sobota, 2 października 2010
Truman Capote - Śniadanie u Tiffany'ego
Ciekawe, który to już raz :)
Cóż, choćby sfatygowana obwoluta świadczy o tym, że nie pierwszy. Za każdym razem utwierdzam się coraz bardziej w przekonaniu, że Capote miał genialny warsztat. Któregoś dnia może zabiorę się za "Z zimną krwią", skoro już nabyłam.
Tym razem zaciekawił mnie wpis czarnym atramentem w środku. Oczywiście prezent dla Taty na jego imieniny, ale od kogo? Czyje to pismo? Kto sądził, że ta książka może mu się spodobać? Tata miał półroczną córkę, mieszkał u teściowej i zapewne zdołał już mocno rozczarować się do swojego małżeństwa. Pewnie coraz częściej myślał o swej dawnej miłości, tej niespełnionej, jak w "Śniadaniu...". Czy darczyńca był świadom tego powiązania? Czy ktoś znał Taty historię?
Przeczytane 1 października 2010, inauguracja roku akademickiego :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz