Márquez to właściwie dla mnie pisarz jednej powieści. Oczywiście wiemy, o którą powieść chodzi. No ale skoro obiecałam sobie, że przed śmiercią przeczytam wszystkie SWOJE książki, to trzeba się zapoznać i z tymi, które do tej pory leżały odłogiem. Tak to sobie motywując sięgnęłam po Opowieść rozbitka.
Z tej tu półki:
Nawiasem mówiąc, wspomnianej powieści tu nie ma. Tak się jakoś dziwnie składa, że mam ją jedynie w wersji... włoskiej. I stoi całkiem gdzie indziej. Wcale zresztą tego włoskiego wydania nie przeczytałam, choć kiedyś zaczęłam. Wolałam jednak pożyczać Sto lat samotności z biblioteki. Czy się jeszcze o polskie tłumaczenie na własność wzbogacę - oto jest pytanie. Wszak oszczędzam miejsce :)
Widok regału. Iberoamerykańcy stoją między biografiami malarzy a Proustem, pod Wańkowiczem a nad młodzieżowymi. Takie towarzystwo.
Pełny tytuł powieści:
A tu początek krótkiego wstępu mówiącego o tym, jak książka ta postała:
A więc reportaż z gazety, ukazujący się w 1955 roku w odcinkach w ciągu czternastu kolejnych dni, a potem jeszcze wydane w całości w dodatku nadzwyczajnym. Cieszący się wielką popularnością, bo dotyczył sprawy zaiste sensacyjne: uratowanego po 10 dniach samotnego dryfowania po morzu marynarza, który znalazł się za burtą (i jego koledzy, którzy zginęli w odmętach) w wyniku nie sztormu (jak to ogłosiły władze wojskowe), tylko trzech wykroczeń, popełnionych przez marynarkę wojenną. Okręt mianowicie, niszczyciel, przewoził kontrabandę i był przeładowany, wskutek czego niezdolny do manewrowania i ratowania rozbitków. Publikacja tego materiału wywołała cały szereg represji ze strony dyktatury, łącznie z zamknięciem dziennika oraz zmuszeniem do odejścia z marynarki głównego bohatera czyli Luisa Alejandro Velasco.
Po 15 latach Márquez, żyjący już poza ojczystą Kolumbią, otrzymał propozycje publikacji tego starego reportażu w formie książkowej, i jak sam pisze, powiedział tak nie przemyślawszy do końca całej sprawy. Podejrzewał bowiem, że wydawcy byli zainteresowani bardziej nazwiskiem pisarza niż wartością książki samej w sobie. Jednak na szczęście są książki należące nie do tych, co je piszą, ale do tych, którzy na nie cierpią i ta jest jedną z nich. Toteż honorarium przeznaczył pisarz dla bohatera, który miał odwagę wysadzić w powietrze własny pomnik.
Jest to pisana w pierwszej osobie relacja z tych dziesięciu straszliwych dni, spędzonych przez Velasco na tratwie, bez jedzenia i wody pitnej, w palącym słońcu, okrążonym przez drapieżne ryby (ach, te rekiny, pojawiające się codziennie o piątej po południu, regularnie jak w zegarku). Próba (udana) złapania gołą ręką mewy i próba (nieudana) zjedzenia jej na surowo. Pochwycenie ryby o zielonym kolorze łusek i dwa kęsy jej mięsa przy jednoczesnym zastanawianiu się, czy nie jest ono trujące. Nieustanne wyczekiwanie na samoloty lub statki ratownicze, które jakoś się nie pojawiały. Upadanie na duchu i powrót sił po przeżuciu kawałka drewna, który zaplątał się w siatkę tratwy. Codzienne majaki i przywidzenia.
Coś mam ochotę przypomnieć sobie Sindbada Żeglarza :) I Szamana morskiego! I Znaczy kapitan!
Spis treści:
Początek:
i koniec:
Wyd. Wydawnictwo Literackie Kraków 1980, wyd.I, 91 stron
Tytuł oryginalny: Relato de un náufrago...
Przełożył: Rajmund Kalicki
Z własnej półki (kupione 7 grudnia 1984 roku w antykwariacie za 80 zł)
Przeczytałam 14 czerwca 2014 roku
Seria Proza iberoamerykańska
Kiedyś był to prawdziwy hit. Nawet ukazała się książka pod tytułem Moja osobista historia boomu i chodziło właśnie o ten boom na literaturę iberoamerykańską, kiedy to rozbiła się bania z hiszpańskojęzycznymi pisarzami i było w bardzo dobrym tonie mieć na półce tę kolorową serię :)
Poniżej dane z roku 1980:
Jak to miło móc napisać NIC OSTATNIO NIE KUPIŁAM... Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć:
- Jak ci nie pasuje, to czemu kupujesz?
No ale to tak, jakby pytać alkoholika, czemu pije. Nałóg jest nałóg i tyle.
Trzymam się więc dzielnie już od paru dni i teraz tylko wytrwać! Nie zahaczyć o allegro! Nie wstąpić do Taniej Jatki ani do Księgarni Akademickiej!
Odwyk!
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film rosyjski KIN-DZA-DZA! (Кин-дза-дза!), reż. Gieorgij Danielija, 1986
Jest na YT po rosyjsku w 2 częściach:
Dwóch ludzi (Wujek Wowa i Skrzypek) po naciśnięciu guzika na urządzeniu trzymanym przez dziwnie wyglądającego człowieka, przemieszczają się na inną planetę. Jest to pustynna planeta Pliuk w galaktyce Kin-Dza-Dza. Mieszkańcy porozumiewają za pomocą sylab, potrafią też czytać w myślach. Cały paradoks Pliuk polega na tym, że ich cywilizacja technicznie jest znacznie bardziej rozwinięta niż ziemska, natomiast społecznie jest bardziej barbarzyńska. Na planecie jest specjalny sposób rozpoznawania istot żywych, polegający na nakierowaniu strumienia światła, gdy zapali się światło pomarańczowe - oznacza to, iż istota jest Czatlaninem (wyższa pozycja w kaście Pliuk), natomiast kolor zielony oznacza Pacaka czyli gorszego. Wujek Wowa i Skrzypek, mają przed sobą długą i pełną przygód podróż, aby wrócić z powrotem do domu.
2/ film włoski NIEMCY - ROK ZEROWY (Germania anno zero), reż. Roberto Rossellini, 1948
Na YT cały film w oryginale:
Edmund jest młodym chłopcem, żyjącym w zniszczonych przez drugą wojnę światową Niemczech. Stara się podejmować wszelkich prac i sposobów na zapewnienie rodzinie jedzenia i szans na przeżycie. Pewnego dnia spotyka swojego byłego nauczyciela szkolnego, który staje się nadzieją dla Edmunda na uzyskanie pomocy.
Wersja dla władających angielskim lub niemieckim:
3/ film czeski STRASZNE SKUTKI AWARII TELEWIZORA (Ecce homo Homolka), reż. Jaroslav Papoušek, 1969
Na YT fragment:
Rodzina praskiego taksówkarza – dziadkowie, ich syn Ludva z żoną i dwoje dzieci – wyruszają w niedzielę na piknik do lasu. Ich odpoczynek zakłóca nagle wołanie o pomoc. Liczni zebrani tam prażanie wsiadają w popłochu do samochodów i kawalkadą wracają do miasta. Rodzina, po zjedzeniu piknikowych zapasów, po długich sporach uzgadnia sposób spędzenia reszty dnia, ale wieczór, który muszą przebyć bez telewizora, który jak na złość się zepsuł, upływa w atmosferze narastającego napięcia. Rodzinna awantura wisi na włosku… Znakomita czeska komedia jest pierwszym z trzech filmów, opowiadających o perypetiach rodziny Homolków. Jej główna wartość polega na umiejętności dostrzeżenia absurdu w sytuacjach pozornie zwyczajnych i normalnych. Ciekawostką jest fakt, iż w rolach bliźniaków wystąpili synowie znanego reżysera, Miloša Formana.
4/ film japoński LALKI (Dolls), reż. Takeshi Kitano, 2002
Na YT trailer:
Czerpiąca inspiracje z tradycyjnego teatru lalkowego opowieść o miłosnych perypetiach trzech par. Trzy przeplatające się ze sobą historie, których bohaterami są: para kochanków wędrujących przez współczesną Japonię, starzejący się yakuza niespodziewanie spotykający swoją narzeczoną sprzed lat oraz sławna piosenkarka i poszukujący kontaktu z nią oddany wielbiciel. Dopracowany wizualnie w najdrobniejszych szczegółach, wyrafinowany stylistycznie film, który miał swoją światową premierę w konkursie ostatniego festiwalu w Wenecji.
Info z Filmwebu.
Mało brakowało, a nie wypełniłabym filmowego planu pięcioletniego z zeszłego tygodnia.
Został mi na weekend Kikujiro. Na moim małym "łóżkowym" odtwarzaczu nie chodzi. Duży odtwarzacz oddany w piątek do naprawy. Drugi duży działa tylko wtedy, gdy podłączy się do niego film na pędraku. Nie chciało mi się kopiować z płytki. Cóż pozostawało? Komputer. Z ZASADY nie oglądam filmów na kompie, bo co to niby za przyjemność. Ale to było z moim poprzednim kompem, który jest już strasznym gratem. Myślę sobie, trudno, odpalę na tym nowym i tak jakoś przebiduję. A tymczasem... świetny dźwięk, obraz znośny - co prawda ledwo wysiedziałam przed biurkiem tak nic nie robiąc, brak przyzwyczajenia :) ale film zaliczony, a komp zdał egzamin.
Tak że cieszę się nieustannie nowym laptopikiem, tym bardziej że udało się zainstalować program katalogowy (który myślałam, że nie będzie chodził z Windows 8) i już nie muszę pamiętać, żeby w pracy (gdzie katalog filmów cały czas uaktualniam) sprawdzić, na której płytce jest dany film, gdy go chcę obejrzeć.
A dla mnie Marquez to to pisarz dwóch powieści, więc teraz jestem ciekawa która z nich to dla Ciebie ta jedyna - zakładam że chodzi albo o "Miłość w czasach zarazy" albo o "Sto lat samotności":) A reszta do nadrobienia.
OdpowiedzUsuńLaptopik klasa.
Dla mnie jednak Sto lat. Miłość mnie tak nie urzekła i nie zaczarowała.
UsuńKurcze, a mi bardziej podeszła "Miłość..". "Sto lat.." ogarnęłam dopiero za którąś z kolei lekturą, gdy przestałam się skupiać nad tym, by rozgryźć kto jest kim w tej książce. Jak zaczęłam czytać "jak leci", bez wyobrażania sobie drzewa genealogicznego rodu Buendia, książka okazała się fenomenalna.
UsuńNatomiast "Miłość..." jest niesamowicie zabawna, no i ten finał!!!
Tak, lepiej się nie skupiać nad tym, kto jest kim, bo inaczej kolejni Aureliano Buendia doprowadzą Cię na skraj rozpaczy :)
UsuńZnam tylko "Sto lat..." i jakoś nie brało mnie na zbieranie tej iberoamerykańskiej serii.
OdpowiedzUsuńOstatnio coraz mniej oglądam. Jakoś straciłam zainteresowanie filmami. Odkąd znów zaczęłam więcej czytać.
A mam co oglądać.
A ja ostatnio podchodzę do filmów na tej samej zasadzie co do książek: zdążyć zobaczyć wszystko swoje :) ale nie obywa się od powtórnego oglądania, nachodzi chętka i już...
Usuńprzeczytałam marqueza"sto lat samotności"i"miłość w czasach zarazy" ale mój absolutny numer jeden,wśród pisarzy iberoamerykańskich i w ogóle wśród żyjących współcześnie,to MARIO VARGAS LLOSA,wielki,bezkonkurencyjny,mój ulubieniec,przeczytałam wszystko,co zostało wydane w polsce-anna
OdpowiedzUsuńVargasa Llosy uwielbiam Ciotkę Julię i skrybę, czytałam ją wielokrotnie, natomiast inne mnie nie ujęły. Pamiętam z czasów młodości, że Ślubny przepadał za Pantaleonem i wizytantkami i konsekwentnie zabrał go ze sobą, gdy się wyprowadzał.
Usuńmnie w"pantaleonie i wizytantkach"podoba się sam zamysł,konstrukcja tej powieści,reszta nie bardzo-anna
UsuńO, "Opowieść rozbitka" to jedna z moich ulubionych książek Marqueza. Żadna inna jego książka nie dostarczyła mi tylu emocji :)
OdpowiedzUsuńPisarzy iberoamerykańskich prawie nie znam, Llosy nie udało mi się polubić, po przeczytaniu "Pochwały macochy" i "Zeszytów don..." poczułam niechęć do tego pana.
prosze pani"pochwała macochy"i"zeszyty don rigoberta"też nie są moimi ulubionymi powieściami llosy,za to"rozmowa w katedrze","zielony dom"i'wojna końca świata"na pewno,co jeszcze?może"miasto i psy",ciekawe co by pani powiedziała o"szelmostwach niegrzecznej dziewczynki"?-anna
UsuńW takim razie muszę sprawdzić, jak odbiorę inne powieści Llosy :) Jeśli chodzi o "Pochwałę macochy", nie podobała mi się tematyka uwodzenia dziecka przez dorosłą kobietę. Macocha jest jedną z najbardziej nielubianych przeze mnie bohaterek literackich.
Usuń