Po wielu wielu latach wróciłam do księżnej Bibesco. Czytałam ją w liceum będąc, jako zafascynowana nieuleczalnie Proustem. Niemniej jednak wolałam Celestę Albaret :) Oczywiście to dwie kompletnie różne relacje: jedna arystokratki-intelektualistki, która WIDZIAŁA się z pisarzem zaledwie trzy razy, a druga to opowieść gosposi, obcującej z nim za to na co dzień... Postaram się w najbliższym czasie wrócić też do Celesty, bom ciekawa swych wrażeń po latach.
Książeczka stoi na półce Proustowo-Faulknerowej. Oczywiście główne dzieło Prousta - jako reprezentacyjne :) - znajduje się w salonie (widać je na zdjęciu-nagłówku bloga). Że tak powiem górnolotnie... bo z salonowego wyposażenia to tam jedynie skromna kanapa i jeszcze skromniejszy telewizor. Dawniej się mówiło DUŻY POKÓJ. Ale jak tu powiedzieć duży pokój o najmniejszym pomieszczeniu w mieszkaniu (pomijając łazienkę i toaletę)?
Z lewej strony jest jeszcze Pańczatantra i Księga papugi, w których to dziełach rozczytywałam się we wczesnej młodości. A po prawej - obowiązkowa Gertruda Stein. A więc jest to półka orientalno-francusko-amerykańska :)
Ze skrzydełka:
Co za kobieta, ta Marta księżna Bibesco! To do niej prezydent de Gaulle powiedział: Utożsamia Pani dla mnie Europę.
Córka rumuńskiego dyplomaty, wydana za mąż za księcia Bibesco (jedna z najznamienitszych rodzin w Rumunii) w wieku 17 lat, odwiedza salony, ale też pasjonuje się historią i pisze. Towarzysząc mężowi w misji dyplomatycznej do Iranu notuje pilnie swe wrażenia i wydaje Osiem rajów, którymi krytyka jest zachwycona. Po II wojnie światowej traci wszystkie swoje dobra w Rumunii - od tej pory będzie mieszkać w Paryżu w pałacyku ofiarowanym jej przez kuzyna, prowadząc światowe życie, ale żyjąc już tylko z pióra i zyskując nawet Legię Honorową. Dziś czytana jest jedynie Zielona papuga (Le Perroquet vert) i Katia. Nigdy nie wróciła do rodzinnej Rumunii, zmarła w 1973 roku w Paryżu.
Prousta poznała przez swych kuzynów Antoniego i Emanuela Bibesco, w czasach gdy Marcel jeszcze Proustem nie był. Mało tego, nosił wówczas wątpliwą ozdobę w postaci czarnej brody! Na Boga! Przecież Proust ma prawo wyglądać jedynie tak:
a nie tak:
Mieszkał jeszcze z rodzicami, częściej wychodził z domu, a nawet odbywał podróże i gromadził zachłannie materiał do swego wielkiego dzieła. Z biegiem lat choroba uniemożliwiała mu w coraz większym stopniu normalne funkcjonowanie, toteż niechętnie widywał się nawet z zażyłymi przyjaciółmi ("nie zobaczę go, będąc nieubranym, w tych moich brudnych trykotach"), pozostawały mu listy (jeśli dopisywały oczy, bo i z tym miewał problemy) czy kontakty telefoniczne, uzależnione od pory dnia, która zresztą była dla Prousta raczej porą nocy.
Księżna Bibesco napisała uroczy wspomnieniowy drobiazg, gdzie z Prousta jest tyle co i z niej samej, bo autorka analizuje siebie filtrując przez fragmenty listów pisarza swe młode lata.
Jakże niedzisiejsze to pisanie, jakże egzotyczne dla nas, ludzi XXI wieku listy Prousta wysyłane do przyjaciół! Te zapewnienia o gorącym uczuciu, ta niezwykła wrażliwość na każdy gest, słowo. Ach, cała Belle Époque zawiera się w tych listach.
Nie istnieje, mój kochany Antoni, nikt, kogo wspominałbym czulej niż Ciebie. Moje samotnicze życie pozwoliło mi odtworzyć sobie w myśli tych, których kochałem, i mój drogi Antoni jest zawsze ze mną jak w owych dniach, gdy okazywał mi tyle dobroci. Ale Ty, po tak długim czasie, czy Ty jeszcze o mnie pamiętasz?
Zachowałem niezwykle miłe wspomnienie spędzonego z Panem wieczoru. Naszym spotkaniom towarzyszą zawsze szlachetni świadkowie, a ich wspomnieniu powabna oprawa: z braku iglicy w Senlis - dzwonki Redona... , a przecież jest to, jak by powiedział pan de Rambuteau, pewne "przedobrzenie", bowiem tło zastąpiłaby nasza wspólna wyobraźnia i, co cenniejsze - nasza obopólna przyjaźń, jeśli to nie jest z mej strony zuchwalstwem.
Mój mały Antoni, choć cały czas myślę o Twoim nieszczęściu - pisał Proust po śmierci matki księcia Bibesco - wyobrażam je sobie najokrutniej; kiedy otrzymałem Twój biedny list, kiedy zobaczyłem Twoje niemal nie do poznania zmienione pismo, te skurczone literki, które zwęziły się jak oczy, co od łez zamieniają się w szparki, było to dla mnie nowym ciosem, zupełnie jakbym po raz pierwszy naprawdę odczuł Twoją rozpacz.
Początek:
i koniec:
Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1973, wyd. I, 112 stron
Tytuł oryginalny: Au bal avec Marcel Proust
Przełożyła: Ewa Fiszer
Z własnej półki (ze zbiorów Ojczastego)
Przeczytałam 10 czerwca 2014 roku
Cudna książeczka. A tak ja zaprezentowałaś, że już by się ja chciało czytać.
OdpowiedzUsuńSkoro niewielka to szybko, by się ją przeczytało. Poszukam.
Kobieta z niej była piękna, jak widać na obrazie.
UsuńProust rozpływał się zarówno na jej urodą jak i pięknem toalet :)
Usuń"Reprezentacyjny Proust"!!! I te figurki!!!
OdpowiedzUsuńA księżna piękna, perfekcyjna personifikacja belle epoque. Niesamowite, że ludzie niecałe sto lat temu potrafili pisać do siebie takie listy właściwie od niechcenia... ludzkość jednak schamiała.
:)))
UsuńA na figurki - nie ma rady. Nie ma takiej siły konkretnie, która by zmusiła moją córkę do uprzątnięcia ich. Były, są i będą.
Ja też czuję się zachęcona do tej lektury :-) muszę jeszcze tylko gdzieś ją odnaleźć
OdpowiedzUsuńŻyczę owocnych poszukiwań :)
UsuńProustomania u mnie w rozkwicie więc z wielką uwagą przeczytałam o tym nieznanym mi tytule. Choć usiłuję upolować Celestę, to teraz i za Księżną wypuszczę pogon, kto wie może szybciej ja ułowię?
OdpowiedzUsuńŻyczę pomyślnych łowów :)
UsuńPewnie słyszałaś też o biografii autorstwa Paintera (2-tomowej) i tomie Proust w oczach krytyki światowej.
Biografie dwutomowa mam pod ręka, jakże, choć bardziej wczytywałam się dotychczas w "W poszukiwaniu Marcel Prousta" Andre Maurois. A Prousta w oczach krytyki światowej jeszcze w rekach nie miałam, dzięki za podpowiedź :)
OdpowiedzUsuńMaurois z kolei ja nie mam :)
UsuńMaurois stareńki, z 61 roku! Wyłudzony zresztą od Rodziny właśnie z Krakowa ;). Może się po tamtejszych antykwariatach gdzieś pałenta.
OdpowiedzUsuńEch, trudno już liczyć na antykwariaty w Krakowie... prędzej Allegro.
Usuń