Czyli Cuda w rondelku.
To jest model spędzania wolnego czasu przez żonę, preferowany przez Olega, małżonka Wioli Tarakanowej, milicjanta, który cały swój czas poświęca pracy i w domu bywa jedynie po to, żeby się przespać i coś zjeść. Zamiast dowiadywać się w ostatniej chwili, że kochana żoneczka znowu przeprowadziła prywatne śledztwo i wpakowała się w tarapaty (wpakowała się - po rosyjsku wlipła, prawda, że pięknie?) i musieć ją ratować i wszystko wyjaśniać, wolałby, żeby Wiola siedziała przy garnkach, jakoś by wyżyli z jego budżetowej pensyjki.
Półka z "twardymi" Doncowymi już znana:
i także znany regał:
Właściwie chyba tylko ten z kuchni jeszcze nie był pokazywany, muszę coś stamtąd przeczytać :)
Z okładki:
Piąty tom przygód mojej ulubionej bohaterki Doncowej zaczął się ostro: podczas wizyty Wioli u przyjaciółki wydarza się nieszczęście: umiera we własnym łóżeczku 2-letnia córka Asi Babkinej. Wkrótce potem nieszczęsna matka trafia do szpitala z zawałem i każe Wioli przysiąc, że... odnajdzie jej córkę. Otóż śmierć małej była sfingowana, zamiast Lali podłożono ciało innej zmarłej dziewczynki w tym samym wieku, a wszystko po to, by oszukać męża Asi, z którym ta ostatnia chce się rozstać, ale wie, że on nie odda jej łatwo córki. Asia z pomocą kochanka postanawia udać, że córka umiera, rozwieść się ze ślubnym i potem spokojnie zacząć nowe życie u boku Jerzego i córeczki.
Nawiasem mówiąc - imię Jerzy jest podobno bardzo śmieszne dla Rosjanina - nie wiem, może kojarzy się z jeżem?
Jak można było przypuszczać, wszystko poszło nie tak, Jerzy został znaleziony powieszony we własnym mieszkaniu, a malutka Lala po prostu zniknęła. Wedle planu miała zostać tymczasowo ukryta w klasztorze, gdzie mniszką jest siostra Jerzego, ta jednak o niczym nie wie - i ślad dziewczynki się urywa. Asia Babkina zaklina Wiolę na wszystko, by szukała dziecka i tak zaczyna się kolejne śledztwo.
Na planie domowym zaś Wiola zalewa mieszkanie sąsiadki z dołu i ta z synkiem-antychrystem i wulgarną babką wprowadza się do Wioli i Tamary na czas remontu, który oczywiście przeprowadza Leninid. Dla Wioli będzie to okazja do spróbowania sił na polu wychowywania dzieci. Pewnego wieczora postanawia przeczytać Wańce bajkę o Kopciuszku. Malec, którym ani matka ani babka specjalnie się nie zajmują, stwierdza, że żal mu dziewczynki.
- Ale nie martw się, wszystko dobrze się skończy, książę ożeni się z Kopciuszkiem.
- No właśnie, on zły jest, chce jej zrobić krzywdę.
Na czym polegało nieporozumienie? W bajce padło zdanie, że książę nie mógł oderwać oczu od Kopciuszka :)
Ale najważniejszym wydarzeniem staje się wydanie pierwszej książki, napisanej przez Wiolę - oczywiście jest to kryminał. I tak z korepetytorki, a potem dziennikarki nasza dzielna Wiola zostaje wreszcie pisarką. Jestem bardzo ciekawa, jak dalej będzie się rozwijać jej kariera :)
Początek:
i koniec:
Wyd. EKSMO Moskwa 2002, 326 stron
Tytuł oryginalny: Чудеса в кастрюльке
Z własnej półki (kupione na allegro 26 listopada 2009 roku za 7 zł)
Przeczytałam 25 czerwca 2014 roku
Na końcu książki fragment następnego tomu o Eulampii zatytułowanego Фиговый листочек от кутюр oraz reklamy innych autorek "ironicznych detektywów".
Tu polecają Darię Kalininę, sprawdziłam u siebie i nawet mam trzy jej książki, więc kiedyś tam się zapoznam z tym "wielikoliepnym jumorem" :)
A tu Marinina, dwutomowa powieść Tot, kto znajet:
Nie mam :(
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film rosyjski SYN PUŁKU (Сын полка), reż. Wasilij Pronin, 1946
Jest na YT w całości:
Pierwsza ekranizacja powieści Katajewa.
2/ film włoski CZŁOWIEK ZWANY CISZĄ (Il grande silenzio), reż. Sergio Corbucci, 1968
Na YT trailer:
Koniec XIX w., pogranicze amerykańsko-meksykańskie. Łowcy głów zabijają nie tylko ściganych listami gończymi przestępców, lecz także niewinnych ludzi. Najokrutniejszy z nich, zwany Tigrero albo Loco, morduje nawet kobiety i dzieci. Do miasteczka Snow Hill przybywa niemy rewolwerowiec, by rozprawić się z podłym bandytą.
3/ film czeski HOGO-FOGO HOMOLKA, reż. Jaroslav Papoušek, 1970
Na YT fragment:
Film w reżyserii Jaroslava Papouška jest kontynuacją przygód pewnej przeciętnej, praskiej rodziny Homolków- znanej widzowi z poprzedniej części pt. "Straszne skutki awarii telewizora". Co więcej, w tej odsłonie poznajemy również pradziadków ze strony babci Homolkowej, zamieszkałych na południu Czech. Otrzymując smutną wiadomość, jakoby pradziadek był już na łożu śmierci, Homolkowie udają się w daleką podróż, swoim nowozakupionym samochodem, aby złożyć seniorowi rodu ostatnią wizytę. Co z tego wyniknie?
4/ film japoński ZATOICHI, reż. Takeshi Kitano, 2003
Na YT trailer:
"Zatôichi" jest kinową wersją popularnego japońskiego serialu telewizyjnego. Jest to opowieść o niewidomym mistrzu miecza, tytułowym Zatôichi, który podróżując po kraju staje w obronie niewinnych ludzi. Realizowany w latach 1962-1989 serial bił rekordy popularności w Kraju Kwitnącej Wiśni, jak i poza jego granicami.
Zakochałam się w twórczości Takeshi Kitano i tak sobie oglądam co tydzień jednego :)
Przy okazji odkryłam źródełko... nie, wielkie źródło azjatyckich filmów, na dziś 93 sztuki z Japonii, Chin, Korei Południowej i Hongkongu - mam na dwa lata oglądania (licząc po jednym tygodniowo)! Żal tylko, że nie ma wietnamskich, po jednym takim niebiesko-zielonym filmie wietnamskim uwielbiam te klimaty!
NAJNOWSZE NABYTKI
Nie, nic nie kupiłam. No ale byłam w domu i zabrałam Ojczastemu:
Jeszcze był Meksyk, ale dwie książki nie zmieściły mi się w torebce.
Przy okazji odkryłam, że kupiłam w ostatnich latach parę pozycji, które sobie spokojnie w domu stoją... ech, nie mam już pamięci, stanowczo. Strasznie mnie kusiły Poglądy kota Mruczysława na życie, ale za grube do torebki :(
Kota Mruczysława czytałam :)
OdpowiedzUsuńA ja spróbowałam w dziecięcych latach i okazało się całkiem nie tym, czego się spodziewałam :) odłożyłam na bok i ciągle czeka.
UsuńA, bo dzieciom to zupełnie nie będzie odpowiadać, ba, dorosłym też nie wszystkim... ja na przykład się zawiodłam.
UsuńJa też nie jestem do końca pewna, czy mi podejdzie, ale chciałbym spróbować. Z opisu na Wiki brzmi dość poważnie.
Usuńszukałam jakiejkolwiek wzmianki o 'Grubym' Minkowskiego, wujek G. mnie przekierował tutaj, więc patrzę i patrzę, i oczom nie wierzę!
OdpowiedzUsuńMałgosiu, wspaniały blog!
będę Cię tu nękać!
serdeczności!
pe es. zakończyłam etap poznawania cyrylicy ;-) zanabyłam sobie czas temu jakiś... bajki o zwierzątkach i tak się biedzę, bez większego powodzenia, ze słownikiem w ręku, książką i synem, który uwielbia ilustracje rosyjskich rysowników ;-)
saxony3
:))))
UsuńJa to naprawdę nie rozumiem, po czym się dałam poznać :)
Poznania cyrylicy gratuluję, teraz czas przejść do poważniejszych lektur :) bo to z takimi bajkami różnie bywa, one są zdradliwe i nieraz bardzo trudne!
Kasię i krokodyla trzeba kupić!
hiihih, zdjęcia potęznych regałów i maska wenecka naprowadziły mię, a styl utwierdził!
OdpowiedzUsuńno nie mógł być to kto inny! :)
wczoraj, w ferworze, zakupiłam na allegro Doncowej "Czerta iz tabakerki" ;-)
zobaczymy....
A "Kasię i krokodyla" już wypatrzyłam ;-)
Tylko się nie zniechęcaj po pierwszej stronie! Na początku idzie powoli, ale jak się już wdrożysz, to zobaczysz, co za przyjemność :)
Usuń:)))
OdpowiedzUsuńnie mogę się już doczekać przesyłki!
no i odrobiny czasu!
a bajki faktycznie niełatwa sprawa!
A' propos przesyłki. Do mnie dziś rusza w drogę paczka z dwunastoma Wiolami Tarakanowymi, co mi ich brakowało! Też się nie mogę doczekać, choć czytać będę ho ho kiedy... dozuję sobie po jednej w miesiąc, więc idzie powoli :)
Usuńczyli zapas na rok jest :)))
OdpowiedzUsuńach, mam nadzieję, że kiedyś osiągnę jaką taką biegłość w czytaniu, coby sobie machnąć całą serię, a potem i Annę Kareninę dorzucić!
w dziecięctwie mama kupowała mi "Wiesiołyje kartinki", coś tam z trudem próbowałam sklecać w zdania :-)
byłam, dla mnie niestety, pierwszym, eksperymentalnym rocznikiem rzuconym na naukę języków zachodnich przez zgermanizowane rusycystki :-)))
teraz nakupowałam jednak samouczków, kursów i gramatyk no i tak się biedzę! żeby to jeszcze efekty były ;-)
Pamiętam Wiesiołyje kartinki! A z późniejszych lat (licealnych) - Ogoniok.
UsuńCo do zgermanizowanych rusycystek to pacz pani, myślałam, że to tylko dotyczy jednej mojej osobistej znajomej! Nie wiedziałam, ze to taki TRYND :)
Na Annę Kareninę się nie rzucam, ale spróbowałam już raz - z dobrym skutkiem - Mistrza i Małgorzatę.
Mistrz i Małgorzata! rety! czy w ogóle realne jest, żebym kiedykolwiek...?
Usuńna razie mam wielką ochotę przypomnieć ją sobie w języku ojczystym, bo ostatni raz w liceum czytałam :-) uporam się tylko z Trylogią i biorę się za MiM!
zaś zgermanizowane rusycystki naprawdę istniały, osobiście miałam kontakt z dwiema :)
jedna z nich szlifowała niemiecki podczas WIELU pobytów w Austrii, akcent miała nieziemski :-)
ja zaś pozostałam z poczuciem, że jednak język niemiecki nie jest dla mnie :-)