sobota, 27 grudnia 2025

Monika Szwaja - Gosposia prawie do wszystkiego

Dziwicie się, co? Ja też się sama sobie dziwię 😁 Przyniosłam kiedyś z knihobudki, bo zainteresował mnie ten spodziewany kontrast między gosposią-niedoszłą doktorantką a nowobogackim państwem. Chyba był taki serial kiedyś, polski? Nie? Z Romantowską bodajże, chodzi mi po głowie.

Ale na tym autorka się nie skupiła za bardzo, tylko na stosunkach męsko-damskich. Główna bohaterka przez kilka lat po zamążpójściu zajmuje się z upodobaniem domem, ale gdy zaczyna mówić o powrocie na uczelnię, mąż-adwokat dostaje ataku wścieklizny, popycha ją, w wyniku czego Maria uderza głową o kolumienkę z paprotką i ląduje w szpitalu. Po czym dochodzi do wniosku, że miłość jej przeszła. Teraz trzeba przed małżonkiem uciec (bo tak). Ucieka do Szczecina - i tu, uwaga, gratka dla szczecinian i fanów tego miasta, bo dużo szczegółów topograficznych - gdzie zostaje gosposią, bo ma w tym wprawę, po czym zaczyna się parada kandydatów do jej serca i ręki. Jak jeden z nich pływa, to dostajemy wykład na temat statków offshore; jak drugi jest Rosjaninem i śpiewa, to strona za stroną towarzyszymy Marii (przepraszam, Mareszce, bo to Kaszubka) w przekładaniu Okudżawy i Wysockiego. Tak że - nie pytajcie, po co ja to czytałam... no tak się jakoś stało 😂 

Początek: 


Koniec:


Wyd. Wydawnictwo SOL, Grójec 2009, 349 stron

Z knihobudki

Przeczytałam 27 grudnia 2025 roku 



Tegoż dnia dzisiejszego nastąpiło Wielkie Wydarzenie w życiu moim czyli

Wyprowadzka łóżka rehabilitacyjnego

Po dwóch tygodniach wiszenia na OLX ogłoszenia o sprzedaży wreszcie się ktoś odezwał i to ktoś na szczęście mocno konkretny. Z pytaniem, czy łóżko się podnosi w głowach i nogach, a jeśli tak, to czy można po nie przyjechać w sobotę lub niedzielę. No jasne!!! Choćby natychmiast!

Najlepsze było to, że nawet nie wiedziałam, czy ono się tak podnosi, bośmy tego nigdy nie używali, ale z rysunków na pilocie wynikało, że tak, więc spróbowałam i się zdziwiłam 🤣🤣 Że nawet tak wysoko można łóżko w całości podnieść, co pewnie jest wygodne, gdy się komuś leżącemu robi toaletę. Po 2,5 roku się dowiedziałam 😁 A wcześniej się zastanawiałam, jak ja powycieram wszystko pod spodem, jak tam sięgnę... 

Tak więc wszystko zostało przygotowane i w nerwach oczekiwałam przyjazdu kupującej. W nerwach, czy da się toto wynieść jakoś z domu.  


Tymczasem kupująca nie przyjechała, bo w samochodzie combi oprócz łóżka zmieścili się tylko dwaj panowie do rozkręcania i wynoszenia. Poszło im nadzwyczaj gładko i ekspresowo, w kwadrans było po wszystkim. Materac wynieśli przed klatkę, no bo fakt, mocno zapyziały był 😉 

W chwilę później ja również wyniosłam - ten jasny dywan, który był przez Ojczastego po wielekroć zalany. 

I zostałyśmy z powierzchnią płaską do zagospodarowania. O czym marzyłam od 2,5 roku, powtarzam.

 

Znaczy tam ma wrócić kanapa, ale dopiero w poniedziałek będzie miał wolne ojciec mojej córki, żeby pomóc z przeniesieniem. Więc do poniedziałku mogę myśleć, czy przenosić - czy spać w pokoju, gdzie na ścianie grzyb... Na razie ustawiłyśmy biurko z kuchni, które z powodu choinki zostało wcześniej wyeksmitowane do sypialni - i mam GABINET 😎


Och, jak ja bym chciała mieć taki pokój na stanie! Taki pusty! Na zawsze!

Problemik jeszcze jest takowy, że - widzicie te stosy książek w miejscu na tv? Jak przeniosę kanapę, to i tv trzeba, no ale gdzie dam te knigi??? Część jeszcze przywieziona przez Ojczastego, a część moich cracovianów, które zdecydowałam się wydać sprzedać... hm hm. A ze sprzedawaniem to mi idzie jak krew z nosa, bo nie chcę się bawić w żadne przesyłki, tylko odbiór osobisty w Krakowie 😉 Jak się wkurzę, to wyniosę w pierony do budki i tyle z tego będzie. Ale wiecie, wymyśliłam wreszcie, na co pójdą oszczędności z angielskiej budki telefonicznej (do tej pory 40 zł ze sprzedaży jednej książki). Otóż będzie to skarbonka na remont po wymianie pionu. Dokładam dziś sumę uzyskaną ze sprzedaży łóżka oraz gotówkę od brata pod choinką znalezioną i już jest lepiej 😁

A' propos jeszcze telewizora. Wyświetlił mi się jakowymś błogosławionym przypadkiem PERSIAN JAZZ i teraz słucham i słucham i słucham, codziennie nowe. 


O najnowszych nabytkach nie będę dziś pisać, choć powinnam, bo tydzień się kończy, ale tylko dwie książki przywlokłam, więc może następnym razem. 

W budce natomiast było dziś to - ktoś miał nerwowe święta, ale może skończyło się na strachu 🤣 oraz od paru dni stoją na regale buty narciarskie, coś nie ma na nie chętnych. Nie miałam pojęcia, że to takie ciężkie!


Pochwalę się jeszcze dwiema miseczkami, które brat mi przywiózł z Tunezji (nie znalazł zakładki do książek, o którą prosiłam, może to i lepiej, miseczki się bardziej przydadzą).


I to by było aktualnie na tyle. Oglądam te filmy w ramach ArteKino Festival 2025, ale nic specjalnie nie zachwyca. Może jeszcze coś przeczytam w tym roku? Pannę Marple bym chciała. Dobranoc państwu! 🎄


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz