No nie. Trzy tygodnie! Trzy tygodnie czytałam jedną książkę!
Ale żebym chociaż czytała!
A tu tymczasem albo dwie stroniczki wieczorem, albo kilka w drodze do pracy - albo wcale!
Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale kompletnie nie odczuwałam braku lektury (tylko delikatne wyrzuty sumienia).
Wychodzi na to, że skupiam się raczej na posiadaniu niż używaniu, fe, wstyd.
Istotnie coś tam nowego przybywa, projektuję nowy regał... a to w związku z zaplanowanym malowaniem pokoju. Najpierw znalazłam w jednym z wnętrzarskich czasopism (hm, te jakoś czytam) kolor 'zapach Prowansji' i postanowiłam nim upiększyć dwie ściany, doszłam do wniosku, że najpierw jednak trzeba wymienić drzwi do szafy, już umówiłam Pana Stolarza na wizytę i mierzenie, gdy stanęłam przed regałem obok, myśląc o dorobieniu na dole szuflad, na górze nadstawki... i wtedy grom z jasnego nieba! Jakie dorobienie do starego grata! Trzeba zamówić nowy! Głębszy, wyższy, z kilkoma szufladami. No i już. Przepadło. Pan Stolarz pobrał miary, poinstruował mnie, ile trzeba liczyć na każdą półkę, na szuflady, wedle tych instrukcji rozrysowałam sobie całość co do pół centymetra, posłałam skan i teraz czekam. I, jak to mówią Włosi, non vedo l'ora czyli nie mogę się doczekać. Powiedział, że do końca lutego zrobi. Ale ja go znam :) Jednakże... dopiero po tych pracach mogę umówić malarza. A wszystko to chciałabym oczywiście skończyć przed świętami.
A, jeszcze krzesełeczko zamówiłam. Wspominałam, że jestem maniaczką thonetów? No. To już będzie ostatnie.
I chciałam zauważyć, że jak 1 stycznia podpisywałam umowę na dodatkowe usługi, płatne 2,5 tysiąca co dwa miesiące, to z planem, że sobie te pieniądze będę odkładać. Na emeryturę znaczy.
Cóż, chyba nie odłożę, zwłaszcza, że przecież Praga w maju :)
A tu jeszcze taka sprawa wyszła, że padła nagrywarka w laptopie. Jako że jeszcze ją obejmowała gwarancja, udałam się do sklepu oddać sprzęcik do naprawy/wymiany. Wcześniej telefonicznie mnie uprzedzono, że trzy tygodnie bez kompa mnie czekają. Hm. Od jakiegoś już czasu dumałam nad zakupem drugiego, bo niby w domu staram się do komputera mało zbliżać, ale jednak... i bywa, że mi córka stoi nad głową i jojczy, kiedy skończę. W sumie każda powinna mieć swój.
Więc... skorzystałam z okazji i nabyłam ten drugi :) Córka wspaniałomyślnie dołożyła mi pińćset, więc nie to, że się wypstrykałam z ostatnich pieniędzy. Mamy tu Windows 10. Stanęło na umowie dżentelmeńskiej, że stary komp po powrocie z naprawy będzie jej, a nowy mój. To dobrze, bo wolę tę dziesiątkę od paskudnego Windows 8. Aliści. Jest tu ta nowa przeglądarka Microsoft Edge. Na początku założyłam, że jej właśnie będę używać. Ale to nieprzeciętne dziadostwo, niestety. I teraz, gdy zaczęłam konstruować notkę, mało nie zwariowałam, dwie godziny prawie spędziłam na użeraniu się i w końcu przeszłam na ściągniętego przez córkę Firefoxa. Niebo a ziemia.
No i jeszcze to. Jak się ktoś zapisze na newsletter z Magicznego Krakowa, to przy każdym kolejnym newsletterze (co tydzień chyba) dostaje też możliwość uczestniczenia w konkursie. I ja pilnie uczestniczę, bowiem celuję na wygranie biletu wolnego wstępu do Muzeum Historycznego. Na razie mi się nie udało, za to wygrałam wejściówki do Loch Camelot. Takie tam przedstawionko, jak ktoś czytał W oparach absurdu, to wszystko zna :) ale taki oto suchar mi się spodobał:
Syn do ojca:
- Tato, chcę się ożenić.
- No no, a z kim że to?
- Z Mieciem.
- Czyś ty chłopie zwariował??? Przecież to Żyd!
Cały nasz antysemityzm pięknie jak na dłoni :) Konsultowałam się z Włochami, czy dla nich ten dowcip ma sens. Otóż nie. U nich byłoby raczej:
- Przecież to Albańczyk!
Dobra, fajnie mi się tu nawija, ale obowiązki czekają, jeszcze chwila, a obiad trzeba robić (dziś znowu jednak ja - patrz niżej).
Więc - Kallimach.
Po Wicie Stwoszu Rożka obowiązkowy wybór. Wszak właśnie Stwosz jest autorem (projektantem) wspaniałego nagrobka Kallimacha w prezbiterium kościoła Dominikanów.
Książka ma już swoje lata, a została wydana w serii Ludowej Spółdzielni Wydawniczej, dedykowanej, jak sądzę, młodym ludziom interesującym się historią.
Takie mam inne pozycje:
Ze skrzydełka:
I z drugiego skrzydełka:
I teraz co. Rzecz napisana potoczyście, widać, że z miłością autorki do bohatera (jej pochwały wydają mi się wręcz miejscami przesadne), na szerokim tle nie tylko polskim, ale europejskim, przede wszystkim włoskim - przypominam, że Kallimach to pseudonim florentyńczyka Filippo Buonaccorsi, który musiał zwiewać przed mściwym papieżem Pawłem II aż w dalekie sarmackie krainy - także węgierskim, gdzie spędził kilka młodych lat Zygmunt Stary. To właśnie szerokie tło pozwoliło rozwinąć pracę Joanny Olkiewicz aż do prawie 300 stron, bo przecież sam życiorys Kallimacha i jego "nowatorskiego, postępowego i twórczego wkładu do polskiej kultury" tyle by nie zajął.
Passus ze strony 155, mówiący o śmierci św. Kazimierza królewicza (jednego z wychowanków Kallimachowych), dał mi jednak do myślenia. Brzmi on tak:
Zgnębiony Kazimierz Jagiellończyk wybudował synowi kaplicę nagrobną przy kościele katedralnym w Krakowie, potem zaś zwłoki świętego królewicza przeniesiono na Wawel.
Jedno i drugie ewidentna bzdura. I co z tym zrobić? Dobrze, powie ktoś, pomyliła się autorka. Ale jeżeli pomyliła się tu, to kto mi zaręczy, że i gdzie indziej nie popełniła błędów? Że tu akurat pomyłkę wychwyciłam, ale ile innych błędnych informacji przyjęłam za dobrą monetę?
Załóżmy jednak, że to jednorazowy wybryk i że ogrom wiadomości zawarty w książce może się tylko młodemu człowiekowi przysłużyć :)
Początek:
Koniec:
Wyd. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza Warszawa 1981, 277 stron
Seria: nie wiem, jak się nazywa :(
Z własnej półki
Przeczytałam 13 lutego 2016 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Przeczytałam wzmiankę o tej książce w ostatnim numerze ALMA MATER, zadzwoniłam do Akademickiej, mają. Ale tym razem coś mnie tknęło i zajrzałam na allegro. Była, za połowę ceny (15 zł), z odbiorem w Nowej Hucie. Tym razem się obeszło bez ekscesów, znalazłam blok od razu :)
To są wywiady z profesorami UJ.
Poniżej jest za to przykład klasycznego machnięcia się.
Zobaczyłam o poranku, że jest na allegro jeden z tych tomów cyklu Krakowskim szlakiem... których mi brakuje - za 36 zł, ale z odbiorem w Krakowie. Więc hop, biorę.
A następnego ranka pojawiły się kolejne (i ten też), u innego sprzedawcy, po 24 zł. Żesz to!
Te znalazłam na półce w Jordanówce i przywlokłam do domu:
Ale przed chwilą zajrzałam do pierwszego tomu Dzieł Sienkiewicza... a tam są te humoreski :) tak więc trzeba będzie się przespacerować jeszcze raz, żeby oddać.
A córka zabrała się za Godzinę pąsowej róży i z dziesięć razy przychodziła do mnie z pretensjami, że taka tępa ta dziołcha, że nic tylko zabić. Wczoraj skończyła, a dziś rano patrzę, a tu w kompie film :) godzi się zaznaczyć, że córka polskich filmów nie ogląda z zasady, biedna jest pod wielkim wpływem amerykanizacji :)
Dotarł wreszcie do mnie pierwszy tom Wyspiańskiego, kupiony na allegro oj dawno temu, odebrany z domu sprzedawcy przez mojego przyjaciela, który blisko tam mieszka, no ale zobaczyliśmy się dopiero teraz.
Potem byłam na wystawie i przyniosłam katalog:
Następnie zajrzałam jednak do Akademickiej:
To już jedenasty tom z serii monografii uniwersyteckich budynków. W życiu tam nie byłam :(
A to obok to katalog innej jeszcze wystawy, na którą dopiero się wybiorę. Strasznie nie po drodze leży ten Dom Zwierzyniecki i bywam tam rzadko. No ale Dębniki to jedna z krakowskich miłości, więc trzeba :)
DOMOWO
A tu oto jak mnie motywuje córka. Do schudnięcia.
Wracam wieczorem z pracy, a pod poduszką znajduję zapakowane w świąteczny papier:
Hi hi hi. To album na zdjęcia sprzed lat, gdzie włożyłam wycięte z jakiegoś francuskiego czasopisma porady gimnastyczne. Pokutuje toto pod sufitem i nawet nie pamiętałam, że jest, a ona tymczasem wynalazła, dorobiła okładkę i voila :)
Poza tym zwróciła się do mnie z pretensją, że ciągle to samo na obiad.
- Nie ma sprawy, jutro będzie co innego, bo zrobisz Ty!
Zawzięła się, dobrze, zrobi. Pizzę.
Za pierwszy razem nieco jej pomagałam (albo inaczej, ona nieco mi pomagała). Za drugim razem odważyła się na samodzielne zarobienie ciasta. Za trzecim razem już tylko spoglądałam czujnym okiem i musiałam zapalić piekarnik, bo tego się boi. Za czwartym razem... gorąca pizza czekała na mnie po przyjściu z pracy.
Tak. Cztery razy pod rząd była pizza. I to się NIE nazywa ciągle to samo na obiad :)
PRYWATA DO DZIOPY Z PODGÓRZA
Odszukałam tych Helclów (a nie było to proste, bo ubzdurałam sobie, że książka jest większego formatu, miejsc, gdzie takie stoją lub leżą, jest zdecydowanie mniej, przejrzałam wszystko i mało mnie szlag nie trafił - no przecież na pewno miałam! w końcu, dla spokoju sumienia, przepatrzyłam inne i wtedy się znalazło). Tak, jak mówiłam, to materiały z sesji.
A ta inna, co po nią chodziłam (bezskutecznie) do Helclów, to będzie ta:
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film japoński RUDOBRODY (Akahige), reż. Akira Kurosawa, 1965
Trailer:
Rudobrody, to lekarz z kliniki dla ubogich do której zostaje skierowany młody lekarz Yasumoto. Początkowo Yasumoto lekceważy swojego szefa i pracę w jego klinice. W miarę upływu czasu zaczyna widzieć, że Rudobrody jest świetnym lekarzem całkowicie poświęcającym się swojej pracy i pacjentom.
9/10
2/ film polski KALOSZE SZCZĘŚCIA, reż. Antoni Bohdziewicz, 1958
Cały film:
Starsze panie - wróżki Terencja i Felicja - posłużyły malarzowi Makowskiemu jako modele do ilustracji bajek. Po wydaniu książki, na przyjęciu w pracowni okazuje się, że we wszystkich egzemplarzach bajek zniknęły strony z ilustracjami przedstawiającymi wróżki. One tymczasem wędrują po Krakowie. Parasol służy im jako antena, dzięki której kontaktują się z "krainą czarów". Zamierzają udać się na szczyt wieży Kościoła Mariackiego, gdzie dostaną "kalosze szczęścia". Dzięki tym niezwykłym butom można dowolnie przenosić się w czasie i przestrzeni.
8/10
3/ włoska komedia romantyczna na nowe tysiąclecie AMORE OGGI (Miłość dzisiaj), reż. Giuseppe Stasi, Giancarlo Fontana, 2014
Trailer:
Cztery przeplatające się (i przewrotne)historie miłosne z początku XXI wieku.
7/10
4/ czeski film ŻELARY (Želary), reż. Ondřej Trojan, 2003
Trailer:
Eliška jest pielęgniarką działającą w ruchu oporu. Gdy naziści zacieśniają obławę na konspiratorów, musi ukryć się z dala od miasta u prostego chłopa Jozy.
8/10
5/ film nr 37 z listy TOP 250 portali IMDB - OBYWATEL KANE (Citizen Kane), reż. Orson Welles, 1941
Trailer:
Kiedy 76-letni Charles Foster Kane, magnat prasowy, na łożu śmierci wypowiada jedno, jedyne słowo, "Różyczka", wszyscy zgromadzeni w ogromnym zamku Kane'a Xanadu popadają w konsternację. Nawet przeprowadzona przez grupę dziennikarzy wnikliwa analiza kronik filmowych nie daje odpowiedzi na pytanie, co oznacza owa enigmatyczna "Różyczka". Ani w życiu publicznym Kane'a, ani jego życiu towarzyskim i zawodowym nie można znaleźć rozwiązania dręczącej wszystkich zagadki. Jeden z reporterów postanawia rozszyfrować znaczenie tego słowa. Najpierw poznaje szczegóły nieszczęśliwego dzieciństwa Kane'a, a potem przeprowadza wywiady z czterema najważniejszymi postaciami z jego życia. Co gorsza, nikt z nich nie potrafi wyjaśnić znaczenia "Różyczki", a rozwiązanie tej frapującej kwestii staje się coraz bardziej odległe...
10/10
6/ kolejne dwa odcinki (9 i 10) rosyjskiego serialu RIEŁTOR
5/ film amerykański NIENAWISTNA ÓSEMKA (The Hateful Eight), reż. Quentin Tarantino, 2015
Trailer:
Kilka lat po wojnie secesyjnej przez wietrzne pustkowia Wyoming podróżują łowca nagród John Ruth (Kurt Russell), znany jako "Szubienica", oraz zbiegła przestępczyni Daisy Domergue (Jennifer Jason Leigh). Ruth ma zamiar doprowadzić kobietę przed oblicze sprawiedliwości. Podczas podróży spotykają innego okrytego złą sławą łowcę nagród majora Marquisa Warrena (Samuel L. Jackson), niegdyś żołnierza walczącego po stronie Unii, oraz Chrisa Mannixa (Walton Goggins), renegata z Południa i samozwańczego szeryfa miasta Red Rock, do którego zmierzają. Podróżni zbaczają jednak ze szlaku podczas zamieci śnieżnej. Schronienie znajdują w zajeździe na górskiej przełęczy, gdzie zostają powitani przez czterech nieznajomych: Boba (Demian Bichir) opiekującego się lokalem, kata z Red Rock Oswaldo Mobraya (Tim Roth), kowboja Joego Gage'a (Michael Madsen) i byłego konfederackiego generała Sanforda Smithersa (Bruce Dern). Gdy gwałtowna nawałnica uderza w górski przyczółek, ósemka podróżników zaczyna rozumieć, że szanse dotarcia do Red Rock są bardzo małe.
8/10
6/ film węgierski SWOBODNE OPADANIE (Szabadesés), reż. György Pálfi, 2014
Trailer:
"Jaką chcesz herbatę? Mamy miętową" – mamrocze starsza kobieta do apatycznego męża, z którym mieszka w zagraconym mieszkaniu. Następnie wstaje i idzie na dach bloku, skąd patrzy na wieczorne niebo nad Budapesztem. A potem skacze. W miarę jak spada, na mgnienie oka spoglądamy w kolejne okna do innych mieszkań. Potem do nich wrócimy. Siedem pięter, siedem identycznie zaprojektowanych mieszkań, ale zupełnie inne światy. Siedem sytuacji, siedem różnych historii, które mimo wszystko łączą tysiące powiązań. To jakby absurdalne, trochę tajemnicze obrazy współczesnej rzeczywistości widzianej w krzywym zwierciadle.
7/10
7/ film amerykański KUMIKO POSZUKIWACZKA SKARBÓW (Kumiko, the Treasure Hunter), reż. David Zellner, 2014
Trailer:
Japonka znajduje ukrytą kopię filmu "Fargo". Wierzy, że jest to mapa wskazująca miejsce, gdzie schowana została duża suma pieniędzy.
7/10
8/ film włoski LA MADRE (Matka), reż. Angelo Maresca, 2014
Trailer:
Oj, jak mi się nie podobało. To niby luźno na podstawie powieści (czy opowiadania?) noblistki Grazii Deleddy, tyle że przeniesione w nasze czasy. W związku z tym nie obeszło się bez scen seksu, nawet w konfesjonale (jako że rzecz dotyczy księdza). Nie jestem purytanką, ale to było dość ohydne.
Nawet nie dałam oceny (inna sprawa, że filmu nie ma na Filwebie).
9/ film polski KRZYŻ WALECZNYCH, reż. Kazimierz Kutz, 1958
Fragment:
Obraz składa się z trzech nowel, do których scenariusze powstały w oparciu o twórczość Józefa Hena. Akcja wszystkich rozgrywa się w czasie II Wojny Światowej. Krzyż: Franek Socha to wiejski fajtłapa i poczciwina. Podczas wojny wykazuje się jednak bohaterstwem i zostaje odznaczony Krzyżem Walecznych. Ma nadzieję, że po powrocie do rodzinnej wsi odzyska uznanie w oczach rodziny i znajomych. Wojnę postrzega jednak tylko jako działania frontowe. Po powrocie do domu przeżywa szok, gdy okazuje się, że wojna dotarła także tu, a z jego wsi zostały jedynie zgliszcza. Pies: Studium duchowej patologii spowodowanej przez wojnę. Do oddziału polskich żołnierzy przyplątuje się bezpański pies. Okazuje się jednak, że zwierzę zostało wyszkolone przez esesmanów do pilnowania jeńców w Oświęcimiu. Polacy wyładowują na nim swą nienawiść. Wdowa: Film pełen humoru i łagodnej satyry. Po wojnie, w małym miasteczku na Ziemiach Zachodnich ludzie próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Do miasteczka przybywa wdowa po bohaterze wojennym. Miejscowi traktują ją niemal jak obiekt kultu. Mało kto dostrzega, że jest ona wciąż młodą i atrakcyjną kobietą, która chętniej niż o żałobie, myśli o przyszłości.
8/10
10/ film amerykański PRAKTYKANT (The Intern), reż. Nancy Meyers, 2015
Trailer:
Obejrzałam, bo rzecz o emerycie, który usiłuje zapełnić pustkę życia pozbawionego pracy, a zwłaszcza po śmierci żony, z którą przeżyli 42 lata - stażem w internetowym sklepie z ciuchami dla kobiet.
A ja lubię filmy o starości.
Niestety, to nie film, to bajeczka dla grzecznych dzieci :(
Nie mam nic przeciwko takich filmom... tylko nie powinnam ich oglądać, to dla mnie strata czasu.
6/10
Jak widać, trochę zmieniłam podejście do swoich wyborów. Daję szansę nowszym filmom :)
No to od razu odszukałam, czy w mojej bibliotece mają "Wyspiańskiego...". I, o dziwo, jest! Nawet obydwa tomy, ale nie ma informacji, czy aby dostępne. Podejrzewam, że mógł ktoś wypożyczyć na wieczne nieoddanie :( Nic to, sprawdzić trzeba.
OdpowiedzUsuńNapawasz mnie wielką radością, że Córunie w pewnym wieku są tak pomocne, twórcze i w ogóle :-)
Moja na razie wciąż tylko ryczy, ulewa i nie śpi. Stwierdzam, że jest kopią swojego brata ;-)
Teraz zaś rozkoszuję się chwilą samotności, bo wszyscy poszli na spacer, a ja, jako żem zasmarkana okrutnie, zostałam w domu.
saxony
Saxony! Więc przede wszystkim wielkie wielkie gratulacje. Cóż za modelowa rodzina :) aż mi żal, że ograniczyłam się do jednego potomka :) Pierwsze lata były wystarczająco ciężkie :)
UsuńNa szczęście wszystko mija, nawet najdłuższa żmija... ale nie wiem, czy Cię pocieszę, że ja odżyłam dopiero po zakończeniu kariery szkolnej przez Córunię. Tyle że nie wszystkie dzieci dają tak popalić :)
Z drugiej strony chyba się szybko zapomina... bo przyłapuję się na tęsknotach za wnuczką (a to raczej nie będzie mi dane).
Sama nie wiem, czy Ci życzyć ozdrowienia, skoro zasmarkanie dają tak wspaniałe efekty ciszy i spokoju w domu :)
No, jak Cię nie ma to nie ma, a jak już jesteś, to człowiek nie wie od czego zacząć notować. Dom Zwierzyniecki wpisuję na listę (jeszcze zdążę się załapać;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że już tam nie ma Lenina :)
UsuńAle chyba jest za to kot Włodzimierz. Przypadek? Nie sądzę;)
UsuńTradycja zawsze mocno stała w Krakowie :)
Usuńo!jest pani,cieszę się,"żelary"widziałam i podobały mi się,mam poza tym książki:"żelary"i"hanulkę jozy"kvety legatowej,pomyśleć,że zadebiutowała po osiemdziesiątce i od razu taki sukces,co do"praktykanta"to lubię takie filmy,chociaż z reguły jestem realistą i do podobnych historyjek odnoszę się z dużą dawką sceptycyzmu-anna
OdpowiedzUsuń:)
UsuńTak, "Żelary" to świetny film, zresztą czeski kandydat do Oscara naonczas. Książki też bym chętnie kupiła, gdyby nie to, że już prawie z beletrystyki zrezygnowałam (w sensie nowych zakupów)... zobaczę, jak sprawa będzie wyglądać po zagospodarowaniu nowego regału, cały czas sobie planuję, gdzie co przeniosę, jak co pogrupuję :)
Miałam napisać ze teraz tajemnica domu Helclów to lektura obowiązkowa, a potem patrze w boczek i widzę, że już w czytaniu :). Ciekawam niesłychanie jak Ci się spodoba.
OdpowiedzUsuńJuż mi się podoba! Wyjątkowo zupełnie! Ma jakiś smaczek dziewiętnastowieczny i czyta się błyskawicznie.
Usuń"nasz antysemityzm"?!!!! Może twój.Jak widać można czytać wiele książek i powtarzać bezmyślnie obiegowe ( w pewnych środowiskach) opinie. Piszę to z przykrością.Magda
OdpowiedzUsuńMagda, przykro mi, że Ci przykro, ale widzę, co się dzieje wokoło i nie próbuję tego zamiatać pod dywan. Gdzie są Żydzi, jest i antysemityzm, na to nie ma rady, obcy pozostają obcymi, a biedni Polacy patrzą na getto...
UsuńAle czasami te dwie stroniczki wystarczą.
OdpowiedzUsuńMiałam tak z "Dziećmi północy" Rushdiego, więcej niż 2-3 strony nie mogłam na raz. I podobało mi się niezwykle, tylko hm, za intensywne dla mnie było?
To inna sytuacja :) mnie po prostu się czemuś nie chciało czytać - nie tego, tylko w ogóle :)
UsuńO! masz krakowskim szlakiem Mehoffera, ja mam Malczewskiego i Stanisławskiego, ciągle do nich zaglądam, i nie wiem dlaczego wciąż nie kupiłam Mehoffera, którego muzeum, bardzo często będąc w Krakowie odwiedzam, a już kawa w mehofferowskim w ogrodzie, to ulubiony rytuał:)i Wyspiański, przejrzałaś?, warto kupić? (to ja, dotąd anonimowe konto m., zalogowałam się nareszcie:)
OdpowiedzUsuńNie przejrzałam jeszcze, miałam czas jedynie znaleźć mu (tymczasowe) miejsce na półce, ale to podstawa wyspiańskologii, jak sądzę :)
UsuńA seria Bednarskiego cenna, bo tyle przynosi informacji o... Krakowie :)
Następne dwie w drodze do mnie (właśnie Stanisławski i Fałat), z tej tańszej opcji.
Smieje sie w glos nad tym albumem z cwiczeniami! Bym sobie tez pocwiczyla, ale jak pomysle, ze musze wlozyc te getry, body i te zlote majtki to mi sie odechciewa. :-)
OdpowiedzUsuńZłotych majtek w moim rozmiarze to chyba nie produkują... choć w Ameryce wszystko możliwe :) Jednakże czy z majtkami czy bez, najbardziej potrzebna silna wola. A tu kiepsko. Zaczęłam niby - jeszcze przed tym prezentem - jakąś domową gimnastykę w typie tej, co to za PRL-u była o poranku w radio, same lajtowe ćwiczonka, do których dorzuciłam przysiady, że niby codziennie jeden więcej. Doszłam do trzynastu i zarzuciłam :)
UsuńGIMNASTYKA TO ZUO!
Jak się czegoś szuka a nie może znaleźć chociaż się wie że to się miało - to jest bardzo irytujące:) Spieszę z info, że jest nowa książka z serii: Wokół - Wokół Biprostalu - bardzo ciekawa oczywiście. Do zobaczenia na wykładzie Magda.
OdpowiedzUsuńWokół Biprostalu ktoś mi wykupił w Akademickiej, zanim zdążyłam tam w piątek dotrzeć :( ale jeszcze będzie.
UsuńA na wykładzie będę dopiero w następny wtorek (na Dietlu).
To ja kupiłam:) jedno było i ja to w piątek kupiłam bo uciekłam z ostatniej lekcji:) i miałam kupę czasu więc poszłam na spacerek do akademicji i poszalałam - ale już nie będę, przepraszam:) Do zobaczenia na Dietla:)Magda
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńWiem, że jedno było, dlatego byłam zawiedziona, że co za pech :)
A już się zbierałam, żeby zapytać, czy to osławiony "slow living" jest przyczyną tego milczenia :) Teraz mogę czytać i czytać, ileż tu wątków, ile cracovianów do zanotowania! Już od dawna chciałam sobie kupić "Szlakiem Stanisławskiego", ale u mnie droga od myśli do czynu zawsze była długa, a teraz chyba jest jeszcze gorzej ;)
OdpowiedzUsuńAż poczytałam sobie szybko coś o św. Kazimierzu, bo tylko mi tak jakoś świtało, że on biedny w Wilnie przecież.
Taille de guêpe powiadasz? I pizza? :) Tu trzeba dokonać wyboru, droga pani. Ja już (niestety dla mojej taille...) dokonałam ;)
Ależ pizza jest przecież dietetyczna! Podobnie jak czerwone wino!
UsuńI tego się będę trzymać!
W ostateczności w weekend risotto imbirowo-limonkowe, bom jakiś przepisik znalazła :)
A czekolada to przecież nic innego jak pokarm roślinny i źródło cennego magnezu :)
UsuńCo do czerwonego wina - honni soit qui mal y pense! Bez niego (książek i paru jeszcze innych rzeczy) życie byłoby nie do zniesienia ;)
Tylko weź dobry ryż do risotto (np. Arborio), nie popełniaj moich błędów, ale myślę, że niepotrzebnie ostrzegam, masz przecież włoskie powiązania, jakkolwiek to nie brzmi.
Czekolady to nie nie nie, ostatnio jakoś mi się udaje unikać, ale wina sobie przecież nie odmówię, prawdaż. Zwłaszcza że skoro działa odchudzająco, to - na logikę - im więcej go piję, tym bardziej się odchudzam, nespa.
UsuńObejrzałam Zelary. Podobał mi się:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń