niedziela, 27 listopada 2016

Fritz Erpenbeck - Sprawa Fatimy


Nagle zrobił się koniec miesiąca, a ja w ciemnej... dziurze. Więc teraz szybciutko, w najbliższych dniach, muszę nadrobić zaległości. To nadganianie ograniczy się głównie do zdjęć :)
Problem polega na tym, że moja mama, która nie słucha, co inni jej mówią, poszła do szpitala, zasadniczo, żeby się dotlenić (cierpi na rozedmę płuc). W tymże szpitalu, idąc z pokoju do łazienki leżącej dokładnie naprzeciwko, po drugiej stronie korytarza, przewróciła się i złamała kość udową. I tym to sprytnym sposobem z pulmonologii przeniosła się na ortopedię. Czy to koniec peregrynacji, nie wiadomo. Wykonano zespolenie kości gwoździem śródszpikowym i czekamy, co dalej. Oczywiście lekarz nie mógł powiedzieć w piątek, że należy kupić kule, inny powiedział o tym w sobotę, kiedy szpitalny sklep jest nieczynny - a już mogła zacząć trening chodzenia z ich pomocą, żeby czym prędzej wyjść do domu (nie może się doczekać, czemu wcale się nie dziwię). Tymczasem Ojczasty żywi się zsiadłym mlekiem i ziemniakami. Mój brat, który mieszka w pobliżu i może coś zadziałać, w tym czasie wybył gdzieś na Karaiby i szczerze mówiąc nie mam serca go ściągać z wymarzonego urlopu. A szpital nie znajduje się w miejscowości, gdzie mieszkają rodzice i co gorsza, jest praktycznie nieosiągalny środkami komunikacji publicznej. Skazana jestem na dowózki przez kuzyna i tylko patrzę, kiedy będzie miał dość. No i oczywiście w tygodniu nie ma mowy o wolnym. Wszystko jest nie tak.

Co nie oznacza, że nie może być gorzej, oczywiście.

A w głowie kłębią się złe myśli.
Mój Boże, jaki to był kiedyś świetny wynalazek, rodziny (domy) wielopokoleniowe. Wszyscy byli na miejscu i problemy z opieką sprowadzały się do uzgodnienia, kto kiedy wychodzi, a kto zostaje.

Nawet się nie chce czegoś poczytać... z rozpaczy zabrałąm sie za kolejną Doncową, w nadziei, że mnie rozbawi, ale też kiepsko idzie.
Więc chwilowo donoszę, że PIERWSZY RAZ W ŻYCIU przeczytałam enerdowski kryminał. Kto wie zresztą, czy nie ostatni, bo nie mam pojęcia, czy mi jeszcze kiedyś coś wpadnie w ręce.
Ten Fritz (brrrrr, źle się kojarzy) stoi na półce, którą powolutku opróżniam - i jego też jutro wyniosę do pracy (pan z ochrony mówi, że jego brat czyta namiętnie kryminały i wszystko przyjmie).


Szczerze mówiąc, takie barwne to środowisko cyrkowców mi się nie wydało. Styl pisania pana Erpenbecka też mi nie przypadł do gustu, a "kto zabił" również nie było zaskakujące. Trochę śmiesznych (dziś) wtrętów politycznych. Przy okazji wróciłam myślami do tamtych czasów, bo wspomina się o morderstwie dla enerdowskiego paszportu. Mieliśmy z moim ślubnym taki epizod - nie morderstwa, co prawda, ale sprawy ni to kryminalnej, ni to politycznej - okradziono nas na zgniłym zachodzie i po powrocie do kraju byliśmy wzywani na esbecję, żeby się tłumaczyć, komu sprzedaliśmy nasze cenne paszporty :) Tak że teczkę na pewno posiadam.


Początek:
Koniec:

Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1973, wyd. I, 80 tys. egz. nakładu, 231 stron
Tytuł oryginalny: Der Fall Fatima
Przełożyła: Janina Szymańska
Z własnej półki
Przeczytałam 10 listopada 2016 roku



NAJNOWSZE NABYTKI

Monika wypatrzyła, ja nabyłam... ale nawet jeszcze nie zajrzałam do środka, taki młyn.



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ W CIENIU (Ve stínu), Czechy 2012
Reż. David Ondříček
Trailer:


Lata 50., była Czechosłowacja. Kapitan policji Hakl (Ivan Trojan) bada sprawę rabunku cennej biżuterii. Pozostawione na miejscu zdarzenia ślady prowadzą do znanego złodziejaszka. Jednak z pozoru prosta sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Po zamknięciu dochodzenia Hakl postanawia na własną rękę kontynuować śledztwo, w wyniku którego zagrożone zostanie bezpieczeństwo jego najbliższych.
[Z Filmwebu]
7/10


2/ OBIECAJ MI! (Zavet), Serbia 2007
Reż. Emir Kusturica
Na YT cały film... tyle że po serbsku :)


"Obiecaj mi!" to pełna temperamentu, nieposkromionej bałkańskiej energii i absurdalnego humoru opowieść o poszukiwaniu prawdziwej miłości. Twórca takich filmów, jak "Underground", "Czarny kot, biały kot" czy "Arizona Dream" przedstawia komedię o inicjacji, a także o zderzeniu tradycji z nowoczesnością. Dwukrotny zdobywca Złotej Palmy powraca na ekrany niezwykle życiową, pełną mocy i wyjątkowego humoru baśnią filmową. To opowieść o chłopaku ze wsi, Tsane, którego dziadek przed swoją śmiercią wysyła do miasta z misją - młodzieniec ma powrócić do domu z ikoną, podarunkiem i narzeczoną.
[Z Filmwebu]
6/10


3/ LISCIO, Włochy 2006
Reż. Claudio Antonini
Całość w oryginale:


Problemy dojrzewającego chłopca, głównie z nieuporządkowanym życiem osobistym matki.
5/10



21 komentarzy:

  1. Tak to jest, gdy rodzice w pewnym wieku zaczynają chorować. Musimy się nimi opiekować. Moja mama też swego czasu miała operację na kość udową. Życzę Ci siły i wytrwałości. Pozdrawiam.
    Zdzisław

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajrzyj do tego Krakowa w wolnej chwili choć na chwileczkę. Bo ja się biję z myślami, czy kupować. Boję się, że będzie sucho, naukowo i nudno.
    Zdrowia dla Mamy, a dla Ciebie...czego tam potrzebujesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dziś wieczorem.
      Hm... czego ja potrzebuję... po namyśle stwierdzam, że też zdrowia, z resztą sobie poradzę :)

      Usuń
    2. No to zdrowia:)
      A ja dziś wieczorem idę do teatru. Wczoraj w Teatrze Narodowym odbyła się premiera Matki Courage i jej dzieci. Cieszę się bardzo, bo zaczynały mi się kończyć spektakle w TN...najlepsza scena w Warszawie.

      Usuń
    3. Fajnie masz z tym teatralnym hobby. W sumie jak często chodzisz?
      A co do książki, to owszem, jest to praca naukowa. Pokrótce omawiająca kolejne tematy i zakresy. Ale dla mnie fajna jednak, bo to czasem jest tak, że zna się detale, a nie ma się obrazu całości, syntezy. No i przebogata bibliografia - do listy życzeń na allegro będzie co dołożyć :)

      Usuń
    4. Statystyczny Polak chodzi do teatru pewnie raz na 200 lat;) Ja chodzę trochę częściej. Od 2 do 6 razy w miesiącu. Gdybym miała więcej kasy...bo to jednak dość drogie hobby jest. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić jak przeciętnie zarabiająca rodzina (powiedzmy 4 osoby) może sobie pozwolić na wyjście do teatru. A jednocześnie, chyba jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby sala świeciła pustkami.

      Kurczę...to brać czy nie brać? Oto jest pytanie...

      Usuń
    5. Coś koło tego :)
      Ale tak się zastanawiam, jak Ty jesteś w teatrze tak często, czy Ci wystarcza spektakli?
      :)
      No nie wiem dokładnie, ile jest teatrów w Warszawie, zresztą pewnie do wszystkich nie chodzisz...
      Z kinem łatwiej.
      A co do cen biletów, to owszem owszem, droga rozrywka. A że sale nie świecą pustkami, to pewnie wynika z tego, że jednak do teatrów chodzi elita. No i częściowo krewni i znajomi królika, na wejściówki :)

      Usuń
    6. Nie chodzę na wszystko, ale za to na niektóre po kilka razy;)

      A z tą elitą to bym nie przesadzała...niestety...czasami jestem zażenowana zachowaniem ludzi. Bo o ubiorze to już nawet nie wspomnę. Ale odkąd słyszałam jak w kościele kobieta odebrała telefon, i widziałam ojca chrzestnego w szortach i japonkach...to rzeczywiście niewiele już mnie zdziwi;)

      Usuń
    7. No dobrze, niech będzie elyta :)

      Mój kolega z pracy, o odmiennych zapatrywaniach, że tak to ujmę, w lecie przychodzi do roboty właśnie w japonkach i takich obcisłych gatkach rowerowych :) myślałam, że nic go nie przebije... ale ojca chrzestnego! ja cię kręcę! co ci ludzie mają w głowach, sieczkę?

      Usuń
    8. Ludzie mają w głowach brak elementarnej kultury. Żadnych zasad, wszystko wolno. Bezstresowe wychowanie.

      Mogę jeszcze opowiedzieć historyjkę, nie wiem czy całkiem a propos. O zachowaniu. Kiedyś byliśmy szkoleni w księgarni, żeby do człowieka zwracać się jego językiem. Nie bardzo wiedzieliśmy o co chodzi. Wytłumaczono nam. Do profesora jak do profesora, do dziecka jak do dziecka. Nooo. Nie trzeba było długo czekać na możliwość konfrontacji teorii z praktyką. Wchodzi dziewczyna i pyta mnie o podręcznik. Nie ma. A kiedy, kurwa, będzie? I co ja miałam na to odpowiedzieć???

      Usuń
    9. :))))))))))))))))))))))))

      No. Tośmy się pośmiali.
      A teraz popłaczemy.

      Usuń
  3. wie pani,raczej rzadko zdarza mi się oglądać czeskie filmy,a zwłaszcza te współczesne,ale jak już mi się coś takiego trafi,to muszę przyznać,że coś we mnie poruszają,nie pozostawiają mnie obojętną na to,co widziałam,te filmy mają w sobie coś takiego..............i "w cieniu"też do takich filmów należy,nie wiem czy mi się podobał,ale))))))))-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film jest dobry... tylko dałam nieco niższą ocenę za lekkie nieprawdopodobieństwo postaci głównej - kapitan Hakl, rycerz bez skazy i zmazy, tak naprawdę by wówczas się nie uchował. Jest też dyskusja wśród widzów, czy miał prawo postąpić, jak postąpił - będąc "obciążonym" rodziną czyli ponosząc odpowiedzialność również za żonę i syna. Z drugiej strony - czy lepiej mieć ojca-tchórza czy martwego ojca?

      Usuń
  4. "...lekkie nieprawdopodobieństwo postaci głównej - kapitan Hakl, rycerz bez skazy i zmazy...",może ma pani rację,ale myślę też,że gdyby taki nie był,to może nie skończyłby tak jak skończył-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne. Zapłacił za uczciwość. Ale w rzeczywistości organy w tamtych latach nie były miejscem dla uczciwych i można się zastanawiać, jakim cudem Hakl został kapitanem...

      Usuń
  5. może został kapitanem na wojnie,milicja i organy z milicją związane były dobrym rozwiązaniem w trudnych powojennych latach,ludzie którzy sie tam zgłaszali do pracy niekoniecznie musieli być zagorzałymi"komuchami",przeczytałam o tym niedawno artykuł,niejednego skusiły zachęty typu mieszkanie,niezła pensja itp. ostatnio przeczytałam trochę literatury obozowej i dowiedziałam się,że nawet tam byli ludzie i ludziska,choć były to wyjątki,to jednak się zdarzały-nie wszyscy łamali kości i wybijali zęby,może hakl też był takim wyjątkiem-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że trudno jest uznawać, że wszyscy byli na jedno kopyto... porządni ludzie też mogli się tam trafić... tyle że raczej wątpliwy byłby ich awans, to mam na myśli.
      Ale - w każdym razie dobry film noir. Lubię ten gatunek :)

      Usuń
  6. zgadzam się z panią,pewnie ma pani rację,tylko tak mi przyszło do głowy,że gdyby hakl już wcześniej się"ześwinił",to w sytuacji w jakiej się na koniec znalazł zachowałby się inaczej,w końcu byłaby to tylko taka "powtórka z rozrywki",a tymczasem hakl zaryzykował życiem swoim i swoich bliskich,nie odpuścił,dlaczego próbuję go bronić?bo czasem,chcę wierzyć,że mimo wszystko zdarzają się jeszcze na tym świecie przyzwoici ludzie,nawet jeśli tylko na filmie-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy chcemy w to wierzyć, pani Anno. Powiem więcej - wierzymy. Tylko zazwyczaj takich ludzi spotykamy na kartach książek lub kinowym ekranie. A oni są wokół nas - tylko trudno może ich dostrzec w codziennym zabieganiu.

      Usuń
  7. O matko! Straszna sprawa z tym złamaniem! Ale szczęście w nieszczęściu, że to się stało w lecznicy. Z tym chodzeniem, to nie jest tak hop siup. Babcia sąsiadki pół roku się rehabilitowała, też z gwoździem.
    Tak więc, dużo zdrowia zyczę Tobie i całej rodzinie.
    Jakie mleko dzisiaj zsiada? Chyba jakieś od baby ze wsi, bo to z kartonu nie ma tych tam bakterii do zsiadania potrzebnych.
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń