piątek, 20 kwietnia 2018

Francesco M. Cataluccio - Czarnobyl

To była ta chwila zapomnienia w Taniej Jatce. Gdy się dostrzega niskie ceny, traci się z kolei z pola widzenia własne półki... czyli brak miejsca dla nowych nabytków. Z chwilą, gdy skoncentrowałam się na czeszczyźnie (przesadnie), absolutnie nie ma już miejsca dla niczego innego.
Całkiem niedawno robiłam dla tych moich praskich wydawnictw miejsce, usuwając/przesuwając inne (te odeszłe w cień). Skończyło się dwoma stosami na podłodze, które miały zostać zlikwidowane przed świętami, potem zaraz po świętach... no i stoją.
Bo w czym problem?
Kiedyś za nie zapłaciłam przecież i teraz głupio mi tak po prostu wynieść. Że niby powinnam choć część tych pieniędzy odzyskać. Taka gupia.
A tu jeszcze mnie Magda/Dziopa z Podgórza podkusiła - sprzedaj na allegro! Tia. No to część obfociłam, ale na allegro wstawiłam może z pięć (bez rezultatu oczywiście), a reszta czeka. A jak pomyślę, że ktoś kupi i będę musiała pakować-iść na pocztę-stać w kolejce... no to się pukam w głowę.
I dalej leżą.


A tymczasem, jak wspomniałam, wdepłam do tej Taniej Jatki i wyszłam z reportażami.
Na "Czarnobyl" skusiłam się z dwóch powodów: raz, no bo Rosja, dwa, bo Cataluccio. Którego już przecież znam i to z dobrej strony - pisałam tu o jego "Jadę zobaczyć, czy tam jest lepiej".
Tym razem jednak rozczarował mnie.
Mało Czarnobylu w Czarnobylu (powinnam jednak zaopatrzyć się w "Czarnobylską modlitwę" Aleksijewicz raczej), a co gorsza - znów ta koncentracja autora głównie na poszukiwaniu śladów własnej nacji. Czyli połowa książki traktuje o Żydach w Czarnobylu kiedyś tam, dawno temu. Nie umiało mnie to zainteresować.
Ciekawsze było opowiadanie o doświadczeniach Cataluccio ze służbą wojskową czy epizod polski, bo w Polsce właśnie był autor, gdy zdarzyła się czarnobylska katastrofa.
Ale nic nie było na tyle ciekawe, by zostawić jakiś ślad.
No szkoda.



Początek:

Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013, 147 stron
Tytuł oryginalny: Chernobyl
Przełożył: Paweł Bravo
Z własnej półki
Przeczytałam 5 kwietnia 2018 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz