wtorek, 24 kwietnia 2018
Milan Kundera - Nieznośna lekkość bytu
Mam kłopot z tą książką, kłopocik taki.
Byłam święcie przekonana, że czytałam ją w studenckich czasach.
Ale okazuje się, że przekład jest z 1985 roku, a sama powieść powstała zaledwie rok wcześniej.
To już nie wiem.
Zwłaszcza, że w trakcie czytania nic mi się absolutnie nie przypominało (choć to też niewiele znaczy).
Więc chyba jednak nie, nie znałam do tej pory?
Aż mi się wierzyć nie chce.
I na początku ciężko jakoś szło, nie mogłam się wciągnąć. Ale jak już poszło, to poszło :)
I zachwyciło.
I pokazało, że ta lekkość bytu nieznośna, dziś już prawie przysłowiowa, tak używana i nadużywana, rozumiana była przez mnie dość opacznie.
I skorygowało moje myślenie dotychczasowe, że Czechom za komuny to się w sumie tak raczej upiekło (a przecież czytałam Hrabala). Tłumok jestem i tyle.
To chyba pierwsza prawdziwa powieść od roku, którą przeczytałam, poza jakimiś drobiazgami - i miałam szczęście, że na nią właśnie trafiłam. Rzecz świetna.
A jak trafiłam?
Mamy się spotkać w Pradze z przyjaciółką, więc wstępnie omawiałyśmy, gdzie możemy się wybrać na spacer, pomyślałam, że spodoba im się widok z Petrzinu, a będą blisko mieszkać. I tu ona:
- To tam na Petrzinie zdaje się bohaterka Kundery miała zostać zastrzelona.
???
Już nie było odwołania, musiałam pójść do biblioteki :)
A teraz myśli. O życiu, o roli przypadku, o zbiegach okoliczności, o tym, na ile sami o sobie decydujemy.
Początek:
Koniec:
Wyd. W.A.B. Warszawa 2014, 379 stron
Tytuł oryginalny: Nesnesitelná lehkost bytí
Przełożyła: Agnieszka Holland
Z biblioteki
Przeczytałam 17 kwietnia 2018 roku
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz