No to się Dom Literatów doczekał monografii.
Do tej pory znałam go z publikacji Tadeusza Kwiatkowskiego i różnych rozsianych wspomnień.
Grochowska zebrała, wybrała i opisała.
Czy jestem do końca usatysfakcjonowana?
Sama nie wiem.
Czegoś mi zabrakło.
Może właśnie tego genius loci?
Zresztą autorka wyraźnie mówi, że wielu z dawnych mieszkańców Krupniczej 22 nie chciało rozmawiać i wracać do wspomnień z tamtych lat.
Książkę łyknęłam w dwa dni i ciąglem głodna :)
Ale popatrzcie, jaki ma się inny odbiór słowa czytanego.
Anegdotka o zanietrzeźwionym Gałczyńskim w stołówce.
Gdybym to oglądała jako scenę w filmie, pomyślałabym eee, slapstickowa komedia niczym Charlie Chaplin.
A gdy czytałam, śmiałam się na głos.
Gałczyński szedł przez stołówkę niepewnym krokiem i w którymś momencie, straciwszy równowagę, oparł się o siedzących przy stoliku konsumentów. Wpychając głowę jednego z nich do barszczu.
Obraz literata podnoszącego twarz unurzaną w czerwonej zupie (jakoś nie dopuszczam myśli, że mógł to być barszcz biały) śmieszy mnie ogromnie. Choć nie powinien :)
Cenna sprawa to obszerna bibliografia, zarazem impuls do kolejnych lektur, na przykład Dzienniki Kijowskiego, w życiu nie słyszałam o czymś takim, nie wiem zresztą, czy jest do znalezienia w bibliotekach (wolałabym nie kupować, przez te czeskie książki ostatnio to już jest szaleństwo).
Albo Pierwsza woda po Kisielu, Historie rodzinne.
No zobaczymy, wynotuję sobie na razie :)
Początek:
Koniec:
Wyd. Księgarnia Akademicka Kraków 2017, 332 strony
Z własnej półki
Przeczytałam 11 września 2017 roku
Właśnie mam w czytaniu i po wszybkich cienkich Biografiach, jakie ostatnio wpadły mi w ręce, ta książka wydaje mi się wręcz błyskotliwa. No ale jestem dopiero przy pierwszym rozdziale 😊
OdpowiedzUsuńNo to może ja nie miałam tego punktu odniesienia w postaci cienkich biografii ;) a serio to sama nie wiem, czego bym jeszcze chciała... chyba więcej czy co...
UsuńChoć parę razy rzuciły mi się w oczy pewne niezręczności stylistyczne, dziwne jak na polonistkę. Trochę też mi wadziło przemieszanie warstwy ściśle dokumentacyjnej/informacyjnej (często nudnej po prostu, a zrozumiałej w wypadku pracy naukowej, czemu jednak autorka zaprzecza) z anegdotyczną.
Ale owszem, były też momenty, gdzie Grochowska puentuje opis sytuacji rzeczywiście błyskotliwie.
Trochę wychodzę na malkontentkę... ale czytam teraz monografię pewnego krakowskiego architekta i jestem zachwycona: z jednej strony przystępnością pracy jak by nie było naukowej, a z drugiej wyważonym, stonowanym językiem.
U mnie na razie równiutko pokrywa się kurzem ;-) a przecież była taka niezbędna, tak bardzo chciałam ją mieć od razu...
OdpowiedzUsuńHe he, skąd ja to znam. Spokojnie można było zaczekać - a nuż trafi do Taniej Jatki?
UsuńAle co, jeśli nie?
Więc się kupuje...
No kupuje ��właśnie w tej chwili odebrałam biografię Wyspiańskiego. Ale w tym przypadku lekturę zacznę już dziś!
Usuń