemnica :(
Usuń,,+ nie wysadzić chałupy" <3 Swoją drogą, ja bym nie przetrwała w obozie pierwszego dnia bez mycia... Ewentualnie skombinowałabym sobie deszczyk. Dnia Brudasa nie uznaję.
OdpowiedzUsuńTak, bała się trochę zapalać w piekarniku pod moją nieobecność ;)
UsuńA ja właśnie bez mycia to bym DZIEŃ przetrwała :) Tak sobie myślę, jak by to było, gdyby tylko ta zimna woda była do dyspozycji. Czy mówiłabym sobie może jutro czy też zdobyłabym się na lodowate mycie.
Mi się ostatnio nie chciało włączyć komputera i sięgnęłam po encyklopedię, żeby coś sprawdzić: straciłam może więcej czasu niż na pocztę i blogi ;) Zaczęłam kartkować, przeczytałam jeszcze przypadkowe hasło ze strony wcześniejszej, inne dwie strony dalej... Bawiłam się, że hej.
OdpowiedzUsuńAle taka strata czasu to wychodzi na korzyść jednak :)
UsuńA takie tam internetowe słowniki... wiecie, że raz znalazłam w internetowym Słowniku języka polskiego cytat ze swojego bloga? To już wolę, jak się podpierają Sienkiewiczem :)
Aż wpisałam w google ,,słownik języka polskiego to przeczytałam", ale nie znalazłam. Wstawisz link? :3
Usuńhttp://www.wsjp.pl/index.php?id_hasla=33521
Usuń:)))
Akurat książka pana Komorowskiego warta swojej ceny. Stosunkowo dobry stan badań najstarszych krakowskich kamienic nie znajdował dotychczas odzwierciedlenia w odpowiedniej publikacji. Wszystko zalegało dotychczas w archiwum. Książka powstała w oparciu o rozprawę doktorską autora (takiej jest też chyba założenie całej tej serii). Chwytliwy temat i bardzo niski nakład sprawia, że raczej nie ma co liczyć na promocje :-)
OdpowiedzUsuńNa Urbs celeberrima jakoś nie mogę się zdecydować, bo w całości dostępna w sieci (oficjalną drogą ;-), odnośnie natomiast "Rynku krakowskiego odkrytego na nowo", najtaniej będzie na allegro (miejsce odbioru - pałac Krzysztofory, ale nie sklepik :-) ) Mnie na szczęście udało się nabyć w dniu promocji, za połowę ceny początkowej.
Hm... chyba śledzisz moją pocztę :) albowiem właśnie umówiłam się tamże na odbiór :)))
UsuńNiesamowita jest ta Pani Alicja...może takim optymizmem można się zarazić.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy Ty faktycznie masz migrenę...ona raczej dopada nad ranem;ból połowy głowy jest świdrujący a ogólne samopoczucie jest okropne.....ale ja się na tym nie znam...moje miesięcznice były trzydniowe i takie właśnie. Współczuję Tobie, Twojej kieszeni a ponadto Twojemu żołądkowi, który musi tyle leków przeciwbólowych znieść ....
Pozdrawiam Ciebie i Kraków.....
Córa styl pisania najwyraźniej ma po Tobie ...
Migrenę, migrenę... od dzieciństwa... są takie (i to najczęstsze), które masz od razu po obudzeniu, ale też i te, które narastają w ciągu dnia albo pojawiają się znienacka... w pracy miałam na podorędziu plastikową doniczkę, której używałam w wiadomym celu :) piszę 'miałam', bo odkąd mam Sumigrę, już tak nie cierpię. Ale w ulotce jak byk stoi, żeby nie używać po 65 roku życia. Nie wiem, co wtedy. Ale może nie dożyję :)
UsuńA co ty mówisz! Może migrena z czasem zmniejszy nasilenie tak jak się to u mnie stało, gdy już przestałam być "kwiatem w pełnym rozkwicie"...ha,ha..tego Ci serdecznie życzę.
UsuńAle ja nie zażywałam takich leków a w najgorszym okresie zaczęłam stosować swój poranny, który się okazywał bywało skuteczny....
A na teraz życzę Ci powrotu do oglądania ......dobrego tygodnia...bez migreny.
No, już wiem, że się tydzień zaczął. Przyszła 16.00, przyszła migrena. Bar wzięty... yyyy znaczy Sumigra. Teraz czekam. Do de z takim życiem. Oj, bo przestanę być zadowolonaQ
UsuńBiedactwo....dobrze, że humor Cię nie opuszcza..
UsuńPodrzucam kolejną nowość :-) http://instytutarchitektury.org/witold-ceckiewicz-premiera-monografii/
OdpowiedzUsuńWiem, już wczoraj kupiłam :) Dzięki!
Usuń